𝟙𝟜.
☼ —— dwaj detektywi —— ☼
Widząc swojego kolegę siedzącego na trybunach, oby dwaj od razu wystartowali w jego stronę. Ciemnowłosy zaskoczył się tym nagłym i niezapowiedzianym spotkaniem z nimi, albowiem nie spodziewał się, że znowu trafią na siebie całkiem przez przypadek.
Beomgyu od razu zaczął go podpuszczać, zadając dziwne pytania, lecz ostatecznie wybuchł.
— Czemu nam nie powiedziałeś, że randkujesz z Taehyunem?!
Ciemnowłosy chłopak spojrzał na przyjaciela z przerażeniem. Wiedział, że miał przechlapane i wolał, gdyby wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, jednak teraz znajdował się właśnie w takiej niekorzystnej sytuacji i musiał z niej wybrnąć. Jednak zanim cokolwiek powiedział, odezwał się Soobin.
— Możesz spokojnie się wytłumaczyć.
— Co wy tu robicie?
Chłopcy odwrócili się. Za nimi nie stał nikt inny jak Taehyun. Soobin spojrzał pytająco na Hueninga, a Beomgyu tylko z cwanym uśmiechem klasnął w dłonie. Najwidoczniej sytuacja go nieźle rozbawiła. Teraz czekał tylko na wyjaśnienia. Nawet nie było mu ich żal, lecz właściwe nie wiedział dlaczego. Może gdzieś tam głęboko w środku zirytowało go to wszystko i wcale nie miał ochoty na siedzenie tu z nimi.
— Byliście umówieni? — zapytał kpiąco Beomgyu. — Po co się spotkaliście?
— To jest poufna sprawa. — Taehyun rzucił koledze zażenowanie spojrzenie.
Jakaż nadzwyczajna była reakcja blondyna. Szczerze nikogo nawet nie zdziwiła. Beomgyu zwyczajnie rzucił jakiś głupi tekst i zdenerwowany odszedł od nich, schodząc z trybun i wychodząc z boiska. Soobin od razu przeprosił Taehyuna za zachowanie chłopaka, po czym pobiegł za nim, starając się go sprowadzić z powrotem na ziemię.
— Co ci odwaliło?! — Złapał blondyna za ramię, odwracając go w swoją stronę.
— Jestem w cholerę zazdrosny!
Czarnowłosy osłupiał, słysząc te słowa. Od jakiegoś czasu czuł, że jego przyjaciel powoli zaczynał zakochiwać się w Taehyunie. Zauważył to, kiedy przestał mówić o Yeonjunie. I dzięki połączeniu kilku faktów spojrzenie Soobina na tę sytuację totalnie się zmieniło.
— Olśniło mnie, Beomgyu. Oni nie są razem.
— Skąd to niby wiesz?
— Spotykałeś się z Taehyunem, żeby ten pomógł ci z Yeonjunem, prawda? Tak samo jest z nim i z Kai'em. On przychodzi zaczerpnąć informacji o tobie.
— To nie ma sensu.
— Ależ ma!
☼ ———— ☼
„Taehyun, przyjdź do mnie. Ja cały czas mam twoje ciuchy."
Chłopak czekał na odpowiedź, jednak nie otrzymał jej.
„Przyjdź. Wiem, gdzie mieszkasz i sam zaraz do ciebie pójdę."
Znowu nic i to przez jakiś czas.
„No przepraszam!"
„Nie gniewaj się za to, że się obraziłem. Już nie jestem zły. Pogadajmy o tym."
Po raz kolejny brak odpowiedzi.
„Idę do ciebie. Mam nadzieję, że jesteś w domu."
Nic.
„Dobrze, w takim razie idę."
Tak jak postanowił, tak zrobił. Wziął już suche ciuchy kolegi i wyszedł, kierując się w stronę domu szatyna. Cieszył się, że nie mieszkali tak daleko. Przeszedł niespełna pięć minut i już był pod odpowiednią klatką schodową. Drzwi do mieszkania otworzyła mu mama Taehyuna, która z szerokim uśmiechem zaprosiła gościa do środka. Zdążyła zadać mu mnóstwo pytań, zanim wspomniała o swoim synu.
— Ten leń siedzi w pokoju. Idź do niego. Chyba się ciebie nie spodziewał.
— Pisałem do niego — rzekł w odpowiedzi.
Beomgyu zapukał w drzwi, lecz nie usłyszał żadnego, nawet cichego „proszę". Nacisnął na klamkę, powoli otwierając drzwi i zaglądając do środka pokoju. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy, był jeden, wielki syf. Wszędzie porozrzucane były ciuchy, na biurku stało mnóstwo butelek po piciu, gdzieniegdzie walały się opakowania po słodyczach.
Po cichutku wkradł się do pomieszczenia. Taehyun leżał na łóżku, najwidoczniej dopiero co się obudził. Patrzył na blondyna zasypanym wzrokiem. Jego włosy sterczały na wszystkie strony.
— Pogrzało cię? Jest szesnasta! – Beomgyu spojrzał z niedowierzeniem na ubranego w piżamę, leżącego pod kołdrą chłopaka.
— Czego chcesz? — Szatyn podniósł się do siadu.
Beomgyu w odpowiedzi tylko uniósł do góry ciuchy, które ze sobą przyniósł, a następnie odłożył je na tę niezasyfioną część biurka. Dostrzegł na nim dwie czerwone rękawice bokserskie.
— Bijesz się?
Taehyun pokręcił przecząco głową.
— Jak byłem młodszy — odpowiedział. — A teraz wyjdź na chwilę albo w ogóle. Muszę się ubrać.
Blondyn pospiesznie wyszedł z pokoju, czekając jakiś czas na chłopaka. Kiedy usłyszał otwierające się za sobą drzwi, odwrócił się, o mało nie wpadając na szatyna.
— Jeśli chcesz pogadać, to nie tutaj — szepnął, aby jego mama nie usłyszała.
Taehyun wypchnął kolegę na klatkę schodową, po czym sam skierował się w dół schodów. Beomgyu od razu poszedł za nim. Nie chciało mu się stawiać oporów. Wolał zwyczajnie omówić wszystko na spokojnie i jak najbardziej komfortowo dla szatyna. Tak też wylądowali na zewnątrz, przed budynkiem.
— Nie wiem, czemu chciałeś rozmawiać o tym tutaj, ale niech ci będzie.
— W domu nie miałem szansy ucieczki, a wygonić gościa nie wypada — wyjaśnił, ale Beomgyu nie za bardzo zrozumiał ten przekaz. — Chodzi o to, że nie podoba mi się Huening i dobrze o tym wiesz. Trochę się bałem tego wszystkiego, dlatego skłamałem, ale to raczej nie był zbyt dobry pomysł. I chciałbym, żebyś w końcu złamał mi to serce, żebym dał sobie z tobą spokój. Wiem, że nie odwzajemniasz moich uczuć — mówił, średnio pokazaujac emocje, jakby rozwodził się o czymś błahym i niewartym uwagi.
Beomgyu tylko westchnął. Naprawdę zrobiło mu się szkoda Taehyuna, a zwłaszcza dlatego, że nie wiedział jeszcze, co do niego czuje. Faktycznie wolał od razu zgasić jego nadzieję, jednak blondyn sam wierzył, że może im się udać. Nie chciał ranić chłopaka, ale nie miał co do tego wszystkiego pewności. Dostrzegł, że Taehyun coraz bardziej zaczynał mu się podobać, lecz potrzebował jeszcze trochę czasu, zanim cokolwiek zrobi.
— Nie mam pojęcia, co zrobić — wymamrotał, gapiąc się na wszystko inne, tylko nie na szatyna. — Nie chcę, żebyś cierpiał, ale nie chcę też, żeby tracił nadziei, bo ty też w jakimś stopniu mi się podobasz. Tylko... ja nie mogę... Potrzebuję trochę czasu... W sensie chyba oboje... Sam nie wiem. — Język strasznie mu się plątał.
— A co z Yeonjunem?
— A ma coś z nim być? Słuchaj, nie czuję już do niego tego czegoś. Rozumiesz? — zapytał, a Taehyun niepewnie przytaknął.
— Mam nadzieję, że nie przyszedłeś tu po to, abym się w tobie bardziej zakochiwał. Nie oszukujmy się, ludzie uwielbiają podobać się innym. Ty też, Beomgyu. Każdy to lubi.
Te słowa dały mu do myślenia. Po spotkaniu rozpatrywał je na wiele różnych sposobów, ale ostatecznie uznał je za słuszne. Faktycznie przyjemne było dla niego podobać się innym, nawet dziewczynom, a zwłaszcza komuś takiemu jak Taehyun. Przynosiło mu to dużą satysfakcję i podbudowywało jego ego. Nie sądził jednak, aby szatyn był dla niego kimś w rodzaju ofiary, którą mógł owinąć sobie wokół palca, a następnie wykorzystać, zranić i porzucić. Beomgyu nie mógł sobie nawet tego wyobrazić. Taehyun wywoływał w nim mieszane uczucia, lecz w jakimś stopniu podobał mu się i to nie tylko fizycznie.
☼ ———— ☼
— Wiedziałeś o wszystkim, Huening! — krzyknął oskarżycielsko w jego stronę.
— Mówiłem, że tak jest i widzisz? Miałem rację! — powiedział Soobin z buzią pełną pizzy.
Beomgyu oparł czoło o stolik i głośno westchnął.
— Co powinienem zrobić? — zapytał rozpaczliwie.
— Liźnij go i jakoś samo się potoczy. — Huening puścił mu oczko, ale kiedy napotkał mordercze spojrzenie przyjaciela, od razu szukał ratunku. — Może coś jeszcze z tego wyjdzie. Nie martw się. Taehyun to chłopak, przez którego przestał ci się podobać ten przystojny, wysoki, zabawny, miły...
— Nie pomagasz. — Soobin zatkał mu buzię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro