𝟙.
☼ —— srebrny kolczyk —— ☼
W wakacjach piękne jest to, że mamy wiele możliwości na robienie tego, co lubimy. Ważne jest, aby cieszyć się cudownymi, wolnymi od szkoły chwilami i spędzać ten czas po swojemu.
Dla Beomgyu piękne było to, że w końcu mógł spędzić mnóstwo czasu ze swoimi przyjaciółmi, nie martwiąc się nauką i innymi obowiązkami szkolnymi. I choć minęło dopiero kilka dni wakacji, on już wyciągał wszystkich z domów, nie dając im nawet odetchnąć po roku ciężkiej pracy. Obiecał sobie, że tym razem nie zmarnuje ani chwili na robienie bezużytecznych rzeczy. Wiedział, że w końcu jego wielki zapał minie, lecz starał się nie zawracać sobie tym głowy. Cieszył się nową energią, która dawała mu siłę na cudowne przeżycie długiego wolnego.
W parku niedaleko domu Beomgyu właśnie odbywał się festyn z okazji powitania lata. Ludzi troszeczkę się zebrało, a zwłaszcza rodziców z dziećmi. Znajomi chłopaka, którzy mieszkali w okolicy również tam byli, dlatego i go nie mogło zabraknąć. Namówił swoich przyjaciół i udali się tam, aby również świętować.
Ów park połączony był z dość dużym placem, gdzie odbywały się przeróżne zabawy. Wszędzie roiło się od kolorów, sprzętów wykorzystywanych do gier i stoisk z jedzeniem. W samym parku również było dużo hałasu. Na trawie organizowane były mini zawody.
— Chłopcy, wyglądacie na bardzo silnych. Może chcecie wziąć udział w grze? Brakuje nam kilku osób — zwrócił się do nich młody mężczyzna ubrany w przedziwny kolorowy strój. — Nagrodą jest kupon na darmowe lody!
Beomgyu już miał odmówić, kiedy jeden z jego towarzyszy mu przeszkodził.
— Lody! — Huening zaczął skakać wokół chłopaków. — Musimy to wygrać! Proszę, zagrajmy!
— Darmowe lody zachęcają, ale wysiłek fizyczny odpycha. — Soobin skrzywił się, patrząc na linę do przeciągania.
— Dajcie spokój! Sami chcieliście tu przyjść. — Nie dawał za wygraną.
Ostatecznie troje przyjaciół dołączyło do gry. W drużynie byli z kilkoma innymi chłopakami – starszymi i młodszymi. Nie widzieli żadnych szans na to, że mogło im się nie udać. Przeciwnicy wyglądali na z góry przegranych. Jednak jakże rozczarowani byli, kiedy to właśnie oni ponieśli klęskę. W momencie, gdy prowadzący rozpoczął grę, nie minęło nawet 10 sekund, a przeciwna drużyna sprawiła, że pozostali wylądowali prosto na trawie.
Dla Beomgyu gorsze od przegranej był ciężar, jaki teraz dźwigał.
— Złaź ze mnie! — warknął do chłopaka, który właśnie wgniatał go w ziemię. — Jesteś taki ciężki!
Soobin próbował wstać, jednak Beomgyu tak się szarpał, że ciężko mu było w jakikolwiek sposób się podnieść. Ostatecznie udało się, choć szło to naprawdę mozolnie.
— Myślałeś ty kiedyś o diecie? — Poszkodowany chłopak z furią otrzepywał swoje ubranie z trawy. — Widzisz tę dziurę? O tutaj! — Wskazał na swoje kolano.
— Nie dostaniemy lodów. — Huening zwiesił głowę. — To na pewno przez was! Ty — wskazał na Soobina — jesteś za leniwy, a ty — tu przeniósł wskazujący palec na Beomgyu — jesteś za słaby! Spokojnie, wybaczę wam to, jednak musicie mi kupić tego loda, bo to tylko dlatego dałem się namówić na wyjście z domu.
Chłopacy parsknęli śmiechem, słysząc słowa przyjaciela, a ten tylko się oburzył.
— Mam lepszy plan. — Soobin objął go pocieszycielsko ramieniem. — Załóżmy, że... O cholera. — Zrobił przerażoną minę. — Beomgyu, krew ci leci z ucha. Spokojnie, to nic takiego.
Zdezorientowany chłopak dotknął swoich uszu. Na lewej dłoni został delikatny, czerwony, rozmazany ślad. Ponownie złapał się za maleńką ranę i wtedy poczuł, że w jego uchu brakuje jednego z kolczyków. Beomgyu zaczął się nerwowo przyglądać trawie, a następnie kucnął i rozpoczął poszukiwania.
— Pomóżcie mi. Gdzieś tu powinien być srebrny kolczyk — zwrócił się do przyjaciół, a ci po chwili przyglądania się chłopakowi, wzięli się do roboty.
Pierwszy wymiękł Soobin, który po kilku minutach przestał wiedzieć w tym sens. Starał się uspokoić Beomgyu, mówiąc, że był to tylko zwykły kolczyk, jednak nic to nie dało. Kai odpadł zaraz po Soobinie. I tak w dwójkę przyglądali się chodzącemu na czworaka, grzebiącemu w trawie przyjacielowi, który nie mógł pogodzić się ze stratą. Jak sam stwierdził, był to jego ulubiony kolczyk i nie chciał pozwolić na takie rozstanie się z nim.
— Coś ty znowu zgubił? — zapytał chłopak, kucając obok Beomgyu.
— Oh, cześć, Yeonjun — przywitał się.
— Yeonjun! — wykrzyknął Huening, podbiegając do chłopaka. — Co tu robisz?
Nowo przybyły wstał, a zaraz za nim Beomgyu, który wyprostował się jak struna.
— Wpadłem do kolegi. Mieszka tu niedaleko. Zobaczyliśmy, że jest tu tak dużo ludzi i postanowiliśmy wpaść — wyjaśnił. — A wy? Założę się, że jesteście tu z tego samego powodu, co my.
— Tak w zasadzie to... — Kai zaczął opowiadać całą historię, jak to chciał dostać darmowego loda, jednak przegrał w grze. Przy okazji musiał wspomnieć, przez kogo mu się nie udało. Na koniec szturchnął Beomgyu ramieniem, mówiąc o nieszczęśliwym wypadku.
— Szukałem cię znowu i... — urwał nieznajomy, widząc, jak jego przyjaciel rozmawia z kimś.
— Chłopaki, to jest Taehyun. Nie chodzi z nami do szkoły. Taehyun, to Soobin, Huening i Beomgyu — przedstawił ich kolejno. — Wiesz, że ci leci krew z ucha?
Beomgyu szybko złapał się za ranę, uśmiechając się słabo. Zgubiony kolczyk był dla niego najmniej ważną rzeczą w tym momencie.
— Mówiłem ci, że go nie znajdziesz. — Soobin poklepał go po plecach. — Nie trzeba tak przeżywać o jeden kolczyk. Kupi się nowy — powiedział, a Beomgyu posłał mu mordercze spojrzenie.
— Masz na myśli to? — Nowo poznany chłopak schylił się, sięgając trawy.
Po chwili w jego dłoni pojawiło się srebrne kółeczko. Spojrzał na Beomgyu pytającym spojrzeniem, a ten tylko wziął kolczyka i podziękował cicho.
— Jesteśmy ślepi — stwierdził Huening. — Takie zabawy to nie na nasze nerwy.
W końcu chłopcy pożegnali się i troje przyjaciół z powrotem zostało samych. Dwaj zdążyli zapomnieć, że z kimkolwiek przed chwilą rozmawiali, jednak Beomgyu cały czas wpatrywał się w odchodzącego Yeonjuna, dalej trzymając się za ucho.
Pozostali dwaj zauważyli to, ustali po obu stronach przyjaciela i zaczęli wpatrywać się razem. Mimo że byli otoczeni przez tylu ludzi, oni czuli się, jakby zostali tam sami. Pierwszy dopiero przełamał się Huening, który nie mógł już dłużej stać w bezruchu. Chłopak z nową dawką energii zaczął skakać w miejscu.
— Kiedy go gdzieś zaprosisz? No kiedy? Kiedy?! Kiedy?!
Beomgyu wywrócił teatralnie oczami. Nie miał zamiaru po raz kolejny z nimi o tym rozmawiać. Już dawno uznał ten temat za zakończony.
— Widziałem, jak na niego patrzysz. Miłości ani mnie nie oszukasz. — Soobin pokręcił głową z szerokim uśmiechem.
— Na serio to was tak bawi? — Beomgyu skrzyżował ręce. — Nic z tego nie będzie. Ile razy mam wam to powtarzać? Zresztą wy tego nie zrozumiecie. Nie macie takiego problemu.
— Niby tak, ale wiesz... Żaden z nas też nie ma dziewczyny, nie miał i zapewne w najbliższym czasie sobie jej nie znajdzie. — Kai starał się rozluźnić atmosferę. — Jednak powinieneś kiedyś spróbować. I tak z nim za dużo nie gadasz, więc raczej nic nie stracisz.
Beomgyu dobrze wiedział, że jego przyjaciel ma rację, jednak w praktyce to nie było takie proste, jakby mogło się wydawać. Tylko przy Yeonjunie czuł to dziwne uczucie. I tylko przy nim zawsze brakło mu słów, kiedy to normalnie mówił naprawdę dużo. Tak było od dłuższego czasu, a wiedzieli o tym tylko Soobin i Huening. Chłopak nawet nie chciał sobie wyobrażać, co by było, gdyby nagle prawda została wyjawiona wszystkim.
— Soobin, a może mu spodobał się ten kolega Yeonjuna? — Kai puścił oczko przyjacielowi.
— Tak myślisz? Chyba był w guście naszego Beomgyu, co? — Odesłał mu znaczące spojrzenie.
— Oczywiście. Widziałem, jak się zarumienił, kiedy ten chłopak podał mu tego kolczyka. – Przygryzł dolną wargę.
— Jesteście ohydni — wtrącił Beomgyu. — Ile razy wam mówiłem, że nie podoba mi się każdy napotkany chłopak? Czy wy lecicie na każdą laskę, z którą pogadacie, a nawet nie? Nie. No właśnie — mówił oburzony, a jego przyjaciele wybuchli głośnym śmiechem.
Zdenerwowany chłopak nie miał zamiaru słuchać głupot tych dwóch durniów. Zwyczajnie odwrócił się i już prawie zaczął się oddalać, kiedy Soobin stanął mu na drodze.
— Nie ma takiej opcji. Chyba nie po to wyciągnąłeś mnie z domu, żeby teraz tak chamsko sobie stąd pójść. Co to, to nie.
— Właśnie, a mi obiecałeś lody! — Huening klasnął z zadowoleniem w dłonie. — Chyba nie zapomniałeś o tym?
Beomgyu pokręcił tylko głową z dezaprobatą i westchnął głośno. Zawsze wzajemnie się wkurzali, jednak to było najlepsze w ich przyjaźni. Każdy z nich był sobą i wszyscy to lubili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro