[ oneshot - part 2 ]
Zima odeszła. W naszym obszarze wyspy nie padał śnieg (na szczęście!), występował on tylko na Kolanie Tytana. Mimo, że w tym czasie temperatury nie obniżyły się gwałtownie, to i tak przyjemnie było przerzucić się z powrotem na lekkie ubrania. Chodzenie w płaszczach mnie dołowało. Skrzydłaki śpiewały radośniejsze pieśni, rozkwitały nowe rośliny. Wszystko budziło się do życia. Dni stawały się dłuższe, a noce krótsze. Nauka jednak sprawiała, że nie korzystałam całkowicie z mej ulubionej pory roku. Humor poprawiał mi jednak nadchodzący wiosenny festyn, urządzany co roku w Błyszczącej Dolinie, która leżała trochę za miastem, co dodawało jej uroku. Wraz z Raine uwielbialiśmy przesiadywać całymi letnimi dniami w tym miejscu, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, zapuszczaliśmy się w głębię lasu, w którym nie raz się zgubiliśmy. Miejsce to było jednak dla nas ważne, tak samo jak Wzgórze.
W szkole panowało napięcie, bowiem egzaminy końcowe, jak i te coroczne, były już za pasem. Miały odbyć się bowiem już za dwa tygodnie. Każdy cały czas chodził zestresowany, nawet odpoczywaliśmy w stresie.
- U was też tak było? - zapytałam któregoś razu Lilith. - Czuję się okropnie. Jakby to był jakiś... Nie wiem, wyścig szczurów, kto będzie najlepszy i tak dalej. Jestem pewna że nie zdam z obliczeń. Czarna magia przez duże C.
- A myślisz że co? Co roku jest to samo. Po prostu chcecie wypaść jak najlepiej bbo zależy od tego wasza przyszłość. Chociaż... Sama nie wiem czy nam, młodym wiedźmom nie przyszło decydować o tym zbyt wcześnie. Nawet nie jesteście jeszcze dorośli!
Jej słowa to była prawda. Przecież sama postanowiła zaczekać jeszcze rok z wstępowaniem do Sabatu. Ciężko jest decydować o tym, kim się kiedyś będzie mając wciąż w głowach głupoty. Czy jak skończę 19 lat to nagle one mi z niej wyparują? Może tak być, przecież wszyscy dorośli są... Zbyt poważni i nudni.
Nadszedł wyczekany przeze mnie (i zapewne również przez wiele innych osób) dzień. Zerwałam się wcześnie rano, wiedząc, że dzisiaj nie muszę myśleć o tej wielkiej gonitwie zwanej nauką. Miałam dobry humor. Najszybciej jak mogłam umyłam twarz i włosy. Wysuszyłam je, a następnie się ubrałam. Włożyłam na siebie białą koszulę i spodnie na szelkach. Stwierdziłam, że zwiążę też włosy, tak dla wygody. Zeszłam prędko na dół. Zastałam tam mamę i moją siostrę, które właśnie nakrywały do stołu.
- Jesteeeem! - krzyknęłam radośnie wbiegając do pomieszczenia.
- Głośniej się nie dało? - mruknęła Lilith przecierając oczy.
- Nie mnie to wiedzieć Lily! Co dzisiaj jemy i... Oh, tata znów w rozjazdach? - gdy zobaczyłam na stole tylko trzy nakrycia mój uśmiech znikł.
- Niestety. W nocy dostał telefon że jest potrzebny na północy. - westchnęła mama kładąc dzbanek z sokiem.
- Słabo. Czyli idziemy tylko we trzy?
- Na to wygląda. Babski dzień, no nie dziewczynki? - zauważyłam jak mama unosi kącik ust w lekkim uśmiechu. Wiem, że na pewno nie była zadowolona z sytuacji, ale najwyraźniej nie chciała, byśmy chodziły bez humoru.
- Wchodzę w to. - powiedziałam siadając przy stole. - Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Co jemy?
Wyszłyśmy z domu około dwie godziny później. Na miejsce festynu dotarłyśmy używając bereł. Ja jeszcze nie posiadałam swojego, więc leciałam wraz z siostrą. Już z góry widziałam, jak wielka ilość ludzi zdążyła się już zgromadzić w Dolinie.
Gdy wylądowałyśmy, od razu zaczęłam rozglądać się za Raine. Wiedziałam jednak, że pewnie ich w tej chwili nie wypatrzę. No cóż, chyba zobaczymy się później.
Rozpoczęłyśmy spacer po całym terenie imprezy. Wokół było pełno stoisk z rozmaitymi przysmakami czy grami. Uwielbiałam ten klimat. Dosyć szybko zaczęłyśmy wydawać pieniądze na różne bibeloty, które nie przydadzą nam się w życiu w żaden sposób. Widziałam jak mama kręci głową z niedowierzaniem. Nie znosiła ona bowiem niepotrzebnego wydawania pieniędzy, ale ten jeden raz w roku nie marudziła, jak to miała w zwyczaju.
Grałyśmy w różne gry, takie jak na przykład uderzanie młotkiem w demony, wyłaniające się z ziemi. Okazało się, że jestem w to całkiem dobra.
- Edalyn, skąd ty masz w tym taką wprawę?
- Miałam świetny obiekt na którym mogłam ćwiczyć. - uśmiechnęłam się chytrze i rzuciłam spojrzenie na Lilith.
- Ale żeby tak własną siostrę...
Dzień mijał bardzo przyjemnie. W pewnym momencie udało nam się pozbyć matki, która spotkała jakąś swoją koleżankę za czasów szkolnych.
- Takie momenty są najlepsze, mówię ci Lily! - zaśmiałam się biegnąc pomiędzy ludźmi. Było ich tu pełno, dookoła było słychać śmiech i rozmowy pomiędzy wiedźmami. Niestety, po Raine ani śladu. Pewnie mieli jeszcze ostatnie próby przed występem. Westchnęłam. Powoli już zachodziło słońce, co oznaczało, że niedługo rozpocznie się zabawa.
- Idziemy coś zjeść? - spytała Lilith stając koło mnie.
- Pewnie. Co powiesz na... Stek z Yeti?
- Jak chcesz to jedz. Wiesz, że nie przepadam za mięsem. Ja biorę owoce morza. - powiedziała i ruszyła w stronę stoisk z jedzeniem. Poszłam za nią w podskokach.
Chwilę później siedziałyśmy przy stole. Obserwowałam tłum, który powoli zaczął zmierzać w stronę polanki, na której odbyć się miała potańcówka. Żułam powoli mięso wpatrując się w te wszystkie istoty.
- Pospiesz się, błaagam. Chcesz się spóźnić na występ twojego go...
- Nie. Już kończę. - powiedziałam i przełknęłam ostatni kęs. Wstałam i wyrzuciłam papierową tackę do kosza na śmieci. - Idziesz? Chyba się nie chcemy spóźnić. - udałam ton głosu mojej siostry.
- Kiedyś pożałujesz wszystkiego, co mi zrobiłaś. - rzuciła Lilith.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce, zabawa zdążyła się już rozpocząć. Widzieliśmy mnóstwo stworzeń które tańczyły. W powietrzu czuć było magię i szczęście. Klimatu nadawały również latarenki, które zapalono, ponieważ było już ciemno. Słyszałam... Naprawdę piękną muzykę. Wszystkie instrumenty tak cudownie ze sobą współgrały, podobała mi się ich harmonia i brzmienie. I nagle zobaczyłam ich. Pląsających po scenie, ze skrzypcami w dłoniach. Mieli zamknięte oczy i uśmiech na twarzy. Prezentowali się tak dostojnie. Nie mogłam się nadziwić temu, jak swobodnie się zachowywali. Ani śladu tremy. Uśmiechnęłam się. Musiałam patrzyć na nich dłuższą chwilę, gdyż poczułam, jak Lilith szturcha mnie ramieniem, by wybudzić mnie z transu.
- I ty mi nie wmawiasz, że nic między wami nie ma? Widać jak na nich patrzysz. Przestań zaprzeczać faktom siostrzyczko.
Dosłownie moment później moją siostrę otoczył wianuszek dziewcząt.
- Jeny, Lilith! Tu jesteś!
- Szukałyśmy cię cały dzień ty idiotko!
- Gdzie byłaś? O, hej Eda! Chodź z nami Lily! Mamy ci coś do pokazania.
Wszystkie piszczały tak, jakby nie wiadomo co się stało.
- No idź z nimi. Nie jestem już dzieciakiem, umiem radzić sobie sama. - powiedziałam do siostry.
- Nie zgub się. Spotykamy się tutaj... Nie wiem, za godzinę, dwie?
- Jasna sprawa, leć, paaaa! - rzuciłam do niej. Widziałam jak się śmieje, i biegnie wraz ze swoimi przyjaciółkami gdzieś na bok. Westchnęłam, i znów spojrzałam na Raine.
Byli w swoim żywiole. Wiedziałam, że kiedyś będą znani na całą wyspę. Każdy jej mieszkaniec będzie znał ich imię. Zasługiwali na to w stu procentach.
Po jakimś czasie poczułam się dziwnie. Czułam, że muszę chociaż na chwilę odejść od tego zgiełku. Wzięłam z najbliżej stojącego stołu jakąś lampę i poszłam szybkim krokiem w stronę lasu. Czemu akurat tam? Nie miałam zielonego pojęcia. Czułam, że tam znajdę chwilę wytchnienia. Oddalałam się od hałasu i dźwięku muzyki. Zagłębiając się w las słyszałam odgłosy nocnych stworzeń. Otaczały mnie ogromne pomarańczowe drzewa. Czułam się bezpieczna. Dotarłam nad strumyk. Usiadłam przy jego brzegu, a obok siebie postawiłam lampę. Westchnęłam i wyciągnęłam z kieszeni spodni zdjęcie zrobione parę lat temu. Przedstawiało ono mnie, Raine i Lilith podczas jednego z festynów. Byliśmy wtedy dziećmi. Pamiętam doskonale tamtą chwilę.
Siedząc tak rozmyślałam. O życiu. O przyszłości. O swoich uczuciach. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło. Jednak nie sądzę, bym siedziała tu długo. W pewnej chwili usłyszałam kroki. Poczułam ciarki na plecach. Nie, spokojnie, żadne dziwne stworzenie cię nie zaatakuje... Raczej... Nie odwracałam się. Nagle usłyszałam głos. Dobrze znany mi głos.
- Widzę, że wspominasz stare dobre czasy. - Raine. To oni. Odetchnęłam z ulgą.
- Już myślałam że coś mnie chce zaatakować. A to tylko ty... Czekaj, nie powinniście być tam, na polanie?
- Mamy przerwę. Widzieliśmy cię wcześniej i zauważyliśmy, że gdzieś zniknęłaś. Postanowiliśmy pójść twoim śladem. Wciąż to trzymasz? Sądziliśmy, że wywaliłaś to już dawno temu. - siedli koło mnie.
- Wyobraź sobie że trzymam. Czasami bardzo miło jest mi wracać do dawnych lat. Wszystko było wtedy łatwiejsze i... Lepsze. Czemu teraz nie może tak być? Jeny, ależ się rozgadałam. Dobra, więc... Dlaczego tu jesteś? Co cię skłoniło by pójść za mną? - spytałam.
- Zauważyliśmy, że zniknęłaś. Trochę się zmartwiliśmy. No i... jakoś tak wyszło. Potrzebowaliśmy też na chwilę uciec od tego zgiełku. Jakoś tak wyszło. Chodź. Wracajmy. Zjemy może coś dobrego. Nie będziesz tu tak siedzieć całą noc. - wstali i podali mi rękę. Chwyciłam ich ciepłą dłoń. Nie wiem co mnie podkusiło, by zrobić coś, czego prawdopodobnie będę strasznie żałować.
Straciłam nad sobą panowanie, poczułam, że muszę. Spojrzałam im w oczy i powiedziałam następujące słowa:
- Chyba mnie po tym znienawidzisz. Z góry przepraszam.
A następnie ich pocałowałam. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Chyba mogłam to inaczej zaplanować. Zaraz, ale tego nie planowałam. Poczułam na swoich ustach suche usta Raine. Zastygliśmy tak przez moment. Oddaliłam swoją twarz od ich twarzy.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho. Czułam, jak wwiercają we mnie swoje spojrzenie.
Nie pamiętam, co się później działo. Jedynie krótkie urywki. Powrót na polanę. Żadnego słowa podczas drogi. Lot na berle do domu. Kilka zamienionych zdań z mamą. Słuchanie plotek, których Lilith dowiedziała się od swoich koleżanek. Moment, kiedy siedziałam na łóżku i patrzyłam się w przestrzeń. Dlaczego? Zastanawiałam się. Czemu do cholery to zrobiłam? Mówili, nie działaj pod wpływem chwili. A ty? Ty idiotko miałaś wszystko gdzieś! Mogłaś się zastanowić trzy razy, TRZY!
- Co ci? Halo, Eda. Żyjesz? - otrząsnęłam się, słysząc głos Lilith.
- Pstro mi, nie żyję, odczep się. - warknęłam i odwróciłam się od dziewczyny.
- Jestem twoją siostrą, nie masz się czego wstydzisz. No Eda, powiedz coś.
- Co cię to interesuje? Idź, jestem zmęczona. - schowałam się po kołdrą i nie odezwałam się już ani słowem do siostry.
Rozpoczął się jeden z najcięższych tygodni w moim życiu. Rozpoczęły się egzaminy. Miały trwać one przez cały tydzień. Ciężko było mi zmrużyć oczy chociaż na chwilę, bowiem a to zastanawiałam się, co się stanie jak nie zdam, a to o przyszłości. Nękały mnie również myśli o Raine. Nie wiedziałam, jak zareagowali w środku na mój pocałunek. Wmawiałam sobie, że tym oto sposobem wszystko zepsułam, dlatego, że kierowałam się sercem, nie głową.
W szkole się ze sobą nie kontaktowaliśmy. Bo jak tu porozmawiać spokojnie, kiedy wokół ciebie krążą tłumy poddenerwowanych nastolatków, których za chwilę czeka chwila, która zaważy o ich przyszłości?
Egzaminy miały odbywać się w formie pisemnej i praktycznej. Przez pierwsze trzy dni rozwiązywaliśmy testy o historii wysp, ich geografii i rodzajowi magii, którego uczyło się przez całą szkołę. Co mnie podkusiło by iść na profil eliksirów? Czarna magia. Czemu?
Gdy wracałam każdego dnia po napisanym egzaminie, padałam na łóżko i drzemałam przez jakieś dwie czy trzy godziny. Następnie brałam się za powtarzanie informacji i umiejętności na następny dzień. Potem wiadomo, kolacja i pytania w stylu "Jak ci poszło?", "Trudne było?", "Jak poszło Raine?", "Ale czemu nie rozmawialiście?" i tym podobne. Moje odpowiedzi nie były jakoś szczególnie konkretne. "Nie wiem", "Nie było tragedii", "Nie mam pojęcia", "Nie ma czasu".
Jednak w końcu to szaleństwo dobiegło końca. Kiedy ostatniego dnia wróciłam do domu, krzyknęłam tylko: "Jestem w swojej jamie, jak komuś zachce się mi przeszkadzać to przysięgam , że zagryzę!" i ruszyłam do swojego pokoju. Natychmiast położyłam się na łóżku i schowałam się pod kołdrą. Przez chwilę jeszcze rozmyślałam, że świetnie, że to już koniec, a moment później zasnęłam.
Następnego dnia obudziłam się bardzo wypoczęta. Czułam dziwną ulgę na myśl, że teraz praktycznie nie muszę się już uczyć. Mogłam robić to, co chciałam i nie przejmować się szkołą. Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się. Na podłodze mojego pokoju walały się różne papiery, widziałam też, że na biurku leżały książki pootwierane na losowych stronach. Panował ogromny bałagan. W oczy rzuciła mi się jeszcze jedna rzecz. Okno było otwarte, a na parapecie leżała złożona kartka. Podeszłam do okna i wzięłam kartkę w ręce. Umieszczona była wiadomość. Nawet nie musiałam zgadywać od kogo, wiedziałam.
Musimy się dzisiaj spotkać. To pilne. Nie akceptuję odmowy. Po południu, tam gdzie zwykle. R.
Serce zabiło mi szybciej. Oho. Będzie źle. Już po mnie.
Kilka godzin później, kiedy kierowałam się na miejsce spotkania byłam pełna obaw. Co powiedzą? Będą chcieli zakończyć naszą przyjaźń? Starałam się nie dopuszczać do siebie takich myśli, jednak im bliżej byłam miejsca spotkania, tym bardziej przerażona byłam. Czułam dreszcze, moje ręce drżały. Kiedy dotarłam ich jeszcze nie było. Może i dobrze. Siadłam na trawie i patrzyłam w niebo. Chmury powoli płynęły po niebie, jak zawsze. Co jakiś czas nade mną przelatywało jakieś stworzenie.
Czasami chciałam uciec od normalnego życia. Stać się dziką istotą, której by nie obchodziły sprawy wiedźm. Walczyć o przetrwanie z innymi leśnymi stworzeniami. Pragnęłam ucieczki od codziennych problemów. Od tego świata. Może by tak kiedyś stąd uciec? Odkryć ludzki świat. Tylko jak? Istnieje jakieś tajne przejście do ich krainy? Czy na Wrzących Wyspach był kiedykolwiek człowiek? Jakikolwiek, ale człowiek?
Nawet nie usłyszałam ich kroków. Po prostu usiedli koło mnie bez słowa. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na nich.
- Cześć. Jak tam? - spytałam, starając się zainicjować rozmowę. Nie stresuj się. Będzie dobrze. Raczej cię nie znienawidzą. Nie dzisiaj.
- W porządku. Wreszcie wypoczęci. Koniec szaleństwa, wszystko na luzie.
- Tak. Też się cieszę z tego powodu. - spojrzałam na swoje ręce.
Przez chwilę między nami panowała niezręczna cisza. Słychać było szum wiatru i krzyki skrzydłodziobów.
- Słuchaj ja... Jestem tu z tobą by porozmawiać o incydencie w lesie. Czemu to zrobiłaś?
Oho. Zaczyna się. Przełknęłam ślinę i zaczęłam mówić.
- Nie mam pojęcia dlaczego tak wyszło. Czułam w środku, że muszę to zrobić. Nie wiem co mną kierowało, chęć posiadania kogoś obok siebie, miliony myśli, uczucia, które przejęły nade mną kontrolę. Wiem, przepraszałam cię mnóstwo razy ale wiedz, że nie chciałam tego. A może chciałam... Sama nie wiem. Wszystko jest takie skomplikowane. Życie jest skomplikowane. Nie myśleliście może o tym? Na co to wszystko skoro... Skoro i tak życie w pewnym momencie się sypie? - wyrzuciłam z siebie. Pod koniec traciłam już kontrolę nad tym, co mówię. Poczułam, jak palce Raine dotknęły mojej dłoni.
- Na początku byliśmy zaskoczeni i... no dobra, nawet trochę źli. Jednak po tym zaczęliśmy o tym myśleć coraz częściej. Doszliśmy do wniosku, że nawet nam się to podobało. - słyszałam, jak biorą wdech. - We mnie też kłębią się tabuny uczuć. Ciężko je uporządkować, zorientować się co jest czym. Co czuję w stosunku do kogo. Życie jest skomplikowane, fakt, może aż za bardzo. Ale zawsze, prędzej czy później wychodzimy na prostą. Przechodząc do sedna, nie wiem jak to odbierzesz ale... Chcielibyśmy przeżywać z tobą więcej takich chwil.
Odważyłam się podnieść wzrok na Raine. Spojrzałam prosto w ich zielone oczy. Położyli dłoń na moim barku, a ich twarz zaczęła się zbliżać do mojej.
- Chcesz tego? - szepnęli. Ja kiwnęłam tylko głową czując, jak robi mi się gorąco.
Zbliżyli się do mnie jeszcze bardziej. Zauważyłam na ich twarzy lekki uśmiech. Chwilę później nasze usta złączyły się w pocałunku. Czułam się tak, jakbym latała. Strach przed zakończeniem naszej relacji zniknął. Pojawiły się jednak nowe perspektywy na przyszłość. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa. Jednak w tym momencie nie miałam zielonego pojęcia o tym, że radość nie potrwa zbyt długo.
Te wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Chciałam wierzyć, że to sen. Zły sen. Była to jednak okropna rzeczywistość.
Szkolne boisko. Nabory do sabatów. Miałam walczyć z własną siostrą. W nocy przed planowanym pojedynkiem zdecydowałam, iż zrezygnuję z tego. Miało się zaczynać. Ona już biegła na mnie, jednak ja nic sobie z tego nie robiłam.
- Nie. - powiedziałam. - Odmawiam walki z moją siostrą. - podeszłam do niej. Widziałam zdziwienie na jej twarzy. - Zdecydowałam, że sabaty to kompletnie nie mój styl. Pamiętaj o mnie, kiedy będziesz na szczycie. - rzuciłam jej uśmiech, odwróciłam się i odeszłam.
Nagle poczułam, jak robi mi się ciemno przed oczami. Opadłam na kolana głośno krzycząc. Patrzyłam na moje ręce, na których wyrosły znikąd pióra. Ogromny ból. W klatce piersiowej, serca, wszystkiego. Skrzydła wybijające się z mojego szkolnego stroju. Utrata kontroli nad sobą. Słyszałam krzyki. Potwór! Potwór! Potwór. To ja nim byłam. Byłam bestią. W ten sposób rozpoczął się mój wieloletni koszmar.
Pamiętam, że po tym wydarzeniu nie widziałam Lilith przez długi czas. Pamiętam, jak przez nasz dom przewijało się mnóstwo uzdrowicieli. Wszyscy wezwani przez moją matkę. Pamiętam tysiące łez, które wypłakałam w poduszkę i ramię Raine. Ból oczu od długiego płakania. Często traciłam nad sobą kontrolę. Pojawiła się we mnie bestia. Zamieszkała we mnie. Stała się częścią mnie. Nienawidziłam jej. To przez nią moje szanse na normalne życie legły w gruzach.
Pamiętam, że pewnego razu zaatakowałam tatę. Nienawidziłam siebie za to, że do tego dopuściłam. Wszystko przez tego ptaszora mieszkającego w mojej głowie. Nie wiedziałam kiedy się pojawił. Dowiedziałam się dopiero trzydzieści lat później. Zawsze byłaś lepsza ode mnie, w niczym cię nie przebijałam! Jednak w tamtym czasie ciężko było się domyśleć, kto i z jakiego powodu ją na mnie rzucił. Ja jestem lepsza od ciebie! Jak wielką urazę ktoś musiał do mnie czuć, że to zrobił? To czemu tak łatwo było cię przekląć?!
Dwa lata później, kiedy powoli zaczęłam się przyzwyczajać do klątwy nastąpiło wydarzenie, którego się nie spodziewałam. Które mnie zraniło.
Siedzieliśmy w naszym miejscu. Naszym własnym miejscu na Wyspach. To był piękny dzień. Pamiętam promienie słońca na mojej skórze.
- Edo?
- Tak? - wyrwałam się z transu. Wiedziałam, że widać to po moich oczach.
- Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym! - zaśmiałam się nerwowo.
- Edo, ty znów kłamiesz. To tak, jakbyśmy cię naprawdę nie znali. - westchnęli z dezaprobatą. - Podjęliśmy decyzję. Dołączam do Sabatu Bardów.
Zamarłam. Do sabatu?
- Do sabatu? Przecież ty ich nienawidzisz! Co ci się stało?
- W życiu trzeba podejmować decyzje. Nam obojgu jest teraz ciężko. Myślę... Że trzeba coś zmienić. Powinniśmy spotykać się z zupełnie innymi ludźmi. Przepraszam Edo. To koniec. - spojrzeli na mnie ze smutnym uśmiechem na twarzy.
Nie. To się nie dzieje. Czułam, jak bestia wychodzi na wierzch. Pióra na rękach. Nie, nie, nie... Odwróciłam się.
- Czy wszystko w porządku? To klątwa?- spytali.
Powiedz im! No powiedz idiotko!
- Nie, wszystko normalnie. Możesz już iść. - zaśmiałam się nerwowo czując, jak coraz bardziej obrastam piórami.
- Nie mogę tak dalej. Przepraszam. - i odeszli. Czułam, jak coś w środku mnie pęka. Zawalił mi się świat. Przejmij kontrolę ptaszorze. Ja pójdę wypłakać się w kącie.
Lata mijały. Klątwa w jakiś sposób panowała nad moim życiem. Na szczęście miałam na nią sposób. Eliksir. Zawsze nosiłam przy sobie chociaż jedną fiolkę specyfiku. Tak dla bezpieczeństwa. Jednym ze skutków klątwy było siwienie moich włosów. Nie przeszkadzało mi to specjalnie, nie dbam przesadnie o wygląd.
Zamieszkałam w... Opuszczonym, o ile można tak powiedzieć, domu na skraju Wyspy. Czysto teoretycznie mieszkałam w demonie, ponieważ w drzwiach umiejscowiona została ptasia rura z głową sowy o imieniu Hooty. Stworzenie było bardzo rozmowne i przyjacielskie. Jednak ptak czasami gadał zbyt dużo, co było zbyt irytujące.
Mieszka ze mną mały demon. Nadałam mu imię King, od początku pragnął władzy. Co mnie skłoniło do tego, by go przygarnąć? Tego chyba nie wie nikt. Był jednak bardzo uroczy a ja stwierdziłam, że przyda mi się ktoś jeszcze do towarzystwa. Nie gardziłam Hooty'm jednak on nie był, nie jest i nigdy nie będzie moją bratnią duszą.
Nikt mnie nie odwiedzał, nikt za bardzo nie przejmował się moim losem. Od czasu do czasu przybywała Lilith próbując zaciągnąć mnie do sabatu. Co roku zjawiała się moja matka, która wciąż szukała sposobów na wyleczenie mnie z klątwy. Dałam już sobie z tym dawno spokój, ale ona wciąż nie odpuszczała.
Czasami będąc w mieście widywałam Raine wraz z grupą, która prawdopodobnie należała do sabatu bardów. Nic się nie zmienili. Wciąż mieli na twarzy ten sam uśmiech. Czasami zauważali mnie, a ja panikowałam i odwracałam wzrok. Chciałabym, by było tak jak dawniej. Ale to już było. I już więcej nie wróci. Nic w życiu nie trwa wiecznie, musiałam się z tym jakoś pogodzić.
Z czasem otworzyłam stoisko ze śmieciami z ludzkiego świata. Wiele lat temu znalazłam portal do świata ludzi na ziemi, koło mojego domu. Do tej pory nie wiem, jakim cudem tam się znalazł. Korzystałam jednak z jego dóbr. Za pomocą mojego palizmanu kradłam rozmaite przedmioty z ludzkiego świata. Czasem nawet spędzałam tam całe dnie. Pamiętam, że w jednej z ich restauracji mam zakaz wstępu do końca życia.
Któregoś letniego dnia stało się coś, co miało duży wpływ na moje życie. Na Wrzących Wyspach znalazł się człowiek. Dokładniej ludzka dziewczynka, Luz Noceda. Goniła za Owlbertem, moim palizmanem, który podobno ukradł jej książkę. Tak się jakoś złożyło że postanowiła zostać i uczyć się na wiedźmę. Stwierdziłam, że pomogę jej w spełnieniu tego marzenia.
Luz wprowadziła do mojego życia coś nowego. Po raz pierwszy mogłam mieć na kogoś tak ogromny wpływ. Mogłam otoczyć opieką kogoś, kto będzie mnie wspierał. Przez te kilka miesięcy, które zdążyła u nas spędzić, zdążyłam się do niej przywiązać. Dzięki niej znów rozmawiałam normalnie z siostrą. Dzięki niej moje życie stało się jeszcze bardziej ciekawe. Nie chciałam, by odchodziła. Wiedziałam jednak, że nastąpi to prędzej czy później.
W sumie dzięki niej spędziłam chociaż trochę czasu z Raine w ostatnich dniach. Chciałam się wymigać od tego, co chciał mi powiedzieć King. Bałam się, że i on będzie chciał mnie opuścić. Nie miałam nic do stracenia. Spotkałam ich na mieście. Chciałam im pomóc w poprowadzeniu rebelii przeciwko Belosowi. Niestety nasze plany zostały pokrzyżowane. Po zakończonej misji miałam z nimi poważnie porozmawiać. Postarać się naprawić błędy z przeszłości. Wyznać im, co czuję. Nigdy nie powiedziałam im "Kocham cię". Możliwe, że już nigdy im tego nie powiem. A gdybym to ja została schwytana przez Dariusa?
Poczułam szturchnięcie. Następnie coś w rodzaju łapy, którą ktoś położył mi na twarzy.
- Weh! Wstawaj! - usłyszałam głos Kinga. To najwyraźniej on.
Otworzyłam oczy. W salonie Sowiego Domu panował lekki półmrok. Czyli przysnęłam. King stał i wciąż mnie szturchał. Zamrugałam oczami. Na podłodze siedziała Luz i przeglądała tony papierów. Obok niej był Hooty, który chyba starał się odwrócić uwagę dziewczyny od jej zajęcia.
- No w końcu! - wrzasnął mały, czarny demon.
- W końcu? Ja ci dam w końcu! - usiadłam i przeciągnęłam się.
- Przysnęło ci się. Wróciłam gdzieś godzinę temu. Amity znalazła w bibliotece coś nowego, co mogłoby mi się przydać więc robię przegląd. O, na stole jest jakiś list. Chyba do ciebie. - Luz odwróciła głowę i uśmiechnęła się do mnie.
List? Spojrzałam na stolik. Rzeczywiście, znajdowała się na nim koperta z moim nazwiskiem. Kto jeszcze pisze listy? Wzięłam ją do ręki. Wyjęłam z niej kartkę, na której była napisana krótka wiadomość.
Edo,
Wydostaliśmy się jakimś cudem z więzienia, jednak oni wciąż mają Raine. Nie wiemy gdzie są ale musimy odzyskać szefa naszej grupy. Potrzebujemy twojej pomocy. Wchodzisz w to?
BATS
- Mają ich. - powiedziałam cicho.
- Kogo mają? - Luz wstała i podeszła do mnie. Zerknęła mi przez ramię na trzymaną przeze mnie kartkę.
- No właśnie? Kogo? - pisknął King.
- Więzienie? Raine? Kim jest Raine? A BATS? O co chodzi Edo?
- Chyba mam wam sporo do opowiedzenia. Zaczęło się wiele lat temu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro