13
Któregoś razu Seokjin i Namjoon rozmawiali o przeciwieństwach między Yoongim i Hoseokiem. Nie w sposób negatywny czy oceniający, a raczej jako obserwatorzy. Było między nimi tak wiele różnic, ale dogadywali się naprawdę dobrze.
Tym co zdawało im się bardzo ciekawe, ponieważ wykraczało mocno w przyszłość i ryzykownym było twierdzenie czy nie zmienią się w przeciągu najbliższych lat, ale w oczy bardzo rzucało się to, że Yoongi wyrastał na introwertyka, zaś Hoseok ekstrawertyka.
Yoongi lubił być sam, umiał się sobą dobrze zająć, może przez traumatyczną przeszłość i to, że przez długi czas pozostawiony był samemu sobie. Nie czuł potrzeby organizowania sobie towarzystwa. Sam potrafił znaleźć sobie zajęcie. Jeśli widział, że oboje są zajęci nie próbował im przerywać. Zabierał się za rysowanie, rozmowę z Fluffym czy zaczepianiem Mickeya, który biegał za płotem dzielącym ich posesję z posesją sąsiada. Jeśli był głodny szedł do kuchni i sam nalewał sobie sok czy sięgał po owoce, które trzymali w dostępnym dla niego miejscu. Nie pytał czy ktoś coś dla niego przygotuje, nie dopytywał kiedy nadejdzie czas na następny posiłek. Działał sam i nie oczekiwał przy tym aprobacji ani pomocy. Był inny niż dzieci, które znali.
Hoseok na przykład był bardziej wygadany i towarzyski. Lubił zaczepiać nieznajomych czy mówić do spotkanych na zewnątrz zwierząt. Spędzał dużo czasu z Jiminem i nie zdawał się traktować tego jako obowiązek. Zajmował się też innymi dziećmi, nie wszystkimi, ale swoimi przyjaciółmi oraz Yoongim i Jiminem.
Był też bardziej emocjonalny niż Yoongi. Płakał nad nieszczęściami swoimi i innych ludzi, nad zwierzętami, nad głupimi bajkami. Krzyczał kiedy był zły. Marudził, kiedy był zmęczony. Obrażał się, kiedy ktoś go uraził.
Yoongi reagował na niemal wszystko wręcz obojętnie. Przyjmował to takim jakim jest. Z pewnością analizował wszystko w swojej małej główce, ale zwykle wcale tego nie okazywał.
Byli jeszcze małymi dziećmi. Zabawnym było ich obserwować.
Z czasem Jin, który z natury sam był introwertykiem, przestał się tym przejmować.
Zamiast tego stało się to obiektem rozmyśleń Namjoona, ekstrawertyka.
- Powinniśmy zadbać o to, aby miał więcej kontaktów z innymi ludźmi. - Oznajmił po ich analizie, powodując gwałtowną reakcję męża, której zupełnie się nie spodziewał. Seokjin najpierw podniósł na niego zaskoczony wzrok, który dotąd lokował na rozsypanych zabawkach Yoongiego, a po chwili na jego twarzy pojawił się grymas.
- Chcesz go zmieniać!
- Wcale nie.
- Próbujesz upodobnić go do Hoseoka. - Oświadczył widocznie poruszony i co najmniej niezadowolony. Namjoonowi zabrakło słów. To nie tak, że chciał do w jakikolwiek sposób zmieniać. Powoli rosła w nim coraz większa miłość do tego chłopca. Wraz z nią rosła też akceptacja.
Bał się jednak, że w przyszłości to Hoseok będzie miał łatwiejsze życie ze swoją promienną, otwartą osobowością.
- Zasugerowałem tylko, że lepiej byłoby, gdyby miał więcej kontaktów z innymi.
- Z kim Namjoon? On ma cztery lata. - Oparł starając się nie podnosić głosu, ponieważ było już późno, a Yoongi spał. Był deszczowy dzień, więc spędzili go w domu, ale starali się znaleźć jak najwięcej ciekawych zajęć.
- Zawsze zabierasz go na ten sam plac zabaw...
- Bo ma tam przyjaciół.
- Zawsze idziecie tą samą drogą.
- Bo ją znam.
- I chodzicie do tego samego miejsca na skraju lasu.
- Jest bezpiecznie.
- Wychowujesz go na siebie. - Rzucił zirytowany obronną postawą Seokjina. Nie chciał się kłócić i dobrze wiedział, że Seokjin również. Za bardzo się kochali, byli ze sobą wiele lat i wiele przeżyli. Wiedział, że kłótnie bywały zdrowe, ale nie miał na to siły.
- I co złego jeśli będzie do mnie podobny? Jestem jego ojcem!
- Proszę cię, Jin...
- No dalej. - Mruknął. Namjoon westchnął. Usłyszał szelest, który powinien go zaalarmować, ale skupił się na próbie opanowania irytacji.
- Masz jednego przyjaciela, Jin. Trzymasz swoją rodzinę na dystans. Twoi jedyni znajomi to twoi współpracownicy.
- I co w tym złego?
- Nic, ale- Trzask. Oboje spojrzeli w kierunku drzwi wejściowych, które otwarte i pozostawione na łaskę wiatru uderzyły w futrynę. Była dwudziesta, więc wciąż nie były zakluczone, ale nie spodziewaliby się, że Yoongi mógłby wyjść na zewnątrz. Najwyraźniej sporo jeszcze musieli się nauczyć, niestety na swoich własnych błędach.
Pierwszy do wyjścia rzucił się Namjoon, który stał w futrynie kuchni. Za nim ruszył Seokjin.
- Spokojnie, pobiegł do Taehyunga. - Powiedział młodszy zwalniając, kiedy znaleźli się na ganku.
- Skąd ty-
- Bo do nikogo innego go nie dopuszczasz. - Odparł zdenerwowany, ale brunet tylko cicho prychnął i upewnił się, że Yoongi bezpiecznie dotarł pod drzwi domu Kima, który po chwili wpuścił go do środka. Spojrzał nawet w ich kierunku, ale prawdopodobnie nawet ich nie zauważył.
Jin chciał kontynuować małą sprzeczkę, ale zauważył na twarzy partnera zmartwienie.
- Musiał się nas przestraszyć. - Rzucił niepewnie.
- Naskakujesz na mnie bez powodu, każdy by się przestraszył. - Mruknął i pomachał ręką, kiedy zauważył młodszego, który wyglądał przez okno. Tym razem ich zauważył, zanim wrócił do Yoongiego.
- To nie tak, po prostu martwię się o jego przyszłość.
- Martw się delikatniej. Każdy rodzic martwi się o przyszłość swojego dziecka, ale to nie daje ci prawa do kłótni. Będziesz się martwił do jego pełnoletności, a nawet do końca życia. Myślisz, że nasze małżeństwo to przetrwa?
- Nie sądzę... - Mruknął cicho. Jin mógł zauważyć, że jego policzki zaczerwieniły się lekko od zażenowania. Zawstydzony Namjoon zawsze był ciekawym zjawiskiem, ale nie miał na to czasu.
- Idę po Yoongiego. Nie wiem kiedy wrócimy.
- Jin...
- Po prostu odetchnij.
- Jesteś na mnie zły? - Zapytał na co Seokjin westchnął i pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście, że nie. Chcę tylko dać ci czas na przemyślenie tego. - Zapewnił zanim lekko pocałował jego usta. Blondyn przytaknął i pozwolił, aby Jin pobiegł do sąsiada. Nawet nie pukał, po prostu otworzył drzwi i znikł w środku.
Namjoon westchnął rozumiejąc jak przesadzona była jego reakcja. Nie myślał o tym kiedy kolejne i kolejne słowa opuszczały jego usta. Dopiero kiedy jego mąż zniknął w domu najlepszego przyjaciela, a on wrócił do pustego, cichego miejsca zrozumiał, że Jin ma zupełną rację, a on zachował się jak zupełny baran.
"Każdy rodzic martwi się o swoje dziecko". Namjoon był teraz rodzicem, jakkolwiek szalenie brzmiało to w jego głowie. Nie mógł dawać ponieść się emocją i powinien umieć panować nad sobą w każdej sytuacji. Przeważnie właśnie tak było, ale nie umiał przestać martwić się o przyszłość Yoongiego.
Bał się.
Powoli zaczynało go to przerastać i może, jak mówiła maleńka część jego umysłu, może i dobrze, że teraz Jin będzie wiedział co dokładnie od dłuższego czasu zaprząta jego głowę? Jin był jak lek na każde zło i Namjoon wierzył, że i tym razem sprawi, że wszystko będzie prostsze.
Ukrywanie swojego niepokoju było zbyt trudne dla blondyna, a Jin jak nikt inny potrafił sprawić, że Namjoon zyskiwał niesamowitą wiarę w to, że przyszłość będzie dobra, że jeśli tylko pozostaną razem to przezwyciężą każdą kłodę, którą los rzuci im pod nogi.
Naprawdę go kochał.
W domu zaczął sprzątać zabawki Yoongiego, które ten rozsypał po salonie. Zauważył też, że Fluffy zniknął, co wcale go nie zaskoczyło. W końcu chłopiec nie zostawiłby go samego.
Zastanawiał się kiedy wrócą. Wiedział, że musi przeprosić, ponieważ nie dość, że naskoczył na swojego partnera to dodatkowo przestraszył dziecko, które mieli pod opieką.
Wszystko było dobrze i chyba to go przerażało. Wszystko układało się zbyt dobrze i wiedział, że w końcu stanie się coś złego. Czuł to, ponieważ szczęście nigdy nie trwało długo. Tym razem ciągnęło się i ciągnęło powodując jego niepokój.
To wszystko było dla niego czymś nowym. Zawsze musiał ciężko pracować i walczyć o każdą najmniejszą rzecz, a Yoongi po prostu się pojawił. Przestraszony chłopiec, który nie panował zupełnie nad swoim życiem i mógł jedynie czekać na to co przyniesie jutro. Przez to Namjoon chciał dać mu wszystko co tylko mógł, a miał wrażenie, że nie ma wystarczająco.
Po blisko trzydziestu minutach salon był uporządkowany, a on poczuł pustkę, która natychmiast zmusiła go do obrania kierunku na dom Taehyunga.
Czy jego życie znów mogłoby tak wyglądać? Puste, bez nikogo ważnego, samotne, bez celu? Nie mógł ich stracić. Straciłby siebie tracąc Seokjina i Yoongiego.
Nie pukał do domu obok. Taehyung i tak by się nie przejął, a on mógłby obudzić dzieci.
Seokjin siedział na kanapie, w nieco głębszej części domu, ale wciąż widocznej z okolicy drzwi.
Podniósł na niego wzrok. Wyglądał na zmęczonego. Yoongi leżał na jego udach z Fluffym między ramionami i zamkniętymi oczami. Otworzył je zaraz, gdy usłyszał dźwięk uchlanych drzwi. Przeciągnął się lekko i uśmiechnął sennie, kiedy niezdarnie podniósł się z nóg mężczyzny. Jego kroki były małe i leniwe, aż w końcu zatrzymał się w drodze, pomiędzy Namjoonem i Seokjinem. Spojrzał za siebie zaskoczony, że Kim nie ruszył się z miejsca. Wyciągnął do niego drobną dłoń nieco pytająco, ale i oczekująco. Brunet natychmiast podniósł się z mebla i ruszył w jego kierunku. Musiał dzielić rękę z pluszową łapą Fluffyego, ale udało mu się to wypracować. Oboje ruszyli do Namjoona.
- Przepraszam. - Powiedział natychmiast blondyn. - Nie powinienem był-
- W porządku. Najważniejsze, że po nas przyszedłeś. - Mruknął starszy. Widać było, że wciąż jest nieco zaniepokojony, ale wtedy Yoongi wolną dłonią objął dłoń blondyna z cichym-
- Dom? - Namjoon uśmiechnął się lekko.
- Jesteśmy w domu, słońce. - Powiedział drażniąc się lekko, kiedy uchylił przed nimi drzwi. Zaraz Jin rzucił w przestrzeń, że wychodzą i Taehyung ma pamiętać o zamknięciu drzwi. Musiał znajdować się w okolicy.
- Nasz dom?
- Tak, chodźmy do naszego domu. - Wtrącił Seokjin z delikatnym uśmiechem na myśl, że Yoongi nazywał ten niepozorny budynek ich miejscem. Było nim i cieszył się, że chłopiec rozumie, że tak jest i że patrzy na niego w ten sposób.
Namjoon zastanawiał się nad słowami starszego, " najważniejsze, że po nas przyszedłeś" decydując, że nigdy ich nie zostawi. Nigdy nie odszedłby z tej rodziny. Nie chciał być samotny, nie chciał stracić sensu. Chciał być częścią piękniej historii, którą razem tworzyli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro