Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

     Namjoon przez długi czas nie był świadom tego, że na jego sercu powstała drobna, niewielka rysa. Była spowodowana strachem o przyszłość i dorosłe życie Yoongiego. Bał się, że któregoś dnia ten mały aniołek może ich oskarżyć o to, że go skrzywdzili. Gdyby nie oni chłopiec wciąż miałby szansę na życie w przeciętnej rodzinie, w której rolę rodziców grają dwie osoby innej płci. Może nawet miałby brata czy siostrę? Może mogliby dać mu więcej, niż on i Jin kiedykolwiek będą w stanie? 

Myśl o tym, że ranią swojego wychowanka prześladowała go przez kilka dni. Seokjin zdawał się naprawdę beztroski w obecności Yoongiego. Uśmiechał się więcej niż kiedykolwiek, jego śmiech był słyszalny niemal cały czas, a sposób w jaki patrzył na chłopca był przepełniony takimi pokładami troski i czułości o jakie sam nigdy go nie podejrzewał. Kim przyglądał się temu nieco z boku. Od początku to starszy był tym, który pragnął dziecka. Mężczyzna nie mógłby powiedzieć, że dla niego było to obojętne, ponieważ sam czasem miał wrażenie, że ich życie byłoby wspanialsze, gdyby wzbogacili je o małą osóbkę, którą mogliby naprzemiennie rozpieszczać, w którą mogliby wlać całą swoją miłość. Myślał o adopcji, może nie tak szybko, może nieco po trzydziestce, ale Seokjin nalegał, a on się zgodził. 

Yoongi był najwspanialszym dzieckiem jakie kiedykolwiek spotkał. Był inteligentny i miał czyste, niewinne serce. Pytanie tylko czy oni zasługiwali na tak wspaniałą istotkę? Czy naprawdę mogą wychować go na wartościową osobę? 

Bał się.

Dotąd to Seokjin był tym przerażonym wychowaniem Yoongiego. Teraz zdawać by się mogło, że ich role się zamieniły. Jin był spokojny i zrelaksowany, Namjoon spięty i jeszcze mniej pewny niż dotychczas.

- Zakupy! - Rzucił blondyn, kiedy próbując pozbyć się negatywnych myśli przeszedł przez drzwi wejściowe z kilkoma siatkami w dłoniach. To był ciepły, kwietniowy dzień, dlatego nie zdziwił się na widok Yoongiego w spodenkach. Skoro i tak siedzi w domu to chyba jest to w porządku. Nie powinien się przeziębić. Temperatura była dość wysoka. Tuż za nim przydreptał zaciekawiony Mickey, którym mieli się zająć pod nieobecność Taehyunga i dzieciaków. 

Chłopiec z zaciekawieniem zaglądał do przyniesionych przez niego siatek. Namjoon z delikatnym uśmiechem rozejrzał się za Jinem, ale po chwili stało się jasne, że starszy nie zamierza pojawić się w pomieszczeniu. Odrobinę go to zaskoczyło, ale w spokoju wypakował wszystko. Dopiero po wykonaniu tej czynności spojrzał na Yoongiego, który nieudolnie starał się otworzyć paczkę żelków.

- Gdzie Jinnie? - Zapytał dość cicho, ponieważ Seokjin zawsze powtarzał, że musi uważać na to jakiego tonu używa w kierunku Yoongiego. Przecież dobrze o tym wiedział. Przychodziło mu to naturalnie, więc dlaczego teraz o tym myślał? Miał wrażenie, jakby cofał się w relacji z chłopcem, który nie był tego ani trochę świadomy. Strach powodował, że Namjoon znów wycofywał się do swojej strefy bezpieczeństwa. 

To nie było dobre. 

- W ogrodzie. - Odparł Yoongi, a na jego bladej twarzy pojawił się drobny, ale radosny uśmiech. Zdawał się szczęśliwszy niż w dniu kiedy pierwszy raz pojawił się w ich domu. Był swobodniejszy  i bardziej zrelaksowany. 

Namjoon przytaknął, po czym odszedł nieco od czterolatka, który próbował nakarmić psa żelkami ( wcale nie miał na nie ochoty) i spojrzał za okno. Jin stał z telefonem przy uchu i rozmawiał o czymś, energicznie gestykulując wolną ręką. Zdawał się zdenerwowany.

Po pięciu minutach pojawił się w środku z zablokowanym urządzeniem w dłoni. Normalnie rozjaśniłby się na widok swojego męża, ale tym razem zdawał się czymś martwić.

- Coś się stało? - Zapytał młodszy Kim, kiedy zauważył, że nie został przywitany w zwyczajowy sposób, a jedynie zmierzony krótkim spojrzeniem. 

- Tak. - Odparł szczerze drugi. Wzrokiem odszukał Yoongiego, który właśnie wybiegał z pomieszczenia wraz ze szczekającym Mickeyem. - Wujek Choi nie żyje. Muszę pojechać na pogrzeb.

- Wujek Choi? - Dopytywał zaskoczony.

- Tak, nie poznałeś go. Mieszkał w Korei. 

- Przykro mi. - Rzucił niepewnie. Seokjin nie wydawał się smutny, raczej zmartwiony.

- Wyjadę jutro, będziesz musiał sam zająć się Yoongim. - Odparł, a jego słowa jasno wskazały Namjoonowi największy powód jego zmartwienia. Wpadli już w pewien rytm. Według niego to starzy spędzał najwięcej czasu z chłopcem. Namjoon realizował się twórczo i spędzał nad tym więcej czasu niż brunet na swoim stałym stanowisku pracy. Oczywiście po powrocie do domu starał się nadrobić jak mógł stracony czas, często przynosił Yoongiemu prezenty czy zabierał go do ogrodu, gdzie oboje lubili przebywać.
- Dlaczego nie weźmiesz go ze sobą? - Zapytał cicho. To nie tak, że nie chciał zająć się chłopcem, ale poczuł ogarniający go niepokój. On nie umiałby zająć się nim cały dzień. - Muszę jutro jechać do wytwórni, nie wezmę go ze sobą, a Taehyung wyjechał. - Wyjaśnił uważnie obserwując mimikę twarzy partnera. Wcale się nie zmieniła.
- Nie zabiorę go na pogrzeb, Namjoon. To nie jest miejsce dla małego dziecka, poza tym to w Korei. Jesteś jego ojcem, zajmij się nim. Na pewno dasz radę połączyć pracę i opiekę. Wrócę za jakieś trzy dni, jeśli wszystko pójdzie dobrze.
- Skarbie -
- Namjoon. - Rzucił twardo brunet. Jego ciężki ton uzmysłowił młodszemu, że jego decyzja nie podlega żadnej dyskusji. - To tylko trzy dni.
- Zgaduje, że nie mam wyboru. - Westchnął. Jin delikatnie się uśmiechnął. Zdawał się przy tym odrobinę bardziej rozluźniony. Brunet wiedział, że ściągnął z jego ramion ten malutki problem. - Chodźmy cię spakować.

   Seokjin wyjechał następnego ranka. Leciał do Korei razem z mamą, więc nie był już tak bardzo spięty jak początkowo. Zarówno Namjoon jak i Yoongi pożegnali ich na lotnisku z dużą ilością uścisków. Kiedy oboje zniknęli z horyzontu Namjoon spojrzał na Yoongiego, którego niewinne oczy skierowne były w miejsce, w którym zaledwie chwilę temu stał Jin.
- Nie martw się. Wrócą lada dzień. - Zapewnił go, trzymając drobną dłoń w swojej dużo większej. Drugą ręką Yoongi trzymał Fluffyego. Wciąż byli niemal nierozłączni, a Namjoon nieco do tego przywykł. Zawsze pamiętał, aby spoglądając na chłopca upewnić się, że gdzieś w pobliżu jest maskotka białego królika.
Koreańczyk przytaknął, a Namjoon powoli ruszył przed siebie,prosto na parking, gdzie zostawił samochód.
Martwił się nieco tym jak miną te dwie noce, ale starał się być dobrej myśli. Yoongi był cichy i uważnie słuchał o co go proszą. Kim nie zawsze wiedział co siedzi w jego głowie, ale liczył na to, że z czasem nauczy się porządnie rozróżniać odczuwane przez niego emocje, chociażby w mowie ciała Yoongiego. Seokjin powtarzał, żeby dał sobie czas. To też starał się robić.
Namjoon obrał kierunek na dom. Udało mu się przełożyć spotkanie w pracy na następny dzień. Niewiele to zmieniało, ale dawało mu odrobinę więcej czasu na oswojenie się z sytuacją.
- Joonie? - Rzucił Yoongi, kiedy mężczyzna w skupieniu prowadził samochód, jednocześnie zastanawiając się co powinni zjeść na obiad, ponieważ Jin nie zdążył zrobić im żadnych zapasów. Nie żeby miał mu to za złe.
- Tak, aniołku?
- Co to jest pogrzeb? - Zapytał chłopiec, swobodnie bawiąc się uszami pluszaka, co Namjoon zauważył w lusterku.
- Pożegnanie.
- Dlaczego Jinnie musi to zrobić?
- Bo już nie zobaczy tej osoby. - Odpowiedział odczuwając strach względem tego jak może potoczyć się dalsza rozmowa. Nie chciał tłumaczyć czterolatkowi co to śmierć. Wciąż był za mały, aby zrozumieć.
- Dlaczego?
- Bo wyjechała bardzo, bardzo daleko.
- Jak mama?
- Trochę? - Zapytał, jakby sam siebie. Yoongi podniósł na niego oczy. Nie wydawał się zły czy smutny na wspomnienie rodzicielki. Chyba miał dobry dzień.
Namjoon naprawdę nie chciał przeprowadzać tej rozmowy, dlatego ucieszył się kiedy coś za oknem rozproszyło uwagę chłopca. Jin powtarzał mu, że muszą odpowiadać na wszystkie jego pytania, ale on miał w zanadrzu wiedzę z dziesiątek przeczytanych książek na temat rodzicielstwa. Wiedza młodszego w tej sferze była dość biedna.
Wrócili do domu w ciągu godziny. To była dość długa droga, ale o dziwo Yoongi nie narzekał. Wpatrywał się za okno i myślał nad czymś głęboko. Kiedy Namjoon zapytał co zaprząta jego głowę, chłopiec odpowiedział, że ludzie. Ciekawe, pomyślał mężczyzna, po czym sam wrócił do rozmyślania nad sposobem w jaki powinni spędzić wieczór.
Zaczęło padać, więc rozważał możliwości ograniczające się do domu.
Inaczej niż Yoongi, który po wbiegnięciu na teren domu zawołał Mickeya, po czym wybiegł do ogrodu, gdzie znalazł płótno ograniczające się do błota w miejscu, w którym oczekiwali na kwiaty. Zaraz zaczął kreślić na nim jakiś rysunek pozwalając, aby Mickey deptał go względem własnej zachcianki.
- Yoongi, czy Jinnie pozwala ci na taką zabawę? - Zapytał spanikowany Namjoon starając się podnieść chłopca z mokrej trawy. Był ubrany nieco ciepłej niż wczoraj, ale jego ubrania już zmokły. - Chodź do domu.
- Jinnie pozwala. - Odparł wyglądając jakby miał wybuchnąć płaczem. Yoongi często wyglądał, jakby był na skraju łez, ale wyjątkowo rzadko płakał. Namjoon nie zamierzał ponownie tego doświadczać.
- Yoonie, Mickeyowi jest zimno. - Powiedział, znając ogromne serce Yoongiego do zwierząt.
1:0
Pomyślał, kiedy zmartwiony Yoongi pobiegł do środka, wołając przemokniętego psa, który tak naprawdę zdawał się dobrze bawić w deszczu.
Kim zastanowił się czy powinien zadzwonić do partnera i zapytać jakim cudem pozwala Yoongiemu na zabawę w ogrodzie podczas deszczu, ale uznał, że tego nie zrobi. Jin wciąż był w samolocie.
Po wejściu do domu zamknął za sobą drzwi prowadzące na zewnątrz i przeszedł do przedsionka, gdzie zdjął buty, które odłożył obok żółtych kaloszy Yoongiego, po czym odwiesił też kurtkę, którą wcześniej odrzucił na ziemię biegnąc za dzieciakiem. Spoczęła tuż przy żółtym płaszczu przeciwdeszczowym. Chyba zaczynał rozumieć jak zazwyczaj wyglądały wyjścia Yoongiego podczas deszczu.
Przypomniał sobie też, że przecież Jin na tapecie w telefonie ma właśnie zdjęcie tego małego chłopca ubranego w tenże żółty płacz przeciwdeszczowy, żółte kalosze i trzymającego fioletową parasolkę, jednoczenie uśmiechającego się w najsłodszy z możliwych sposobów. Yoongi był zabójczo uroczy, kiedy się uśmiechał. Na samą myśl Namjoon poczuł ciepło na sercu. Słodziak.
- Chodźmy się przebrać, Yoonie.
- A-a Mickey?
- Wysuszymy go.
Po przebraniu się w ciepłe ubrania Namjoon zmówił jedzenie z dostawą do domu, zbyt niepewny swoich umiejętności kulinarnych, aby cokolwiek dla nich gotować. Czekając spędzili czas przed kolejką Yoongiego, do której ostatnio dokupili nowe części. Teraz pociąg musiał wznieść się nieco nad ziemią i przejechać pod tunelem. Była coraz większa i powoli zaczęła zachodzić na dywan przedstawiający miasto. Yoongi często się na nim bawił. Taehyung oddał mu malutką podobiznę sklepu, poczty i restauracji, którymi Hoseok nigdy się nie bawił. Seokjin kupił mu stoły i krzesła, które poustawiali przed restauracją. Za to Namjoon i Yoongi byli w trakcie budowania szkoły i boiska z lego. Mężczyzna miał nadzieję, że wkrótce skończą, bo od nadmiaru zabawek pokój Yoongiego zaczynał przypominać wysypisko.
Czuł jednak malutką dumę na myśl, że chłopiec ma ich naprawdę wiele. Chciał go rozpieszczać.
Jedzenie dotarło w ciągu pół godziny. Zjedli je przed telewizorem brudząc kanapę ketchupem. Dobrze, że Jin nie musi się o tym dowiedzieć.
Po tym czasie nastała... Nuda.
Wrócili do pokoju Yoongiego, ale nie mili ochoty dłużej bawić się kolejką. W normalnych okolicznościach Namjoon włączyłby telewizor, ale obiecał Jinowi, że nie będzie go nadużywał i spędzą czas inaczej.
Co lubią robić dzieci? Zastanawiał się. Problemem była okropna pogoda, która fascynowała czterolatka. Musieli znaleźć zajęcie w domu.
- Może pomalujemy? - Zapytał Namjoon Yoongiego, który niemrawo jeździł zabawkowymi samochodami po dywanie. Na pytanie podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. Namjoon zauważył, że ma duszę artysty. Lubił rysować, kochał muzykę i fascynowały go książki, które dostawał od babci.
- W takim razie malowanie. - Powiedział pewnie, po czym podszedł do kącika z niskim, pomarańczowym stolikiem, aby podnieść blok rysunkowy, który był... Pusty.
- Skończyły się kartki? - Zapytał, na co Yoongi przytaknął delikatnie. Odrzucenie pomysłu malowania nie było drogą do zdobycia serca Yoongiego, dlatego Namjoon postanowił poszukać jakiś w stercie tych zabrudzonych, ale wtedy jego spojrzenie spoczęło na idealnie białej, nienaruszonej ścianie, która powodowała, że cały pokój wydawała się chłodny. Może i Seokjin byłby zły na wieść o pomyśle jaki narodził się w jego głowie, ale Yoongi...
- Chodźmy na chwilę do garażu. - Rzucił spontanicznie. Dosłownie pięć minut później wrócili do pomieszczenia wraz z próbkami farb, które Seokjin trzymał odkąd dowiedział się o adopcji. Oczywiście to wcale nie pomogło w podjęciu decyzji o tym jakiego koloru powinien być pokój Yoongiego, który koniec końców pozostał biały.
- Namalujemy coś na ścianie, co ty na to?
- Jinnie mówi, ż-że to złe. - Odparł Yoongi cichutko, kiedy Namjoon przebrał go w ubrania, których osobiście nie lubił, więc nie miał nic przeciwko, aby Yoongi je pobrudził. Po tym podał mu pędzel i usadził go na ziemi. Między nimi położył folie, na którą wylał wszystkie kolory. Nie było ich wiele. Zmieszał je z bielą, aby były jaśniejsze i było ich więcej. Mieli szary, żółty, czerwony, zielony, niebieski. Znalazł też nieco czarnego, który pozostał im po wzorach stworzonych na jednej ze ścian innego pomieszczenia.
- Jina teraz nie ma, więc możemy robić co tylko chcemy. Nic teraz nie jest zabronione. - Zapewnił i okej, może odrobinę chciał zająć miejsce tego bardziej wyluzowanego rodzica. - Co namalujemy? Może safari?
- S-Safari?
- Mhm. Lwa, słonia, małpkę, co ty na to? - Zapytał. Yoongi w tej chwili zdawał się mieć więcej rozsądku niż on, ale w końcu przytaknął i pobrudził pędzel w kolorze pomarańczowym, który Namjoon stworzył chwilę wcześniej. Po tym po prostu przyłożył go do ściany. Słowo się rzekło, nie było już odwrotu, zauważył Namjoon.
- Co to będzie, Yoonie?
- Lew! - Odparł, a z każdą chwilą zdawał się bardziej i bardziej rozluźniony. Wystarczyło pół minuty, aby zauważyć, że zaczyna czerpać z tego frajdę, a przed sobą mieli jeszcze dobry metr szerokości ściany. Namjoon modlił się tylko, aby nie pobrudzili żadnych mebli, ponieważ ich płótno ograniczła biała szafa i łóżko. Starał się jednak tym nie martwić kiedy sam zaczął malować hipopotama.
Czas mijał szybko. Do lwa i hipopotama prędko dołączył słoń, zebra, dwie małpki, żyrafa i kilka motylów, zaś nad nimi wszystkimi pojawiło się wielkie drzewo z ogromną ilością zielonych liści. Między zwierzętami pojawiły się też kępki trawy i różowe kwiaty, z którymi Yoongi naprawdę zaszalał.
Kiedy za oknem ściemniało Yoongi uznał ich pracę za zakończoną.
Czy przypadkowa osobą uznałaby ją za idealną? Nie. Lew na przykład miał zbyt wielkie oczy, trąba słonia była za długa, a małpki wydawały się dwiema pokracznymi plamami zwisającymi z gałęzi.
Była jednak idealna dla Namjoona. Yoongi również zdawał się przepełniony dumą patrząc na nią. Był zachwycony.
Dzień zakończył się kolacją przed telewizorem. Po godzinach siedzenia na podłodze kanapa wydawała się tak miękka, że oboje zasnęli na niej nie dokończywszy posiłku.

Dzień pierwszy był naprawdę prosty. Nawet niepokojąco prosty, jak uznał Namjoon, kiedy obudził się następnego dnia ze świadomością, że o jednastej ma spotkanie. Martwił się, że ten dzień nie będzie tak perfekcyjny, ale nie wspomniał o tym nikomu, licząc na to, że niewypowiedziane obawy nie spełnią się.
- Pojedziemy dziś do mojej pracy, dobrze?
- Mickey pojedzie z nami?
- Nie, będzie pilnował domu. - Odparł. Yoongi zdawał się nieco zraniony jego słowami, ale nic nie odpowiedział, sięgając po sok pomarańczowy.
Namjoon zastanawiał się w co powinien go ubrać. Ostatnim razem Jin dobrał mu podobny strój do tego Namjoona. Mężczyzna uznał, że to musi być odpowiednie i miał nadzieję, że wyczaruje coś podobnego.
Tym oto sposobem Yoongi skończył w skórzanej kurtce, którą Namjoon wygrzebał z dna jego szafy (naprawdę nie miał pojęcia skąd ją mają, bo Jin utrzymał garderobę chłopca w bardzo uroczym stylu), czarnej bluzce i ciemnych jeansach. Kim był z siebie naprawdę zadowolony. Ich outfity były niemal takie same.
Dumny zrobił zdjęcie ich odbicia w lustrze (na które załapali się również Mickey oraz Fluffy) i powysyłał je niemal każdej osobie, którą miał w znajomych. Yoongi wyglądał tak śmiesznie! Tak rozkosznie! Każdy musiał to zobaczyć.
Po tym z szerokim uśmiechem pożegnał Mickeya, obiecując mu jakieś nowe przysmaki, po czym chwycił dłoń Yoongiego i zamknął za nimi drzwi.
Tego dnia pogoda była dużo lepsza. Było jakieś szesnaście stopni. Niesamowite. Wyglądało na to, że lato naprawdę się zbliża. Nie mógł się doczekać.
- Niedługo jedziemy nad morze, Yoonie. - Powiedział, kiedy ruszyli z podjazdu. Spojrzał w stronę domu sąsiadów, aby upewnić się, że nie dzieje się nic złego pod nieobecność Taehyunga, po czym przyspieszył i wyjechał na główną ulicę.
- Mhm. - Mruknął chłopiec.
- Cieszysz się?
- Tak!
- Zobaczysz plażę. Na pewno ci się spodoba. Może wujek Tae nauczy cię pływać?
- Naprawdę?
- Poprosimy go.
- C-Chciałbym pływać.
- To - Przychodzące połączenie przerwało słowa Namjoona. Mężczyzna spojrzał na telefon i uśmiechnął się widząc numer Seokjina. - Chcesz porozmawiać z Jinem, Yoonie?
- Jinnie?
- Dokładnie. - Odparł zanim odebrał połączenie i podał urządzenie Yoongiemu. Rozmowy telefoniczne nie były dla niego nowością. Rozmawiał z Elizabeth czy mamą Seokjina. Dzień wcześniej nie rozmawiali z Jinem, jedynie wymienili kilka smsów.
- Jinnie! - Krzyknął Yoongi zdecydowanie za głośno.
- Czy to nie mój Yoonie?
- Tak!
- Część Yoongi, jak się bawisz z Namjoonem, aniołku?
- Dobrze.
- Cieszę się, co wczoraj robiliście?
- Bawiliśmy się kolejką potem jedliśmy potem malowaliśmy potem jedliśmy.
- Brzmi zabawnie! Teraz jesteście w samochodzie?
- Tak!
- Jedziecie do pracy?
- Tak!
- Moi pracowici chłopcy. - Zaświergotał Seokjin powodując śmiech Namjoona. - Jeśli będziecie ciężko pracować to przywiozę ci wspaniały prezent, co ty na to?
- Naprawdę?
- Oczywiście, ale musisz słuchać co mówi Joonie i jeść wszystkie warzywa, dobrze?
- Tak!
- W porządku, umowa stoi. Muszę już iść Yoonie. Bardzo za tobą tęsknię. - Rzucił Seokjin. Na moment zapanowała cisza, ponieważ Yoongi nic nie odpowiedział. Zdawał się nad czymś myśleć, co Namjoon zaobserwował w lusterku. Był pewny, że Seokjin chce coś dodać, ale wtedy
- Ja też, Jinnie.
- Tęsknisz za mną?
- Yhym.
- Ah, obiecuję, że niedługo wrócę. Za dwa dni znów będę w domu. Kocham cię Yoongi. Pa pa pa!
- Pa pa! - Rzucił Yoongi. Odpowiedział mu krótki śmiech dwóch osób, po czym połączenie zostało przerwane. Namjoon nie przestawał się uśmiechać, kiedy telefon wrócił na holder, a Yoongi zajął się zabawą samochodzikami, które zabrał prócz Fluffyego. Mężczyzna nie słyszał wcześniej, aby Yoongi mówił, że tęskni za którymś z nich. To było takie kochane. Miał wrażenie, że chłopiec zaczyna się do nich naprawdę przywiązywać.
- Dzień dobry, Namjoon. - Przywitał się z nim ochroniarz, kiedy wjechali na teren wytwórni. Pracował tu dużo dłużej niż Namjoon, więc mężczyzna zawsze traktował go z szacunkiem.
- Dzień dobry.
- I dzień dobry, Yoongi. Miło znów cię widzieć kolego.
- Dzień dobry. - Odparł chłopiec. Ostatnim razem był niepewny, ale widać było, że poznał mężczyznę. Odjechali spod okienka, w którym Namjoon meldował się przed wjechaniem głębiej. Chwilę później zaparkował samochód i wyszedł na zewnątrz. Pomógł wyjść Yoongiemu, podał mu malutki plecaczek, a którym miał wodę, przekąskę i samochodziki, po czym sięgnął też po Fluffyego. Podał chłopcu maskotkę i chwycił go za dłoń.
- Witamy się ładnie ze wszystkimi, dobrze? - Upewnił się ruszając w stronę budynku.
- Mhm! - Odparł Yoongi. Weszli do środka. Była środa, wciąż dość wcześnie. Po holu nie plątało się wiele osób.
- Dzień dobry Lisa.
- Dzień dobry. - Powtórzył za nim Yoongi. Recepcjonistka spojrzała na nich z ogromnym uśmiechem.
- Dzień dobry! Czyżby Yoongi?
- Jin musiał wyjechać, więc nie miałem innego wyboru niż przyprowadzić go ze sobą.
- Na pewno nikt nie ma nic przeciwko! - Zapewniła wyciągając dłoń do chłopca. Od razu ją uścisnął.
- Jestem ciocia Lisa, bardzo miło mi cię poznać Yoongi. - Powiedziała na co Namjoon parsknął cicho śmiechem. - Wyglądacie tak uroczo razem! Te ubrania są wspaniałe!
- Są w porządku?
- Są przekochane. Chcesz, żebym zajęła się Yoongim, kiedy będziesz na spotkaniu?
- To za dużo. - Rzucił niepewnie, ale Lisa pokręciła głową.
- Nie prawda. Poza tym Chanyeol też nie tak dawno był w jego wieku. Nie znajdziesz lepszej opiekunki!
- To syn twojej siostry...
- Ale zajmowałam się nim wyjątkowo często. Jestem w tym świetna! - Zapewniła ponownie spoglądając na Yoongiego, którego spojrzenie wędrowało od Namjoona do Lisy i z powrotem. - Yoongi, zostaniesz z ciocią Lisą, kiedy Namjoon pójdzie na chwilę na górę? Mam cukierki i kolorowanki!
- Nie musisz. - Zapewnił Namjoon patrząc na chłopca, który delikatnie przytaknął głową ku zaskoczeniu mężczyzny. W związku ze zgodą Yoongiego postanowił skorzystać z oferty współpracownicy.
- Obiecuję, że będę tak szybko jak to możliwe. Mają tylko przestawić nowy projekt. Nie będzie mnie max godzinę. W razie czego masz mój numer.
- Oczywiście. Zajmę się nim najlepiej jak potrafię.
- Dziękuję. - Westchnął. I tak nie byłoby dobrze, gdyby wszedł na spotkanie z Yoongim. W ten sposób chłopiec się nie zanudzi i nie będzie nikogo rozpraszał. - Słuchaj cioci, dobrze, Yoongi? - Poprosił, a chłopiec przytaknął. Namjoon z bólem serca odszedł do windy. Odwrócił się w kierunku wychowanka ostatni raz, aby zauważyć, że Lisa już zabrała się za drukowanie kolorowanek i przysunęła drugie krzesło do swojego boku.
Wszystko będzie dobrze, zapewniał samego siebie idąc na spotkanie.
Lisa nie pracowała z nim długo. Może rok, odkąd zastąpiła Tristana. Była młodsza, ale poważnie traktowała swoją pracę. Jej starsza siostra miała, sześcioletniego syna, więc Lisa naprawdę zdała się teraz najlepszą opcją dla Yoongiego. Namjoon miał tylko nadzieję, że nikt nie będzie zły na to, że przyprowadził go ze sobą.

Czterdzieści minut później był wolny. Nie miał żadnych wieści od Lisy, dlatego nieco się martwił, ale starał się po sobie tego nie pokazywać.
Jazda windą naprawdę mu się dłużyła. Kiedy w końcu z niej wyszedł od razu spojrzał w kierunku recepcji.
Oprócz Yoongiego i Lisy zauważył czuprynę ciemnych włosów młodego Koreańczka.
- Jungkook?
- Oh, Namjoon! Pokazałem Yoongiemu jak gra się w kółko i krzyżyk! - Rzucił radośnie, odsuwając się od stołu. Wydawał się zmęczony. Namjoon podejrzewał, że wziął sobie przerwę od pracy.
- I jak wam idzie?
- Przegrałem cztery do jednego. - Zaśmiał się Jungkook, co Namjoon skwitował tym samym.
- Yoonie jest bardzo mądry. - Zapewnił uśmiechając się do chłopca, który spojrzał na niego znad kartki. Miał na twarzy ten rozkoszny uśmiech, a jego policzki były zaróżowione od śmiechu
Wyglądał anielsko.
- Yoongi był bardzo, bardzo grzeczny. - Wtrąciła Lisa kiedy Namjoon pogładził włosy chłopca. Teraz był dużo spokojniejszy. Powinien wszystkim zaufać. Zajęli się nim wspaniale.
- Dziękuję za opiekę nad nim. Obiecuję, że postawię wam obiad przy najbliższej okazji.
- Lepiej o tym pamiętaj! - Zaśmiał się Jungkook co zaraz podłapała Lisa.
Później ta sama kobieta zrobiła im zdjęcie chcąc utrwalić ich outfity. Po tym Namjoon uznał, że mogą już wracać do domu.
- Dobrze się bawiłeś z Lisą i Jungkookiem? - Upewnił się jeszcze, wychodząc z budynku. Yoongi przytaknął z uśmiechem, a on odetchnął z ulgą.
Droga do domu nie trwała długo. Weszli też do osiedlowego sklepiku i po raz kolejny otrzymali wiele słów aprobaty na temat ich strojów. Namjoon poczuł dumę. Powinien robić to częściej. Reakcje ludzi zdecydowanie były tego warte.
- Joonie?
- Tak? - Zapytał kiedy w końcu znaleźli się w domu.
- Kiedy w-wróci Hobi? - Nasunął chłopiec zdejmując buty. Przy ich boku zaraz pojawił się Mickey. Zwykle był leniwy i niezbyt zainteresowany tym co dzieje się wokół, ale chyba ucieszył się na ich powrót.
- Za dwa dni.
-A Jinnie?
- Jutro popołudniu.
- Jiminnie?
- Za dwa dni.
- A wujek?
- Też.
- A b-babcia?
- Jutro. - Odpowiadał spokojnie, czując lekko ciepło na sercu, kiedy zauważył, że Yoongi nie miał już dłużej problemu z nazywaniem jego treściwiej babcią. To było naprawdę miłe. Kobieta z pewnością była tym zachwycona. Yoongi był jej jedynym wnukiem.

Później zjedli resztki wczorajszego obiadu i zaczęli budować tor przeszkód dla Mickeya, chociaż Namjoon był pewny, że ten leń nawet do niego nie podejdzie.
Nagle usłyszał kaszel. Był cichy, ale był pewny, że to nie jest wymysłem jego wyobraźni.
Spojrzał w kierunku Yoongiego, który układał poduszki na ziemi.
- Dobrze się czujesz, Yoonie? - Zapytał, a chłopiec natychmiast przytaknął. Mimo to Namjoon zauważył, że jego policzki i nos były zaróżowione, co wyróżniało się na tle jego niesamowicie bladej skóry.
Wyciągnął w jego kierunku dłoń i dotknął policzków i czoła chłopca. Jego temperatura z pewnością była podwyższona.
- Masz gorączkę. - Rzucił niewiele myśląc. Czterolatek spojrzał na niego bez zrozumienia, a on westchnął i wstał próbując powstrzymać ogarniającą go panikę.
Czy Yoongi musiał się rozchorować akurat kiedy Jin był daleko, daleko od nich?
- Myślę, że już skoczyliśmy. Zobaczmy czy Mickey przez to przyjedzie. - Rzucił, na co Yoongi przytaknął i podniósł się z ziemi. Zawołali psa, który owszwm, podszedł, ale zaraz położył się na przygotowanych przez Yoongiego poduszkach.
Kiedy chłopiec starał się go przekonać do podjęcia próby przejścia przez prowizoryczny tor, Namjoon wyciągnął telefon i wszedł w wyszukiwarkę, gdzie wpisał gorączka i kaszel u czterolatka.
Powinien zabrać go do szpitala czy to było zbyt radykalne? Może musi kupić jakieś leki? Czy dzieci dostają te same leki co dorośli? Powinien zmierzyć jego temperaturę? Nie sądził, że mają termometr w domu, ponieważ on i Seokjin właściwie nigdy nie chorowali.

Zapalenie płuc
Zapalenie oskrzeli
Zapalenie krtani
Infekcja bakteryjna

- Co robić? - Mruknął pod nosem. Nie był lekarzem. Jak miał odróżnić jedno od drugiego? Może powinien pojechać do tego szpitala? Było już późne popołudnie, więc nie zdąży dojechać do lekarza przed zamknięciem.
Pomyślał o zadzwonieniu do Seokjina, ale dziś odbywały się uroczystości pogrzebowe. Nie chciał go martwić. Powinien pokazać, że sam poradzi sobie z chorobą ich syna.
W związku z tym wybrał numer Taehyunga.
- Halo?
- Taehyung!
- Namjoon! - Odkrzyknął drugi mężczyzna, po czym zaśmiał się cicho. - Coś się stało?
- Jesteś zajęty?
- Właśnie wróciłem z sesji, a mama zabrała chłopców do Disneylandu na cały dzień. Jestem cały twój.
- Yoongi jest chory. - Oświadczył odchodząc do kuchni, aby czterolatek nie mógł go usłyszeć.
- Biedactwo. - Powiedział wyraźnie zmartwiony. - Co mu jest?
- Ma kaszel i gorączkę. Nie wiem co robić. - Wyznał czując lekkie zażenowanie, może nawet poczucie winy. Powinien wiedzieć.
- Ahhh, mam w domu tabletki i syrop, są w kuchni na lodówce, w koszyczku.
- Powinniśmy jechać do szpitala?
- To pewnie przeziębienie. Zrób mu ciepłej herbaty i połóż go do łóżka albo lepiej zrób mu je na kanapie, żeby mógł oglądać telewizję, bo się zanudzi. Zmierz mu temperaturę i napisz mi jak wysoka jest. Termometr trzymam razem z lekami.
- Okej.
- I nie panikuj, bo tylko go przestraszysz.
- Nie panikuję. - Zapewnił, choć niewiele było w tym prawdy. Był naprawdę zmartwiony.
Chwilę później pożegnali się, a on zabrał Yoongiego do domu obok, w końcu nie mógł zostawić go samego.
Jego temperatura nie była tak wysoka, nieco ponad 37 stopni.
Taehyung kazał mu podać leki, które wybrał, pilnować żeby pił dużo wody, zrobić coś ciepłego do jedzenia i jeśli mu się nie pogorszy to poczekać z wizytą u lekarza do rana.
To odrobinę go uspokoiło.
Cieszył się jednak, że Seokjin jutro wraca. Bycie samotnym rodzicem nie było dla niego.
Usadowił Yoongiego przed telewizorem razem z kołdrą, poduszkami i Fluffym. Na szczęście leciała jakaś bajka Disneya i po kilku pytaniach typu "dlaczego" Yoongi ucichł zafascynowany przedstawioną historią.
Namjoon podał mu leki, po dokładnym przeczytaniu wszystkich instrukcji, po czym wyszedł do kuchni. Naprawdę nie umiał gotować. Nie tylko nie umiał, ale i nie cierpiał. Mimo to znalazł przepis na prostą zupę poprawiającą odporność. Nie była perfekcyjna, ale kiedy nadszedł czas kolacji Yoongi zjadł ją bez większego marudzenia.
Tak minął dzień drugi nieobecności Seokjina.

Trzeciego dnia gorączka Yoongiego była niemal całkowitym wspomnieniem. Mimo to z samego rana Namjoon zabrał go do lekarza, gdzie dostali krótką receptę i zapewnienie, że to nic groźnego.
Teraz Kim był dużo spokojniejszy i mógł cieszyć się ostatnimi chwilami sam na sam z Yoongim. Musiał przyznać, że brakuje mu Seokjina. Zwyczajnie jego obecności, śmiechu czy dotyku. Rzadko rozstawili się na tak długo. Namjoon cieszył się, że jest z nim Yoongi. W innym przypadku prawdopodobnie umarłby z tęskny.
- Dziś wraca Jinnie i babcia.
- N-Naprawdę?!
- Tak! - Odparł parkując przed domem.
- Pojedziemy po nich na lotnisko?
- Tak! - Powtórzył chłopiec z uśmiechem. Namjoon cieszył si, że wciąż mógł się swobodnie uśmiechać mimo tego że Kim zajmował się nim trzy dni. Wyglądało na to, że robi dobrą robotę.
- Musimy najpierw posprzątać cały dom. - Oświadczył. Na szczęście Yoongi zawsze pomagał im w sprzątaniu i także tym razem nie miał nic przeciwko. Posprzątali odrobinę jego pokój, bazę stworzoną przed telewizorem i salon. Skończyli w okolicach dwunastej.
- Teraz zabierzmy się za obiad. Co dla nich zrobimy? - Zapytał, ale czterolatek jedynie wzruszył ramionami, karmiąc Mickeya przysmakami. Ten pies i tak był zbyt zaokrąglony. - Może makaron? - Zasugerował. Brzmiało prosto. Miał sos z torebki. Doda do niego warzywa i mięso i zapiecze. To był jego plan. Yoongi zgodził się bez problemu. Pomógł mu umyć warzywa i mieszał sos.
Kiedy obiad był gotowy zrobili też ciasto z truskawkami. Namjoon był pewny, że na zdjęciu z internetu zdawało się wyższe, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Zabrali Mickeya na krótki spacer, a o piętnastej ubrali się dość ciepło i wsiedli do samochodu. Godzinna podróż nieco się dłużyła, ale Yoongi znał sobie zajęcie oglądając film na telefonie Namjoona, zaś on skupił się na drodze i śpiewał piosenki lecące z radia.
W końcu dojechali.
Oboje nie mogli się doczekać żeby zobaczyć Jina, dlatego byli w naprawdę dobrym humorze.
- J-Jinnie już idzie?
- Nie jestem pewny.
- A teraz?
- Chyba nie.
- Mhm. - Mruknął cicho chłopiec wypatrując w tłumie swojego opiekuna.
Nagle zza drzwi wyszła kolejna porcja osób, a na jej czele szedł nikt inny niż brązowo włosy koreańczyk rozglądający się wokół w poszukiwaniu dwóch znanych mu twarzy.

-Seokjinnie!
- Jinnie!
- Moi chłopcy!

Namjoon miał ochotę płakać ze szczęścia na widok męża. Te trzy dni były dobrym doświadczeniem. Cieszył się, że spędził je z Yoongim. Nie było tak ciężko jak się obawiał, ale nikt nigdy nie zastąpi Seokjina.
Po prostu najlepiej było, kiedy byli w trójkę. W końcu byli rodziną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro