5. because
Jeongguk przekręcił się na drugi bok z jękiem. Była sobota, słońce wzeszło już kilka godzin temu, a on wciąż leżał w łóżku. Był jednym wielkim bałaganem. Jego włosy były w nieładzie, na policzku miał odciśniętą własną dłoń, a w kołdrze zaplątał się gdzieś między piątą a szóstą.
Obudził się przed świtem, leniwie uchylając powieki i wbijając jeszcze nie do końca przytomny wzrok w widok za oknem, które znajdowało się po lewej stronie jego łóżka. Niebo miało intensywny granatowy kolor, gdzieniegdzie rysowały się kontury wolno sunących przed siebie obłoków. Był zbyt śpiący, by przyjrzeć się temu bardziej, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów, a potem przenieść wszystko na płótno. Patrzył na nieboskłon przez kilkanaście minut, dopóki nie wzeszło słońce. Kiedy pierwsze promienie wdarły się do pokoju malarza, przekręcił się twarzą do ściany, chowając twarz w poduszkę.
Planował wstać dziś wcześniej, pójść na plażę przed świtem i namalować wschód słońca. Jednak gdy się obudził, poczuł, że to nie był dobry pomysł. Był po prostu zmęczony. Przez ostatnie kilka dni malował przez wiele godzin. Chociaż malowanie było jego pasją i sprawiało mu wiele radości, było również męczące. Czasami potrzebował chwili odpoczynku. Chociaż kilku minut ciszy, które spędzał sam ze sobą, odgradzając się od malowania. I tak było właśnie teraz.
Westchnął głośno, przeciągając się. Chwilę zajęło mu wydostanie się spod kołdry. Wzdrygnął się, gdy jego bose stopy dotknęły chłodnej podłogi. Za oknem było słychać śpiew ptaków, który budził go co rano.
Jeongguk uwielbiał takie poranki, chociaż tego dnia wstał dużo później, niż zwykle. Takie delikatne, niczym muśnięcia pędzlem impresjonisty, pełne piękna budzącej się w promieniach słońca natury i ciszy przerywanej przez słodkie piosenki ptaków i podmuchy wiatru.
Przebrał się w białą, odrobinę za dużą koszulę i zwykłe, ciemne szorty. Przeczesał włosy dłonią, nie zawracając sobie głowy uczesaniem ich. Zrobił sobie szybkie śniadanie, po czym usiadł na parapecie w pokoju, w którym malował. Przez chwilę patrzył na widok za oknem, podziwiając piękno natury i słuchając śpiewających ptaków. Dopiero po chwili otworzył książkę, która do tej pory leżała na jego kolanach i zaczął czytać.
Minęło kilka godzin, zanim skończył lekturę i rozejrzał się po pomieszczeniu i wyjrzał za okno. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, chmury na nieboskłonie zaczynały zmieniać kolor, a w powietrzu unosił się zapach sobotniego popołudnia.
Zerknął na czyste płótno stojące w kącie pokoju. Na stoliku przy sztaludze z niedokończonym obrazem leżały farby i pędzle. Powinien zacząć malować nowy krajobraz czy skończyć ten, który malował przez kilka ostatnich dni?
Pokręcił głową. Nie musiał dzisiaj malować. Pogoda na zewnątrz była piękna, w dodatku była sobota, a to oznaczało jedno. Na plaży najpewniej wciąż znajdowały się tłumy. Co prawda nie były bardzo duże — ta wioska była mała, ale w takie dni nad morze przychodzili prawie wszyscy mieszkańcy. To sprawiało, że Jeongguk czasami nie miał warunków do pracy. Nigdy jednak nie chciał na to narzekać, w końcu tutaj było dużo ciszej, niż w tej części Busan, w której mieszkał od dziecka. Tam wciąż ktoś przeszkadzał mu podczas malowania, przez co jako młody chłopak niejednokrotnie denerwował się dużo bardziej, niż powinien.
Wyszedł z domu, zamykając drzwi na klucz i ruszył wolnym krokiem w stronę plaży. Ulice były puste, nie licząc kilku osób, które wracały do siebie; Jeongguk szedł pośrodku, nie bojąc się, że zaraz może nadjechać samochód. Nie było tutaj wiele pojazdów; większość mieszkańców chodziła wszędzie na pieszo i tak samo robił również dwudziestopięciolatek. Chociaż wcześniej nie przepadał za długimi spacerami, teraz je pokochał i już nie wywoływały u niego ani trochę negatywnych emocji.
Kiedy dotarł nad morze, zobaczył dzieci bawiące się przy brzegu oraz ich rodziców siedzących na kocach rozłożonych na złotym piasku. Tak jak podejrzewał, wielu mieszkańców wioski znajdowało się właśnie tutaj, ciesząc się z pięknej pogody i uroków nadmorskiego krajobrazu.
Rozejrzał się, przesuwając wzrokiem po każdej osobie znajdującej się na plaży. Z jego twarzy nie znikał uśmiech; mogło to brzmieć odrobinę dziwnie, ale widząc szczęście tych ludzi nie mógł tak po prostu stać tam z poważną miną. Z jakiegoś powodu to miejsce było na swój sposób magiczne i każdy mały element z nim związany cieszył Jeongguka jak nic innego.
Nagle dostrzegł nieznajomego mężczyznę, siedzącego niedaleko z otwartym zeszytem na kolanach i długopisem w dłoni. Przez chwilę mu się przyglądał; zastanawiało go, kim był i dlaczego przez ostatnie tygodnie widział go tyle razy. Nie chciał również mu przeszkadzać. Wiedział, że to nie byłoby kulturalne, w końcu sam bardzo nie lubił gdy ktoś mu przeszkadzał.
Gdy jednak zauważył, że jasnowłosy od kilku minut po prostu wpatruje się w kartkę, nic nie pisząc, postanowił podejść i się przywitać. Wziął głęboki wdech i ruszył w stronę mężczyzny.
— Dzień dobry — powiedział niepewnie, zatrzymując się obok nieznajomego.
Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na niego z poważnym wyrazem twarzy. Przez chwilę po prostu na niego patrzył, nie odzywając się nawet słowem, jakby nie docierało do niego, że ktoś stoi obok.
— Dzień dobry — odpowiedział po chwili, a jego niski głos wywołał lekki dreszcz u dwudziestopięciolatka.
— Mogę się przysiąść? — zapytał nieśmiało brunet, posyłając mężczyźnie delikatny uśmiech.
— Um... jasne — mruknął lekko zdezorientowany mężczyzna, uciekając wzrokiem w stronę morza.
Malarz usiadł obok niego na piasku, pilnując, by zachować odległość, dzięki której żaden z nich nie musiał czuć się niezręcznie. Może i był zbyt ciekawski, ale naprawdę zastanawiało go to, jak nieznajomy znalazł się w tej małej wiosce niedaleko Busan. Nie chciał również w jakikolwiek sposób go wystraszyć; kto wie, może potem będą utrzymywać ze sobą kontakt i będzie to coś więcej, niż zwykłe „Dzień dobry" na przywitanie?
— Wybacz bezpośredniość, ale przyjechałeś tutaj kogoś odwiedzić?
— Nie — nieznajomy zmarszczył brwi. — Skąd ten pomysł?
— Niewiele osób przyjeżdża tutaj bez powodu — powiedział brunet, patrząc na morze. — Raczej albo w odwiedziny, albo przeprowadzka.
— Przeprowadziłem się tutaj — wyznał jasnowłosy, zamykając zeszyt i wbijając wzrok we własne stopy. — A ty?
Jeon odwrócił twarz w stronę mężczyzny. Dzięki temu, że jego uwaga była skupiona na złotym piasku, mógł mu się przyjrzeć. Szybko jednak odchrząknął i spojrzał z powrotem na fale; wiedział, że natrętne przypatrywanie się komuś nie było miłe, nieważne, jak bardzo chciał dokładnie przeanalizować każdy element twarzy nieznajomego.
— Mieszkam tu od roku. — Przygryzł wargę, czując, że kończą mu się tematy do rozmowy. Przeklął w myślach, żałując, że tego nie przemyślał.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, wsłuchując się w szum fal. Wydawało się, że czas się zatrzymał; Jeongguk miał wrażenie, że istnieją teraz w zawieszeniu między światami, gdzieś poza wzrokiem innych. Gdzieś, gdzie mógł po prostu skupić się na oddychaniu, nie przejmując się zupełnie niczym, wpatrując się w morze i zachodzące słońce.
Wydawało mu się, że będą tak trwać jeszcze kilka, może kilkanaście minut, a może nawet wieczność, jednak zdradziły go jego własne usta, z których wymsknęło się ciche pytanie o imię nieznajomego.
— Taehyung — mruknął mężczyzna, jakby od niechcenia, ale Jeongguk wiedział, że to imię pozostanie w jego pamięci przez długi czas, malując przed jego oczami obraz złotej plaży i morza skąpanego w ostatnich promieniach słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro