3. is
Na twarzy Jeongguka pojawił się szeroki uśmiech. Odłożył pędzel na bok, a następnie wstał i odszedł kilka kroków dalej, by móc spojrzeć na płótno z większej odległości. Obraz przedstawiający kwitnące drzewo wiśni nie był jeszcze skończony nawet w połowie, dwudziestopięciolatek był jednak dumny z niego już teraz.
Szczerze powiedziawszy, był dumny z większości swoich prac. Każdej z nich poświęcił wiele czasu i serca. Każda z nich była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, nawet te, które przedstawiały tę samą rzecz lub krajobraz. Żaden obraz zachodu słońca nie równał się drugiemu. Dla innych mogło to nie mieć żadnego sensu, ale Jeongguk widział każdą, nawet najmniejszą różnicę.
Zaczął sprzątać farby i pędzle, nucąc pod nosem piosenkę, którą usłyszał rano w radiu. Nie spieszył się z tym. Nie miał w planach niczego innego do zrobienia. Może skoro skończył wcześniej, niż planował, przejdzie się na spacer? Wyjrzał za okno. Słońce zmierzało ku zachodowi. Przez głowę przemknęła mu myśl, że to byłby piękny krajobraz do namalowania, jednak od razu odsunął od siebie ten pomysł. Dopiero co skończył malować część poprzedniego obrazu. Wiedział, że nie powinien tak szybko zaczynać kolejnego. Farby już mu się kończyły, a dostawa nowych nie była jeszcze nawet w transporcie. Przecież mógł z tym poczekać.
Stwierdził, że dobrym pomysłem będzie spacer. Długi i spokojny spacer w ramach odpoczynku od malowania, dzięki czemu będzie mógł nie tylko zaczerpnąć świeżego powietrza, ale też znaleźć nowe inspiracje.
Po kilku minutach dotarł na plażę. Wokół nie było zbyt dużo osób, przynajmniej nie tyle, ilu się spodziewał. Zdjął klapki, zostawiając je gdzieś niedaleko, by ich nie zgubić oraz by woda ich nie porwała.
Zaczął iść wzdłuż brzegu, patrząc na fale obmywające jego bose stopy i słońce, chylące się ku horyzontowi. Szedł tak przez chwilę, aż nagle zatrzymał się i przymknął oczy, wdychając zapach morza. Czuł, jak delikatny wiatr bawi się jego włosami. Do uszu dobiegał mu cichy szum fal, który uspokajał go jak nic innego.
Skłamałby, gdyby powiedział, że nie lubi tutaj mieszkać. To miejsce od samego początku mu się podobało. Było bardzo miłą odmianą po głośnym Paryżu, w którym spędził ostatnie kilka lat swojego życia. Bez wahania zawsze wybrałby małą wioskę niedaleko Busan. Co prawda swój pobyt we Francji wspominał dobrze, jednak często czuł się tam nieswojo, nie tylko ze względu na swoje pochodzenie i barierę językową.
Jeongguk był bardzo pracowitą osobą. Zawsze pracował więcej i ciężej, starając dać z siebie wszystko. Uczył się języka odkąd w liceum zaczął marzyć o studiach malarskich w Paryżu, a kiedy dostał się na wymarzoną uczelnię, rozpoczął pracę w kawiarence niedaleko akademika. Kochał tamtą atmosferę, obecność osób, które miały podobne zainteresowania do tych jego, zapach świeżych wypieków i dźwięk języka. Oczywiście Paryż miał swoje wady i Jeongguk dobrze o tym wiedział jako młody i utalentowany malarz — na palcach obu rąk nie mógł policzyć osób, które przyjaźniły się z nim tylko ze względu na jego umiejętności i fakt, że z czasem stawał się sławny.
Właśnie dlatego zrezygnował z dalszego pobytu we Francji. Po studiach i dwóch latach spędzonych na malowaniu i pracy w kawiarni wrócił do Busan, do domu rodzinnego. Tam jednak spędził tylko miesiąc, podczas którego szukał mieszkania w miejscu jak najbardziej oddalonym od miasta. I w końcu znalazł tę małą i malowniczą wioskę, w której czuł się po prostu dobrze, gdzie nikt nie zabiegał o jego przyjaźń ze względu na nazwisko czy talent. Ludzie mieszkający tutaj wydawali się być tak szczerze mili i pomocni, kolor morza intensywniejszy, a powietrze dużo czystsze. I z powodu każdej z tych małych rzeczy Jeongguk nie wyobrażał sobie, że miałby mieszkać gdzieś indziej.
Szedł przed siebie z rękami w kieszeniach. Czuł pod stopami ciepły piasek, czasami podchodził znowu bliżej wody i rozkoszował się dotykiem fal. To było miłe uczucie. Wywoływało delikatny uśmiech na jego twarzy i tak po prostu go uszczęśliwiało.
Rozejrzał się po plaży. Oprócz mieszkańców wioski, ku swojemu zdziwieniu, zauważył mężczyznę, którego widział kilka dni temu w sklepie. Szedł powoli, a wiatr rozwiewał jego jasne włosy i zapiętą na kilka guzików białą koszulę. Z tej odległości Jeongguk nie był w stanie zobaczyć rysów jego twarzy. Mężczyzna trzymał coś w dłoni, dwudziestopięciolatek nie potrafił jednak dostrzec, co to było. Przyglądał mu się dalej, mimowolnie wyobrażając sobie jego postać na jednym ze swoich obrazów, nie zauważając, że nieznajomy również na niego patrzył.
Poczuł delikatną nutkę smutku, gdy mężczyzna skierował swoje kroki w zupełnie inną stronę, jakby chciał znaleźć się jak najdalej od Jeongguka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro