Rozdział 7, Urodziny
- Szach i mat!
Na twarzy Kaeru pojawił się szeroki uśmiech. Shikamaru odpalił papierosa i chwilę się przyglądał planszy.
- Cholera... Nie wiem czy jesteś aż tak dobra, czy to był przypadek...
- Hahaha chyba to pierwsze! Jest już późno. Muszę iść już spać. Jutro robię dzień wolny od treningów.
- Jakaś okazja czy zmęczenie?
- To... Tak po prostu. Dziękuję za grę.
- To ja dziękuję- Shikamaru zbierał pionki- pokazałaś mi kilka mało oczywistych strategii. Była tylko jedna osoba, z którą mi się tak dobrze grało. Mój sensei... To on pokazał mi jak grać w shogi. Dzięki niemu jestem podobno najlepszym strategiem. No dobra, lecę do domu. Może w jakiś dzień... Pójdziemy na jakieś jedzenie po grze? Ostatnio ciągle jest za późno i...
Kaeru cicho się zaśmiała, a Shikamaru nerwowo zapalał i gasił zapalniczkę.
- Jasne! Czemu nie.
- Wiesz przyniosę ci kilka książek o grze i omówimy kilka kwestii.
Kaeru wstała z ławki i klepnęła go w ramię.
- Nie musisz się tłumaczyć, Shikamaru. Też lubię spędzać z tobą czas. Lecę do domu. Pa!
- P.. Pa!
Wróciła, otworzyła pamiętnik i postanowiła sprawdzić żabiego listonosza.
- Napiszę do Kankuro...
Gdy list był gotowy, przyzwała żabę i poleciła dostarczenie.
Kankuro już spał, gdy nagle poczuł coś śliskiego na twarzy.
- Co do...
Zapalił światło i zobaczył małą żabę na swoim łóżku. Do pokoju wbiegła Temari.
- Kankuro, coś się stało? - spojrzała na żabę i się uśmiechnęła- Uuu nocna wiadomość od tamtej dziewczyny?
Kankuro nie zdążył zaprotestować, gdy Temari rozwinęła zwój i zaczęła czytać. Po chwili w jej oczach pojawiła się złość.
- Same. Głupoty!
- Temari..? - Kankuro zerknął na list- Haha jesteś zazdrosna, bo gra z Shikamaru w shogi?
- Nie! Ja... Yhh muszę wyjść.
Kankuro położył się na łóżku i czytał list. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Chwilę się zastanawiał co odpisać *Jutro ma urodziny... Może poproszę Gaarę żeby dał za mnie zastępstwo w Akademii... Chociaż pewnie się nie zgodzi... Hmm nie wiem co napisać*
Żaba siedziała i patrzyła znudzona.
- Te... Nie będę tu czekać do rana...
- Już, chwila! Daj mi pomyśleć.
Kankuro chwilę się zastanawiał, aż w końcu napisał kilka zdań i oddał zwój znudzonej żabie, która go dostarczyła nad ranem budząc Kaeru.
- Czemu tak wcześnie... Dziękuję Omo..
- Polecam się!
Żaba zniknęła, a Kaeru rozwinęła zwój i zaczęła czytać.
Droga Kaeru,
Nie jestem zbyt dobry w pisaniu listów ( ̄⊥ ̄)
Cieszę się, że udało się z przywołaniem. No i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Mam nadzieję że będziesz świętować.
U mnie nic ciekawego, za kilka dni moi podopieczni idą na pierwszą misję. I w sumie to tyle...
Też mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy! (๑•ั็ω•็ั๑)
Kankuro
Kaeru się uśmiechnęła i powoli wstała z łóżka. Zrobiła sobie śniadanie, odsłoniła okna. Później weszła do wanny i starała się zrelaksować. Później ubrała się i postanowiła iść na spacer. *Mój nastrój jest totalnie mało urodzinowy... Ale chociaż pogoda jest ładna... Och czy to...*
Podeszła od tyłu do osoby siedzącej na ławce i zasłoniła mu oczy.
- Kaeru?
- Skąd wiedziałeś, Shikamaru!
- Słyszałem twoje kroki.
Lekko się uśmiechnął. Siedział nad rozstawioną planszą, a Kaeru usiadła naprzeciwko.
- Czekałeś na mnie?
- Dzisiaj nie ćwiczysz, prawda?
- Odpowiadasz pytaniem na pytanie- Kaeru wykonała ruch na planszy- czyli tak.
- To takie upierdliwe.
- To takie upierdliwe.
Powiedziała jednocześnie z nim, a Shikamaru się zaśmiał. Grali już dłuższy czas, gdy nagle poczuli mocny podmuch wiatru. Shikamaru szybko wstał i zrobił zdziwoną minę.
- Temari? Masz sprawę do Szóstego?
- Temari... Siostra Kankuro! - Kaeru wstała- ja się nazywam...
- Tak tak, wiem- Temari zacisnęła zęby- genialna Kaeru. Mam sprawę do Shikamaru, więc daj nam chwilę.
Shikamaru zmarszył brwi, a Temari zaciągnęła go na bok.
- Co to ma być?! Przecież ostatnio byłeś ze mną na randce i...
- Randce? - Shikamaru odpalił papierosa i pokręcił głową- To była formalna kolacja. Odbyłem taką z doradcami wszystkich Kage w związku z nadchodzącym szczytem.
Temari zrobiła się czerwona na twarzy. Dotarło do niej, że zupełnie inaczej odebrała tamta sytuację. Wściekła odwróciła się na pięcie. Usłyszała za sobą jak Shikamaru mruknął pod nosem.
- Upierdliwa...
Temari się wściekła, rozłożyła wielki wachlarz i wykonała atak. W tej samej sekundzie pojawiła się chmura dymu i między nią i Shikamaru pojawiła się gigantyczna żaba, Mizu, na której plecach siedziała Kaeru. Temari zasinęła zęby, zza żaby wyszedł zdenerwowany Shikamaru.
- Temari. Podczas trwania sojuszu wiosek, atakujesz mnie, doradcę Hokage, na terenie mojej wioski. Dodatkowo mogła oberwać dziewczyna z Wioski Księżyca- Shikamaru pokręcił głową- czy chcesz żeby wybuchł skandal? Jeśli szybko się oddalisz, przymknę na to oko i tego nie zgłoszę.
Temari wściekła zniknęła. Kaeru dalej siedziała na grzbiecie żaby, a Shikamaru głośno westchnął.
- Miałaś rację. Nie umiem z wami rozma...
Shikamaru nie dokończył zdania. Na chwilę zamarł i nerwowo spojrzał na Kaeru. Nagle usłyszała z oddali obcy głos.
-Przecież to Mizu! Czyżby Naruto cię przyzwał na randkę z Gamakichim?
Żaba zarechotała i odpowiedziała.
- Daruj sobie, Jiraiya!
- Jira... - Kaeru wlepiła wzrok w Shikamaru, nie chciała spojrzeć na swojego ojca- Nie, ja...
Dziewczyna chciała zejść z żaby, jednak w stresie runęła z jej pleców na ziemię. Jiraiya był już blisko, żaba mówiła dalej.
- Jiraiya, padniesz jak ci powiem, że to nie Naruto mnie przyzwał.
Dziewczyna szybko się podniosła z ziemi i chciała uciec do swojego mieszkania *Nie jestem gotowa... Nie dzisiaj* nagle poczuła, że nie może się ruszyć. Spojrzała na swój cień, połączony z cieniem Shikamaru.
- Puszczaj mnie, ja...
- Kaeru, wybacz. Robię to, co uważam za dobre dla ciebie.
Kroki ucichły. Dziewczyna poczuła dużą dłoń na swojej głowie. Shikamaru uwolnił ją z cienia. Żaba przerwała ciszę.
- Rodzinne spotkanie, co, Jira?
- Mizu. Możesz wrócić do siebie.
Żaba zniknęła. Dziewczyna pierwszy raz usłyszała głos swojego ojca, głos niski i lekko zachrypnięty.
- Kaeru... Tak? Nie spodziewałem się że kiedykolwiek cię tu...
Odwróciła się do niego przodem i zapłakana zaczęła okładać pięściami jego tors.
- Czemu?! Gdzie byłeś te wszystkie lata? W czym Naruto był ode mnie lepszy, że wybrałeś jego?!- łkała dalej go okładając- Mama nie żyje... Nawet się z nią nie pożegnałeś ty...
Oczy Jiraiyi otworzyły się szeroko i zrobiły się szkliste. Nadal stał ze stoickim spokojem, a Shikamaru odszedł kawałek dalej z papierosem.
- Więc... Naoki odeszła...
- Jak możesz być tak spokojny i...
Kaeru odważyła się spojrzeć mu w oczy. Wyglądał dokładnie jak na zdjęciu, miał długie, rozczochrane, białe włosy, pieprzyk przy nosie po lewej stronie i dwie czerwone kreski biegnące od dolnych powiek do linii szczęki. Jiraiya spojrzał na jej oczy.
- Widzę, że wdałaś się we mnie. Jestem pod wrażeniem, że przyzwałaś Mizu. I masz już symbole na dolnych powiekach po pierwszych przywołaniach.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Po tylu latach?!
- Właśnie... - Jiraiya spojrzał w niebo- nic nie dzieje się bez powodu. Spotkaliśmy się w twoje dwudzieste urodziny.
# W tym czasie Shikamaru zaczął się krztusić dymem papierosowym *Dwadzieścia lat? Myślałem że jest w moim wieku albo młodsza... Dwa lata starsza... Powinienem mówić do niej senpai...* #
Kaeru otarła łzy. Jiraiya patrzył na nią z poważną miną. Nie wiedział co ma powiedzieć, ona tak samo. Żadne z nich nie było gotowe na to spotkanie, a nawet, gdyby znali datę i czas, pewnie sytuacja wyglądałaby tak samo.
- Wszystkiego najlepszego, córeczko.
- T... Tato...-znów się rozpłakała i przytuliła ojca- Zostałeś tylko ty... Nikogo więcej nie mam, a tak na prawdę nic o tobie nie wiem... Wiem tylko, że jesteś legendarnym Sanninemim.. Piszesz książki.
- Hahaha- Jiraiya się zaśmiał- cóż, chyba te książki nie są dziełem mojego życia. I... Myślę, że nie jesteś sama. Nikt, kto jest w Konoha nie jest sam. Czy możemy iść gdzieś razem? Muszę ci wiele powiedzieć i wyjaśnić..
- Dobrze.
Poszli razem do restauracji, Jiraiya wybrał stolik na patio, przy ogrodzie w japońskim stylu. Zamówił dużo jedzenia i niskoalkoholowe sake.
- W końcu jest podwójny powód do świętowania- Jiraiya siedział naprzeciwko niej- twoje urodziny i nasze spotkanie.
- Jiraiya, tato... W sumie nawet nie wiem jak mam się zachować.
- Masz do mnie mnóstwo żalu. I słusznie- wypił czarkę sake, najpierw unosząc rękę w geście toastu- na wstępie uprzedzę, że nie potrafię być dobrym ojcem.
- Zauważyłam, uciekłeś gdy tylko...
- To nie do końca tak wyglądało. Gdy się urodziłaś- zmarszczył lekko czoło- trwały ciężkie dla shinobich czasy. Ja, Tsunade i Orochimaru wyruszaliśmy na ryzykowne misje, byliśmy też na celowniku wielu wrogów. My i nasi bliscy. Na oczach mojego przyjaciela z innej drużyny została zamordowana jego żona i syn. Nie mogłem pozwolić na to, żeby stało się coś takiego.
Kaeru uważnie słuchała, jednocześnie nerwowo podjadając podane dania. Jiraiya spojrzał w stronę ogrodu.
- Gdy miałaś dwa latka, mój uczeń, Minato, spodziewał się syna. Sytuacja była skomplikowana, bo jego żona nosiła w sobie demona... Kuramę, zwanego dziewięcioogoniastym. Pewnie znasz już historię... Zginęli, chwilę wcześniej pieczętując bestię w swoim synu, którego jestem ojcem chrzestnym. Wiesz o kim mówię?
- Naruto...
- Czułem się zobowiązany przed Minato, do trenowania jego syna. Tym bardziej, że nosił w sobie bestię. Nie trenowałem z tobą, bo nie chciałem żebyś przeze mnie straciła życie.
- A mama? - Kaeru uderzyła pięścią w stół- Chociaż pisałeś do niej listy?
- Czasem. Czasem pisałem dla niej książki i... Widzę co ci chodzi po głowie. Dokładnie wiedziała, kiedy umrze. Jednak nigdy nie chciała mi powiedzieć- widząc zdziwioną minę Kaeru, mówił dalej- Naoki żyła w wiosce czasu. W tej wiosce używane były jutsu naginające wszelkie prawa czasu i przestrzeni, dlatego byli ogromnym zagrozeniem. Byłem w wiosce, aby dostarczyć pakt pokojowy i... Wtedy ją poznałem. Później skladałem częste wizyty w wiosce, gdy nagle okazało się, że twoja mama jest w ciąży. Wszyscy mieszkańcy posiadali specjalne kekkei genkai, mogli zakładać rodziny tylko w obrębie klanu. Gdy robili inaczej, lub chcieli uciec z wioski z dzieckiem z klanu... - Jiraiya głośno przełknął ślinę- uwalniała się pieczęć zabierająca dziecku ponad połowę czasu życia.
Kaeru zrobiła wystraszoną minę *czyli ja...*. Mężczyzna ją uspokoił.
- Twoja mama była jedną z najlepszych kunoichi w wiosce. Dlatego, gdy uciekła, wzięła na siebie twoją pieczęć. Otrzymała azyl w Wiosce Księżyca, gdzie udawała zwykłą mieszkankę. Dla mnie też to było trudne. Byłem tam w dniu twoich narodzin, w dniu, w którym twoja matka zdjęła pieczęć. Cały czas czuła ile to będzie lat... Hm poza tym pewnie zauważyłaś, że zmarszczki nie sięgały jej skóry. Hah pewnie to jutsu pamiętała do końca.
Kaeru nie wiedziała co powiedzieć. Nie miała już siły płakać. Czuła się winna śmierci swojej mamy.
- Nie obwiniaj się. Żyjesz z jakiegoś powodu. Żyj dla swojej mamy, która dała ci ten czas.
- A czy ja... Mogę posiadać to kekkei genkai?
- Biorąc pod uwagę, że przywołujesz gigantyczne żaby, raczej mało prawdopodobne. Ale jeśli cokolwiek cię zaniepokoi, musisz od razu skontaktować się ze mną lub Hokage. Bez odpowiedniego treningu ta moc może być graźna też dla ciebie. A teraz... Kaeru, chciałbym poznać twoją historię. Matka pisała mi trochę w listach, ale chcę usłyszeć wszystko od ciebie.
Kaeru zaczęła opowiadać. O dzieciństwie, o zamknięciu akademii i naukach od Hikaru. O tym, że baka mama uczyła ją tańca i kaligrafii, a później o drodze do Konoha, treningach i grze w shogi.
- Naruto, Shikamaru i ten cały Kankuro... Nigdy nie przepadałem za wioską piasku. A Shikamaru to porządny chłopak. Naruto to narwaniec, ale...
- Tato, ja tylko z nimi trenuję hah... Zostaniesz w Konoha?
- Jakiś czas. Pojutrze chciałbym cię zabrać na trening. Heh muszę się przyzwyczaić do bycia nazywanym tatą.
- Odszukałbyś mnie kiedyś?
- Nie. -zobaczył żal na twarzy dziewczyny- Wiedziałem, że ty będziesz chciała mnie znaleźć, gdy będziesz gotowa.
- Mhm.
Długo razem rozmawiali, w końcu przerwała im mała żaba.
- Panie Jiraiya, Szósty czeka, a robi się ciemno.
- Dobra, dobra... Kaeru, widzimy się pojutrze.
- Dobrze.
Jiraiya zapłacił za jedzenie i wyszedł. Kaeru czuła w głowie szum od sake. Miała w głowie wiele myśli. Ruszyła w stronę domu. *W końcu wiem wszystko... I mam już mniejszy żal do ojca.. Może jakoś to będzie*
Słońce zaczęło zachodzić. Gdy szła przez plac, usłyszała głos.
- Yo...
- Shikamaru...
Podeszła do niego, a on wręczył jej torebkę z prezentem.
- Czemu nie mówiłaś, że masz urodziny? To takie upierdliwe... Poza tym powinienem do ciebie mówić senpai... Jesteś dwa lata starsza i...
- Dziękuję, Shikamaru- zajrzała do torebki, była tam gra shogi i bukiecik kwiatów- heh możesz do mnie mówić tak, jak wcześniej. Nie masz dziś pracy?
- Wiesz... Heh wziąłem dziś wolne, bo... W sumie to nie jest ważne. I wybacz, że cię zatrzymałem cieniem...
- Wiedziałeś co jest dla mnie dobre heh, lepiej niż ja sama. Wiele się dowiedziałam i...-nagle poczuła jak łzy napływają jej do oczu- moja mama poświęciła dla mnie swoje życie, wiesz? I...
Rozpłakała się. Shikamaru nie wiedział jak się zachować, podszedł bliżej i ją przytulił. Kaeru wtuliła się w niego płacząc. Czuła wszystkie emocje, które z niej schodziły po tym dniu.
- Shikamaru...
Uniosła głowę i spojrzała niego, a on dalej ją trzymał w ramionach.
Usłyszeli czyjeś kroki, które nagle ustały.
To był Kankuro. Wlepił w nich wzrok. Chciał już zawrócić, gdy Kaeru go zauważyła. W ręku trzymał pudełko obwiązane wstążką. Odezwał się patrząc w ziemię.
- Wszystkiego... najlepszego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro