Rozdział 1, Żaby
Kaeru przeszła się po domu, sprawdzając, czy zapakowała do wielkiego plecaka wszystkie potrzebne rzeczy. Za oknem wiał wiosenny wiatr, niosąc zapach kwitnących wiśni. Dziewczyna zebrała kilka dodatkowych przedmiotów i kunaie. Spojrzała na zdjęcie swojej mamy ozdobione kwiatami i czarną wstążką.
- Mamo... Wiem, że nigdy nie lubiłaś, gdy trzymałam w ręku broń i trenowałam- uśmiechnęła się w stronę zdjęcia- ale w tę podróż muszę je ze sobą zabrać. I wiesz co? Pójdziesz razem ze mną.
Sięgnęła do szuflady szafki, na której stał ołtarzyk, wyjęła z niego zdjęcie mamy, ubranej w błękitne kimono ozdobione ręcznie malowanymi kwiatami wiśni i ornamentami. Owinęła je białą serwetką i schowała do kieszonki plecaka. Zrobiła kolejną rundkę po domu i głośno westchnęła.
- Już! Czas się zbierać... Mam nadzieję, że Yasu dobrze się tobą zajmie, domku...
Wyszła z domu, zamknęła drzwi na klucz i schowała go pod wycieraczkę. Na czas jej nieobecności domem miał się zająć Yasu. Jej przyjaciel z dzieciństwa z którym razem trenowała. Całe życie spędziła w Tsukigakure no Sato- Wiosce Ukrytego Księżyca. Mieszkańcy jej wioski znani byli z gościnności, nie było tam zbyt wielu shinobi, od czasu wielkiego pokoju na terenach wioski, jednak grupka dzieciaków marzyła o zostaniu ninja. Dużo trenowali i bawili się w Akademię Ninja. Jednym z tych dzieciaków była Kaeru. Jeden z shinobi- Hikaru, uczył ich podstaw walki. Kaeru była jedną z silniejszych uczennic i była też najbardziej pyskata.
- No i gdzie niby ja mam szukać tej Konohy....
Wymamrotała pod nosem idąc w stronę bramy.
- Konoha?
- Hm? S... sensei Hikaru- wyszczerzyła zęby do swojego senseia- Na mnie już pora. Czas dowiedzieć się czegoś o sobie.
Spojrzała w stronę błekitnego nieba. Hikaru był od niej starszy tylko o 6 lat. Był wysoki, miał zielone oczy i długie czarne włosy. Kaeru zawsze była dla niego jak młodsza siostra, było mu przykro, że opuszcza wioskę, ale wiedział, że nie może ani jej zatrzymać, ani iść razem z nią.
- No i może się dowiem, czemu żaby wszędzie za mną chodzą...- spojrzała przez ramię na mała, zieloną żabę, ukrytą za pobliską ławką- Może ojciec rzucił na mnie klątwę tym imieniem... Yhhh upierdliwe...
- Haha Kaeru... - Hikaru wręczył jej blaszkę z symbolem księżyca, taką, jaką kiedyś dostawali chunini w wiosce- Masz. Akademia zawiesiła działalność, ale... zostało jeszcze kilka naszych symboli. Żebyś... Nigdy nie zapomniała skąd jesteś.
- Sensei! Bo się wzruszysz!
Znów się uśmiechnęła i przyczepiła blaszkę do paska. Zawsze nosiła spodnie przed kolano i kimonową, szarą dopasowaną koszulę, do tego miała tradycyjne sandały na drewnianej podeszwie. Białe włosy miała spięte w niedbała kitkę, a pojedyncze pasma fruwały koło jej buzi. Przytuliła Hikaru i westchnęła.
- Na mnie już czas!
Szybkim krokiem ruszyła do wyjścia z wioski. Nagle jednak odwróciła się na pięcie i podbiegła znów do Hikaru zakłopotana.
- S... Sensei- podrapała się w tył głowy i uniosła jedną brew- W sumie... Może wiesz w którą stronę mam iść?
Hikaru pacnął się dłonią w czoło i zaśmiał.
- Kaeru... hahaha, musisz dotrzeć do Kraju Ognia, tam jest Konoha- wręczył jej mapę- właśnie się zastanawiałem czy pójdziesz w ciemno. Ale wiesz, że twój ojciec może być gdzieś indziej, albo może już...
- Wiem. Ale liczę, że dorwę drania i sobie z nim pogadam. No dobra... teraz już serio idę!
Pomachała do Hikaru i pobiegła. Droga przez las jej się dłużyła, nic się nie działo i nie do końca wiedziała, czy idzie w dobrym kierunku. Obracałą mapę na wszystkie strony, żeby znaleźć drogę.
Nadszedł czwarty dzień wędrówki. Siedziała na skraju lasu i oglądała mapę. Spojrzała się w stronę pustyni, która była za lasem, po czym zaczęła się przyglądać mapie.
- No nieee... Chyba poszłam gdzieś indziej...- oparła się tyłem głowy o drzewo przy którym siedziała i otworzyła paczkę krakersów, które miałą na drogę- Za chwilę skończy mi się jedzenie i utknę w cholernej piaskownicy... Tato, przeklinam cię. Za chwilę zacznę zjadać te cholerne żaby!
Wykrzyczała i usłyszała szmery w trawie.
- Tak! Chowajcie się wstrętne gady...
Na chwilę przymknęła oczy. Czuła ciepły powiew wiatru ze strony piasków. Ucięła sobie drzemkę, gdy nagle usłyszała głośny szmer. Ktoś się zbliżał. Sięgnęła po kunaia i przyjęła bojową pozycję. Nagle usłyszała męski głos.
- Czemu mam wrażenie, że ta żaba mnie gdzieś prowadzi... I czemu gadam sam do siebie...
- Kto tam jest?!- Kaeru zaczęła szybciej oddychać- Pokaż się!
Z krzaków wyszedł chłopak, na oko w jej wieku. Miał na sobie czarny strój, zieloną kamizelkę, taką samą, jak ma Hikaru i czarne nakrycie głowy z symbolem wioski na blaszce. Na twarzy miał fioletowe malunki. Wyjął kunaia i wycelował w Kaeru.
- Kim jesteś i co robisz w pobliżu Wioski Piasku?
Przed nim wyskoczyła pomarańczowa, żaba, trochę większa od zwykłych i na niego plunęła dymiącą śliną. Chłopak odskoczył.
- Cholera, to twoja żaba?- widział, że Kaeru nie chce atakować, jednak nie opuszczał gardy- Pluła na mnie, cały czas, gdy tylko przestawałem za nią iść.
- To... Yhh te cholerne żaby wszędzie za mną łażą! Ale może tym razem to dobrze...- powoli opuściła kunaia- Jestem Kaeru. A te żaby... Nie wiem, może moje imię je przyciąga... Długa historia. Nie chcę walczyć.
Chłopak nieufnie opuścił broń i zmierzył ją wzrokiem.
- Wioska Ukrytego Księżyca? Myślałem, że raczej nie opuszczacie wioski.
- Miałam dobry powód. Ale nie nie nie- pomachała dłońmi jakby chciała odgonić muchę- nie jestem zbiegiem. Szukam kogoś... z Konohy. Ale chyba trochę zabłądziłam...
Chłopak się zaśmiał.
- Konoha? Haha- schował kunaia i się uśmiechnął- Chyba bardziej się nie dało pomylić drogi. Nazywam się Kankuro. Jestem z Wioski Piasku. Nie wyglądasz jakbyś miała złe zamiary. Mogę wskazać ci kierunek i...
- No nieee... Cztery dni na nic?
Zrobiła przygnębioną minę. Kankuro chciał jej wskazać kierunek, gdy nagle zaburczało jej głośno w brzuchu. Zrobiła się czerwona na twarzy i się uśmiechnęła.
- Wybacz, ja... następnym razem zabiorę więcej jedzenia niż kilkanaście paczek sucharków- podrapała się po policzku- Może już pój...
- Hah... Najpierw chodź ze mną. Myślę, że Kazekage może cię ugościć. Powinnaś coś zjeść i się przespać. Nie ma u was akademii, więc nie jesteś dobrze wyszkolona i...- prawie go zabiła spojrzeniem, zakłopotany mówił dalej- Bez urazy hah, ale i tak jestem pełen podziwu, że dotarłaś aż tutaj. Po sposobie trzymania kunaia widziałem, że nie do końca potrafisz się posługiwać bronią, mimo, że masz blaszkę chunina... Więc pewnie dostałaś ją od kogoś, kogo szukasz. Mam rację?
- Opowiem ci, ale...- założyła na plecy ciężki plecak- najpierw ruszmy się stąd. A może w piachu nie będzie tych żab.
Ruszyli przez pustynię. W oddali było już widać mury wioski.
- Musisz mi powiedzieć, jaki masz cel, zanim pozwolę ci wejsc na nasz teren.
Kankuro starał się być jednocześnie miły, ale i przestrzegać podstawowych zasad.
- Szukam mojego ojca- spojrzała na chłopaka i się uśmiechnęła- Straciłam moją kochaną mamę. I został mi teraz tylko ojciec. Uciekł zanim się urodziłam, powiedział tylko matce jak chce żebym miała na imię. Niestety posłuchała... Przed śmiercią powiedziała mi, że jeśli ojciec żyje, w Konoha będą znać jego miejsce pobytu. Nie wiem ile w tym prawdy i czy nie było to jego kolejne kłamstwo... Ale słowa mamy to jedyne co mi zostało.
Kankuro zmarszczył brwi i zmierzył dziewczynę wzrokiem.
- Kaeru... Żaba... Od początku kogoś mi przypominasz- zmarszczył czoło- Ale nie chcę wprowadzać cię w błąd. Najlepiej porozmawiaj z Hokage, gdy już dotrzesz do Konoha. Myślę, że będzie mógł ci pomóc. Ok, jesteśmy na miejscu.
Zaprowadził ją do gabinetu Kazekage. Siedział przy biurku w dużym pomieszczeniu. W pierwszej chwili trochę sięgo wystraszyła. Miał krótkie, czerwone włosy, na czole symbol miłości i chłodne spojrzenie. Kankuro szepnął.
- On tylko tak wygląda.
- Kankuro, wszystko słyszę. Kto to jest?
- Jestem Kaeru!- zrobiła pewny krok w jego stronę- Proszę o jedzenie i kawałek łóżka. Jutro z samego rana pójdę dalej, bo mój ojciec i Konoha i...
- To jest nasz Kazekage, Czcigodny Gaara- Kankuro przedstawił jej kage i zwrócił się do niego- Znalazłem ją niedaleko naszej wioski. Chciała dostać siedo Konoha, ale zabłądziła. Szuka swojego ojca i... wszędzie chodzą za nią żaby.
- Sprawdziłeś ją?
- Tak. Nie zagraża nam.
- W takim razie znajdź jej miejsce- lekko się uśmiechnął, co zdziwiło Kaeru- A jutro wyślę kogoś z tobą do Konohy. Tam na pewno ci pomogą. Teraz wybaczcie, ale mam dużo misji do rozpisania, a Temari gdzieś mi zniknęła.
- Okay, braciszku! Powodzenia
Gdy wychodzili z jego gabinetu usłyszeli
- Kankuro, ile razy mam ci mówić...
- No dobra, Kaeru. Zaprowadzę cię do nas. Będziesz mogła odpocząć w pokoju gościnnym. Temari pewnie zostawiła jakiś obiad.
- Wow... Rodzinny interes? To znaczy...
- Hah, trochę tak. Dzięki naszej rodzinnej więzi, dobrze zarządzamy wioską, chociaż nie zawsze tak było...
Następnego dnia, z samego rana Kankuro i Kaeru ruszyli razem w drogę do Konoha. Droga była długa. Robili postoje na drzemki i jedzenie. Kankuro opowiadał jej o wioskach, o wydarzeniach, które niedawno miały miejsce.
- W naszej wiosce też mieliśmy ogromne kłopoty...- dziewczyna westchnęła- Pojawili się biali Zetsu, nie wiedzieliśmy co zrobić, no bo wiesz... Mamy niewielu shinobi. Na szczęście pomoc przyszła z okolicznych wiosek. mam nadzieję... że poznam tego Naruto. Słyszałam o nim wiele i o tym, jak uratował wszystkich. Nie znam sięza dobrze na historii wiosek, ale jeśli jeszcze nie został Kage wioski Liścia, to powinien!
- Haha- spojrzał na nią i pokiwał głową- Niestety nie jest Hokage. Jeszcze nie. Kage to nie tylko siła i waleczność. To też papierologia i doskonała znajomość wioski i jej historii. Wiem, bo mój brat też musiał przejść specjalne szkolenia zanim został Kazekage. Ach.. już. Jesteśmy!
Stanęli przed bramą Konoha. Kaeru poczuła jak serce jej dudni.
----------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podoba :) oczywiście będę wdzięczna za wszystkie gwiazdki i zapraszam też do mojego ficka KakaSaku "Icha Icha Paradise"
Pamiętajcie, że fanfick mocno bazuje na wydarzeniach z anime, jednak będą w nim pewne zmiany w fabule.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro