Rozdział 4, Nowe życie
Kaeru szła powoli mijając kolejne domy. Zdążyła. Dopiero zaczęli szturm na Wioskę Księżyca, nie spodziewali się ich. Dopadły ich już tutaj, a to oznaczało, że udało jej się uratować jeszcze jedno życie. Ale to musi zaczekać, teraz musiała sprawdzić, czy ocalało najważniejsze dla niej miejsce. Bardzo bolała ją głowa, a wspomnienia w jej głowie zaczęły się mieszać. Przez chwilę miała wrażenie, że tym razem chodziło o coś innego. Czyżby Hiro też przewidział ich ruch? Tym razem nie był w to zamieszany nikt z Wioski Piasku. Kapłanka wspomniała jej na temat modyfikacji w czasie. Na samą myśl o tym wszystkim, głowa rozbolała ją jeszcze mocniej.
Dotarła. Za sobą słyszała już głos nadchodzącego Shikamaru i Jiraiyi, a przed sobą zobaczyła pomiędzy dwoma domami, gdzie paliło się światło, dom w którym było ciemno już od dawna.
Poczuła łzy napływające do oczu, tym razem dom stał cały. Weszła do środka i zapaliła światło. Serce biło jej jak oszalałe, zrobiło się jej ciemno przed oczami.
--------------------------------------------------------
Kaeru powoli otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Była w szpitalnej sali. Przez chwilę zastanawiała się, czy to był kolejny sen, jakaś iluzja. Wszystkie wątpliwości zniknęły, gdy na salę wszedł Jiraiya.
- Tato!
- Kaeru- usiadł na krześle przy jej łóżku- musisz mi wszystko wyjaśnić. Rozmawiałem z resztą. Muszę ustalić, co powiedzieć Tsunade, żeby wiarygodnie przedstawiła to Szóstemu. Już dla niej musi być łagodna wersja, bo jeśli powiem jej prawdę... nie wiem co będzie z tobą. Ale musisz mi przysiąc, że porzucisz techniki czasu.
- Ale mój klan... Przecież dzięki mnie Konoha będzie silniejsza, jeśli uda mi się...
- Właśnie to jest problem. Będziesz problemem dla pozostałych wiosek, bo poczują się zagrożone. Dlatego powiem... że wiedziałaś od matki o Kapłance, zaryzykowałaś z odnalezieniem jej, a dalej ona zrobiła resztę. A ludziom z wioski wydawało się, że ty też, bo akurat stałaś obok. Nie wiem, nie mam pomysłu na lepsze kłamstwo, ale coś musi być w raporcie- Jiraiya miał poważną minę- a teraz opowiedz mi wszystko.
- Tato, ja... To jest bardzo skomplikowane i... - głos jej się załamał- Chciałam was ratować, za dużo osób przeze mnie cierpiało...
Przez chwilę wahała się, czy opowiedzieć wszystko. Jednocześnie czuła się tam bardzo nieswojo, wiedziała, że ta decyzja też będzie miała swoją cenę. Ale dzięki temu jej ojciec żyje, Hikaru też, a Shikamaru nie doświadczył tego piekła. Wszystko się "nie stało", więc czemu by miała się smucić.
- Chyba czasem lepiej... mówić mniej. Czuję się już dobrze, chcę wrócić do domu.
- Jasne, ja muszę pójść do Tsunade.
Jiraiya poszedł w stronę siedziby Hokage, a Kaeru w drugą, do domu. Gdy weszła do środka, uśmiechnęła się do siebie. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna otworzyła, nie zdążyła odezwać się słowem, gdy Kankuro ją pocałował i mocno przytulił. Była zdezorientowana, tego nie wzięła pod uwagę.
- Kaeru, słyszałem, co się stało. Tak się o ciebie martwiłem...
- Tak... tak szybko tu dotarłeś?
- Miałem przybyć z Gaarą, zrobić ci niespodziankę, po drodze dostałem wiadomość o Wiosce Księżyca i o jakiejś kapłance... cieszę się, że nic ci nie jest...
Gdy chciał ją znów pocałować, lekko się odsunęła.
- Kankuro...
- Wracamy do siebie dopiero jutro, więc- uśmiechnął się- mogę u ciebie nocować i spędzimy trochę czasu razem.
- Kankuro...
Powtórzyła jego imię. Przez dłuższą chwilę nie mogła wydusić z siebie słowa. Dotarło do niej, co jest gorszą strona jej wyboru. Patrzyła mu w oczy, nie wiedziała jak się zachować. "Ten" Kankuro jeszcze jej nie zranił.
- Ja... Nie wiem. Bardzo źle się czuję, chcę być sama.
- Kaeru, ale... Nie wiem, kiedy znów będę miał czas. O co chodzi?
- To bardzo skomplikowane, przepraszam. Na razie... na razie nie możemy się widywać. Wybacz, Kankuro...
- Ale... Za bardzo się spieszę? Pisałaś mi w liście, że z ojcem rozmawiałaś o naszym weselu, że będzie tutaj, a...
- Kanku, nie jestem w stanie ci tego teraz wyjaśnić. Przepraszam...
- Skarbie... No dobrze, będę w mieszkaniu tym, co zawsze. Jutro wieczorem wracam do siebie...
Wyszedł, Kaeru zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami próbując uspokoić oddech. Nie miała na to planu, nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie mogła z nikim porozmawiać, bo uznaliby ją za wariatkę, lub za kogoś niebezpiecznego. Czuła się tam obco i samotnie, a to było jej nowe życie. Wzięła głęboki wdech i wyszła. Szła przed siebie aż dotarła pod drzwi, chwilę się wahała, ale zapukała.
- Idę, idę!- Yoshino Nara skrzywiła się na jej widok- Kaeru? Mało ci? Daj już spokój mojemu synowi i...
- P... Przepraszam, ale... Gdzie znajdę Shikamaru?
Kobieta się skrzywiła i zamknęła drzwi. Kaeru cicho westchnęła i poszła w stronę siedziby Hokage. W pewnym momencie usłyszała za sobą kroki.
- Oi! Kaeru. Szukałaś mnie.
- Shika... Shikamaru...
Odwróciła się, podbiegła do niego, położyła dłonie na jego policzkach i go pocałowała, po czym wtuliła się w jego ramię. Policzki Shikamaru zrobiły się czerwone, cofnął się o krok.
- Shikamaru, ja... - widząc jego minę, spojrzała za siebie i na chwilę zamarła- K... Kankuro...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro