Rozdział 15, Nie mów..
- Kaeru! Myślałem, że... Że nie przyjdziesz...
- Ale jestem.
Spojrzała na siedzącego na dachu Kankuro i cicho westchnęła. Usiadła obok niego i obserwowała z góry Wioskę Liścia.
- O czym chciałeś porozmawiać?
- O nas... Sam nie wiem.
- Przespałam się z Hikaru.
-...
- Wystawiłeś mnie, ten cholerny deszcz dodatkowo mnie zasmucił, nawet założyłam sukienkę i... Stało się.
- Byłaś... Smutna? Że nie przyszedłem? I się pocieszyłaś Hikaru? - Kankuro spojrzał z niedowierzaniem
- Nie, ja...
- Czy może po prostu szukałaś pretekstu...
- To nie tak.
- A jak?
Powoli zwróciła wzrok w jego stronę. Przypomniała sobie jak malowała mu wzorki na policzkach i jak śmiała się z jego czapki przypominającej kocie uszy. Te chwile, gdy pomógł jej dotrzeć do Konohy, gdy cały czas tkwiła w nim niepewność, która skończyła się dopiero niedawno, a tym razem to ona wywróciła to wszystko do góry nogami. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Powoli wstała, a chłopak zrobił to samo.
- Kankuro, przepraszam... Nie chciałam cię ranić, nie przemyślałam tego wszystkiego i...
- Oi, nie powinno was tu być. Niedługo będą tu ANBU z raportem.
Kaeru głośno wypuściła powietrze z płuc. Podszedł do nich Shikamaru z papierosem w ustach.
- Hikaru już sobie poszedł, co? - Nara uniósł jedną brew
- Przestań- Kankuro burknął ku zdziwieniu Kaeru- nie musisz być dla niej złośliwy.
- Sam uznałeś to za złośliwość, ja tylko zapytałem.
- Po prostu odpuść jej po tym wszystkim.
- W porządku- Kaeru uniosła dłoń- należy mi się... Mimo to, Shikamaru- posłała mu szczery uśmiech, który łamał mu serce, po czym z jej ust padły jeszcze bardziej bolesne słowa- cieszę się, że udało ci się znaleźć szczęście gdzie indziej. Taki... Taki był mój zamiar, przepraszam Kankuro, że tego słuchasz... Ale wtedy myślałam tylko o tym, jak mnie zraniłeś. Chciałam naprawić wszystko dla ciebie, Shikamaru, żebyś nie przechodził przez tamto piekło i... cieszę się że się udało. A ciebie, Kankuro, przepraszam...
- No tak, nie uwzględniłaś mnie w swoim planie ratowania- Kankuro zacisnął zęby
- Dokończcie sobie tą rozmowę gdzie indziej- Shikamaru odpalił drugiego papierosa- ja nie muszę tego słuchać.
Kankuro go minął i poszedł do schodów, Kaeru spojrzała na Shikamaru, ale on unikał jej wzroku.
- Mendokusai...
Mruknął do siebie pod nosem, gdy zniknęli mu z pola widzenia i dłoń lekko mu zadrżała.
*Shikamaru, weź się w garść, nie możesz być takim mięczakiem...*
-------------
- Najgorsze jest to, że ja ci nic nie zrobiłem... - spojrzał na nią z wyrzutem
- Przepraszam...
Szli dalej w ciszy przez Wioskę, Kaeru przypomniała sobie chwile z nim, gdy nagle chciała już tylko zapaść się pod ziemię.
- Czy mnie dzisiaj nie opuszcza pech.
- Kaaeeeeru! Dziecko moje!
Jiraiya stanął przed nimi z rozłożonymi szeroko rękoma i uśmiechem.
- Panie Jiraiya..
- Witaj Kankuro. Widziałem, że nadal jesteś w Wiosce. Nie będę wam przeszkadzać, chyba mam pomysł na nowy rozdział!
Kaeru zabiła swojego ojca wzrokiem i poszła dalej z Kankuro.
- A co by było... - chłopak niepewnie zaczął - w tamtym czasie, gdybym nie zrobił tego... Tego czego w sumie nie zrobiłem, nie wiem jak to ubrać w słowa...
- Nie wiem.
- Czy wtedy.. Shikamaru...
- Yhh... Shikamaru się pojawiał zawsze wtedy gdy byłam załamana po śmierci ojca, a ty nie mogłeś być... Odległość powoli nas wykańczała i może też dlatego zrobiłeś... Dlatego wtedy to się stało.
- Może tamten Kankuro wiedział, że Shikamaru ciągle się koło ciebie kręci i też mu było z tym ciężko. A teraz, co zamierzasz?
- Kankuro, nie widzisz? Ja nadal próbuję się w tym odnaleźć i...
- Dobrze, może po prostu... Chodźmy coś zjeść, ok?
- Nie jestem głodna...
- Mam wrócić do Suny?
- Przecież masz tam swoje sprawy u te wszystkie egzaminy niedługo...
- Zrezygnowałem, mówiłem ci już.
- Rób co chcesz... Pójdę już do domu..
Dziewczyna przyspieszyła, a Kankuro obserwował jak wiatr rozwiewa jej białe włosy.
----------
- Kaeru...
- Tato... Nic nie mów...
Dziewczyna siedziała przy stole i dopijała jakiś owocowy alkohol znaleziony w szafce. Jiraiya zabrał jej butelkę i resztę zawartości wypił duszkiem siadając naprzeciwko niej.
- Jak tam twój dzień?
- Hikaru wrócił do siebie i mam wrażenie że po prostu skorzystał z okazji, dał do tego ładną gadkę i zniknął, powiedziałam Shikamaru, że się cieszę że jest szczęśliwy z Temari i nie powiedziałam Kankuro że ma wrócić do swojej wioski bo w sumie nie wiem czy tego chcę- spojrzała na ojca unosząc jedną brew- dziwnie mi opowiadać o tym wszystkim. Czemu nie jesteś mamą...
Pacnęła głową o blat stołu i głośno stęknęła. Jiraiya zaczął się śmiać.
- Co cię tak niby bawi?
- Nic nic. Po prostu... Zabaw się. Dzień w dzień analizujesz to wszystko. Po prostu żyj i zobacz, co się stanie bo zmęczysz i siebie i nas. A teraz leć spać. Ranek mądrzejszy od wieczora.
-------------------
Dni mijały powoli, ale Kaeru w końcu posłuchała rad. Kankuro na kilka dni wrócił do Suny, ale po tym dziewczyna znów go widziała w Konoha.
Napisała list do Hikaru, ale nie dostała odpowiedzi. Poczuła lekki zawód, bo miała o nim inne zdanie. Wróciła do treningów, znalazła sobie niewielką polanę w lesie.
*Może... Może jednak powinnam ćwiczyć moje umiejętności klanowe...*
Kucnęła przy małej roślinie i próbowała wykonać jutsu odbierające życiowy czas. Wykonała pieczęci kilka razy.
- Yhh... Ostatni raz!
Przyjrzała się roślince.
- Yh! Wysechł jeden listek...
Usiadła i oparła się o drzewo. Obserwowała małego ptaszka, który dziobał w ziemi. Nagle kichnęła i go przestraszyła.
*Hmm.. *
Wykonała jutsu cofania czasu, tym razem potarła nos, przed kichnięciem, ale też wytarła kilka kropel krwi i spojrzała w niebo.
*Czemu mam ukrywać swoją moc... Powinnam porozmawiać o tym z Kakashim..*
Wstała i pobiegła w stronę siedziby Hokage. Po drodze zobaczyła Shikamaru idącego w stronę Ichiraku.
- Kakashi jest u siebie?
- No... A co od niego chcesz?
- Powiedzieć mu.. Coś..
Pobiegła dalej. Shikamaru się zatrzymał i zacisnął szczękę.
*Nie może...*
Pobiegł za Kaeru i dorwał ją tuż przy drzwiach gabinetu. Szybko chwycił ją za rękaw i lekko odepchnął.
- Sh... Shikamaru!
Zbliżył się do niej i sciszył głos.
- Nie mów mu.
- Ale...
- Nie opowiadaj mu wszystkiego. Kakashi jest shinobi innego pokolenia. Nie pozwoli ci po prostu ćwiczyć i być tajną bronią Konohy. To tak nie działa.
- Ale...
- Znam go, wiem jaki jest pod maską...
- Widziałeś jego twarz..?!
- Yhh- Shikamaru się skrzywił- nie w tym sensie. Wiem jaki jest. Nie mów mu o tym. Dobrze?
- Shikamaru...
Odsunął się od niej, a drzwi gabinetu się otworzyły i Kakashi wystawił głowę.
- Shikamaru, masz mój ramen?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro