Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15, Nie mów..

- Kaeru! Myślałem, że... Że nie przyjdziesz...

- Ale jestem.

Spojrzała na siedzącego na dachu Kankuro i cicho westchnęła. Usiadła obok niego i obserwowała z góry Wioskę Liścia.

- O czym chciałeś porozmawiać?

- O nas... Sam nie wiem.

- Przespałam się z Hikaru.

-...

- Wystawiłeś mnie, ten cholerny deszcz dodatkowo mnie zasmucił, nawet założyłam sukienkę i... Stało się.

- Byłaś... Smutna? Że nie przyszedłem? I się pocieszyłaś Hikaru? - Kankuro spojrzał z niedowierzaniem

- Nie, ja...

- Czy może po prostu szukałaś pretekstu...

- To nie tak.

- A jak?

Powoli zwróciła wzrok w jego stronę. Przypomniała sobie jak malowała mu wzorki na policzkach i jak śmiała się z jego czapki przypominającej kocie uszy. Te chwile, gdy pomógł jej dotrzeć do Konohy, gdy cały czas tkwiła w nim niepewność, która skończyła się dopiero niedawno, a tym razem to ona wywróciła to wszystko do góry nogami. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Powoli wstała, a chłopak zrobił to samo.

- Kankuro, przepraszam... Nie chciałam cię ranić, nie przemyślałam tego wszystkiego i...

- Oi, nie powinno was tu być. Niedługo będą tu ANBU z raportem.

Kaeru głośno wypuściła powietrze z płuc. Podszedł do nich Shikamaru z papierosem w ustach.

- Hikaru już sobie poszedł, co? - Nara uniósł jedną brew

- Przestań- Kankuro burknął ku zdziwieniu Kaeru- nie musisz być dla niej złośliwy.

- Sam uznałeś to za złośliwość, ja tylko zapytałem.

- Po prostu odpuść jej po tym wszystkim.

- W porządku- Kaeru uniosła dłoń- należy mi się... Mimo to, Shikamaru- posłała mu szczery uśmiech, który łamał mu serce, po czym z jej ust padły jeszcze bardziej bolesne słowa- cieszę się, że udało ci się znaleźć szczęście gdzie indziej. Taki... Taki był mój zamiar, przepraszam Kankuro, że tego słuchasz... Ale wtedy myślałam tylko o tym, jak mnie zraniłeś. Chciałam naprawić wszystko dla ciebie, Shikamaru, żebyś nie przechodził przez tamto piekło i... cieszę się że się udało. A ciebie, Kankuro, przepraszam...

- No tak, nie uwzględniłaś mnie w swoim planie ratowania- Kankuro zacisnął zęby

- Dokończcie sobie tą rozmowę gdzie indziej- Shikamaru odpalił drugiego papierosa- ja nie muszę tego słuchać.

Kankuro go minął i poszedł do schodów, Kaeru spojrzała na Shikamaru, ale on unikał jej wzroku.

- Mendokusai...

Mruknął do siebie pod nosem, gdy zniknęli mu z pola widzenia i dłoń lekko mu zadrżała.
*Shikamaru, weź się w garść, nie możesz być takim mięczakiem...*

-------------

- Najgorsze jest to, że ja ci nic nie zrobiłem... - spojrzał na nią z wyrzutem

- Przepraszam...

Szli dalej w ciszy przez Wioskę, Kaeru przypomniała sobie chwile z nim, gdy nagle chciała już tylko zapaść się pod ziemię.

- Czy mnie dzisiaj nie opuszcza pech.

- Kaaeeeeru! Dziecko moje!

Jiraiya stanął przed nimi z rozłożonymi szeroko rękoma i uśmiechem.

- Panie Jiraiya..

- Witaj Kankuro. Widziałem, że nadal jesteś w Wiosce. Nie będę wam przeszkadzać, chyba mam pomysł na nowy rozdział!

Kaeru zabiła swojego ojca wzrokiem i poszła dalej z Kankuro.

- A co by było... - chłopak niepewnie zaczął - w tamtym czasie, gdybym nie zrobił tego... Tego czego w sumie nie zrobiłem, nie wiem jak to ubrać w słowa...

- Nie wiem.

- Czy wtedy.. Shikamaru...

- Yhh... Shikamaru się pojawiał zawsze wtedy gdy byłam załamana po śmierci ojca, a ty nie mogłeś być... Odległość powoli nas wykańczała i może też dlatego zrobiłeś... Dlatego wtedy to się stało.

- Może tamten Kankuro wiedział, że Shikamaru ciągle się koło ciebie kręci i też mu było z tym ciężko. A teraz, co zamierzasz?

- Kankuro, nie widzisz? Ja nadal próbuję się w tym odnaleźć i...

- Dobrze, może po prostu... Chodźmy coś zjeść, ok?

- Nie jestem głodna...

- Mam wrócić do Suny?

- Przecież masz tam swoje sprawy u te wszystkie egzaminy niedługo...

- Zrezygnowałem, mówiłem ci już.

- Rób co chcesz... Pójdę już do domu..

Dziewczyna przyspieszyła, a Kankuro obserwował jak wiatr rozwiewa jej białe włosy.

----------

- Kaeru...

- Tato... Nic nie mów...

Dziewczyna siedziała przy stole i dopijała jakiś owocowy alkohol znaleziony w szafce. Jiraiya zabrał jej butelkę i resztę zawartości wypił duszkiem siadając naprzeciwko niej.

- Jak tam twój dzień?

- Hikaru wrócił do siebie i mam wrażenie że po prostu skorzystał z okazji, dał do tego ładną gadkę i zniknął, powiedziałam Shikamaru, że się cieszę że jest szczęśliwy z Temari i nie powiedziałam Kankuro że ma wrócić do swojej wioski bo w sumie nie wiem czy tego chcę- spojrzała na ojca unosząc jedną brew- dziwnie mi opowiadać o tym wszystkim. Czemu nie jesteś mamą...

Pacnęła głową o blat stołu i głośno stęknęła. Jiraiya zaczął się śmiać.

- Co cię tak niby bawi?

- Nic nic. Po prostu... Zabaw się. Dzień w dzień analizujesz to wszystko. Po prostu żyj i zobacz, co się stanie bo zmęczysz i siebie i nas. A teraz leć spać. Ranek mądrzejszy od wieczora.

-------------------

Dni mijały powoli, ale Kaeru w końcu posłuchała rad. Kankuro na kilka dni wrócił do Suny, ale po tym dziewczyna znów go widziała w Konoha.
Napisała list do Hikaru, ale nie dostała odpowiedzi. Poczuła lekki zawód, bo miała o nim inne zdanie. Wróciła do treningów, znalazła sobie niewielką polanę w lesie.

*Może... Może jednak powinnam ćwiczyć moje umiejętności klanowe...*

Kucnęła przy małej roślinie i próbowała wykonać jutsu odbierające życiowy czas. Wykonała pieczęci kilka razy.

- Yhh... Ostatni raz!

Przyjrzała się roślince.

- Yh! Wysechł jeden listek...

Usiadła i oparła się o drzewo. Obserwowała małego ptaszka, który dziobał w ziemi. Nagle kichnęła i go przestraszyła.
*Hmm.. *
Wykonała jutsu cofania czasu, tym razem potarła nos, przed kichnięciem, ale też wytarła kilka kropel krwi i spojrzała w niebo.

*Czemu mam ukrywać swoją moc... Powinnam porozmawiać o tym z Kakashim..*

Wstała i pobiegła w stronę siedziby Hokage. Po drodze zobaczyła Shikamaru idącego w stronę Ichiraku.

- Kakashi jest u siebie?

- No... A co od niego chcesz?

- Powiedzieć mu.. Coś..

Pobiegła dalej. Shikamaru się zatrzymał i zacisnął szczękę.
*Nie może...*
Pobiegł za Kaeru i dorwał ją tuż przy drzwiach gabinetu. Szybko chwycił ją za rękaw i lekko odepchnął.

- Sh... Shikamaru!

Zbliżył się do niej i sciszył głos.

- Nie mów mu.

- Ale...

- Nie opowiadaj mu wszystkiego. Kakashi jest shinobi innego pokolenia. Nie pozwoli ci po prostu ćwiczyć i być tajną bronią Konohy. To tak nie działa.

- Ale...

- Znam go, wiem jaki jest pod maską...

- Widziałeś jego twarz..?!

- Yhh- Shikamaru się skrzywił- nie w tym sensie. Wiem jaki jest. Nie mów mu o tym. Dobrze?

- Shikamaru...

Odsunął się od niej, a drzwi gabinetu się otworzyły i Kakashi wystawił głowę.

- Shikamaru, masz mój ramen?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro