Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 61, Trzy serca

Kaeru nie wiedziała jak ma zareagować. Sakura była uśmiechnięta.

- No to już wiemy skąd te zawroty głowy. 

- A jeśli... Dziecko też będzie mieć tą pieczęć mojego klanu? Tą, którą zdjęła ze mnie mama? 

- Kaeru- Sakura nie miała stuprocentowej pewności, ale powiedziała- nie, nie grozi to waszemu dziecku. Jak... Się czujesz? 

Posłała jej badawcze spojrzenie, a Kaeru jeszcze nie wiedziała jak się czuje w tej sytuacji. Gdy już chciała powiedzieć, drzwi się otworzyły. Aż podskoczyła słysząc za sobą głos Temari.

- Sakura, przepraszam, ale muszę pilnie ci to dostar...- Temari weszła nieproszona do gabinetu, spojrzała na Kaeru i na wyniki leżące na stole, które Sakura szybko zabrała, jak się okazało i tak zbyt wolno- Kaeru... Ty... 

- Miałaś dać mi papiery- Sakura spojrzała gniewnie- a nie wchodzić tutaj bezczelnie, bez pukania i na dodatek gapiąc się w dokumenty, które ciebie nie dotyczą. 

Haruno się rozzłościła, Temari zrobiła się czerwona na twarzy i posłała Kaeru gniewne spojrzenie. 

- No to... Gratuluję, Kaeru. 

- Temari...- Kaeru spojrzała na nią marszcząc brwi i powiedziała- Proszę, nie mój o tym Kanku...

- Czemu niby nie? Idę stąd. Jutro wracamy do Suny, na szczęście. 

Wyszła trzaskając drzwiami. Była wściekła, chociaż było to irracjonalne, i tak nie była z Shikamaru i nie było na to szans, ale teraz... już ostatecznie. Usłyszała zbliżający się głos brata.

- Temari, coś się...- był zdziwiony widząc jak ociera łzy- Co jest? 

- Nic- szybkim krokiem ruszyła do schodów- po prostu... No, już wiem czemu Kaeru nie chce z tobą więcej rozmawiać i tyle. 

- Słucham? Ale co ma do tego twój... płacz?

- Ja nie płaczę, kretynie! Shikamaru będzie ojcem. 

- Co... 

Kankuro przyspieszył kroku, aż zaczął biec. Temari nie zdążyła go powstrzymać.

Kankuro miał tysiąc myśli na raz, biegł w jedną stronę, do jej domu, do Kaeru. Nie wiedział co jej powie, ale chciał porozmawiać, po raz ostatni. 

Dobiegł na miejsce i zapukał do drzwi. Jego oczy otworzyły się szerzej, gdy zobaczył Shikamaru.

- K... Kankuro, co ty...

- Ja... Nie, w sumie nieważne...

- Zaczekaj- Shikamaru podrapał się w tył głowy i lekko się uśmiechnął- chciałem ci podziękować, bo widzisz... Gdy szedłem uratować Kaeru... Ty wyruszyłeś ze mną. To znaczy tamten ty i... Dzięki, nie wiem czy bez ciebie by się to wszystko udało. 

- A ja...- Kankuro ciężko przełknął ślinę i wydukał- Ja... Gratuluję. 

- Słucham?

- Dziecko. Nie wiem czy już wszystkim mówiliście, ale...

Shikamaru wlepił w niego wzrok i na chwilę zamilkł. W tamtej chwili Kankuro zaczął rozumieć. 

- Och, to... Ja...

- Idź stąd- Nara spojrzał na niego groźnie- idź. 

Zamknął drzwi i poszedł zapalić papierosa przy otwartych drzwiach na ganek. Po chwili wróciła Kaeru, ciężko było mu stwierdzić czy jest szczęśliwa czy zmartwiona. Dopalił papierosa i wyrzucił peta do popielniczki. 

- Kaeru...

- Shikamaru, chciałam z tobą porozmawiać i...

- Już wiem- zobaczył jej zdziwioną minę- Kankuro przyszedł mi pogratulować. 

Oczy Kaeru otworzyły się szerzej *Temari... Jak mogła być tak podła...* nie wiedziała co ma powiedzieć, nie tak miała wyglądać ta chwila. Chociaż sama nie była pewna jak miała wyglądać. Shikamaru też był zmieszany. 

- Od... Od dawna wiesz? Czemu on się dowiedział pierwszy, co to ma być, czy to dziecko... Jest moje? 

Przeszła mu ta myśl przez głowę, w końcu to nie było normalne, że najpierw powiedziała o tym swojemu ex. Kaeru go spoliczkowała i poszła po schodach na górę do swojego pokoju. Shikamaru zacisnął zęby *Czemu nic nie idzie normalnie od czasu, gdy udało mi się ją uratować...*

Zapalił kolejnego papierosa, a gdy go odpalał, spojrzał na zapalniczkę Asumy, którą zawsze miał przy sobie. Chwilę ją oglądał i trzymał w dłoni. Naszła go fala myśli, o Asumie, drużynie, o wszystkim, co się działo odkąd został Shinobi. Nagle poczuł, jak bardzo się zmienił w ostatnim czasie, i nie była to zmiana na lepsze. Uderzył pięścią w ścianę i wyrzucił niedopalonego papierosa. Już wchodząc na górę po schodach usłyszał płacz Kaeru. Czuł się jak ostatni dupek. 

Powoli wszedł do pokoju.

- Kaeru... Ja... Błagam... Wybacz...

Kaeru leżała na łóżku odwrócona plecami do drzwi. Shikamaru miał ściśnięty żołądek, to miejsce przypomniało mu tamte chwile, ale nie one były teraz ważne. Teraz ważna była tylko ona. Zranił ją, od tygodni ją ciągle ranił. Powinien dziękować bogom, że od niego nie odeszła, że cierpliwie znosiła jego stan. Klęknął przy łóżku i zaczął gładzić ją po włosach. 

- Przepraszam, jestem okropny. Naprawię to. Będziemy znów... grać w shogi- poczuł jak po policzkach lecą mu łzy- jeść curry, które zawsze przesalam, będziemy... ćwiczyć razem, obmyślać strategie, zrobimy... przemeblowanie tutaj, albo u mnie i zrobimy pokój dla dziecka, Kaeru... To musiało być jakieś nieporozumienie, to już nieważne, nie obchodzi mnie to. Cieszę się, nie umiem tego okazać, ale... Tak, cholernie się cieszę. 

Kaeru powoli odwróciła się w jego stronę i otarła łzy. 

- Shikamaru... To Temari, weszła do gabinetu, Sakura nie schowała moich wyników i... Powiedziała później swojemu bratu. Nie chciałam żebyś się dowiedział w ten sposób i... Jak mogłeś pomyśleć, że on by mógł być ojcem... 

- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. 

- Chodź tu do mnie...

Shikamaru położył się przy niej i ją przytulił.

- Shikamaru... Mamy za sobą długą drogę i... tęsknię za tobą...

- Hm?

- Za dawnym tobą. Pomyśl o mnie... jednego dnia biegamy uśmiechnięci, a kilka godzin znajdują cię w kałuży krwi i zaczynasz opowiadać koszmarne rzeczy... To dla mnie też był szok... 

- Przepraszam... Po prostu... Chyba mam bzika na twoim punkcie, wiesz..? Heh...

- Kocham cię, Shikamaru...

- Ja ciebie też, Kaeru... A... Masz już jakiś pomysł na imię..? Dla naszego dziecka.

- To.. Jeszcze nie, dowiedziałam się chwilę temu!- uśmiechnęła się- Coś wymyślimy... Na razie jeszcze się oswajam z tą myślą... 

- Zamieszkajmy razem.. Tam, gdzie chcesz. Tutaj, u mnie... Musimy powiedzieć mojej mamie. 

- Powoli, spokojnie... Na razie bardzo chce mi się spać.

Wtuliła się w niego i zasnęła wsłuchując się w bicie jego serca. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro