Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13, Dom

- Tak jest w porządku. Mów do mnie o wszystkim, inaczej zwariuję od natłoku myśli....

- Może... Za tydzień uda mi się wyrwać trochę wolnego i zabiorę cię gdzieś. Co ty na to?

- Jestem na tak. Jeśli nie będę musiała wtedy być nad Żabim Jeziorem.. Kankuro, a... Co jaki czas możesz mieć wolne?

- To załeży- patrzył w sufit i chwilę się zastanawiał- czasem Gaara nie potrzebuje pomocy i wtedy mam kilka dni wolnegk. A czasem przez dwa miesiące mam jeden dzień luzu... Ale!

Kankuro wyczuł napięcie u Kaeru, poczochrał jej białe włosy, a dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego pytająco.

- Myślę, że w tych okolicznościach, Temari będzie musiała przejąć część moich obowiązków, żebym mógł się widywać z tobą. A może kiedyś przekonam cię do mojej wioski...

- Ale tu jest... Piasek. Tylko piasek. Wszęszie. Piasek. Jak pierwszy raz zobaczyłam tą pustynię to myślałam, że już po mnie- uśmiechnęła się- ale wtedy pojawił się mój wybawca. Od początku byłeś taki, że miałam ochotę się wtulić i...

- Taaa, a później twoje serce się zaczęło wahać.

Kankuro lekko odwrócił głowę *Yh, baka, czemu nie mogłem się powstrzymać...*
Kaeru uniosła brwi, zrobiło jej się głupio.

- Kankuro... Czyli słyszałeś.

- Nieważne. Pewnie powinienem się cieszyć, że padło na mnie.

- To nie tak...- zaczęło jej szumić w głowie, przez chwilę myślała, że się rozpłacze, ale też rozumiała jego żal- Źle to wszystko zabrzmiało... Nie wiem, co ci mam powiedzieć...

Spojrzała na niego, Kankuro nadal miał odwrócony wzrok. Kaeru westchnęła i odwróciła się do niego plecami próbując zasnąć. Kankuro objął ją od tyłu i wtulił się w jej włosy.

Nad ranem Kaeru obudziły pierwsze promienie słońca, Kankuro nadal był do niej przytulony. Lekko go szturchnęła, a chłopak obrócił się na plecy.

- Kankuro..?- Kaeru go szturchnęła w ramię, a on tylko lekko się skrzywił- Kankuro wstawaaaj...

Usiadła na nim okrakiem i lekko połaskotała. Chłopak otworzył oczy i zmarszczył brwi ziewając, spojrzał na nią zaskoczony. Delikatnie padały na nią promienie słońca. Rozpuszczone, białe włosy opadały na jej ramiona *Jestem cholernym szczęściarzem... Chyba mi wybaczyła..*
Kankuro złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie.

- Dzień dobry, żabko.

Kankuro ją pocałował i wplótł palce lewej ręki w jej włosy, drugą dłoń położył na jej talii, poczuł falę gorąca. Gdy jego dłoń zaczęła schodzić niżej, Kaeru się podniosła z rumieńcem na policzkach.

- Kankuro, ja...- mimowolnie przyłożyła sobie palec do kącika ust- Nie śmiej się, ale... jeszcze tego nie robiłam..

*Uspokój się, zapanuj nad sobą.. Jest tak urocza!!* Kankuro próbował nie uśmiechać się do swoich myśli.

- Kaeru... Możemy zaczekać. Nie ma problemu...

- Ale... Chciałabym z tobą...

Serce biło jej szybciej. Nadal siedząc na nim okrakiem zaczęła powoli podciągać koszulkę do góry. Odsłoniła swój brzuch, a Kankuro czuł jak przyspiesza mu oddech. Już miała podwinąć koszulkę wyżej, gdy nagle otworzyły się drzwi i wszedł Gaara. Kaeru zawstydzona szybko zeszła z chłopaka i usiadła obok.

- Kaeru..? Myślałem że śpisz w gościnnym- Gaara był lekko zdziwiony- wybaczcie, że przeszkodziłem.

- No to możesz już wyjść- Kankuro machnął ręką.

- Musisz iść ze mną, przed chwilą przyszła wiadomość.

- No to musi zaczekać.

- Nie może. To rozkaz Kage. Chodź do mojego gabinetu.

Kankuro wściekły poszedł za Gaarą do pomieszczenia po drugiej stronie piętra.

- Gaara, musiałeś?!- Kankuro spojrzał na niego z wyrzutem- Już prawie... Poza tym ona jeszcze nie...
Jak mogłeś mi to zrobić, bracie...

Gaara przewrócił oczami i zrobił sceptyczną minę.

Kaeru zawstydzona zdjęła ubranie w którym spała i założyła swój codzienny strój. Zeszła na dół do pokoju gościnnego, w którym Naruto składał pościel.

- Ohayo, Kaeru-chan! Za chwilę musimy ruszać. Mam trochę kulek żywieniowych na drogę.

- Wiem, Naruto. No dobra.

Usiedli w kuchni przy stole i czekali, aż Kankuro i Gaara zejdą na dół.

- Naruto, może wrócimy z Mizu i Gamakichim?

- Nie są za wielcy?- Naruto uniósł jedną brew- Jednak mogą zrobić po drodze trochę zniszczeń..

- Mizu zna drogę, którą mogą się przemieszczać wielkie żaby.

- Może... Czemu nie.

W tym czasie na piętrze...

- Dzięki, Kankuro.

- Taa taa, jasne...

Kankuro zajrzał do swojego pokoju, było pusto, tylko na łóżku leżała koszulka w której spała Kaeru. Chłopak spojrzał z wyrzutem na Gaarę i wskazał dłonią pokój marszcząc brwi.

- Widzisz? Jeszcze przed chwilą tu była. Gaaraaaa baka!!

Kankuro zrezygnowany zszedł na dół za bratem. Naruto i Kaeru wstali od stołu.

- Musimy już iść..

Naruto uściskał Gaarę i przybił żółwika z Kankuro. Kaeru nie wiedziała jak pożegnać się z Gaarą, więc tylko uścisnęła mu dłoń i podeszła do Kankuro.

- Musisz już iść..?

- Tak. Kankuro, przecież muszę przygotować...

- Przepraszam. Głupio pytam.

Przytuliła się do niego i cicho westchnęła.

- Do jutra.

- Kaeru, może was odprowadzę kawa...

- W piżamie? Hah spokojnie dam sobie radę.

Naruto i Kaeru wyszli. Gdy dotarli do lasów, przywołali Gamakichiego i Mizu i usiedli na ich grzbietach. Obie żaby miały na sobie czarne żałobne stroje i skakały w ciszy, jedynie co jakiś czas wymieniając kilka zdań. Gdy Kaeru zobaczyła Wioskę Liścia, poczuła ucisk w żołądku. Gdy byli blisko, żaby zniknęły, zapowiadając swoje przybycie na pogrzeb Jiraiyi. Naruto odprowadził Kaeru pod dom. Stanęła przed drzwiami i szybko odwróciła się do Naruto.

- Proszę, Naruro, wejdź ze mną, ja...-zaczęła panikować- Ja nie chcę...

- Kaeru...

Naruto zrobił krok w jej stronę i wyciągnął rękę. Kaeru spojrzała na komplet kluczy Jiraiyi, który zawsze zostawiał za doniczką w kształcie żaby przy drzwiach. Dziewczyna miała łzy w oczach.

- Nie chcę być sama...

- Znowu go nie ma, gdy jest potrzebny?

Shikamaru pojawił się przy nich znikąd. Kaeru spojrzała na niego z wyrzutem, Naruto zacisnął pięść i zdenerwowany powiedział

- Shikamaru, co z tobą? Nie możesz sobie darować?!

- Wybacz, po prostu... Gdy Kaeru potrzebuje wsparcia, to Kankuro siedzi w swojej piaskownicy! I...-Shikamaru zacisnął szczękę i spojrzał, na Kaeru- Mendokusai... I nie mogę na to patrzeć jak... Jak cierpisz... Chciałbym cię wziąć w ramiona jak w dniu twoich ur...

- Wystarczy- dziewczyna westchnęła- mój związek, to moja sprawa, a ty...  czego tu w ogóle chcesz?

- Kakashi chce się z tobą zobaczyć za dwie godziny w gabinecie. To tyle.

- Przyjęłam i... Idź już. Proszę, w tej chwili nie chcę cię...

- A co? Znów wahania?

Naruto stanął przed Shikamaru i zmarszczył brwi.

- Nie wiem o co chodzi, ale idź już, Shikamaru.

- Dobra, Naruto.

Shikamaru odpalił papierosa i poszedł w stronę siedziby hokage. Naruto wrócił do Kaeru, która powoli przekręciła klucz w zamku i weszła do pustego domu. Zdjęła sandały i weszła do salonu. Stał tam kubek z niedopitą herbatą i notes Pustelnika. Spojrzała w stronę pokoju Jiraiyi, którego drzwi były uchylone, widać było wiszące na ścianie zdjęcia z Minato, Naruto, Orochimaru i Tsunade i zdjęcie, które robiła sobie z ojcem razem z żabami.
Kaeru osunęła się na kolana i uderzyła pięścią w podłogę.

- To nie fair! Ledwo co go odzyskałam!! Otosan baka! Czemu...

Spojrzała na Naruto, który rękawem ocierał łzy ze swoich policzków.

----------------------

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro