Dzień 96
Krzesło skrzypiało przy każdym ruchu, a że umysł był pusty, a chęci zerowe Masato miał dodatkowy akompaniament. Dodatkowo na zewnątrz szalała wichura i co chwila jakiś liść lub kamyczek uderzał w szybę. Telefon nie dzwonił od samego rana i Szarotka zastanawiała się czy jeszcze o niej pamiętają. Normalnie wykorzystała by każdą okazję by wyrwać się z pracy, ale teraz choć ma sposobność to nie miało by to sensu.
Spojrzała na pierścionek, od jakiegoś kwadransa leżał przed nią na biurku. Leżał, patrzył się i czekał, a Szarotka nie wiedziała o co mu chodzi. Bo to przecież nie tak, że nagle ma wątpliwości. Prawda?
Odchyliła się na krześle. Skrzyp! Kocha Tekwoona więc w czym problem. Skrzyp! Szybkim ruchem zgarnęła pierścionek. Skrzyp! Oczywiście musiał wypaść jej z dłoni dłoni polecieć na podłogę. Skrzyp! Gdzie on jest!? Skrzyp!
- Zaraz, kurna, wywalę ten badziew na śmietnik! - krzyknęła i usiadła na podłodze. Odepchnęła krzesło pod okna i założyła pierścionek. Weszła pod biurko. - Mam dość… - pociągnęła kolana pod brodę.
Potrzebowała zajęcia. Jakiegoś hobby. W dalszym ciągu mogła wrócić do kawiarni, ale obiecała, że będzie interesować się firmą. Wychyliła się z kryjówki i wzięła komórkę z biurka. Zmieniła piosenkę na bardziej żywą. Nie zamierzała słuchać żałosnych jęków “Miss you”, chociaż i tak kochała tą piosenkę z całego serca. To była jej ulubiona piosenka zespołu, ale tym razem potrzebowała czegoś innego. Przez chwilę się wahała, ale ostatecznie kliknęła Runaway. Z pierwszą nutą wstała i złapała za słuchawkę telefonu. Już miała dzwonić do sekretarki, ale stwierdziła, że i tak nie ma nic do roboty.
Szarotka ze słuchawkami na uszach wyszła z gabinetu. Sekretarka jeszcze jej nie zauważyła.
- Przekaż Anie, że przydał by się nowy fotel do gabinetu - starała się panować nad głosem.
- Dobrze proszę Pani. Przekazać coś jeszcze?
- Nie, wychodzę więc nie łącz nikogo.
- Dobrze proszę Pani.
Szarotka uśmiechnęła się i ruszyła do windy. To nie była ta sama sekretarka, którą zatrudniła na początku. Ta była starsza nawet od niej samej, ba starsza pewnie od samej Any. Chyba trzeba będzie udać się do kadr, pomyślała. Zapowiadał się długi, żmudny dzień.
Na stołówce nie zastała nikogo. Było to dziwne, ponieważ dochodziła czternasta i z tego co wiedziała zaraz miała być przerwa. Natomiast nawet kucharki nie wystawiały potencjalnego obiadu. Przeszła do kuchni, ale i tam nikogo nie zastała.
- Co się dzieje? - powiedziała na głos uzupełniając wodę w czajniku.
Zalała herbatę wrzątkiem i ruszyła w dalszą drogę. Szarotka nie poznawała tego miejsca. Wszyscy powinni byli wydawać jakieś dźwięki. Przecież nie da się pracować w kompletnej ciszy w takim miejscu z tyloma ludźmi na pokładzie.
Zjechała windą jeszcze jedno piętro niżej. Po prostu wiedział, że tam na pewno kogoś znajdzie. Nie pomyliła się. Szarotka podeszła do najbliższego chłopaka. Pakował dokumenty do kartonów. Nie wydawał się być regularnym pracownikiem.
- Hej, nie wiesz przypadkiem co się dzieje? Zaraz przerwa i nikogo nie ma.
- Podobno przenoszą firmę i masowo zwalniają ludzi. Ale nie wiem wszystkiego, to mój pierwszy tydzień i chyba ostatni.
- Jak to zwalniają ludzi? O transferze słyszałam, ale i tak…
- Mnie nie pytaj. Chyba też jesteś nowa. Sunbaenim wie więcej - wskazał na jednego z mężczyzn siedzących w małej sali konferencyjnej.
- Dzięki.
- Nie możesz tam teraz wejść! - krzyknął za nią chłopak, ale Szarotka niezbyt się tym przejęła.
- No dobrze Panowie - powiedziała w progu. - Proszę mnie uświadomić, o jakie zwolnienia chodzi? I kto w ogóle wydał takie zarządzenie?
Szarotka szybkim krokiem wracała do gabinetu. Gdzieś w połowie drogi uświadomiła sobie, że nie ma kubka. Nie zamierzała jednak się po niego wracać.
- Jeong i Ana mają się u mnie natychmiast pojawić.
- Dobrze, ale…
- Wiem, że nie ma jej w kraju! Ma wsiadać natychmiast w samolot! - krzyknęła zdenerwowana.
Szarotka przestawiła sprzęt by móc z niego korzystać na miejscu gościa. Nerwowo klikała, cała sytuacja bardzo jej się nie podobała. Było już kilka momentów kiedy prawie straciła firmę, ale to było na samym początku! W momencie kiedy miała przynajmniej jedną kawiarnię w każdym kraju Europy konkurencja zaczęła się z nimi liczyć. Dopiero w tedy.
- Co się dzieje?
- Zaraz Ci wyjaśnię, idziemy do kadr.
- Strasznie się rzucasz. Park była zaniepokojona.
- Park? - w końcu spojrzała na asystenta.
- Twoja sekretarka. Co się dzieje?
- Wrogie przejęcie - wyszczerzyła się upiornie. - Polecą głowy.
Stojąc tak i uśmiechając się Szarotka wiedziała, że na bank wygląda strasznie. Efektu dodawało ściskanie laptopa do piersi, rozwalony kucyk i jej oczy. Była teraz łowcą, w prawdzie biurowym, ale w zupełności jej to wystarczało. Jeong patrzył się na nią nie wiedząc co powiedzieć. Tylko raz wydział ją jak mówi o “wrogim przyjęciu” i nawet nie brał udziału w całej procedurze, bo była Ana. Tylko ona siedzi teraz w słonecznej Italii.
- Co teraz? - spytał w końcu.
- Idziemy do kadr - powiedziała z ciągle piekielnym wyrazem twarzy.
Jeong doskonale wiedział, że Szarotka nie pała miłością do własnej firmy, bo nie pozwala jej właśnie tej miłości zaznać. Wiedział też, że dziewczyna nikomu nie pozwoli jej zniszczyć. Raz się jej wyrwało, że tylko ona może to zrobić. Nagle ciszę w gabinecie przerwał dzwonek telefonu. Wyraz twarzy Szarotki zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, zaszczebiotała do słuchawki.
- Bardzo mi przykro Taekwooni, ale mam małe urwanie głowy w pracy. Nie nic wielkiego, mówię przecie, że małe… Takie tam biurowe sprawy… Tak konkretniej to idę niszczyć czyjeś życie. Z reguły zajmuje to do dwóch dni tak więc nie martw się i skup na pracy. Muszę kończyć, pa.
- I co powiedziała? - spytał Hakyeon.
- Że idzie niszczyć ludziom życie.
- Musi mieć fajnie w tej swojej firmie - niespodziewanie odezwał się Hyuk. Wszyscy na niego spojrzeli. - Poznamy ją innym razem - szybko dodał.
Kiedy z głośników poleciała muzyka wstali. Koniec przerwy, musieli opanować nowy układ.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro