Dzień 86
Taekwoon wszedł do mieszkania. Pierwsze co mu się rzuciło w oczy to średnia, kremowa walizka. Niepewnie wszedł w głąb domu. Szybko ją zauważył, wyglądała zaciekawiona z kuchni. Kiedy go zobaczyła wyprostowała się.
- Nie zmieniłaś kodu.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdziesz. Co tu robisz?
- Chciałem przeprosić.
- Serio? - uniosła brwi i stanęła przed nim.
- Wolisz kwiaty, biżuterię i kucyka? - spytał drwiąco.
- Wolę twoje pokrętne tłumaczenie. Słucham - głos Minya się załamał, ale nie pozwoliła łzom płynąć. Odetchnęła.
- Przepraszam - Taekwoon spuścił głowę - Jestem idiotą. Myślałem… W sumie sam nie wiem co myślałem! Nie wiem nawet co ci powiedzieć. Jest mi strasznie głupio i strasznie przykro. Sądziłem, że dam radę wszystko naprawić sam. Myślałem, że jak Cię odepchnę to afera w żaden sposób Cię nie dotknie. Pomyliłem się i w swojej głupocie Cię zraniłem - spojrzał na dziewczynę. Usta zacisnęła w kreskę, patrzyła na niego wkurzona. - To… To ja już pójdę. - Taekwoon odwrócił się i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się jednak kiedy poczuł jak Minya łapie go za rękę.
- Jesteś idiotą - złapała go za policzki. Lekko się uśmiechała. Jej oczy wyrażały jedynie głęboki smutek. - Ale moim idiotą - zdenerwowana wzięła głęboki oddech. - Chroniłeś mojego imienia, to urocze i miłe. Ale zarazem bardzo głupie - puściła go. - Może nie wyglądam, ale jestem silna. Z resztą, aż tak niskie miałeś o mnie zdanie? - przerwała na chwilę. - Serio sądziłeś, że nie poradzę sobie kiedy będą o mnie, o nas mówić!? Myślałeś, że odejdę? Nie doceniasz mnie - mówiła cicho. Każde jej słowo było przesiąknięte smutkiem.
- Jesteś zła?
- To miało być pytanie czy stwierdzenie - skrzyżowała ręce na piersi. Na chwilę odzyskała rezon. - Jasne, że jestem zła. Wiesz jak było mi ciężko. Nic nie rozumiałam, a Ty nie chciałeś rozmawiać.Tęskniłam. Bardzo tęskniłam - głos załamał jej się całkowicie. Minya zaczęła płakać.
- Ja też - Taekwoon przytulił Szarotke. Usłyszał jęk, który brzmiał trochę jak “na reszcie”. Poczuł jak jego bluzka robi się mokra. - Boże, Szarotka! Tak mi przykro. Przepraszam. Wybacz mi.
- No pewnie, że Ci wybaczę - wybełkotała przyciskając twarz do jego piersi.
- Przepraszam - Taekwoon pocałował ją w czoło. - Przepraszam.
Oboje siedzieli na podłodze w kuchni i wpatrywali się w wyłączony piekarnik. Szarotka opierała głowę na jego ramieniu. Delektowali się ciszą oraz swoim towarzystwem.
- Mam samolot o świcie - powiedziała cicho Szarotka.
- Ostatecznie wyjeżdżasz - odpowiedział po chwili.
- Nie jadę na długo - bawiła się jego palcami. - To nie tak, że jadę na zawsze. Dwa, trzy dni i wracam - spojrzała mu w oczy. - A co myślałeś?
- Chłopaki mówili, że się wprowadzasz - zaśmiał się.
- A, to - zmarkotniała. - Muszę to teraz jakoś odkręcić - powiedziała do siebie. - Przyznaję miałam to w planach, ale planowałam to dopiero za sześć miesięcy. Najpierw trzeba przenieść siedzibę główną, to nie wygląda jak na filmach, że wsadzasz pendrive do komputera. Z takimi operacjami jest dużo zachodu. Ale, teraz muszę jeszcze to przemyśleć - szeroko się uśmiechnęła patrząc Taekwoon’owi prosto w oczy.
Taekwoon objął Szarotke. Nie odrywał od niej wzroku. Siedzieli i patrzyli na swoje twarze. Minya wyglądała jak by znów miała się rozpłakać, przygryzała wargę, ale starała się uśmiechać. Taekwoon potarł jej policzek. Uśmiechał się przepraszająco. Nagle dziewczyna poczuła jego rękę na swojej. Poczuła chłód metalu. Szarotke było tylko stać na kiwnięcie głową.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro