Dzień 60
Stukanie w klawisze oraz ciche brzęczenie lodówki było jedynym dźwiękiem w kawiarni. Zimne światło laptopa padało na ich twarze. Taekwoon trzymał ciepły kubek kawy przyciśnięty do brzucha. Siedział z odchyloną głową i wpatrywał się w ciemny sufit. Ani jedna lampka się nie świeciła. Czuł się dziwnie smutny z tego powodu.
Minya z niesamowitą szybkością stukała w klawisze. Chłopak widział jak robi to w skupieni bliskiemu napadowi histerii. Co drugie słowo podkreślało się na czerwono mimo to Minya przestawała klikać jedynie by zajrzeć w papiery.
- Herbata Ci wystygnie - odpowiedziało mu mrukniecie. - Niedługo jedziemy do Japonii. Mamy nagrywać jakiś program do telewizji śniadaniowej. To będą jakieś dwa dni - tym razem nawet nie dostał mruknięcia. - Słuchasz mnie?
- Yhymmm...
- Szarotka.
Cisza.
Szelest kartek.
Klikanie. Natarczywe klikanie, które echem odbija się w jego głowie.
Szturchnął jej ramię. Nie oddała mu, nie uśmiechnęła się, ani nie posłała spojrzenia. Wpatrywała się w ekran.
- Będziesz tu dzisiaj spać czy jak? Doceniam i rozumiem twoją ciężką pracę, ale to Ty mówiłaś, że nie lubisz mieć brudnych włosów. Chłopaki coraz bardziej zawracają mi głowę. Najbardziej Hakyeon, ale on zawsze był jak przylepa. Bardzo chcą Cię poznać. Myślałem, że po powrocie z Japonii. Będziemy mieć w tedy kilka na grań i wieczorem jak skończymy to bym ich zabrał ze sobą.
Mówił co mu ślina na język przyniesie. Chciał tylko by na chwilę przestała zajmować się pracą. Nie powinien, wiedział, że to samolubne, ale nie mógł się powstrzymać.
- Możesz być cicho? - patrzyła na niego. Była zła? - Mówiłam, że mam ważną pracę do zrobienia - zdjęła okulary i przetarła oczy. Oparła się i napiła zimnej herbaty. Skrzywiła się, od razu odstawiła kubek. - Fajnie, że wyjeżdżasz, wszystko mi jedno kiedy ich poznam, jak się opitolisz na łyso to nie moja sprawa - posłała mu dumne spojrzenie. - Mam podzielną uwagę.
- Co znaczy opjolisz?
- Opitolisz. Taki tam, no slang. Wiesz mowa potoczna. Zamiennik dla słowa obetniesz.
- Dużo Ci zostało.
- Trochę. Chyba zarwę nockę. Lepiej żebyś wracał.
- Bo?
- Bo jak sama wrócę do domu to nie ma szans bym się ruszyła z rana do pracy. Mam to wszystko przećwiczone.
- Wierzę.
Minya wtuliła się w jego bok. Nogi położyła na pufie.
- Pięć minut - zamknęła oczy. - Pięć minut i wracasz do domu. Masz rano pracę.
- Ty też - odpowiedział z przekąsem.
- Ja obecnie jestem w miejscu, które nazywam pracą. Nie liczy się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro