Dzień 57
Szary papier nie wydał żadnego dźwięku gdy wprawionym ruchem ręki prezes przesunął nim po stole. Asystent Kim przejął przesyłkę przesuwając ją do kantu. Prezes upił łuk białego wina i uśmiechnął się. Minya widząc jego pożółkłe zęby chciała się skrzywić, jednak jej twarz pozostała niewzruszona. Ostentacyjnie nabiła kawałek ryby na widelec, spotkanie dobiegło końca reszta to kwestia czasu.
- Czy wasza oferta jest nadal aktualna? - odezwał się niespodziewanie prezes.
Minya poczuła jak asystent Kim cały sztywnieje. Nie spodziewała się tej rozmowy, ale przed spotkaniem brała ją pod uwagę.
- Nigdy nie było żadnej oferty. Jeśli już to pan prezesie proponował - uśmiechnęła się do siebie. - Różne, nazwijmy je, propozycje. I proszę mi wierzyć nigdy na nie nie przystanę - Minya ruchem ręki wezwała kelnera. - A teraz jeśli Pan wybaczy. Wzywa mnie praca.
Wstała od stołu i udała się do wyjścia. Asystent Kim zebrał dokumenty i zapłacił za ich obiad. Przed hotelem czekał już samochód. Kierowca otwierał drzwi gdy Kim wyszedł. Minya nawet się nie obejrzała za siebie po prostu wsiadła.
- Nienawidzę się spotykać tym starym zboczeńcem. Zawsze jak go widzę mam wrażenie jak by wyobrażał mnie sobie nagą. I chyba nie muszę mówić w jakich sytuacjach - mówiąc zdjęła garsonkę.
- Najważniejsze, że zdobyliśmy rozliczenie. Zostało wam co najwyżej jedno spotkanie.
- Tak, tak... A my mamy dowody by oskarżyć jego firmę, a następnie ją przejąć. Serio Jeong, cieszę się, że firma się bogaci i w ogóle, ale zakładając ją chciałam tylko sprzedawać herbatę.
- I przy okazji zawładnąć światem - zaśmiał się.
- To druga część opowieści. Dobra, Ana mówiła coś o zebraniu więc liczę, że zapoznasz mnie z tematem w jakieś dziesięć minut.
- Dziesięć minut, tylko?
Minya poprawiła koszulę, nie lubiła, jak go określała, "stroju pingwina". Koszula cisnęła ją w ramionach, a czarna spódnica wpijała się w brzuch. Patrzyła jak Kim sięga po odpowiednie papiery do teczki. Bez niego i Any firma już dawno by upadła przy jej zarządzaniu. Cieszyła się z takiej dwójki wspaniałych asystentów. Dzięki nim mogła spokojnie podawać kawę zamiast siedzieć w biurze.
Naprawdę chciała, ale jakoś nie umiała skupić się na tłumaczeniach asystenta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro