Dzień 14
Minya buszowała przy książkach. Do jej kolekcji doszło kilka nowych sztuk i dopiero teraz, na wieczór, miała czas je poukładać. Bardziej jednak skupiona była na pilnowaniu swojej czerwonej spódnicy i tego by przy stawaniu na palcach nie pokazywać majtek. A oczywiście on musiał być tuż za nią, pić swoje durne latte i obserwować jak próbuje dosięgnąć półki.
Była wysoka, mierzyła prawie metr siedemdziesiąt. Mimo to zdawała sobie sprawę, że nie wszędzie dosięga. Najbardziej uderzyło to w nią po pierwszej wyprowadzce. Dostała pracę na magazynie. Niby papierkowa robota, ale czasem do jakiegoś pudła trzeba było sięgnąć, a ona nie zawsze dawała radę.
Nagle w kawiarni rozległ się huk, może bardziej wybuch do którego doszedł dźwięk trzeszczących filiżanek. Żadna się jednak nie stłukła więc Minya nawet nie odwróciła głowy. Nie zauważyła nawet, że półki też lekko się zakołysały.
Leo to jednak zauważył. Przeczucie kazało mu wstać i ruszyć ku niej. A kto by ignorował przeczucie. Najwyżej znowu palnie coś o książce. Był naprawdę blisko gdy drugi wstrząs, dużo silniejszy poruszył kawiarnią. Rzucił się ku dziewczynie i szafkom, które na nią leciały.
Łapała już spadające książki, ale kiedy szafka też zaczęła lecieć Minya przytrzymała ją ciężarem swojego ciała. Naparła, ale nie wystarczająco. Jedyne co jej zostało to zakryć rękoma głowę. Mimowolnie z jej gardła uciekł pojedynczy, krótki krzyk. Poza kilkoma książkami nic jednak w nią nie uderzyło.
Światło migało, żyrandole się chwiały. Część filiżanek, szklanek oraz kaw leżała na podłodze. Kilka krzeseł się przewróciło. Czas się zatrzymał, zapadła cisza. Minya stała na ujętych nogach z rękoma na głowie i wpatrywała się w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Jego twarz była spięta, pełna niepokoju. Dosięgała mu czubkiem głowy prawie do brody, stali bardzo blisko siebie. Czuła jak jego oddech ociera się o kilka niesfornych włosów na jej głowie. Minya miała pustkę w głowie, nie bardzo wiedziała co tak właściwie się stało.
Zdążył w ostatniej chwili. Nie darował by sobie gdyby coś jej się stało. Stał nad nią i patrzył w jej duże, szarozielone oczy. Widział w nich szok i nie dowierzanie, a za tymi odczuciami czaiło się coś jeszcze. Nie wiedział tylko co. Trzymał szafkę jedną ręka, druga bezwładnie opadała. Starał się uśmiechnąć, ale nie bardzo mu to wychodziło. Patrzył jak dziewczyna się prostuje wciąż wlepiając w niego wzrok. Robiła to powoli jak by nie była pewna czy znów nie pojawi się wstrząs. Ostrożnie zdjęła ręce z głowy.
- Taekwoon.
- Szarotka.
Patrzyli jeszcze przez chwilę na siebie. W końcu Minya pościła wzrok, była pewna, że ma policzki koloru spódnicy. Dłonie ustawiła przed piersiami wierzchem do siebie i odsunęła się do tylu.
- Ummm... Dziękuję - wymamrotała.
Leo postawił szafkę i schylił się po kilka książek. Czuł jej niepewny wzrok na sobie. Gdyby nie fakt, że się odsunęła pewnie pochwycił by ją w swoje ramiona. Cząstka niego chciała to zrobić, ale cała reszta bała się reakcji. Widział, że się boi, trzymała się za łokieć i wodziła wzrokiem po jego twarzy.
- Pomogę w sprzątaniu. Układać je w jakiś specjalny sposób?
- Tak, to znaczy nie! - szybko się poprawiła. Omiotła spojrzeniem kawiarnię. - Teraz to chyba nie ma większego sensu. Po prostu staraj się układać się grupami. Wiesz obyczaj tu, podręczniki tam - mówiąc podnosiła książki i ustawiała je na pułkach.
Taekwoon zabrał się do pracy. Pracowali w ciszy, ale nie jakoś specjalnie niezręcznej. Chociaż był spięty. Nawet wystąpienia przed kamerami nie powodowały u niego takiego stresu. Odpędził myśli i skupił się na książkach. O ile z koreańskimi nie miał problemu to z tymi w innym językach już niewielkie. Ratowały go okładki, które łatwo było przypisać do danego gatunku. Chociaż czasem wydawało mu się, że dobiera je źle.
Czy powinnam się odezwać? A jeśli tak, to co mam powiedzieć? Czemu nawiązywanie kontaktu z drugą osobą musi być takie trudne, jęknęła w duchu Minya. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić gdy zamiast wyjść zaoferował pomoc. Chciała wywalić go za drzwi, sprzątnąć jakiś fragment i zostać w kawiarni na noc. Sprzątaniem miała się martwić rano kiedy ciasta będą w piekarniku. Ale nie wyszło, w sumie jak zawsze. Kiedy chłopak się schylał, nie. Kiedy Taekwoon się schylał, skoro poznała jego imię to wypadało go używać, nie wiedziała jak ma mu przekazać, żeby nie zawracał sobie głowy książkami. Super, uratował ją przed spadającym regałem, była mu wdzięczna. Bardziej jednak za inicjatywę niż fakt przytrzymania mebla. No i zbyt dużo to by się jej nie stało, szafka już kiedyś na nią spadła i w sumie nic jej nie było, miała tylko kilka siniaków. Ogólnie to nawet cieszyła się z zaistniałej sytuacji bo patrząc na Taekwoona czuła, że nic nie czuje. Ot jeden z klientów, którego hobby to picie kawy. Nic więcej. Mogła odsapnąć z ulgą.
- Myślałem, że nazywasz się Minya.
- Skąd znasz to imię? - spytała zdziwiona.
- Chłopak tutaj pracujący tak cię nazwał.
- Aaa... Moje prawdziwe imię to Szarotka, od nazwy takiego jednego kwiatka. Używam imienia Minya bo zauważyłam, że je, wam Koreańczykom łatwiej wymówić i zaakceptować.
- Czyli to taki twój pseudonim?
- Coś w tym stylu.
Nie pytał więcej. Resztę układania spędzili na zwykłej rozmowie. Ona mówiła, że tak naprawdę nie zna Seulu chociaż mieszka w nim od kilku lat. Nie ma na to czasu bo pracuje, a pracuje bo nie ma dla kogo ten czas znaleźć. On opowiadał jak męcząca jest jego praca i że przygotowuje się do kolejnego wielkiego projektu. Bo u nich każdy projekt jest wielki, nie ma wyjątków.
- No dobra - powiedziała patrząc na rozbite szkło. - Wystarczy na dzisiaj. Resztę ogarnę rano.
- Mogę pomóc - zaczął.
- Nie - przerwała mu. - I tak dużo już zrobiłeś. Nie mogę cię trzymać całą noc. Z resztą oboje jesteśmy zmęczeni i powinniśmy wracać do domu. A tym na prawdę można zająć się rano.
- Pozwól się chociaż odprowadzić - wypowiedź zaskoczyła bardziej jego niż Minya. - Przynajmniej do stacji - poprawił się.
- Dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro