Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 121

- Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?

- Mhym…

- Bardzo późna. Jest po trzeciej.

- Albo wczesna, zależy jak na to spojrzeć. Skoro tak Ci to przeszkadza to idź spać. Nie rozumiem czemu wstałeś.

- Nie miałem zamiaru, ale twój telefon miał inne plany.

- Więc tam był - Szarotka w końcu na niego spojrzała. - Zostaw na blacie i idź spać.

Taekwoon patrzył na nią chwilę. Bez słowa odłożył komórkę i wrócił do sypialni. Szarotka wróciła do przeglądania dokumentów. W końcu zamarła w pół ruchu, wpatrywała się w telefon. Przejechała dłonią po włosach i przetarła twarz. Czuła się źle w stosunku do Taekwoon’a. Nie chciała go ranić, ale coraz częściej przyłapywała się na takim zachowaniu. Zaczynała zachowywać się tak jak wcześniej, a przecież w końcu kogoś do siebie dopuściła. Była zła, że powiedziała te wszystkie rzeczy z niewzruszonym wyrazem twarzy. Jakby opowiadała o nowych trendach wśród filatelistów.

Szarotka schowała twarz w dłoniach.

- Kurna…

Leo powitał budzik grymasem. Nie zmrużył oka po powrocie do łóżka. Wiedział, że Minya się nie położyła. Był zły na jej nocne zachowanie. Rozumiał, że pracuje, on też w końcu to robi, ale nie musiała go przy tym odpychać. Problemy problemami, ale on też się liczy.

Nie zastał jej w kuchni, ani na balkonie, w łazience też jej nie było. Zniknęły do tego dokumenty z salonu i kuchni oraz laptop. Na blacie kuchennym doszła za to zimna kawa i talerz kanapek. Żadnego liściku. Głęboko westchnął. Zirytowany odpuścił sobie “śniadanie”.

Zegar kuchenny wskazywał siódmą siedemnaście, miał jakieś dziesięć minut do przyjazdu managera. Nie zamierzał marnować ich na kanapki.

- Jeong! - krzyknęła Szarotka kurczowo ściskając pasy w samochodzie. Samochód ledwo zdążył zatrzymać się na czerwonym świetle. - Chcesz nas zabić! Mam całe życie przed sobą! I akurat nie jesteś wymarzonym partnerem do umierania.

- O tobie mogę powiedzieć dokładnie to samo.

- Matko. Jak dobrze, że już prawie jesteśmy. Nigdy tak nie szalałeś. Co z Tobą?

- Zwyczajnie, prosta droga, nikogo przede mną nie było.

- Zatrudniam wariatów. Do tego jeszcze drogowych.

- Już tak nie narzekaj. Mamy ważniejsze sprawy na głowie.

- No wiem…

- Muszę Cię jednak poinformować, że nie możemy nic dzisiaj zrobić.

- Czemu? Mamy przecież wszystko. Dokumenty, umowy, zeznania, nawet prawnika udało nam się dorwać!

- Wpłynęło nowe pismo.

- Codziennie jakieś wpływa. Żadna nowość.

- Ale jego treść wiąże Ci ręce.

- Nie rozumiem.

- Najlepiej będzie jak je przeczytasz.

- Nie lubię jak tak mówisz. Coś czuję, że ono miało nie wpaść w moje ręce. A jak to tylko podpucha. Wiesz, żebyśmy stracili na czasie.

- I dlatego skontaktowali się z prezesem Li. Nie angażowali by Chińczyków do zasłony dymnej. Z tego co wiem Cho też siedzi im w kieszeni.

- Który?

- Ten od telefonów.

- Kiepsko, jego zięć jest podobno politykiem.

- Właśnie. Musimy zastanowić się co dalej.

- W filmach zwykle w takich momentach bohaterowie dostają przyznanie się do winy od niespodziewanego sojusznika.

- Nie mamy takiego, to nie jest film.

- Sami sobie zrobimy takie nagranie. Znaczy nagramy.

- Wiedziałem, że to powiesz.

Odgłosy stukania obcasami dochodziły lekko zamglone przez zamknięte drzwi garderoby. Taekwoon siorbał gorąca kawę z automatu i starał się dopasować nazwiska do słyszanych kroków. Nie myślał o Minya, przynajmniej starał się. Wiedział, że przez dziewczynę kilka kwestii poszło mu nadzwyczaj kiepsko. Kilka, jakby był widzem to nie czekałby do połowy spektaklu, wyszedłby od razu i żądał zwrotu za bilet. Szło mu wyjątkowo beznadziejnie na próbie. Skoro widział to on, to inni zapewne też. Wolał oddać się melancholii w pustej garderobie niż iść na stołówkę i wysłuchiwać komentarzy. Złość na dziewczynę nie ustępowała. Chwilami tylko podnosiła się i opadała. Ciągle, co chwila. Tak jakby jeździł kolejką górską.

Zgniótł pusty kubeczek i rzucił w stronę śmietnika. Nawet nie patrzył, ale kiedy usłyszał jak plastik uderza o ścianę odwrócił wzrok. Kosza tam nie było. Podszedł do śmiecia i rozejrzał się. Kosz stał po drugiej stronie pomieszczenia. Przez krótką chwilę, dosłownie chwilkę, zrobiło mu się głupio. Czuł czyste zażenowanie, które natychmiast zastąpiła złość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro