Dzień 120
- Masz wszystko? - spytała Szarotka gdy tylko drzwi gabinetu się otworzyły. - A to Ty. Myślałam, że to Jeong.
- Ostatnio spędzacie dużo czasu - Ana usiadła przed biurkiem. - Mam się zacząć martwić - znacząco uniosła dni.
- Nie bardziej niż inni - Minya rozciągnęła ręce. - Pomaga mi w ogarnięciu tego całego burdelu. Poprosiła bym Ciebie, ale masz tego całego Włocha. Wijecie sobie gniazdko miłości i takie tam - zaczęła się śmiać.
- Przestań - Ana zakryła uśmiech dłonią.
- Przeszkadzam? - Jeong zapukał we framugę.
- Nie. Masz dokumenty? - Szarotka otarła pojedynczą łzę.
- Jak było we Włoszech Ana?
- O dziwo relaksujący. Pełen wrażeń, ekscytujących jeśli wiesz co mam na myśli.
- Przypomnij, w którym mieście byłaś?
- W samym Rzymie.
- Musiało Ci się podobać. Zostawię was.
- Nie trzeba, zostawiam was. Widzimy się na zebraniu.
- Musiałeś? - spytała Szarotka gdy tylko drzwi zamknęły się za asystentką.
- Nie mogłem się powstrzymać.
- Mam nadzieję, że wszystkiego jej nie wygadasz podczas przerwy obiadowej.
- Jak to zrobię to i mnie załatwisz.
- Źle się czuję z tym co robię.
- Ona najwidoczniej nie ma wyrzutów. Musisz być silna - poklepał ją po ramieniu.
- Wiem.
Gdy Szarotka weszła do mieszkania w jej nozdrza uderzył słodki zapach pomidorów. Niezgrabnie zdjęła buty i zajrzała do kuchni. Podkradła się do Taekwoona stojącego przy kuchence i włożyła mu zimne dłonie pod bluzkę. Chłopak podskoczył i wypuścił z dłoni pałeczki. Minya nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Jesteś okropna - powiedział w końcu.
- Żadna mi nowość - odpowiedziała ciągle się śmiejąc. Wgramoliła się na blat. - Więc mówisz, że robisz spaghetti.
- Nudziło mi się. Nadgodziny?
- Nie, zwykle kończę dużo później. Po prostu teraz nie wracam do pustego mieszkania.
Szarotka złapała jego t-shirt i przyciągnęła do siebie. Leo złapał ją w talii. Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy. W końcu Szarotka zamknęła oczy i pocałowała Taekwoon’a. Chłopak oddał pocałunek.
- Przypala się - szeptem przerwała ciszę.
Leo odskoczył od niej i zdjął patelnię z gazu. Przemieszał dwa razy sos i nałożył kolację.
- Jesteś jakaś smutna.
- Czy ja wiem czy smutna.
- Na pewno nie swoja.
- Trochę… Muszę zrobić coś naprawdę okropnego żeby uratować firmę.
- Co takiego?
- Nie mogę Ci powiedzieć. Sprawa Cię nie dotyczy. Wystarczy mi, że sama się z tym źle czuje. Nie chcę jeszcze wysłuchiwać, że mam inne opcje. Bo ich nie mam. Naprawdę, szukałam.
- Jeszcze nic nie powiedziałem.
- Ale chciałeś. Powiem Ci po sprawie.
- Czyli kiedy?
- Nie wiem, okaże się jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro