Dzień 118
- Dzwoniłem - rozległo się w progu. Taekwoon stanął na przeciwko stołu. - Od kilku dni dzwonię, a Ty nie odbierasz.
Minya powoli odwróciła wzrok znad laptopa. Zawiesiła go przez chwilę na chłopaku po czym ociągającym ruchem sięgnęła do komórki. Zerknęła na wyświetlacz i odrzuciła urządzenie w kont.
- Faktycznie - mruknęła.
Taekwoon usiadł.
- Minya! Tak nie może być!
- Tak, tak wiem! - przerwała mu wzdychając. Przetarła twarz. - Mam teraz dużo na głowie. W firmie się dzieje i choć bardzo bym chciała nie mogę tego zignorować. Mam na głowie sąd i pozwy. Do tego nie tylko własne. A na dodatek trzeba ogarnąć w końcu kawiarnie, muszę znów iść na komendę i powtórzyć zeznania, muszę też zdjąć szwy. Od kilku dni jadę na samym kakale i nawet nie wiesz jakie teraz fajne kubki dają w maku. Brakuje mi jeszcze tylko jednego. Mam już z misiem, lisem i pingwinem. Brakuje mi tylko renifera. Chyba jutro kupię jak będę jechać na zebranie. Specjalnie poproszę o kubek z reniferem. Swoją drogą zauważyłeś te wszystkie świąteczne ozdoby w sklepach. Dopiero teraz zwróciłam na nie uwagę i nie wiem czy wystawili je tak wcześnie czy już tak późno.
- Cicho - Leo nachylił się i zakrył jej usta dłonią. Szybko jednak odskoczył. - Blee! Obśliniłaś mnie.
- A czego się spodziewałeś - znacząco podniosła brwi. - Skończyliśmy rozmawiać. To znaczy prowadzić monolog. Mam jeszcze wiele do zrobienia, przejrzenia, od pisania… Nie zapisałam tego wiesz - oparła się i skrzyżowała ręce na piersi gdy Taekwoon zamknął laptopa.
- Będziesz pisać jeszcze raz.
- Oj, bo pojadę Ci komplementem - wymierzyła w niego palcem. - Uważaj lepiej.
- Wychodzimy.
- Kiedy zrobiłeś się taki władczy? - spytała, ale grzecznie wstała od stołu. - Na jakie jedzenie mnie zabierasz?
Leo spojrzał na nią spod grzywki. Mierzył ją wzrokiem. Naprawdę nie wiedział już co ma z nią zrobić. Zadziwiała go jeszcze bardziej niż na samym początku. Ekstremalnie szybko przechodziła z jednego stanu emocjonalnego w drugi. Dramatyzowała, ekscytowała się i do tego w tym samym czasie. Była iście teatralna. Na początku znajomości uwierzył jej słowom twierdzącym, że jest całkiem prosta i nieskomplikowane. Teraz nie był już tego taki pewien. Na szczęście był jeden fakt, któremu nie mógł zaprzeczyć. Minya była łatwa w obsłudze gdy jednym z argumentów było jedzenie. Oto cały jego plan. Zabierze ją gdzieś gdzie podają smaczne jedzenie, pozwoli jej zamówi co chce, a potem zacznie niewygodny temat. Spędzili razem kilka miesięcy i Taekwoon był przekonany, że sporo już wie o Minya. Niestety dziewczyna okazała się wielowarstwowa. A sam Taekwoon przestał się orientować z kim codziennie ma do czynienia.
- Więc? - stała i patrzyła niewinnie ze swoim kocim uśmiechem. Taekwoon znów był zwierzyną. - Mam ochotę na jakieś prawdziwe jedzenie. Żadnych fastfoodów - Szarotka mówiła wesołym głosem. - Nawet nie wiem na co mam ochotę. Makaron? A może powrót do ziemniaka?
- Nie kłopocz się, ja zdecyduję - podszedł do niej i objął ją w pasie.
- Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak tak stoi mi to czuję się jak nastolatka, która niczego nie ogarnia.
- Ty normalnie nie ogarniasz - stwierdził po chwili.
- Masz tak piękny głos, że twoje imię jest w słowniku przy określeniu słowa muzyka. Jesteś niesamowicie silny, dobry, a twoje umiejętności kucharskie zapewnią Ci wszystkie gwiazdki michelina. W twoich ramionach jest najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. Zawsze kiedy patrzę w twoje oczy...
- Przestań - sapnął.
- Sam zacząłeś - Minya uśmiechnęła się szelmowsko. Uwolniła się z objęcia. - Idziemy?
Oh, tak. Taekwoon śmiało mógł powiedzieć, że Szarotka jest najbardziej skomplikowaną zagadką na świecie. Przynajmniej dla niego samego. Ale kiedy tak stała w rozciągniętym t-shircie, w lekko rozwalonym warkoczu, wyczekująco była tym czego chciał. Jej pewnego siebie wzroku i rozwalającego uśmiechu, wdzięcznej irytacji oraz tego pracoholozmu nie zamieniłby na nic w świecie. Tylko mogłaby odbierać telefony.
- Idę, idę.
- Jak próby? - spytała Minya w samochodzie.
- Dobrze. Nie mogę doczekać się premiery. To naprawdę niesamowita historia. Ta powinna Ci się spodobać.
- Poprzedni musical nie był taki zły. Troszkę mu brakowało, ale... Dobra był beznadziejny. Podobnie jak twoja próba interwencji.
- Słucham?
- Jestem domyślna, widzę, że Cię gryzę. Nie masz się czym martwić czy przejmować - machnęła ręka. - Jak tylko załatwię te wszystkie sprawy to znów będę twoją uroczą Szarotką serwująca kawę. Twoim zdaniem najlepszą w Seulu.
- Martwię się, bo czuję, że się zamykasz. Oddalasz.
- Nie oddalam, siedzę obok Ciebie.
- I nie umiesz być poważna kiedy wymaga tego sytuacja.
- Umiem. Tylko ta tego nie wymaga. Po prostu za dużo o tym myślisz. Nic się nie dzieje, to ciągle ja.
- I jeszcze ta sytuacja z przed kilku dni. Ciągle nie powiedziałaś co się stało.
- Bo nie ma takiej potrzeby. Z resztą, mówiłam, że spotkałam kogoś kogo nie chciałam widzieć.
- Kogo?
- A czy to ważne? Taekwooni, naprawdę...
- Dla mnie jest. Sama prosisz żebym Ci o wszystkim mówił, żebym się otwierał. Zawsze naciskasz, a kiedy ja proszę od razu się wkurzasz.
- Jestem kobietą, my tak mamy z samej definicji. I się nie wkurzam.
- Jak z długim siedzeniem w łazience.
- Dokładnie. Iii~ Ja się nie wkurzam. Naprawdę poczujesz się lepiej jak Ci powiem.
- Tak.
- No niech Ci będzie. Spotkałam byłego.
- Byłego?
- Byłego chłopaka, ex jeśli wolisz.
- Co on tu robi?
- Mnie się pytasz? Podobno siedzi w Korei z pół roku i drugie tyle przed nim. Przyjechał ze swoją jednostką czy coś. Nie wiem. Naprawdę! On mnie nie interesuje.
- Wierzę Ci, ale czemu nie powiedziałaś wcześniej?
- A co by to zmieniło? Ja mam Ciebie, a Ty mnie. A on... Nie wiem... Po prostu jest...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro