Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 118

- Dzwoniłem - rozległo się w progu. Taekwoon stanął na przeciwko stołu. - Od kilku dni dzwonię, a Ty nie odbierasz.

Minya powoli odwróciła wzrok znad laptopa. Zawiesiła go przez chwilę na chłopaku po czym ociągającym  ruchem sięgnęła do komórki. Zerknęła na wyświetlacz i odrzuciła urządzenie w kont.

- Faktycznie - mruknęła.

Taekwoon usiadł.

- Minya! Tak nie może być!

- Tak, tak wiem! - przerwała mu wzdychając. Przetarła twarz. - Mam teraz dużo na głowie. W firmie się dzieje i choć bardzo bym chciała nie mogę tego zignorować. Mam na głowie sąd i pozwy. Do tego nie tylko własne. A na dodatek trzeba ogarnąć w końcu kawiarnie, muszę znów iść na komendę i powtórzyć zeznania, muszę też zdjąć szwy. Od kilku dni jadę na samym kakale i nawet nie wiesz jakie teraz fajne kubki dają w maku. Brakuje mi jeszcze tylko jednego. Mam już z misiem, lisem i pingwinem. Brakuje mi tylko renifera. Chyba jutro kupię jak będę jechać na zebranie. Specjalnie poproszę o kubek z reniferem. Swoją drogą zauważyłeś te wszystkie świąteczne ozdoby w sklepach. Dopiero teraz zwróciłam na nie uwagę i nie wiem czy wystawili je tak wcześnie czy już tak późno.

- Cicho - Leo nachylił się i zakrył jej usta dłonią. Szybko jednak odskoczył. - Blee! Obśliniłaś mnie.

- A czego się spodziewałeś - znacząco podniosła brwi. - Skończyliśmy rozmawiać. To znaczy prowadzić monolog. Mam jeszcze wiele do zrobienia, przejrzenia, od pisania… Nie zapisałam tego wiesz - oparła się i skrzyżowała ręce na piersi gdy Taekwoon zamknął laptopa.

- Będziesz pisać jeszcze raz.

- Oj, bo pojadę Ci komplementem - wymierzyła w niego palcem. - Uważaj lepiej.

- Wychodzimy.

- Kiedy zrobiłeś się taki władczy? - spytała, ale grzecznie wstała od stołu. - Na jakie jedzenie mnie zabierasz?

Leo spojrzał na nią spod grzywki. Mierzył ją wzrokiem. Naprawdę nie wiedział już co ma z nią zrobić. Zadziwiała go jeszcze bardziej niż na samym początku. Ekstremalnie szybko przechodziła z jednego stanu emocjonalnego w drugi. Dramatyzowała, ekscytowała się i do tego w tym samym czasie. Była iście teatralna. Na początku znajomości uwierzył jej słowom twierdzącym, że jest całkiem prosta i nieskomplikowane. Teraz nie był już tego taki pewien. Na szczęście był jeden fakt, któremu nie mógł zaprzeczyć. Minya była łatwa w obsłudze gdy jednym z argumentów było jedzenie. Oto cały jego plan. Zabierze ją gdzieś gdzie podają smaczne jedzenie, pozwoli jej zamówi co chce, a potem zacznie niewygodny temat. Spędzili razem kilka miesięcy i Taekwoon był przekonany, że sporo już wie o Minya. Niestety dziewczyna okazała się wielowarstwowa. A sam Taekwoon przestał się orientować z kim codziennie ma do czynienia.

- Więc? - stała i patrzyła niewinnie ze swoim kocim uśmiechem. Taekwoon znów był zwierzyną. - Mam ochotę na jakieś prawdziwe jedzenie. Żadnych fastfoodów - Szarotka mówiła wesołym głosem. - Nawet nie wiem na co mam ochotę. Makaron? A może powrót do ziemniaka?

- Nie kłopocz się, ja zdecyduję - podszedł do niej i objął ją w pasie.

- Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak tak stoi mi to czuję się jak nastolatka, która niczego nie ogarnia.

- Ty normalnie nie ogarniasz - stwierdził po chwili.

- Masz tak piękny głos, że twoje imię jest w słowniku przy określeniu słowa muzyka. Jesteś niesamowicie silny, dobry, a twoje umiejętności kucharskie zapewnią Ci wszystkie gwiazdki michelina. W twoich ramionach jest najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. Zawsze kiedy patrzę w twoje oczy...

- Przestań - sapnął.

- Sam zacząłeś - Minya uśmiechnęła się szelmowsko. Uwolniła się z objęcia. - Idziemy?

Oh, tak. Taekwoon śmiało mógł powiedzieć, że Szarotka jest najbardziej skomplikowaną zagadką na świecie. Przynajmniej dla niego samego. Ale kiedy tak stała w rozciągniętym t-shircie, w lekko rozwalonym warkoczu, wyczekująco była tym czego chciał. Jej pewnego siebie wzroku i rozwalającego uśmiechu, wdzięcznej irytacji oraz tego pracoholozmu nie zamieniłby na nic w świecie. Tylko mogłaby odbierać telefony.

- Idę, idę.

- Jak próby? - spytała Minya w samochodzie.

- Dobrze. Nie mogę doczekać się premiery. To naprawdę niesamowita historia. Ta powinna Ci się spodobać.

- Poprzedni musical nie był taki zły. Troszkę mu brakowało, ale... Dobra był beznadziejny. Podobnie jak twoja próba interwencji.

- Słucham?

- Jestem domyślna, widzę, że Cię gryzę. Nie masz się czym martwić czy przejmować - machnęła ręka. - Jak tylko załatwię te wszystkie sprawy to znów będę twoją uroczą Szarotką serwująca kawę. Twoim zdaniem najlepszą w Seulu.

- Martwię się, bo czuję, że się zamykasz. Oddalasz.

- Nie oddalam, siedzę obok Ciebie.

- I nie umiesz być poważna kiedy wymaga tego sytuacja.

- Umiem. Tylko ta tego nie wymaga. Po prostu za dużo o tym myślisz. Nic się nie dzieje, to ciągle ja.

- I jeszcze ta sytuacja z przed kilku dni. Ciągle nie powiedziałaś  co się stało.

- Bo nie ma takiej potrzeby. Z resztą, mówiłam, że spotkałam kogoś kogo nie chciałam widzieć.

- Kogo?

- A czy to ważne? Taekwooni, naprawdę...

- Dla mnie jest. Sama prosisz żebym Ci o wszystkim mówił, żebym się otwierał. Zawsze naciskasz, a kiedy ja proszę od razu się wkurzasz.

- Jestem kobietą, my tak mamy z samej definicji. I się nie wkurzam.

- Jak z długim siedzeniem w łazience.

- Dokładnie. Iii~ Ja się nie wkurzam. Naprawdę poczujesz się lepiej jak Ci powiem.

- Tak.

- No niech Ci będzie. Spotkałam byłego.

- Byłego?

- Byłego chłopaka, ex jeśli wolisz.

- Co on tu robi?

- Mnie się pytasz? Podobno siedzi w Korei z pół roku i drugie tyle przed nim. Przyjechał ze swoją jednostką czy coś. Nie wiem. Naprawdę! On mnie nie interesuje.

- Wierzę Ci, ale czemu nie powiedziałaś wcześniej?

- A co by to zmieniło? Ja mam Ciebie, a Ty mnie. A on... Nie wiem... Po prostu jest...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro