Dzień 111 i 112
Szum deszczu, jedyny dźwięk jaki do siebie dopuszczała Szarotka. Stała na balkonie z zamkniętymi oczami. Grzała dłonie o kubek herbaty. Było chłodno, jesień naprawdę już się zaczęła.
Szarotka otworzyła oczy, szarość opanowała świat. Nagle zakręciło jej się w głowie, a w żołądku poczuła niemiłe uczucie. Szybko zamknęła oczy i zaczęła oddychać przez usta. Poprawiła chustę na szyi. Mogła wrócić do mieszkania i nie narażać swoich nerwów, ale po co? Taekwoon miał próby, reszta zespołu już z nią nie mieszkała, Jueanee pewnie robiła to co zwykle robi w dni wolne… Mogła pojechać do firmy, na pewno były jakieś sprawy do pilnowania. Powinna też w końcu zająć się remontem kawiarni. Na nic jednak Szarotka nie miała ochoty.
Kiedy noga zaczęła jej drętwieć przeżuciła ciężar ciała na drugą. Nagle poczuła ostry ból w kolanie, wyprostowała się natychmiast i wróciła do poprzedniej pozycji. Ukrywanie kontuzji przed Taekwoon’em szło jej nadzwyczaj łatwo. Zwłaszcza, że zaczęli się mijać.
- Pogoda pod psem, co? - usłyszała obok siebie.
- Ja tam lubię jak pada - spojrzała na Hingbin’a. - Odwołali zdjęcia?
- Tak.
Stali w ciszy przerywanej jedynie szumem deszczu. Szarotka czuła jak herbata zaczyna jej stygnąć, a palce kostnieć.
- Widziałaś jakieś nasze teledyski? - spytał niespodziewanie chłopak.
- Nie wszystkie i chyba nawet nie po kolei.
- Które widziałaś?
- Chyba stanęłam na Love… Coś tam coś… Po akcji z Taekwoon’em nie miałam ochoty oglądać reszty.
- Love Equation. I jak podobało się?
- Nie było złe.
- A Error?
- Rany człowieku! - podniosła głos. - Co Cię wzięło! Macie inne piosenki, wiesz.
- Wiem! - odpowiedział głośno zaskoczony. - Tylko w teledysku grałem główną postać i… Jestem ciekawy co o tym sądzą ludzie… - ostatnie słowa powiedział cicho.
- Nie było tragicznie - westchnęła. - Twoja gra aktorska była chyba lepsza od samej piosenki.
- Chyba?
- Nie pamiętam zbyt dobrze waszych teledysków. Oglądałam je dosyć dawno, a później jakoś nie było okazji. Taekwoon mało się chwali.
- Właśnie, Ty i on. Byliśmy naprawdę nieźle zaskoczeni. Jak to się w ogóle stało?
- Może omówimy to w środku? - Szarotka uniosła brwi. Miała już dosyć na odpowiadanie na tego typu pytania. - A Ty? Ciągle sam?
- Będąc idolem trudno sobie kogoś znaleźć - wzruszył ramionami.
- Ale?
- Co ale?
- Zawsze jakieś jest. Na pewno są dziewczyny w twoim otoczeniu, które Ci się podobają. Zagadanie do którejś nie przekracza chyba twoich możliwości. Nawet moja przyjaciółka sobie kogoś znalazła, a wierz mi ona to miała problemy. Jak się poznałyśmy nie umiała odezwać się do kasjerki w sklepie. Ty chyba umiesz.
- Faktycznie, lepiej wejdzmy do środka - odpowiedział zmieszany.
- Nie zmieniaj tematu - Szarotka zaśmiała się. - Wracaj! - zawołała za wchodzącym do mieszkania chłopakiem. - Twoja reakcja świadczy tylko o tym, że jednak ktoś jest.
- Nikogo nie ma - Hongbin klapną na kanapę.
- Jasne, że jest. Zawsze jest - chłopak posłał jej groźne spojrzenie. - Nie musisz się przyznawać, mnie to tam zwisa - wzruszyła ramionami.
Dzień 112
Kawiarnia wyglądała... Nie. To już nie była kawiarnia. To miejsce kiedyś nią było, teraz… Cóż. Szarotka nie umiała go nazwać. Zniszczenia nie były jakoś specjalnie wielkie, brakowało szyby, z dwa stoliki się przewróciła, kilka krzeseł również. Przede wszystkim potłukły się filiżanki i szklanki. Jeden regał leżał na ziemi, Szarotka nie pamiętała zbyt dobrze, ale chyba ktoś na niego wpadł.
Minya ruszyła przed siebie. Czuła się jak by brodziła w wodzie, każdy jej krok był ciężki. Nie umiała nazwać uczucia, które zaczynało w niej wzrastać. Czuła jak łzy podchodzą jej do oczu. Dziewczyna położyła rękę na blacie. Nienawidziła kawiarni, ale jednocześnie bardzo ją kochała. Była jej ciężką pracą, włożyła w nią całą siebie. Atak na kawiarnię był jak atak na nią samą.
Szarotka westchnęła głęboko i szybko rozejrzała się po wnętrzu. Nic jednak się nie zmieniło. Rzuciła płaszcz w kąt, a następnie podeszła do szafki. Stała nad nią i patrzyła. Wiedziała co ma zrobić, schylić się i ją podnieść. Nie potrafiła jednak tego zrobić. Nie umiała się zmusić.
- Weź się w garść… - szepnęła.
Jej własny głos wydał jej się obcy, dziwny. Czuła się głupio chociaż nie miała do tego powodu. Jeszcze raz westchnęła. Czekało ją dużo pracy i to w cale nie nad kawiarnią.
Szarotka szła zamaszystym krokiem. Starała się nie myśleć o uczuciach, które naszły ją w kawiarni. Ostatni raz czuła coś takiego w wieku dwudziestu, może dziewiętnastu lat. Uczucie znajomej straty i pustki, ale jakoś nie umiała przypisać ich do sytuacji. Na pewno z całą pewnością Szarotka nie miała ochoty o tym teraz rozmyślać. Przeszłość nie miała dla niej znaczenia liczyło się tu i teraz. A skoro o teraźniejszości mowa koniecznie musi zrobić jakieś zakupy. Ostatnio tylko zamawia jedzenie.
Szarotka przyspieszyła kroku gdy tylko sklep pojawił się na horyzoncie. Ostatnio pogoda nikogo nie oszczędza. Przez cały dzień padało, na szczęście deszcz był lżejszy niż wczoraj. Do tego Szarotka nie wzięła parasolki, bo i po co. Wchodząc do spożywczaka wiedziała, że wygląda jak zmokła kura. Czuła jak woda cieknie jej ciurkiem z włosów po twarzy. Przetarła okulary, ale tylko pogorszyła sprawę. Westchnęła, ostatnio bardzo często to robi. Szarotka na chwilę zatrzymała się przy prasie, kątem oka zauważyła znajomą sylwetkę. Natychmiast odwróciła w jej stronę wzrok, serce zaczęło jej bić szybciej. Czuła jak ogarnia ją fala gorąca. Nie, to niemożliwe, myślała. Co by robił w Seulu? Przewidziało Ci się. To nie może być on.
.........
Jak pewnie dało się zauważyć rozdziały zaczęły pojawiać się nieregularnie. Nie jest to spowodowane brakiem weny, a jedynie brakiem czasu oraz zmęczeniem (chociaż bardziej tym drugim). Zmieniły mi się godziny pracy i teraz zamiast mieć normalne zmiany zaczynam o szóstej rano.
Nie umiem przewidzieć kiedy będę wstawiać kolejne rozdziały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro