Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 109 i 110

Minya szła wolnym krokiem. Z nieba padała mżawka, wiał zimny wiatr, a jedyne światło stanowiły latarnie. Idealna pogoda na samotne spacery, pomyślała dziewczyna. Minya lubiła jesień, dzięki niej nie musiała wymyślać powodów na nie wychodzenie z domu. Sama jesień była wystarczającym powodem. Jednak jeśli już wyściubiła nos za drzwi pogoda nigdy jej nie zawodziła. Nigdy nie było ani za ciepło, ani za gorąco. Zawsze było idealnie nie ważne co na siebie założyła.

Wsłuchiwała się w równomierny stukot obcasów. W domu czekał na nią ciepły obiad. Choć o tej porze raczej kolacja.

Ciepły posiłek nie był jedynym powodem dobrego humoru Szarotki. Napastnik z kawiarni okazał się być jej prześladowcą. Nie jest to może miła myśl, ale machina prawna w końcu ruszyła i niedługo mężczyzna usłyszy zarzuty. Dodatkowo ma pewność, że niczego sobie nie ubzdurała.

- Ah! Życie jest jednak piękne - powiedziała pod nosem. - I smakuje jak spaghetti.

Popisowe danie Taekwoon’a. Szarotka była pewna, że właśnie je zaserwuje dzisiejszego wieczora. Jej myśli pochłonęły dodatki jakie Leo mógł wrzucić do sosu. Przestała zwracać uwagę na otoczenie. Wyłączyła się na jakiekolwiek dźwięki oraz otoczenie. Miała autonaprowadzanie na własną kuchnię.

Będąc już blisko bloku Szarotka uświadomiła siebie, że ktoś ciągle za nią idzie. W pierwszej chwili nie zaczęła panikować, w końcu nie tylko ona kończy tak późno. Jednak w drugiej zdała sobie sprawę, że idzie naprawdę wolno i gdyby osoba za nią chciała ją wyprzedzić to miała ku temu zbyt wiele możliwości. Nie odwracając się ścisnęła mocniej torebkę. Klatka jest już blisko. Wciągnęła powietrze. Osoba za nią przyspieszyła kroku i ją wyprzedziła.

Szarotka zaczęła się chichrać pod nosem z własnej głupoty. Przez ostatnie sytuacje zrobiła, się zbyt wrażliwa.

Dzień 110

- Jak można być takim słabiakiem! - krzyczała na siebie.

Szarotka łapała się za bok i dyszała. Próbowała złapać powietrze. Z nudów wyszła pobiegać. Zapewne lekarzowi prowadzącemu by się to nie spodobało. Na pewno też Minya dostała by pogadankę o szwach i takich tam. W tym jednak momencie nie miało to żadnego znaczenia, czuła wewnętrzną potrzebę wyjścia na dwór. Daleko jednak nie dotarła, brak kondycji szybko dał o sobie znać. Sięgnęła do kieszeni i zaczęła macać drobne. Uznała, że to będzie dobra zachęta, pobiec do spożywczaka po butelkę wody.

Truchcikiem dotarła do sklepu. Kupno zwykłej wody jeszcze nigdy jej tak nie zmęczyło. Głęboko westchnęła wychodząc ze sklepu. Czuła ból w łydkach, a gardło ciągle piekło. Na raz wypiła trzy czwarte butelki i czuła, że to za mało. Z osiąganiem zaczęła bieg powrotny.

Małe kamyczki oraz błoto wdarły się do dopiero co powstałych ranek na dłoniach. Kolano trafiło w kałuże, w drugim pulsował ból. Straszny, rozdzierający ból. Tylko na tym umysł Szarotki był w stanie się skupić. Gdyby mogła położyła by się na ziemi i zwinęła kurczowo trzymając za bolące miejsce.

Ale nie mogła.

Instynkt kazał jej się podnieść, a przynajmniej odwrócić w stronę napastnika. To drugie było bardziej wykonalne. Minya wykonała drugie polecenie instynktu i spojrzała w oczy napastnika. Przynajmniej się starała. Mężczyzna (poznała po sylwetce i dłoniach) ukrył twarz w kapturze. Kiepska pogoda oraz godzina tylko mu w tym pomogły.

Szarotka zdrową nogą kopnęła, nie wiedziała gdzie, po prostu to zrobiła. I do tego trafiła. Mężczyzna zawahał się przed kolejnym ciosem, ale to nie miało znaczenia. W ogóle to nie obeszło dziewczyny, zamiast tego kopnęła po raz drugi. Napastnik zdążył zdobić unik, a zaraz potem ktoś coś krzyknął. Atakujący spojrzał w stronę, z której doszedł dźwięk. Stał przez chwilę, a w następnej zaczął  uciekać.

Do Szarotki podbiegła jakaś dziewczyna. Złapała ją za ramiona i zaczęła gadać jakieś brednie typu “czy nic Ci nie jest” oraz “już w porządku”. Minya tylko siedziała z rozdziawioną buzia. Próbowała rozgryźć całą tą chorą sytuację.

- Czemu ja zawsze muszę mieć takiego pecha?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro