Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• wdzięczność; bonus •

  Nie rozumiał niemal niczego, gdy siedział na fotelu w jakimś dziwnym, wręcz chorobliwie białym pomieszczeniu, obserwując, jak nowo poznany doktor Shigaraki wstrzykuje coś w ramię innemu chłopcu w jego wieku, który póki co pozostawał nieprzytomny. Chargebolt syknął na widok strzykawki. Wciąż bolała go po niej ręka, choć dzielnie starał się nie dać niczego po sobie poznać.

  — Dabi, porozmawiaj z nowym bratem — powiedział łagodnie doktor Shigaraki, zwracając się do nieco starszego od Chargebolta chłopca, który posłał mu oburzone spojrzenie. — No, nie krzyw się, tylko to zrób.

  Dabi z ociąganiem podszedł bliżej niego, wyciągając rękę w jego stronę. Była cała w bliznach.

  — Co ci się stało? — zapytał Chargebolt, zdumiony nie tylko aparycją Dabiego, ale i brzmieniem własnego głosu, którego wcześniej nigdy nie słyszał. Jak to było możliwe? Przecież nie był noworodkiem, prawda?

  — Wypadek — mruknął Dabi, a czując na sobie czujne spojrzenie doktora Shigarakiego, uśmiechnął się wymuszenie. — Nie przejmuj się tym.

  — Jesteś moim bratem? A tamten to kto? — dopytywał Chargebolt, czując, że gdyby miał zadać wszystkie dręczące go pytania, nie starczyłoby mu na to doby. — Dlaczego niczego nie pamiętam? Co ja tu robię?

  Dabi zamrugał, widocznie zdziwiony nagłą paplaniną rozmówcy. Zerknął niepewnie na doktora Shigarakiego, który skinął głową, białym ręcznikiem właśnie przecierając z potu czoło tego innego chłopca.

  — Tamten to Shoto — odpowiedział zdawkowym tonem Dabi. — Wszyscy jesteśmy twoją rodziną. Jesteś tu, żeby być szczęśliwy.

  — O, to fajnie! — skwitował Chargebolt, zsuwając się z fotela, po czym podszedł do doktora Shigarakiego i Shoto, odprowadzany przez niepewne spojrzenie Dabiego. — Hej, a on będzie się ze mną bawić?

  — Będzie — przytaknął doktor Shigaraki, odgarniając włosy z czoła chłopca. — Zaraz powinien się obudzić. Jest tu jeszcze jedna dziewczynka, więc będziecie się bawić wszyscy razem. 

  — Dziewczyna? Dziewczyny są fuj!

  — Bądź dla niej miły, dobrze? Bardzo długo na was czekała — powiedział łagodnym tonem doktor Shigaraki, a Chargebolt uznał, że ma naprawdę ładny głos. Taki spokojny.

  — No dobrze.

  Wtedy właśnie Shoto się poruszył, po czym ostrożnie otworzył oczy, przymykając je zaraz przez światło lampy oświetlające mu twarz. Doktor Shigaraki odsunął ją o kilka centymetrów, pomagając chłopcu usiąść.

  — Gdzie jestem? — zapytał ten lekko zachrypniętym głosem, wodząc po pomieszczeniu rozbieganym wzrokiem. — Kim jesteście?

  — Twoją rodziną! — zawołał Chargebolt, a doktor Shigaraki skinął głową z aprobatą.

  — Rodziną?

  — Tak, Shoto. Póki co możesz czuć się nieco zdezorientowany, ale zaraz ci przejdzie. Będziesz tu bardzo szczęśliwy.

  Shoto niepewnie skinął głową, bawiąc się nerwowo rękawami swojej nowej białej koszulki, identycznej do tej Chargebolta. 

  — A on czemu ma bliznę na oku, ha? — zapytał natychmiast Chargebolt, na co Shoto ze zdziwieniem dotknął swojego prawego oka. — Nie, nie na tym. 

  — Wypadek — powtórzył słowa Dabiego doktor Shigaraki, na co nastolatek wyraźnie się zmieszał, odchodząc gdzieś w kąt. — Chodźcie, zapoznam was z Pinky.

  Chłopcy posłusznie poszli za nim przez długi korytarz i jakieś potężne metalowe drzwi, które doktor Shigaraki otworzył przez wpisanie kodu. Nie krył się specjalnie z wciskanymi cyferkami, ale Chargebolt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Chwilę później dotarli już do schodów i przestronnego salonu, gdzie czekała na nich dziewczynka, która... która była po prostu dziwna. Gdy tylko ich zauważyła, uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do nich, wprawiając swoje loki o jaskraworóżowej barwie w łagodne podrygiwanie. Skórę też miała w różowawym odcieniu, a na głowie jakby...

  — Rogi? — zdziwił się Chargebolt, a ona zamrugała, jakby nie była pewna, o czym mówi. Zaraz potem jednak zreflektowała się szybko, znów przywołując na twarz uśmiech.

  — To wy jesteście moim nowym rodzeństwem, prawda? Jestem Pinky! I tak, możesz dotknąć — dodała, widząc oczarowane spojrzenie Chargebolta, który już wyciągał rękę w jej stronę, a teraz delikatnie się zarumienił. Nieco wahał się przed dotknięciem rogów, ale w końcu to zrobił. Były twarde, ostre na końcach. Jakby chropowate.

  — Są super — szepnął z zachwytem w głosie, a Pinky zachichotała, zerkając na Shoto.

  — Ty też chcesz dotknąć? — zapytała, a ten ostrożnie przysunął się do przodu.

  — Niezłe... — powiedział nieco powściągliwym tonem, na co dziewczynka znów zachichotała.

  — Widzę, że ktoś tu jest nieśmiały! Nie przejmuj się, nawet tego nie czuję.

  — Naprawdę? — zapiał z zachwytu Chargebolt, zerkając na doktora Shigarakiego. — Jakim cudem ona...?

  — Dabi, może wytłumaczysz?

  Dabi westchnął, przybierając cierpiętniczą minę, na co Pinky znów zachichotała.

  — Sam mówiłeś, że jesteś taki duży i dorosły! Popatrz, a teraz mam rodzeństwo, więc nie będę się zadawać z takim nudziarzem jak ty! — zawołała, pokazując mu język, po czym zaraz przybrała skruszoną minę, uśmiechając się przepraszająco. — Przepraszam, doktorze Shigaraki. Już będę miła.

  — Po prostu jesteście inni... no, macie specjalne moce — burknął Dabi, wsuwając ręce do kieszeni w dokładnie ten sam sposób, w jaki kilka sekund wcześniej zrobił to Shigaraki, tyle że on miał na sobie biały kitel, a nie sprane dżinsy. — Ty, Chargebolcie, możesz kontrolować elektryczność, a Shoto ogień i lód.

  — Fajowo! — zawołał Chargebolt, patrząc na swoje dłonie z zachwytem. Dokładnie w tym samym momencie zrobił to Shoto, tyle że z pewną dozą niepewności. — Hej, a jak to się włącza?

  — Wszystkiego dowiecie się na pierwszych badaniach — obiecał doktor Shigaraki, uśmiechając się łagodnie.

  — Pokażę wam mój pokój, chodźcie! — zawołała Pinky, łapiąc chłopców za dłonie i ciągnąc ich za sobą w głąb pomieszczenia, gdzie krył się jeszcze jeden korytarz. Chargebolt zrozumiał wtedy, o czym później, podczas wspólnych zabaw, często sobie przypominał, że kocha ją nad życie. Ją, Shoto, doktora Shigarakiego, Dabiego, później poznanych doktorów i cały jego nowy dom. Swoje nowe życie.

  A przynajmniej tak myślał do czasu, gdy kilka lat, a może tylko miesięcy później, gdy Dabi już otrzymał wymarzony kitel i został ochrzczony pomocnikiem, doktor Shigaraki po raz pierwszy stracił nad sobą kontrolę.

  Było to w dzieńnaleśników późnym wieczorem, gdy Shoto już dawno spał, a Chargebolt nie mógł zignorować irytującego burczenia w brzuchu, które nasilało się z każdą myślą o czekającym go rano śniadaniu. Wstał więc po cichu, otwierając drzwi tak ostrożnie, jak to było możliwe. Bardzo cieszył się z obsesji Kurogiriego na punkcie sprzątania i utrzymywania wszystkiego w ośrodku na jak najwyższym poziomie. Choć czasami bywało to irytujące (na przykład w momentach, gdy jakby nigdy nic wchodził do pokoju z mopem, gdy akurat chciało się pobyć samemu), w takich chwilach było naprawdę przydatne.

  Przekradł się przez pusty salon i zszedł po schodach, spodziewając się na dole nie zastać nikogo... ale, jak się później okazało na jego nieszczęście, z dołu dobiegały czyjeś głosy.

  — ...światem. Tak, Quirki będą wkrótce gotowe, potrzebujemy tylko więcej obiektów do badań — mówił szybko doktor Shigaraki, wyraźnie podenerwowany. Chargebolt nie pamiętał, by mężczyzna kiedykolwiek tak się zachowywał, więc naturalnie go to zaciekawiło. Wychylił głowę zza poręczy i zlustrował rozgrywającą się przed nim scenerię wzrokiem. 

  W korytarzu prowadzącym do jadalni, ogródka i sektora badań stali dwaj mężczyźni. W jednym Chargebolt rozpoznawał doktora Shigarakiego, ale drugiego nigdy nie widział. Był wysoki i chudy, a jego twarz pozostawała dla chłopaka niewidoczna, gdyż dochodzące zza szklanych drzwi blade księżycowe światło oświetlało go tylko od pasa w dół. Jego eleganckie spodnie musiały być bardzo drogie, podobnie jak buty.

  — Shigaraki, powinieneś bardziej pilnować swoje zabaweczki — powiedział nagle, a Chargebolt zdał sobie sprawę, że zdecydowanie za bardzo się wychylił i teraz był widoczny jak na dłoni. Doktor Shigaraki odwrócił się powoli, a jego twarz zdobił grymas tak przerażający, że Chargebolt niemal wrzasnął ze strachu.

  — Odprowadzę dziecko do łóżka i zaraz do ciebie wracam, dyrektorze — powiedział spokojnie, ale Chargebolta zmroziło, gdy zdał sobie sprawę, że zaraz zostanie z mężczyzną sam na sam. Gdzie się podział jego ukochany przybrany ojciec?

  — Ile słyszałeś? — wycedził doktor Shigaraki, gdy złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą na górę tak szybko, że chłopiec ledwo za nim nadążał. — No, gadaj! — warknął, a choć teraz Chargebolt nie miał szansy zobaczyć jego miny, wiedział, że byłaby może nawet i straszniejsza od poprzedniej.

  — N-nic — wyjąkał, a po chwili poczuł ostre pieczenie na policzku, gdy doktor Shigaraki uderzył go tak mocno, że chłopiec się zatoczył.

  — Kłamiesz! — niemal krzyknął, widocznie chcąc dodać coś jeszcze, ale zatrzymał się w pół słowa, gdy Chargebolt się rozpłakał, przerażony tym obrotem spraw. Wtedy też Shigaraki zreflektował się, a jego wściekłość rozwiała się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. — Idź spać. Zapomnij o dzisiejszej nocy — powiedział chłodnym, ale na powrót spokojnym tonem, obserwując, jak wciąż zapłakane dziecko ucieka w boczny korytarz do części męskiej.

  Gdy Chargebolt otworzył drzwi do pokoju, Shoto już nie spał, a światło było zapalone.

  — Gdzie ty znowu posze... hej, Charge, co się stało? — zapytał ostrożnie, widząc jego minę i łzy na policzkach. — Dlaczego płaczesz?

  Nie wyglądał na przestraszonego, gdy brat opowiedział mu o wszystkim, co się stało, ale gdy przytulił go do siebie i delikatnie głaskał po włosach, był dziwnie spięty. Może już wtedy przejrzał wszystkie kłamstwa Shigarakiego?

  Choć Chargebolt bardzo się starał, nie zapomniał o tej nocy ani następnego dnia, ani już nigdy w życiu, i to właśnie dlatego kilka lat później, gdy Red Riot powiedział mu o dzienniku Eraserheada, nie tak trudno było mu uwierzyć w winę doktorów.

  Jak spotkanie z mroczniejszą stroną doktora Shigarakiego nie należało do jego ulubionych wspomnień, tak pierwsza konfrontacja z Shinso zawsze przyprawiała go o bóle policzków od intensywnego uśmiechania się. To była miłość od pierwszego wejrzenia, prawdziwa, jak się okazało. Doskonale pamiętał tamten dzień, gdy razem z Pinky, Red Riotem i Cellophane grali w piłkarzyki: on i Pinky przeciwko Cellophane i Red Riotowi. Wynik był dla przeciwnej drużyny co najmniej zawstydzający, więc Chargebolt pławił się w samozadowoleniu i dumie. Właśnie wtedy do salonu, gdzie byli również inni pacjenci, wszedł najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widział, a za nim doktor Shigaraki z łagodnym uśmiechem na ustach.

  — Moi drodzy, spójrzcie tu proszę! — zawołał Shigaraki, choć właściwie nie musiał tego robić, bo wszyscy już od paru sekund wpatrywali się w przybysza, choć nikt z równym Chargeboltowi zainteresowaniem. Jego serce biło szybciej.

  — Nazywam się doktor Hitoshi Shinso — przedstawił się doktor Shinso, a Chargebolt uśmiechnął się do niego delikatnie. Niemal pisnął, gdy mężczyzna oddał gest z nawiązką. — Od dziś należę do naszej rodziny. Cieszę się, że mogę was wszystkich poznać — powiedział, ale Chargebolt miał dziwne wrażenie, że mówiąc to, patrzył tylko na niego. Czuł się inaczej, tak, jak jeszcze nigdy wcześniej w całym swoim życiu. Samoistnie przywiązał się do nowego doktora, ale nie było to przywiązanie równe braterskim relacjom z Shoto. To było coś więcej i dopiero kilka dni później zrozumiał, że jest zakochany. Zakochany bez pamięci, tak bardzo, że nie był w stanie przyjąć do siebie wiadomości, że idealny doktor Shinso mógłby być nie do końca dobry jak Shigaraki czy Dabi. Wierzył, że ma czystą duszę.

  I się nie mylił.

  — Denki, dzwonił Todoroki! Pyta, czy wybieramy się na ślub Bakugo i Kirishimy! — zawołał go z kuchni jego chłopak, a Kaminari oderwał się od książki napisanej przez Yaoyorozu Momo. Zawsze wzbudzała w nim silne wspomnienia minionych lat. 

  Idąc do kuchni, pomyślał, że jakkolwiek zły by ten nie był, właściwie nie nienawidzi Shigarakiego. W pewnym stopniu potrafił zrozumieć Minę Ashido, którą mimo konfliktów wciąż uważał za siostrę, bo w końcu, jakby nie patrzeć, doświadczył w ośrodku prawdziwego szczęścia. 

  Pocałował Hitoshiego w policzek, odebrał mu telefon z ręki i pogrążył się w rozmowie z Shoto Todorokim, namacalnym wspomnieniem jego bajkowej przeszłości.

  Myślał o Kirishimie (już niedługo), Bakugo, Sero, Minie, Shoto i Hitoshim, i doszedł do wniosku, że mimo wszystko jest wdzięczny Shigarakiemu. Za nich.

//tak strasznie za tym tęskniłam ;-;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro