• prolog •
— Otwórz oczy.
Obudził się, przez jego powieki przebijało się pomarańczowe światło, które nie pozwalało mu ponownie zasnąć.
— Otwórz oczy — usłyszał ponownie, po czym zrozumiał, że to właśnie to żądanie go obudziło.
Mówił do niego mężczyzna, był tego pewien. Przemawiał łagodnie, spokojnie, a jego głos przywodził na myśl bezpieczną ostoję, dom... czy on miał swój dom?
Kim on właściwie był?
— Otwórz oczy — rzekł jeszcze raz mężczyzna, nadal nie tracąc cierpliwości.
Tym razem postanowił posłuchać. Niepewnie uchylił powieki, po czym zaraz je zamknął, oślepiło go światło padające z ogromnej lampy, oświetlającej jego twarz.
— Gdzie jestem? — zapytał cicho, znowu otwierając oczy, tym razem na dłużej.
— W domu.
Przeniósł wzrok na wysokiego mężczyznę, który wypowiadał te słowa. Nie był w stanie zobaczyć jego twarzy, zasłaniała ją długa, jasnoniebieska grzywka. Ubrany był w śnieżnobiały fartuch, który wyglądał na lekarski. Na naszywce, przyszytej do kołnierza, widniał napis: ,,Dr Tomura Shigaraki".
— Dom. Ładnie to brzmi... doktorze Shigaraki — zaryzykował, niepewnie zerkając na rozmówcę.
— Tak, dokładnie tak — przytaknął Shigaraki, odgarniając grzywkę na bok.
Doktor miał duże oczy i bladą cerę. Jego wargi były całe popękane, ale zdobił je delikatny uśmiech, skierowany właśnie do niego.
— A ja?
— Ty? — Shigaraki uśmiechnął się jeszcze szerzej, wstając z krzesła, na którym wcześniej siedział. — Ty jesteś nowym członkiem naszej rodziny. Chodź za mną, to przedstawię ci resztę, Red Riocie.
Miał rodzinę. Miał dom. Miał imię.
Nazywał się Red Riot.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro