8 • osaczony i odnaleziony
Drzwi do pokoju Red Riota i Cellophane uchyliły się nieznacznie, a w chwilę później wychynęła zza nich zielonkawa czupryna Deku, który ostrożnie wsunął do środka. Mężczyzna stanął na środku pokoju i ukrył twarz w dłoniach.
— Boże, co ja robię, co ja robię, co ja robię — mamrotał, kręcąc głową. — Nie mogę tak po prostu wchodzić do czyjegoś pokoju, tak nie można. Boże, co ja robię. Nie będę grzebać w czyichś rzeczach, to niemoralne — jęknął, odsuwając ręce od twarzy.
Przez chwilę stał w ciszy, omiatając pokój rozbieganym wzrokiem. W końcu jeszcze raz pokręcił głową i już miał wyjść z powrotem na korytarz, gdy za drzwiami usłyszał czyjeś kroki, najpewniej Chargebolta albo Shoto, którzy przecież mieszkali naprzeciwko.
Deku zastygł w przerażeniu, ale kroki na szczęście się oddaliły, nie kierując w jego stronę.
— W co ja się wpakowałem — jęknął, siadając na podłodze i opuszczając wzrok na podłogę.
I wtedy to zobaczył.
Spod materaca Red Riota coś wystawało. Coś czarnego i prostokątnego, co wyglądało jak...
— Dziennik! — szepnął podekscytowany Deku, wyciągając rękę po przedmiot.
Tak, nie mylił się. To był notes Eraserheada, który Red Riot czytał poprzedniej nocy w salonie części męskiej. Udało mu się, znalazł go.
Zapomniał o swoich wcześniejszych lękach, prędko podniósł się i usiadł na jednym z łóżek, w pośpiechu otwierając zeszyt na pierwszej stronie.
•h•e•l•p•
— Czy ty właśnie byłeś w sektorze zakazanym? — zapytał spokojnie Cellophane, a Shoto w fotelu za nim ukrył twarz za książką.
Red Riot przełknął głośno ślinę, przeklinając w myślach swojego pecha.
— Ja... ja nie...
— Czyś ty do reszty zwariował? — syknął Cellophane, przerywając mu. — Wiesz, która jest godzina? Nie było cię cały dzień, wszyscy się martwili, a tym byłeś tam? Dlaczego?! Skąd w ogóle znasz kod?!
— Szczerze powiedziawszy — wtrącił nagle Shoto, odkładając książkę obok i posyłając Red Riotowi przenikliwe spojrzenie — też chciałbym wiedzieć.
Tymczasem mężczyzna toczył w myślach prawdziwą krwawą bitwę. Miotał się pomiędzy powiedzeniem wszystkiego, a zachowaniem tego dla siebie. Tylko czy któraś opcja była dostatecznie dobra? Pierwszą odpowiedzią, którą miałby udzielić, byłby powód jego pobytu w sektorze zakaznym, tego był pewien.
Tak, pomyślał, na pewno się ucieszą, gdy usłyszą, że spotykam się z kimś, kogo uważają za psychopatę.
— Chciałem się zobaczyć z doktorem Shigarakim... — zaczął, trzymając się wymówki, którą podsunął Chargeboltowi.
— Tak? To dziwne, bo doktor Shigaraki cały dzień również cię szukał. Niesamowity zbieg okoliczności, nie uważasz? — warknął Cellophane, zakładając ręce i krzywiąc się, przez co wyglądał podobnie do Pinky, gdy ta się denerwowała.
Red Riota przeszły ciarki. Doktor Shigaraki go szukał.
Doktor Shigaraki go szukał.
— A... wiesz może, dlaczego mnie szukał? — rzucił, nerwowo rozglądając się po całym pomieszczeniu.
— Nie mam pojęcia, pewnie chodzi o badania, ale nie zmieniaj tematu!
— Kłócicie się? — dobiegł ich głos zza pleców Red Riota. Doktor Toga zamknęła za sobą drzwi od sektora zakazanego i uśmiechnęła się do nich radośnie, siadając na podłokietniku fotela Shoto. — Nie przeszkadzajcie sobie, chętnie posłucham!
Mężczyźni wymienili między sobą niepewne spojrzenia, aż w końcu to Cellophane pierwszy zdecydował się jej odpowiedzieć.
— Nie, my tylko... rozmawialiśmy. Ale już skończyliśmy — dodał prędko, uśmiechając się nerwowo, na co Toga zrobiła smutną minkę i opuściła wzrok na swoje splecione dłonie.
— Rozumiem, nie chcecie mnie tu — chlipnęła, a mężczyźni zaczęli gwałtownie zaprzeczać, nawet Shoto wstał z fotela, by ją uspokoić. — Dziękuję, chłopcy, męskie sprawy, wiem. Nie będę już przeszkadzać — stwierdziła po chwili ze zwyczajowym uśmiechem na ustach i zeskoczyła z podłokietnika, a biały kitel wzdął się za nią.
Szybko skierowała się w stronę części damskiej, zostawiając ich samych.
Zapadła cisza, podczas której Shoto ponownie skupił się na czytaniu, Cellophane wpatrywał się w dywan tak, jakby chciał go zamordować, a Red Riot intensywnie się pocił i denerwował.
— Jeszcze do tego wrócimy — syknął w końcu Cellophane i ruszył bocznym korytarzem do części męskiej.
Red Riot odetchnął z ulgą, kładąc się na kanapie obok Shoto. Nie zamierzał gonić przyjaciela, tylko jeszcze bardziej by go zdenerwował, a przecież i tak nie miał dobrej wymówki.
Nagle Shoto odłożył książkę i nachylił się ku niemu, po czym szepnął tak cicho, że nikt poza nimi nie miałby szansy tego usłyszeć:
— Byłeś u Ground Zero, prawda?
•h•e•l•p•
Cellophane nigdy nie czuł się tak wściekły, smutny i pominięty równocześnie. Red Riot widocznie wpakował się w jakieś kłopoty, tego był pewien. Dlaczego więc nie chciał pomocy? Przecież od zawsze powtarzano im, że przed rodziną nie powinno się mieć tajemnic!
Przeszedł przez salon w części męskiej i skierował się do swojego pokoju... gdzie ktoś już był.
— Co ty tu robisz?
Deku poderwał się z łóżka Red Riota, błyskawicznie chowając coś za plecami. Był bardzo blady i wyglądał na szczerze przerażonego; zielone kosmyki lepiły mu się do czoła, a oczy były szeroko otwarte.
— P-przepraszam, już idę — wyjąkał, ale Cellophane pokręcił głową, zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
— O nie, zostajesz tutaj! — warknął, blokując wyjście i posyłając przerażonemu mężczyźnie wściekłe spojrzenie.
Deku przełknął ślinę, rozpaczliwie unikając jego spojrzenia.
— Co masz za plecami? — Cellophane wyciągnął rękę, by sięgnąć po chowany przez Deku przedmiot.
— T-to nic — zająknął się mężczyzna, ale nie protestował, gdy kolega wyciągnął mu z ręki dziennik.
— Co to jest? To Red Riota?
— Ch-chyba tak...
Cellophane otworzył dziennik i spojrzał na pierwszą stronę. Wyraźnie głosiła, że notes należy do jakiegoś Eraserheada, o którym mężczyzna nigdy nie słyszał. Dlaczego to znajdowało się w jego pokoju?
Czyżby ten notes był kluczem do poznania tajemnicy Red Riota?
— Czytałeś to? — zapytał Cellophane, pospiesznie kartkując zeszyt, przy czym nie zwracał uwagi na treść.
Strony były lekko pogięte, litery na początku pisane starannie, ale w miarę zbliżania się do końca notatek, stawały się coraz bardziej koślawe i pisane jakby w pośpiechu.
— Tak — mruknął cicho Deku, głos lekko mu drżał. — I ty też chyba powinieneś, ale lepiej usiądź.
— Co?
— To... to może być trudne do czytania na stojąco.
Cellophane uniósł brew, ale posłusznie usiadł na podłodze pod drzwiami i zagłębił się w lekturze.
•h•e•l•p•
— N-nie rozumiem. — Red Riot starał się unikać wzroku Shoto, który zdawał się przewiercać go na wskroś przenikliwym spojrzeniem.
— Rozumiesz. Byłeś u Ground Zero i to nie raz — zaprzeczył mężczyzna, nadal nie spuszczając z niego czujnego wzroku. — Ale racja, nie powinniśmy o tym mówić tutaj. Chodź — polecił i wstał, a Red Riot, choć niechętnie, zrobił to samo.
Shoto zaprowadził go do swojego pokoju, gdzie na łóżku leżał Chargebolt, gapiąc się w sufit. Gdy tylko drzwi się otworzyły, od razu zerwał się z uśmiechem na twarzy.
— Jesteś wreszcie! Dlacze... O, znalazłeś go! — zawołał, zauważywszy Red Riota, który uśmiechnął się niepewnie.
— Charge, idź pomóc Kurogiriemu przy kolacji — powiedział spokojnie Shoto, a ten uniósł jedną brew.
— Co? Przecież wiesz, że Kurgiri nienawidzi, jak mu pomagam, raz nawet... — urwał, gdy zobaczył znaczące spojrzenie brata. — A, tak. Na osobności. Rozumiem. — Odwrócił się i, zanim wyszedł, szepnął: — Później mi opowiesz o wszystkim, no nie?
Gdy drzwi się zamknęły, Shoto gestem nakazał Red Riotowi, by ten usiadł.
— Opowiesz?
— To zależy od przebiegu naszej rozmowy — wyjaśnił Shoto, odwracając się do niego plecami. — Nie zmieniaj tematu. Ground Zero. Powiedz mi o nim.
Red Riot zmarszczył brwi. Nie takiej reakcji się spodziewał, bardziej wyrzutów czy krzyków... no tak, ale to nie pasowałoby do stylu Shoto. Mężczyzna od samego początku był bardzo podejrzliwy względem nowych członków rodziny, raczej trzymał się tylko z Chargeboltem i Pinky, a teraz... chyba nie weźmie go za zdrajcę?
— To nie tak jak myślisz... — zaczął, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco.
— Skąd wiesz, co myślę? — przerwał mu Shoto, po czym, widząc jego zdziwioną minę, dodał: — No właśnie. Nie wiesz. Po prostu mów wszystko.
— O-od początku?
— Tak.
Więc Red Riot zaczął opowiadać.
Mówił o dzienniku, o swoich podejrzeniach, wycieczce do sektora zakazanego, pierwszym spotkaniu z Ground Zero, a Shoto w międzyczasie zdążył zrobić kilka kółek wokół pokoju, cały czas spokojny i milczący.
— Więc twierdzisz, że ludzie, którzy mnie wychowywali, są źli? — zapytał w końcu, stając, gdy Red Riot przerwał na moment.
— Ja... no... tak — mruknął mężczyzna, postanawiając nie owijać w bawełnę.
Shoto kiwnął głową i na moment zapadła cisza.
— W porządku — powiedział w końcu, wpatrując się w Red Riota beznamiętnym spojrzeniem.
— C-co? — wyjąkał ten, zdziwiony takim obrotem spraw. — Przecież to twoja rodzina!
— Tak, to prawda — przytaknął Shoto, wzruszając ramionami. — Szczerze powiedziawszy, od dłuższego czasu podejrzewałem, że to, co oni tu robią, nie może być do końca legalne. Nie przeszkadza mi to.
Red Riot wpatrywał się w niego w osłupieniu.
— Czy do ciebie dotarło, co oni zrobili? — wypalił w końcu, przeciągając sylaby, by mężczyzna na pewno dobrze go zrozumiał. — Zabili mnóstwo ludzi i jednego torturowali tak długo, że w końcu prawie postradał zmysły! Jest wrakiem człowieka, a tobie to nie przeszkadza?! — Ostatnie zdanie niemalże wykrzyczał, zrywając się z łóżka.
Shoto przekrzywił głowę na bok, przy czym nadal nie okazywał żadnych oznak jakiegokolwiek przejęcia sytuacją.
— Tak, torturowali po tym, jak zabił jedną z nich — odparł spokojnie, a Red Riot otworzył szeroko oczy, posyłając mu oburzone spojrzenie.
— Bo oni chcieli zabić jego!
Shoto wzruszył ramionami, a Red Riot poczuł, że budzi się w nim coś, czego nie czuł już od bardzo dawna.
Paląca, żywa, kotłująca się w jego wnętrzu i przelewająca przez wszystkie myśli i odczucia wściekłość.
Shoto nadal mierzył go spokojnym spojrzeniem, aż w końcu odezwał się, a jego głos był bardzo cichy:
— Ach, więc chcecie zniszczyć mój dom? — zawiesił głos, a mężczyzna przed nim tylko czekał na moment, w którym jego głos się załamie. — Nie będę przeszkadzał.
I to przelało czarę goryczy.
— Jesteś zwykłym dupkiem — warknął Red Riot, zaciskając pięści tak mocno, że knykcie aż mu zbielały. Chciał go uderzyć, uderzyć tak mocno, by choć w najmniejszym stopniu poczuł ból Ground Zero, który przecież go nie obchodził.
Shoto nadal milczał, gdy Red Riot opuścił pomieszczenie, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro