Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6 • pierwsze wątpliwości

  Idąc korytarzem, Red Riot o mało nie wpadł na radosną doktor Togę, która, o zgrozo, wychodziła właśnie z części sektora, należącej do Ground Zero. Prędko schował się w jednej z odnóg, a kobieta zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.

  Gdy był w przedsionku sali ze stołem, prędko odszukał noktowizor i go założył, po czym, odwracając wzrok od krwi, zarówno zaschłej, jak i zupełnie świeżej, wreszcie znalazł się w ciemnej celi.

  Ground Zero, tak jak poprzednio, siedział wciśnięty w kąt pomieszczenia i wyglądał jeszcze gorzej, niż wcześniej. Gdy tylko usłyszał kroki, podniósł rozbiegany wzrok, a jego wargi drgnęły, jakby próbował się uśmiechnąć.

  — To ty, prawda? — zapytał cicho, jego głos lekko drżał, a z kącika ust leciała krew.

  — Skąd wiedziałeś? — Red Riot powoli podszedł bliżej, ale zaraz się cofnął, gdy mężczyzna pod ścianą poruszył się nerwowo.

  — Kroki. O-oni noszą coś na stopach — wyjaśnił krótko Ground Zero, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia, a zaraz potem robiąc dokładnie to samo, tym razem z bólu, gdy z jednej z ran na jego twarzy znowu zaczęła płynąć krew.

  Red Riot patrzył na to z przerażeniem. Zmrużył oczy, próbując doszukać się na ciele Ground Zero choć kawałeczka skóry, który nie byłby pokryty cienką siateczką blizn, ale nie udało mu się to.

  — Dlaczego nie chcą, żebyś ich słyszał?

  — W ogóle nie chcą, żebym słyszał, od tego zacznijmy — burknął Ground Zero, choć mówienie wyraźnie przychodziło mu z trudem.

  — Ale dlaczego? — dopytywał Red Riot.

  — Czy to nie oczywiste? Chcą, żebym do reszty zwariował! — warknął drugi mężczyzna. Może i sprawiał wrażenie poirytowanego, ale widocznie cieszył się z możliwości jakiejkolwiek rozmowy.

  — Skoro oni siedzą cicho, to skąd ty w ogóle pamiętasz, jak się mówi? 

  Ground Zero milczał przez chwilę, ze wzrokiem utkwionym w zimnej, betonowej podłodze. Widocznie gorączkowo nad czymś rozmyślał. W końcu kilka razy zamrugał, po czym odezwał się bardzo cicho, jeszcze ciszej niż wcześniej; tak cicho, że Red Riot, mimo że przecież w pomieszczeniu doskonale było słychać nawet ich oddechy, ledwo go zrozumiał: 

  — Czasami mówię do siebie, ale... 

  — Och, nie ma się czego wstydzić, przecież rozumiem! — przerwał mu Red Riot, nieco za głośno, bo jego rozmówca gwałtownie się wzdrygnął. — Przepraszam — mruknął ciszej, a Ground Zero wzruszył ramionami, krzywiąc się przy tym z bólu.

  — Nie o to chodzi — powiedział. — Nie mogę tego robić zbyt często, bo zawsze, gdy tylko usłyszą... — Ostrożnie, powoli uniósł jedną rękę i dotknął jednej ze swoich blizn.

  Tym razem Red Riot zrozumiał od razu.

  — O Boże... — jęknął, wpatrując się z przerażeniem w leżącego pod ścianą mężczyznę. — Ja... naprawdę przepraszam, nie powinienem był cię o to pytać...  Jak oni w ogóle mogli...

  Ground Zero nagle uniósł wzrok, a jego spojrzenie aż ociekało wściekłością i nienawiścią; przestał być tym wyniszczonym i smutnym człowiekiem, kulącym się pod ścianą w poszukiwaniu oparcia. Te wszystkie okropieństwa, które musiał przejść... Red Riot nie wiedział, czy on sam by je wytrzymał. Do tego przez te wszystkie lata być nienawidzonym przez tylu ludzi, właściwie bez powodu – przez historię, którą wymyślił Shigaraki, żeby utrzymać ich wszystkich w cudownej nieświadomości... a potem zabić?

  Zabić... to coś mu przypomniało.

  — Naprawdę zabiłeś tę całą doktor Magne? — zapytał cicho, niemalże szepcząc.

  — Tak. — Ground Zero posłał mu wyzywające spojrzenie, wargi zaciśnięte miał w wąską linię.

  Red Riot tylko kiwnął głową. Nie bardzo wiedział, jak ma zareagować. Czyli choć jedna część historii była prawdą... Rozumiał, a przynajmniej tak mu się wydawało, dlaczego Ground Zero zabił. Skoro wydarzyło się to jeszcze przed zamknięciem go, musiał to zrobić w samoobronie. Musiał... prawda? 

  I wtedy zalała go fala wątpliwości. Człowiek przed nim był mordercą. Spotkało go mnóstwo okropnych rzeczy, ale nadal nie zmieniało to faktu, że zabił i najwyraźniej nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Czy to nie było złe? A Shigaraki i reszta? Odcięli go od świata, torturowali...

  A co jeżeli dziennik Eraserheada był jednym, wielkim, pokręconym i okrutnym kłamstwem, a Ground Zero naprawdę tym niebezpiecznym szaleńcem, o którym tyle im opowiadano?

  Co jeżeli jego rodzina, mimo że nie całkowicie niewinna, tak naprawdę nadal była jego rodziną, prawdziwą i wspierającą, a on tak po prostu ich wszystkich zdradził? W imię czego? 

  Zamrugał kilkukrotnie i zacisnął pięści, próbując się uspokoić. Przecież nawet jeśli jego wątpliwości okażą się prawdą, Ground Zero nie mógł mu niczego zrobić, prawda? Był bardzo osłabiony i raczej nie mógł się mierzyć z nim, Red Riotem, który przecież był zdrowy i w pełni sił... no i tylko jeden z nich cokolwiek widział.

  — Boisz się — stwierdził nagle Ground Zero, a kącik jego ust lekko drgnął, jakby próbował się kpiąco uśmiechnąć. — Co, nagle przestałeś mi wierzyć? Tak, zabiłem tego potwora — warknął i splunął, a jego głos wręcz ociekał jadem. — Należało mu się. 

  — A-ale jak? — wyjąkał Red Riot, a Ground Zero posłał mu wymowne spojrzenie. — Znaczy, wiem, że twoim Quirk, tylko zastanawiałem się... w sensie... w jakich okolicznościach?

  — Czy to ważne?

  — Dla mnie tak.

  Ground Zero skrzywił się lekko i wstał na drżących nogach, po czym, jedną ręką przytrzymując się ściany, podszedł bliżej Red Riota, który z kolei nieco się cofnął, tak samo przerażony jego zachowaniem, jak i zaintrygowany.

  — A ty jak myślisz? Co się wtedy stało?

  Red Riot przełknął ślinę, rozpaczliwie szukając czegoś w pomieszczeniu, na czym mógłby zawiesić wzrok. 

  — Doktor Shigaraki mówił, że to się stało podczas badań...

  Wzdrygnął się, gdy Ground Zero zaczął się śmiać. Śmiał się cicho, z zaledwie lekkim uśmiechem na ustach, ale to wcale nie sprawiło, że śmiech ten wydawał się mniej groźny i drapieżny...

  Szalony.

  — Badań? Badań, tak? — zapytał cicho Ground Zero, a jego rozmówcę aż przeszły ciarki. — To nie były badania. To był pierwszy raz, gdy zaciągnęli mnie tam. — Drżącą ręką wskazał na ścianę, a dla Red Riota stało się oczywiste, że mówi o pomieszczeniu z zakrwawionym stołem pośrodku. — Zaraz po tym, jak drugi raz nie udało mi się uciec. Nie wiem, co by ze mną zrobili, gdybym nie... — Głos mu się zająknął. — Gdybym nie zareagował. Prawdopodobnie by mnie zabili. — Zachwiał się lekko. — Później, gdy zobaczyli, co naprawdę potrafię, stwierdzili, że badania muszą trwać i... i zamknęli mnie tutaj. — Wziął głęboki wdech. — Chyba lepiej by było, gdybym wtedy nic nie zrobił.

  Zapadła cisza, przerywana tylko ich drżącymi oddechami. Myśli Red Riota pędziły jak szalone. Ground Zero mógł kłamać, oczywiście, ale teraz, gdy patrzył mu w oczy, gdy słyszał jego delikatnie drżący głos, czuł, że w jakimś stopniu mu wierzy. Że bardzo nie chce mu uwierzyć, wypiera się tego rękami i nogami, ale nie może obarczać winą kogoś, kto był w tak złym stanie. Kogoś, kto z upływem czasu zaczął żałować, że nie zginął.

  — Je-jesteś tu jeszcze, prawda? — zapytał w końcu Ground Zero, wyciągając rękę przed siebie, tak że jego palce i klatkę piersiową Red Riota dzieliło zaledwie kilka centymetrów, o czym on oczywiście nie mógł wiedzieć. — Nie wymyśliłem sobie tego? — dodał łamiącym się głosem, a Red Riot poczuł, że musi zrobić wszystko, by jakoś go uspokoić.

  Ostrożnie, powoli dotknął jego ręki. Mężczyzna wzdrygnął się lekko, widocznie zaskoczony nagłym dotykiem, ale nie zaprotestował – to dodało Red Riotowi odwagi. Delikatnie złapał jego zimną dłoń w swoje, ciepłe, i przyłożył je do piersi.

  — Czujesz? Jestem tu. Wierzę ci.

  Ground Zero skinął głową, utkwiwszy wzrok w miejscu kilka centymetrów odległym od ich złączonych dłoni.

  Red Riot nie wiedział, która była godzina i jak długo siedział w tej ciemnicy, ale ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że się nie boi. Wątpliwości zniknęły tak szybko jak się pojawiły, a mężczyzna przed nim był jego pierwszym sojusznikiem.

  Razem uciekną z tego piekła i wszystko będzie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro