4 • wszędzie tylko ciemność
Gdy Shigaraki zniknął mu z oczu, Red Riot skierował się ku przed chwilą zamkniętych przez doktora drzwiom.
Szybko szarpnął za klamkę, a ta ustąpiła bez przeszkód. Znajdował się w dość dużym i prawie całkowicie pustym pomieszczeniu. Pod ścianą było biurko, komputer i coś, co z bliska okazało się być noktowizorem, czyli właściwie jedyne przedmioty w tym pokoju. Red Riota nie zdziwiło to jednak tak, jak fakt, że w pomieszczeniu było prawie całkowicie ciemno. Prawie, bo nad biurkiem wisiała mała, czerwona lampka, która i tak nie dawała zbyt dużo światła. Natomiast w ogóle nie oświetlała następnych drzwi, które zdawały się, wręcz specjalnie, być skryte w cieniu. Stanął przed nimi i szarpnął za klamkę.
Czy miał wątpliwości co do otworzenia ich? Jasne, naprawdę bał się tego, co mógł zobaczyć. Jego dłoń drżała, a mięśnie napięły się, jakby z całych sił krzyczały: ,,Nie! Nie rób tego! Zgłupiałeś, chcesz umrzeć?!".
Problem w tym, że nie zobaczył nic.
W pomieszczeniu panowała zupełna ciemność, choć zdawało mu się, że co kilka sekund na krótką chwilę pojawiało się maleńkie światełko, może dioda od jakiejś maszyny, by zaraz zgasnąć.
Raczej nie miał szans znaleźć włącznika, nawet jeśli faktycznie tam był, sięgnął więc po noktowizor. Gdy go założył, zobaczył, że, jak wcześniej podejrzewał, w pokoju faktycznie było kilka maszyn, między którymi stał metalowy stół, który pokryty był jakąś dziwną cieczą, może farbą. Niepewnie nachylił się nad blatem i poczuł, jak bezlitosny strach zaciska lodowatą dłoń na jego gardle, odcinając dostęp do powietrza, a on sam zaczyna drżeć ze strachu.
Stół obryzgany był krwią. Teraz, z bliska, widać było nawet podłużne krwawe ślady, jakby po darciu paznokciami o metalową powierzchnię.
Czy to w tym pomieszczeniu Eraserhead...?
Przełknął głośno ślinę i cofnął się, z zamiarem ucieczki. Pewnie nawet by to zrobił, gdyby nie zauważył kolejnych drzwi.
Dlaczego wszędzie było tak ciemno?
Mimo strachu, udało mu się opanować. Skoro naprawdę chce uciec z ośrodka, musi chociaż znać rozkład pomieszczeń w budynku. Jeśli teraz nie sprawdzi tego pokoju, pewnie nie będzie drugiej okazji. Kto wie, co znajdzie w środku? Może nawet coś przydatnego? A może kolejne ślady krwi i... ciało?
Wziął głęboki wdech, odliczył w myślach do dziesięciu i otworzył drzwi.
Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, było łóżko. Wyglądało na bardzo niewygodne, pościel stanowiły tylko koc i poduszka. Następnie jego wzrok skierował się na miednicę z wodą, toaletę... i dopiero wtedy, w rogu pokoju, zauważył coś, co powinien był ujrzeć od razu.
A raczej kogoś.
Pod ścianą, między łóżkiem, a prysznicem, siedział mężczyzna. Red Riot nie potrafił określić koloru jego włosów czy oczu, widział jednak, że był bardzo wychudzony i widocznie przerażony. Ciało miał całe w bliznach i ranach, niektórych całkiem świeżych, ale krew z nich chyba została zmyta. Co mu się stało? Kim on był?
Już miał się go o to zapytać, gdy zauważył, że na szyi miał opaskę blokującą. Taką samą, jaką miał każdy pacjent.
— Ty... ty jesteś Ground Zero — powiedział cicho, szybko łącząc fakty w głowie, a wychudzony mężczyzna jeszcze bardziej przycisnął ciało do ściany. — Chcę ci pomóc, nazywam się Red Riot. — Nie doczekał się odpowiedzi. — To... to oni ci to zrobili? Shigaraki i reszta?
Gdy mówił, zauważył, że wyraz twarzy Ground Zero zaczął się zmieniać. Nadal wyglądał na przerażonego, ale w jego oczach widać było coś innego, cieplejszego i jakby zapomnianego... tęsknotę?
Zaraz potem jednak jeszcze bardziej przylgnął do ściany. Jego ciało drżało, a spojrzenie na powrót stało się chaotyczne i rozbiegane. Uniósł dłonie nad głowę, najpewniej obawiając się kary.
Red Riot łatwo połączył fakty. Stół we krwi od początku wydawał mu się czymś strasznym, ale teraz... jak długo i często trzeba było kogoś torturować, by doprowadzić go do takiego stanu?
— Nie chcę cię skrzywdzić — powiedział cicho i powoli usiadł przy ścianie naprzeciwko, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. — Nawet cię nie dotknę, obiecuję.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie brzmi zbyt wiarygodnie, w końcu nikt o złych intencjach nie powie: ,,Hej, przyszedłem tu, żeby ci coś zrobić! Jaki rodzaj tortur wybierasz?". Mimo to, miał wrażenie, że jego słowa w jakiś sposób uspokoiły Ground Zero, choć ten nadal pozostawał nieufny.
— Znalazłem dziennik Eraserheada — kontynuował. — Zdecydowałem, że musimy stąd uciec. Jeszcze... jeszcze nie wiem, jak, ale znalazłem cię, a to już jakiś postęp, prawda? Wiesz dużo więcej ode mnie, razem damy radę! — zawołał, a Ground Zero syknął. — Ciszej, rozumiem. Sorry.
Uśmiechnął się delikatnie, po czym zdał sobie sprawę, że po pierwsze, nie wie o czym mówić, a po drugie... ta ciemność. Jego oczy już przyzwyczaiły się do noktowizora i zwyczajnie przestał o niej myśleć, ale Ground Zero... przecież on nie widział zupełnie nic. Na pewno. Jak długo był tu przetrzymywany? Może faktycznie zwariował? Mimo to Red Riot postanowił kontynuować monolog, choćby po to, by wypowiedzieć swoje myśli na głos.
— Wiesz, już wcześniej chciałem cię znaleźć, ale nigdy nie pomyślałem o tym tak na poważnie. Doktor Shigaraki od samego początku wmawiał nam, że jesteś niebezpiecznym psycholem... powinien tak mówić o sobie. — Po wypowiedzeniu ostatniego zdania poczuł, jak zalewa go fala nienawiści do doktorów, ludzi, których uważał za dobrych, troskliwych i wiecznie radosnych.
Po raz kolejny w przeciągu ostatnich dni poczuł się zdradzony. Jak oni mogli im to zrobić? Dlaczego pod maską dobrych ludzi potrafili ukryć okrutne potwory?
Przecież na świecie nie ma aż tak uzdolnionych aktorów, prawda?
Ground Zero nadal nie wyglądał, jakby miał zamiar się odezwać. Może był tu tak długo, że naprawdę zapomniał, jak się mówi? Nie, to raczej niemożliwe, przecież Red Riot sam widział, jak dokładnie przed chwilą Shigaraki wychodził z tej gigantycznej klatki.
— Earphone Jack, Shoto, Invisible Girl, Pinky, Chargebolt, Grape Juice i Tsukuyomi mówili, że podobno cię znali. Pamiętasz ich? — mówił Red Riot, próbując nakłonić drugiego mężczyznę do wypowiedzenia choć jednego słowa. Jedno, krótkie ,,tak" by wystarczyło.
Jednak Ground Zero nadal milczał.
Nagle Red Riot doznał olśnienia. Skoro był już pewien, że Shigaraki i jego banda to bezduszne świnie, dlaczego nadal podświadomie starał się ich bronić? Musiał powiedzieć to wprost, oni byli źli. A źli dla osiągnięcia własnych celów nie powstrzymują się przed niczym, nawet przed odcięciem komuś języka.
— Ty... nie możesz mówić, prawda? Skiń głową, jeśli tak, mam noktowizor, więc to zobaczę — rzucił nerwowo, nie do końca wiedząc, jakiej reakcji się spodziewać.
Ground Zero nie zareagował.
Może był głuchy? W takim wypadku Red Riot nie mógł zrobić nic, nie mieli możliwości komunikacji w odciętym od światła pomieszczeniu.
Poza tym i tak nie znał migowego.
Westchnął ciężko i wstał z podłogi. Ground Zero drgnął, jakby to usłyszał, choć, oczywiście, mógł to być po prostu zwykły przypadek.
Red Riot wstał, otworzył drzwi i już miał wyjść, gdy...
— Obiecaj, że wrócisz.
Znieruchomiał, czując, jak chwilowy szok odbiera mu mowę. Czyli jednak mówi i słyszy, niespodzianka. Na dodatek wszystko do niego dociera.
Wreszcie, po kilku długich sekundach, Red Riot odwrócił się z powrotem.
Ground Zero już nie siedział pod ścianą. Stał z ręką wyciągniętą gdzieś na prawo od niego, chwiał się na lekko ugiętych nogach. Jego głos był ochrypły, jakby już od dawna nic nie mówił, choć może rzeczywiście tak było.
Red Riot poczuł, jak po chwilowym osłupieniu następuje nagła ulga. Jednak miał szansę! Miał wspólnika! Uśmiechnął się lekko i, zanim wyszedł, cicho powiedział:
— Obiecuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro