Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 • luka w planie

  Nie stało się nic.

  Red Riot nadal bezmyślnie wpatrywał się we wciśnięty przycisk alarmu, ale nie stało się... nic.

  — C-co jest? — wyjąkała doktor Toga, która nagle zbladła, a pewny siebie uśmiech zszedł jej z twarzy. — Powinno już wyć...

  Powoli obrócił głowę w jej stronę i roześmiał się krótko. Alarm się nie włączył.

  Byli ocaleni.

  — Ktoś... ktoś go wyłączył, czyli... — Toga zmarszczyła brwi, po czym nagle szeroko otworzyła oczy. — Zdrajca! — krzyknęła, ale Red Riot prędko zatkał jej usta dłonią. Po chwili jednak, równie szybko, odsunął ją, gdy kobieta go ugryzła.

  — Suka — warknął, wycierając jej ślinę w spodnie.

  — Niech zgadnę... to Shinso, tak? Mały, podły zdrajca, od początku go nie lubiłam, za bardzo się z wami spoufalał... — syczała wściekła, rozpaczliwie próbując wydostać się z uścisku silniejszego mężczyzny. — Głupiec... Shigaraki zresztą też głupiec, po cholerę było mu to całe wasze szczęście! Ja to bym was dawno wrzuciła za kratki, dziwaki! — wrzasnęła, a Red Riot dłużej nie czekał na to, czy się uspokoi.

  Puścił ją tak gwałtownie, że Toga upadła na ziemię, zataczając się. Prędko poderwała się na nogi, patrząc na niego z nienawiścią. Podchodził od niej powoli, na przemian rozprostowując i zaciskając palce.

  — Czyli jednak chcesz mnie zabić? — zapytała, a w jej głosie rozbrzmiała nutka przerażenia. — Czy w ten sposób nie staniesz się taki jak ja, bohaterze? — rzuciła sarkastycznie, a Red Riot pokręcił głową. 

  — Nie zabiję cię.

  — Więc co ze mną zrobisz? Dobrze wiesz, że nie możesz mnie puścić.

  — Tak, wiem.

  Kobieta wpatrywała się w niego uważnie, cofając się w tym samym tempie, w którym on się do niej zbliżał. Była w przegranej pozycji, a ostatecznie przyjęła porażkę dopiero wtedy, gdy jej plecy uderzyły o ścianę. Drżała, rozbieganym wzrokiem wodząc po pomieszczeniu, by znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.

  Stanął nad nią.

  — Nie zabiję cię — powtórzył, a ona tylko pokręciła głową, w jej oczach zebrały się łzy. — Nic ci nie zrobię, tylko powiedz, że żałujesz.

  — Nie.

  — Powiedz.

  — Nie! — krzyknęła i uderzyła go w twarz, tym samym nieco go od siebie odpychając. — Nie żałuję, niczego nie żałuję! — Roześmiała się, kręcąc głową. — A twój czas reakcji nadal nie jest wystarczający. Jeszcze kilka miesięcy pracy i może byłbyś w stanie utwardzić się, zanim cię uderzyłam.

  Pochyliła głowę, nadal cicho chichocząc. 

  Psycha jej siada, pomyślał Red Riot, ale jakoś wcale nie zrobiło mu się jej żal.

  — Niczego nie żałuję — szepnęła raz jeszcze, przymykając oczy. — Niczego nie żałuję, robiłam to, na co miałam ochotę. Lubię patrzeć na ludzki ból. Lubię słuchać ludzkich wrzasków. Jestem pierdoloną sadystką i niczego nie żałuję — mruknęła, a Red Riot dłużej nie czekał, celnym uderzeniem w głowę sprawił, że nieprzytomna padła na ziemię.

  Westchnął i ostrożnie podniósł jej ciało z zimnej posadzki. W każdej chwili mogła się obudzić i wszcząć alarm, a tego żadne z uciekinierów by nie chciało. Musiał ją jakoś unieszkodliwić. Jego wzrok padł na fotel, wiedział, że metalowe obręcze przy nadgarstkach nie były używane podczas badań. Doktorzy musieli za wszelką cenę utrzymać iluzję bezpiecznego domu i ciepła, a przywiązywanie pacjentów do krzeseł na pewno by im w tym nie pomagało. Teraz jednak zabezpieczenia mogły się przydać.

  Posadził Togę na fotelu i zatrzasnął obręcze na jej rękach i nogach; szyi postanowił nie ruszać, by się przypadkiem nie udusiła. Wydostanie ją stąd, gdy będzie po wszystkim. Rozglądnął się za czymś, czym mógłby jej zatkać usta. Na podłodze przy zlewie znalazł brudną szmatkę, którą wstępnie przepłukał i, choć z niemałą odrazą, wepchnął ją do ust nieprzytomnej kobiecie. 

  Odsunął się, by przypatrzeć się swojemu dziełu. Związana i zakneblowana, z zamkniętymi oczami i wyrazem błogiej nieświadomości na twarzy nie wyglądała na nieczułą psychopatkę. Bardziej jak na ofiarę, której on jest oprawcą.

  — Nie czas na to — skarcił się głośno i ruszył w stronę drzwi z silnym postanowieniem jak najszybszego dostania się do Ground Zero.

  Zanim wyszedł, przysiągł sobie w duchu, że jeżeli przeżyje, po stokroć podziękuje doktorowi Shinso, który przezornie zbytnio w niego nie wierzył i wyłączył alarm.

  Na korytarzu było pusto, w końcu wszyscy spokojnie czekali na swoją kolej. Badania zazwyczaj trwały po pół godziny, nie miał więc wiele czasu, zanim ktoś zacznie się niepokoić.

  — Red Riocie? Nie powinieneś być teraz na badaniach?

  Cholera.

  Red Riot odwrócił się powoli, by napotkać spojrzenie zdezorientowanej Uravity, która stała przed drzwiami sektora laboratoryjnego, a której wcześniej nie zauważył.

  — Powinienem. Jestem. Doktor Toga wypuściła mnie na chwilę, żebym... poszedł po coś do jedzenia. Tak, bo to potrzebne do badań — wymyślił szybko, a Uravity uśmiechnęła się szeroko.

  — O widzisz, też miałam iść do kuchni, jakoś tak strasznie zgłodniałam! Może pójdziemy razem? — zaproponowała, a Red Riot przełknął ślinę, rozpaczliwie szukając jakiejś wymówki.

  — Wybacz, ale... najpierw muszę do łazienki — wydukał.

  — Okej, poproszę Kurogiriego, żeby ci coś podgrzał! — zawołała za nim, gdy już odchodził w stronę schodów.

  Jeszcze Kurogiriego mi tu brakowało, cudownie. Red, spisujesz się na medal, pomyślał Red Riot, gdy wszedł do salonu i z ulgą zauważył, że wyjątkowo jest pusty. Wszyscy pewnie odpoczywają teraz w pokojach.

  Rozglądnął się ostatni raz i prędko wpisał kod do drzwi sektora zakazanego.

  — Hasło niepoprawne — oznajmił metaliczny głos, wydobywający się z głośników.

  Co?

  Drżącymi palcami, cały w nerwach, jeszcze raz wstukał dobrze znany ciąg cyfr, modląc się, by nie okazało się, że to doktor Dabi zdążył podjąć środki odcięcia go od Ground Zero. Zamek szczęknął i puścił z cichym trzaskiem, a Red Riot z ulgą wypuścił powietrze. Bogu dzięki, to tylko z nerwów omsknęły mu się palce.

  Idąc ciemnym korytarzem, uważnie rozglądał się na boki. Niedobrze by było, gdyby przypadkiem natknął się na któregoś z doktorów. Oczywiście powinni być teraz zagadywani przez Earphone Jack i Cellophane, ale ostrożności nigdy nie za wiele.

  Krok, dwa, trzy... stanął przed drzwiami do części, w której przetrzymywany był Ground Zero. Jak zwykle ostrożnie wszedł do środka, poderwał ze stołu noktowizor i ruszył do pokoju z zakrwawionym stołem. Zazwyczaj w tym momencie towarzyszyło mu silne obrzydzenie, gdy na myśl nasuwały mu się wszystkie okrucieństwa, jakie wyrządzono jego przyjacielowi, ale teraz... teraz czuł tylko ekscytację. Za chwilę uciekną. Za chwilę uciekną. Za chwilę...

  — To ty?

  Uśmiechnął się szeroko, gdy zauważył Ground Zero, tym razem wolno przechadzającego się po celi. Chodzi, nie siedzi. Polepsza mu się.

  — Tak.

  — Nie było cię — mruknął Ground Zero z wyraźną pretensją w głosie. — Długo.

  — Wiem, przepraszam. Nie mogliśmy ryzykować.

  — My? I dlaczego? Wcześniej ci to jakoś nie przeszkadzało — burknął mężczyzna, stając na chwilę i wlepiając rozzłoszczony wzrok w ścianę za Red Riotem.

  — Uciekamy!

  Ground Zero znieruchomiał z szeroko otwartymi oczami.

  — Co...? Że... że teraz? — wyjąkał. — Nie, to zbyt piękne, żeby było prawdziwe, wkręcasz mnie.

  — Nie, uciekamy. Naprawdę. Tylko musimy poczekać, aż wspomnienia wrócą — wyjaśnił Red Riot z szerokim uśmiechem na twarzy, a Ground Zero patrzył w jego stronę jak oczarowany. 

  — Chwila... jak niby chcesz przywrócić nam wspomnienia? — zapytał chwilę później, marszcząc brwi. 

  — Zaraz ci wszystko wytłumaczę, ale najpierw muszę do ciebie podejść, wybacz — powiedział szybko Red Riot, a Ground Zero cofnął się o krok.

  — Po co?

  — Proszę, zaraz naprawdę ci wytłumaczę. Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję — zapewniał Red Riot, modląc się w duchu, by Ground Zero choć na chwilę się przemógł i mu zaufał.

  Z drugiej strony, jak mógł prosić o coś takiego? Mimo wszystko... mimo wszystko on i Ground Zero nadal byli dla siebie prawie zupełnie obcy. Bliscy, ale... obcy. To była poważna luka w planie, doktor Shinso i reszta z góry założyli, że Red Riot zdoła przekonać mężczyznę, by ten pozwolił mu się do siebie zbliżyć, a... a to nie mogło być takie proste.

  Ground Zero stał w rogu ze spuszczoną głową. Mijały sekundy, minuty i choć Red Riot wiedział, że to niemożliwe, zdawało mu się, że również godziny. Czas mijał, a przecież mieli go coraz mniej.

  — Słuchaj, ja... nie potrafię sobie nawet wyobrazić, przez jakie okropieństwa przeszedłeś — zabrał głos Red Riot. Wziął głęboki wdech, uśmiechając się smętnie. — I wiem, że teraz bardzo trudno ci komukolwiek zaufać. To jest okej. Ale... chcę, żebyś wiedział, że ja cię nie skrzywdzę. Nigdy. Może proszę o zbyt wiele, Boże, przecież znamy się tylko tydzień i właściwie nic o sobie nie wiemy... to chyba nie działa na moją korzyść, co? — Zaśmiał się żałośnie, kręcąc głową. — Po prostu teraz liczy się każda sekunda i...

  — Dobrze — przerwał mu Ground Zero. — Czaję. Tylko... — Zacisnął drżące dłonie w pięści.

  — Będę ostrożny, obiecuję — wyszeptał Red Riot, stając blisko niego. — Zdejmę ci opaskę i będzie po wszystkim — wyjaśnił, delikatnie odgarniając mu włosy z karku i wsuwając klucz w przeznaczone do tego miejsce.

  Otwieranie zamka ciągnęło się niemal tak niemiłosiernie długo jak kilkanaście minut wcześniej, kiedy robiła to doktor Toga. Wreszcie jednak opaska opadła, a Ground Zero wzdrygnął się gwałtownie, gdy z hukiem uderzyła o podłogę.

  — Przepraszam — powiedział Red Riot, schylając się, by podnieść ją z ziemi. — Teraz możesz już używać swojego Quirk. Za chwilę powinniśmy też... wszystko pamiętać — dodał, napawając się własnymi słowami. — Ładnie to brzmi, nie? Pamiętać.

  — Tak po prostu? — zapytał Ground Zero i wyciągnął rękę przed siebie, a między palcami przeskoczyła mu iskra. Mężczyzna skrzywił się, gdy światło nagle dostało się do jego oczu.

  — Słuchaj, może przejdziemy dalej? Musisz oswoić oczy ze światłem — zauważył Red Riot, otwierając drzwi od celi.

  Ground Zero stał nieruchomo.

  — Wyjść...?

  — Tak.

  — Daj mi chwilę — poprosił, podchodząc do łóżka. Położył rękę na twardym materacu, przymknął oczy... i sprawił, że ten z głośnym hukiem stał się dwoma materacami, gdy rozerwał go eksplozją.

  — Chodźmy — pospieszył Ground Zero Red Riota, który stał nieruchomo i jak osłupiały wpatrywał się w osmalone łóżko. 

  — Tak, już... może... może daj mi rękę, co? — zaproponował niepewnie, a Ground Zero zagryzł wargę, ale posłusznie wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny, którą ten ostrożnie chwycił i poprowadził go do wyjścia. 

  Przeszli przez pokój ze stołem i zatrzymali się w małym pomieszczeniu, tym swego rodzaju przedsionku.

  — Czemu nie idziemy dalej? — zapytał zaniepokojony Ground Zero, a Red Riot bez słowa podszedł do biurka w rogu pokoju i zapalił wiszącą nad nim, niewielką lampkę. Na blacie położył już mu niepotrzebny noktowizor.

  — Musimy cię oswajać — wytłumaczył, gdy zdezorientowany Ground Zero zmrużył oczy, zaskoczony tym nagłym rozbłyskiem czerwonego światła.

  — I poczekać, aż nam wrócą wspomnienia?

  — Tak.

  Przez chwilę siedzieli w zupełnej ciszy, Ground Zero jak zaczarowany wpatrywał się w słabe światło lampki.

  — Co chciałbyś robić, gdy już się stąd wydostaniemy? — rzucił po chwili Red Riot, a Ground Zero odpowiedział cicho, nie patrząc mu w oczy:

  — Chcę znowu zobaczyć światło. Słońce. To moje jedyne marzenie.

  Red Riot uśmiechnął się szeroko.

  — W takim razie za niedługo się spełni — powiedział i już miał dźwignąć się na nogi, gdy nagle poczuł przeszywający, ostry ból, a głowa jakby zapłonęła mu żywym ogniem.

  — Co ci jest? — zapytał zaniepokojony Ground Zero, wstając i podchodząc bliżej niego.

  — Nic, ja... — Jego gardło opuścił zduszony krzyk, gdy ból jeszcze się wzmocnił, a w uszach zaczęło gwizdać.

  Upadł na kolana, trzymając się za głowę. Jęczał cicho, starając się brać jak najgłębsze oddechy, w nadziei, że to nieco uśmierzy ból. Jakby z oddali słyszał coraz cichsze nawoływania Ground Zero, a później jego krzyk, gdy on również upadł. Spotkało go to samo?

  Nie wiedział, bo przed oczami zrobiło mu się ciemno i stracił przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro