14 • krew niewinnych
Na śniadaniu Red Riot nie potrafił się skupić, ciągle zadręczając się myślami o rychłym spotkaniu z doktorem Shinso. Mężczyzna jeszcze nie wiedział o ograniczeniu czasowym, jakie nałożył na nich doktor Dabi, więc nie można było przewidzieć, jak na nie zareaguje. Co jeśli zmieni zdanie i nie będzie chciał im pomagać?
Niepewnie uniósł wzrok i skierował go w stronę, gdzie przy podłużnym stole, pod jedną ze ścian jadalni, siedzieli doktorzy. Shinso spokojnie konwersował z doktor Togą, która co jakiś czas chichotała, w ręku trzymając kieliszek z ciemnoczerwonym płynem, najprawdopodobniej winem. Dabi jadł w milczeniu, w przeciwieństwie do Overhaula, który kłócił się o coś z doktorem Shigarakim, co właściwie zdarzało się tak często, że nikt, w tym sam Shigaraki, nie zwracał na niego uwagi. Kurogiri przez moment rozmawiał z roześmianymi dziewczynami, głównie z Pinky, po czym z powrotem zaszył się w kuchni, najpewniej po to, by przygotować obiad.
Ależ on musi mieć nudne życie, przemknęło przez myśl Red Riotowi, gdy przyglądał się mężczyźnie. Żyje z jednego posiłku na drugi, czasem posprząta. Jego jedynym problemem są niepozmywane naczynia. Zmarszczył brwi, wpychając sobie do ust widelec z nadzianą na niego parówką. Kurczę, ja też tak chcę.
— Pinky na razie nie zachowuje się inaczej — mruknęła Earphone Jack, gdy przechodziła obok jego stolika.
Żaden z siedzących przy nim mężczyzn nie zareagował, wiedząc, że nawet jeśli doktor Shigaraki tego nie okazuje, uważnie się im przygląda. Dalej jedli w milczeniu, już tylko czekając na moment, gdy wszyscy się posilą i rozejdą po ośrodku.
— Cholera, denerwujecie się tak samo, czy to tylko ja? — wyrzucił w końcu z siebie Deku, a Red Riot odetchnął z ulgą, że chwilę poczekał z powiedzeniem tego samego.
Przecież nie może zachowywać się niemęsko, musi pozostać opanowany i wziąć to na klatę jak powinien to zrobić każdy mężczyzna.
— Trochę — przyznał Cellophane między kolejnymi kęsami usmarowanej keczupem kanapki. — Damy radę, no nie, Red?
— Tak, damy — przyznał Red Riot, siląc się na uśmiech. Od wczorajszego popołudnia on i Cellophane byli dla siebie wręcz przesadnie uprzejmi i mili, głównie po to, by zatuszować fakt, że w jakimś stopniu nadal są źli.
— Ale... ale co jeśli nie damy? — zapytał Deku, spuszczając głowę. — Co jeśli źle oceniliśmy sytuację, to spotkanie to pułapka, a my skazaliśmy wszystkich na śmierć? — Z każdym słowem mówił coraz szybciej i ciszej, nieświadomie mocniej zaciskając palce na szklance z gorącą herbatą, którą trzymał w dłoni. — Co jeśli doktor Shigaraki się dowie, że my się dowiedzieliśmy, że on się dowiedział, że my się dowiedzieliśmy? Co je... — Słowotok przerwał mu głośny trzask, gdy szklanka, naciskana z wielu stron i wypełniona wrzącym napojem, pękła, rozlewając swoją zawartość na stoliku i podłodze oraz rozpryskując szkło wszędzie wokoło. — O nie...
— Co...?! — Z kuchni wypadł Kurogiri w różowym fartuchu z niebieskim napisem ,,Wzorowa Gospodyni" i tasakiem w ręce. Gdy zauważył, co spowodowało gwałtowny hałas, zawrócił, odłożył tasak, a na jego miejsce wziął mopa, i podszedł do ich stolika z kamienną twarzą. — Nic się nie stało, nic się nie stało... — powiedział radośnie, choć się nie uśmiechał. — Zaraz wytrzemy. Deku, mógłbyś wstać?
— O-oczywiście! — krzyknął mężczyzna, zrywając się z krzesła i odsuwając jak najdalej, by nie zawadzać Kurogiriemu. — Przepraszam za kłopot, to tak... niechcący...
— Trudny dzień, rozumiem.
— Ee, tak. Znaczy nie. Wszystko w porządku! — zapewnił Deku, czerwieniejąc na twarzy.
— Coś się stało, Deku? Wyglądasz na zdenerwowanego — zapytał doktor Shigaraki, podchodząc bliżej, a Deku niemal nie padł na zawał.
— N-nie, ja naprawdę... ja naprawdę nic...
— Jego boli brzuch! — pospieszył z wyjaśnieniami Cellophane, a Deku zaczął gwałtownie mu przytakiwać, demonstracyjnie krzywiąc się z bólu, co nie było trudne, bo Earphone Jack, która podeszła bliżej, rzekomo po to, by pomóc Kurogiriemu, ,,przypadkiem" nastąpiła mu na stopę.
— Chyba powinien się kurować — dodał Red Riot, a Shigaraki przeniósł na niego przeszywające spojrzenie.
— Dobrze, na razie poleż w łóżku, bo to pewnie z przejedzenia — stwierdził w końcu, choć nie wydawał się być przekonany tłumaczeniami przyjaciół. — Jakbyś nadal był... kontuzjowany, podejdź do mnie po lekarstwa.
— Tak, dziękuję — stęknął Deku z cierpiętniczą miną, co stojąca obok niego Earphone Jack zaaprobowała lekkim skinięciem głowy. — To ja już... pójdę. Tak.
Powoli odszedł w stronę schodów, a wszyscy na powrót zajęli się swoimi sprawami.
Tylko Pinky nadal siedziała nieruchomo na swoim krześle, z wzrokiem utkwionym w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była kałuża po rozlanej herbacie.
•h•e•l•p•
Śniadanie zakończyło się dopiero pół godziny później, gdy Uravity stwierdziła, że nie wepchnie w siebie kolejnej, już czwartej, dokładki, a Ingenium głośnym krzykiem oznajmił, że teraz każdy powinien odpocząć po posiłku i poczytać jakieś mądre książki, najlepiej encyklopedie, czym oczywiście nikt się nie przejął.
Red Riot i Cellophane zbierali się od stołu wyjątkowo powoli, zastanawiając się, czy doktor Shinso zdecyduje się pójść przed nimi, czy po nich.
— Idę z wami — oznajmił Chargebolt, odłączając się od Shoto, z którym jadł śniadanie. — Muszę przy tym być.
— Nagle taki chętny się do pomagania zrobiłeś? — prychnął Cellophane i skrzywił się lekko, ale Red Riot uciszył go gestem ręki.
— Oczywiście, że idziesz — powiedział tylko, już jako pierwszy wchodząc po schodach.
Przemknięcie do pokoju Kurogiriego nie należało do zadań łatwych do wykonania głównie ze względu na pozostałych, a zwłaszcza na Pinky, która, choć pilnowana przez Earphone Jack, zdawała się uważnie obserwować każdy ich krok... a przynajmniej tak im się zdawało.
W pomieszczeniu panował lekki półmrok, zresztą jak zwykle. Doktora Shinso jeszcze nie było, więc wszyscy mieli trochę czasu, by rozsiąść się na kanapie, fotelu i dywanie, zostawiając mu idealnie posłane łóżko.
— Hej? Jesteście tutaj...? — Deku wsunął głowę przez uchylone drzwi i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył przyjaciół. — Bałem się, że ktoś mnie nakryje, gdy wyjdę z pokoju. Szczerze mówiąc, Shoto był blisko.
— Powinniście wszyscy być ostrożniejsi — wtrąciła Earphone Jack, ostrożnie wsuwając się do pokoju zaraz za nim. — Miejmy nadzieję, że nikt nas nie zauważył.
— Mogę wejść? — zapytał doktor Shinso spokojnie, jednak na jego ustach błąkał się lekki uśmieszek, jakby po cichu podśmiewywał się z ich nieporadności.
No cóż, ma powody, przyznał niechętnie Red Riot, a jego myśli znowu powędrowały ku zaginionemu dziennikowi. Uprzedniej nocy on i Cellophane przeszukali cały pokój oraz salon w ich sektorze, ale poszukiwania nie odniosły pożądanych skutków i dziennika jak nie było, tak nie ma.
Shinso właściwie nie czekał na pozwolenie, szybkim krokiem wszedł do środka i rozejrzał się po zebranych.
— Stało się coś gorszego niż zwykle? — zapytał w końcu, a na jego pytanie niechętnie odpowiedział Red Riot.
— Mamy limit czasowy. Dabi zagroził, że po badaniach zabije Ground Zero — streścił krótko, celowo omijając sprawę z dziennikiem.
Doktor Shinso przypatrywał mu się przez chwilę, aż w końcu skinął głową.
— W porządku, powinno wystarczyć — powiedział tylko i podszedł do stolika między łóżkiem i kanapą, po czym szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni kitla plik kartek i rzucił je na stół.
— To są plany budynku. — Wskazał na leżące na środku blatu arkusze największego formatu. — Dla nas łatwo dostępne, nie było z nimi problemu. To szczegółowe raporty postępowania wobec Ground Zero. — Tym razem przesunął w stronę Red Riota grubą szarą teczkę. — Radzę nie czytać przed snem. Przejrzałem je pobieżnie i faktycznie znalazłem wzmiankę o przeszukiwaniu jego pokoju. — Red Riot otworzył teczkę i wyjął starannie poukładany plik kartek, zapisanych drobnym maczkiem od góry do dołu. — W raporcie doktora Dabiego nie ma żadnych wzmianek o podejrzanych dziennikach.
Nie przykładał się, a może zupełnie zignorował sprawę?, zastanawiał się Red Riot. Nie, za tym musi kryć się coś więcej. Dabi musi mieć jakiś interes w naszej ucieczce, inaczej by tego wszystkiego nie robił. Tylko jaki?
— A Eraserhead? Wiesz coś o nim? — zapytał Cellophane, a Shinso wyciągnął w jego stronę kolejną teczkę, prawie dokładnie taką samą jak poprzednia.
— Dawne lata ośrodka. To było nieco trudniejsze do zdobycia, bo archiwum jest na dole i stosunkowo rzadko tam zaglądamy. — Podsunął sobie plany budynku i wskazał na pomieszczenie znajdujące się zaraz obok wyjścia. — Przy gabinecie dyrektora. Może coś znajdziesz. — Cellophane wziął się do pracy, prędko przerzucając kartki w poszukiwaniu przydatnych informacji. — Niestety, jednej rzeczy nie udało mi się odszukać. — Wszyscy unieśli głowy, Deku przełknął ślinę i zacisnął pięści, chyba najbardziej zdenerwowany. — Waszych akt.
Red Riot zmarszczył brwi. Przecież doskonale pamiętał, jak zaledwie kilka dni temu doktor Shinso kazał mu przenieść właśnie ich akta z mnóstwem niezrozumiałych terminów oraz informacji o Quirkach. O czym on mówił?
— Nie rozumiem, przecież... — zaczął, ale mężczyzna przerwał mu, zanim zdążył dokończyć myśl.
— Nie chodzi mi o akta dotyczące waszych mocy, ma się rozumieć — wyjaśnił, a widząc niezrozumienie w oczach rozmówców, dodał: — W tych aktach są zapisane wasze wszystkie dane. Miejsce zamieszkania, rodzina, sposób przeniesienia do ośrodka, szczegółowe opisy działań policji, gdy zaginęliście... wszystko, czego potrzebujecie, żeby uciec.
Zapadła cisza. Myśli Red Riota pędziły jak szalone, gdy rozpaczliwie próbował przypomnieć sobie cokolwiek, o czym wspominał doktor Shinso. Chciał wiedzieć, kim naprawdę jest. Nie, chciał pamiętać kim jest, a akta nie mogły mu zwrócić wspomnień.
— Ale... skoro akta są nam potrzebne, to... naszych wspomnień nie da się już odzyskać? — zapytał wreszcie Deku, a doktor Shinso, uniósł brew.
— Skąd te wnioski?
— No bo... gdybyśmy odzyskali wspomnienia, pamiętalibyśmy nasze rodziny i... i akta nie byłyby potrzebne.
— Bzdura — żachnął się doktor Shinso, a Deku cicho jęknął, opuszczając wzrok. — Weźmy na przykład Chargebolta. Został porwany, gdy miał zaledwie jedenaście lat. Myślisz, Deku, że jedenastolatek wiedziałby, jak dotrzeć do swojego domu z takiego odludzia? A co jeżeli uznano go za martwego? Albo rodzina zmieniła miejsce zamieszkania? Może wszyscy nie żyją i szukanie ich byłoby bezcelowe? W aktach jest wszystko, czego potrzebujecie, uwierzcie mi. Są priorytetem, choć nie przeczę, odzyskanie waszych wspomnień też jest bardzo ważne.
— Dobrze, ale jak mamy je odzyskać? — niecierpliwiła się Earphone Jack, co normalnie pewnie robiłby Cellophane, ale w dalszym ciągu zajęty był przeszukiwaniem danych o Eraserheadzie. — To Quirki nam je odbierają?
Doktor Shinso pokręcił głową i podszedł do Chargebolta, nachylając się nad nim, na co ten momentalnie zaczerwienił się po czubki uszu.
— Mogę?
— Och, tak... — wyjąkał Chargebolt, przymykając oczy, po czym zaraz się zreflektował: — Znaczy, co?
— Opaska — powiedział tylko doktor Shinso i delikatnie odgarnął włosy z szyi Chargebolta, odsłaniając urządzenie. — Wypuszcza silny środek tłumiący, blokuje więc nie tylko wasze moce, ale i wspomnienia — wyjaśnił.
— Nie, to bez sensu — odezwał się nagle Deku, marszcząc brwi. — Przecież przed Ground Zero nie było tych opasek, a i tak nikt nic nie pamiętał, prawda?
Earphone Jack i Chargebolt pokiwali głowami, a raczej tylko Earphone Jack, bo mężczyzna skupiał się jedynie na tym, by nie być za bardzo zachwyconym bliskością doktora, a przynajmniej zachwycenia nie okazywać.
— Wtedy badania odbywały się codziennie, prawda? — rzucił doktor Shinso z pewną siebie miną, a Earphone Jack i Chargebolt momentalnie się wzdrygnęli. — Codziennie dawali wam zastrzyki. Opaski okazały się mniej bolesnym i bardziej użytecznym rozwiązaniem, pod warunkiem, że nie są zdejmowane.
— Ale przecież są, na badaniach!
— Badania nigdy nie trwają dłużej niż czterdzieści minut, a substancja do osłabnięcia potrzebuje co najmniej godziny.
— Więc jeżeli zdobędziemy klucz i zdejmiemy opaski...
— ...wasze moce od razu będą zdatne do użytku, a wspomnienia powrócą dopiero po godzinie, tak, zgadza się.
Deku zmarszczył brwi. To brzmiało podejrzenie... prosto. Co za sztuka, z jego mocą czy mocą Red Riota, podczas badań wyrwać jakiemukolwiek doktorowi, nawet Shigarakiemu, klucz do opasek.
— Przyniesiesz nam klucz?
Shinso pokręcił głową, krzywiąc się lekko.
— Nie mogę, to niezgodne z procedurami. Gdybym to zrobił, a Shigaraki zauważyłby jego brak przed czasem, z automatu byśmy przegrali. Któryś z was musi go zdobyć podczas badań, tak by nikt nie wszczął alarmu, przedostać się na górę, uwolnić Ground Zero i przeczekać godzinę, by powracające wspomnienia nie zwaliły go z nóg podczas ucieczki, zdobyć akta i uciec razem z innymi. Proponuję, by był to Red Riot. Ktoś przeciw?
Oczywiście nikt, w tym sam Red Riot, nie był przeciw. To on od początku był w to najbardziej wplątany, poza tym nikt inny nie był w sektorze zakazanym.
I Ground Zero nie uciekłby z nikim innym, przemknęło mu przez myśl, a na jego usta wkradł się uśmieszek.
— Doskonale. Ja i... Chargebolt zajmiemy się przygotowaniami praktycznymi, typu zapasy jedzenia, bo podczas ucieczki nie będziemy mieli na to czasu. Deku, ty powinieneś przejrzeć plany, będziesz kierował ewakuacją. Cellophane, Earphone Jack, wy musicie pilnować Shigarakiego i resztę. Pytania?
— Dlaczego to ja i Cellophane mamy zajmować się doktorami? — odezwała się Earphone Jack, unosząc brwi. — Pracujesz z nimi, lepiej się do tego nadajesz.
— Jestem potrzebny gdzie indziej, a poza tym pamiętajcie, że dla was Shigaraki musi być miły. Ze mną sprawa przedstawia się nieco inaczej. — Zacisnął usta, po czym nagle dodał: — Konieczne jest, żebyście teraz uważali jeszcze bardziej, niż normalnie. Żadnych rozmów o planie, najlepiej mieszajcie się z resztą. I... Red Riocie, może proszę o zbyt wiele, ale póki co nie spotykaj się z Ground Zero. Nie możemy tak ryzykować.
Red Riot wyraźnie spochmurniał, spuszczając wzrok na szarą teczkę, którą nadal trzymał w rękach. W końcu jednak skinął głową, choć widać było, że nie jest zachwycony tą perspektywą.
— Dobra, to zrozumiałe, te środki ostrożności, ale wiesz może, czy Shigaraki czegoś się domyśla? — zapytał Cellophane, a Shinso odwrócił wzrok, nieświadomie bawiąc się kosmykami coraz bardziej czerwonego Chargebolta.
— Wczoraj, gdy zostaliśmy sami w salonie naszego sektora, powiedział coś bardzo... niecodziennego. ,,Naszym zadaniem jest utrzymywać ich w nieświadomości, a po ich zachowaniu mogę ocenić, że nam się udaje". Są więc dwie opcje. Albo powiedział to tak po prostu, bez konkretnego powodu... albo dlatego, że rzeczywiście coś podejrzewa i chciał mnie sprowokować. Lepiej chuchać na zimne, uważajcie na siebie. — Wyprostował się.
— Bierzesz to z powrotem? — zapytał Red Riot, wskazując na leżące na stole dokumenty. — Ktoś może zauważyć, że ich nie ma.
— Plany to kopie, a do archiwum rzadko kiedy zaglądamy... jedyne co, to dokumenty Ground Zero, bo istnieje ryzyko, że ktoś postanowi coś do nich dopisać. — Wyciągnął rękę po teczkę, a Red Riot, choć niechętnie, podał mu ją. — Najpierw ja wyjdę, potem wy pójdziecie w parach lub pojedynczo, w co najmniej minutowych odstępach. — Ruszył ku drzwiom, ale zanim je otworzył, odwrócił głowę i rzucił przez ramię: — Powodzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro