13 • jedyna nadzieja
Deku nie zdziwił się zbytnio, gdy, siedząc w salonie wspólnym, zauważył Red Riota, przemykającego się przez drzwi do sektora zakazanego. Właściwie spodziewał się, że ten prędzej czy później musi wyjść od Ground Zero, choćby po to, żeby zdążyć na obiad i nie paść z głodu. No i potrzebowali jeszcze załatwić sprawę z doktorem Dabim i dziennikiem.
— Deku! Tak się cieszę, że to ty! — krzyknął Red Riot, zauważywszy go, wciśniętego w róg kanapy.
— Ja, bo nie chcesz widzieć Cellophane? — podsunął Deku, a mężczyzna, który teraz ciężko opadł na miejsce obok niego, pokręcił głową.
— Nie, potrzebuję rady. Chłodnej oceny sytuacji, a Cellophane ostatnio zrobił się impulsywny, normalnie strach mu cokolwiek powiedzieć.
— A ty niby nie? — mruknął Deku pod nosem, na co Red Riot uniósł brwi.
— Słucham?
— Nie, nic. Kontynuuj.
Red Riot skinął głową, puszczając mimo uszu wcześniejszą uwagę przyjaciela.
— No więc doktor Shinso wie i...
— Doktor Shinso co?! — przerwał mu Deku, gwałtownie zrywając się z kanapy, widocznie przerażony.
Red Riot natomiast zdawał się być całkowicie spokojny, właściwie nijak nie zareagował na panikę rozmówcy.
— Przyłapał mnie, gdy byłem u Ground Zero, ale...
— Nie, nie, Cellophane miał rację! — znowu wszedł mu w słowo Deku, kręcąc gwałtownie głową. — To od początku było ryzykowne, a teraz jest ich dwoje! Boże, przecież oni w każdej chwili mogą o nas powiedzieć Shigarakiemu i... i już nas nie ma!
— Stary, spokojnie! — Red Riot wstał z kanapy i położył mu ręce na ramionach, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy.
— Spokojnie? — jęknął Deku. — To naprawdę nie na moje nerwy, a my jeszcze wplątaliśmy w to Earphone Jack... — wymamrotał, a Red Riot zastygł na moment.
— Podjęliście taką decyzję... beze mnie? — zapytał spokojnie, a Deku przełknął ślinę, czując, że teraz stąpa po naprawdę cienkim lodzie.
— No... Cellophane stwierdził, że ty i tak myślisz tylko o Ground Zero i cię to nie obchodzi...
Red Riot zmarszczył brwi i już miał jakoś zaprotestować, gdy zdał sobie sprawę, że nie ma właściwie nic na swoje usprawiedliwienie. Faktycznie, ostatnio w jego myślach przesiadywał tylko i wyłącznie Ground Zero, a wszelkie działania w kierunku ucieczki były podszyte chęcią wydostania stamtąd właśnie jego, swojego... przyjaciela?
Kim właściwie był dla niego Ground Zero?
— Przepraszam, powinniśmy podjąć tę decyzję wspólnie — mruknął Deku, tym samym przerywając rozmyślania Red Riota. — Ale... doktor Shinso?
— A, tak. — Mężczyzna otrząsnął się z zadumy, zdejmując ręce z ramion Deku i siadając z powrotem na kanapie. — Powiedział, że nam pomoże.
— Co? Ale... jak to?
— Ze względu na Chargeblota — wyjaśnił Red Riot, a widząc niezrozumienie w oczach rozmówcy, dodał: — Wiesz, oni od początku się ku sobie mieli. W każdym razie Shinso obiecał podać nam potrzebne informacje.
— A ty... mu wierzysz?
— Właśnie nie wiem — westchnął, kręcąc głową. — Dlatego prosiłem cię, żebyś mi pomógł. Jutro mamy spotkać się w pokoju Kurogiriego i... wiesz, jakoś nie chcę...
— Wplątywać w to Cellophane, tak? — domyślił się Deku i zaraz skrzywił, zakładając ręce. — Słuchaj, ta sytuacja jest koszmarnie głupia. Jesteście przyjaciółmi i kłócicie się właśnie teraz, gdy powinniście się wspierać.
— Tak, wiem. Sądzisz, że powinienem go przeprosić?
— Nie będę cię do niczego zmuszał, ale tak, przydałoby się.
Red Riot kiwnął głową, spuszczając wzrok na swoje złączone na kolanach dłonie.
— Dobrze, ale co z Shinso? Ufamy mu czy nie?
Deku zastanawiał się przez chwilę, wyraźnie szukając wszystkich ,,za" i ,,przeciw". Wreszcie przytaknął.
— Chwilowo chyba możemy. Jeśli jeszcze nic nie powiedział Shigarakiemu, to raczej już tego nie zrobi, to by było bez sensu.
— Deku, szukałem cię! — zawołał zdyszany Cellophane, wpadając do pomieszczenia. Gdy tylko zauważył Red Riota, stanął i zmarszczył brwi. — Och. Cześć.
— Cześć — mruknął ten i odchrząknął, usilnie nie spuszczając wzroku z wiszącego na ścianie naprzeciwko rysunku, przedstawiającego doktora Shigarakiego, Dabiego, Shoto, Chargebolta i Pinky, najpewniej zrobionego przez nią samą, gdy była jeszcze małą dziewczynką. Red Riot jakoś nigdy specjalnie nie zwracał na niego uwagi, ale teraz nagle stał się dla niego niezwykle interesujący.
Deku spojrzał wymownie na Red Riota, który zupełnie go zignorował, więc poddał się, ciężko wzdychając.
— Coś się stało, Cellophane? — zapytał spokojnie, a pytany posłał mu zdezorientowane spojrzenie, by zaraz się zreflektować:
— Ach, tak. Um... Earphone Jack twierdzi, że doktor Dabi czeka na nas w pokoju Kurogiriego.
— Znowu tam? Co to, jakaś nasza tajna baza?
— Właściwie to doktor Shinso też chce się tam spotkać jutro — wtrącił Red Riot, a Cellophane otworzył szeroko oczy.
— Doktor Shinso? Ale... ale on chyba nie...?
Red Riot westchnął, wiedząc, że mówiąc to, co zamierzał powiedzieć, tylko potwierdzi, że mężczyzna miał rację.
— Przyłapał mnie, gdy byłem u Ground Zero — mruknął więc cicho, a Cellophane zacisnął dłonie w pięści wyraźnie rozwścieczony. — Chce nam pomóc — dodał szybko, by choć trochę poprawić swoją sytuację.
— Doktor Shinso... chce nam pomóc? — dobiegł ich gdzieś z tyłu zachwycony głos Chargebolta.
Red Riot odwrócił się do niego powoli, przywołując na twarz wymuszony uśmiech.
— Jest jeszcze opcja, że chce nas zabić po prostu w bardziej wymyślny sposób — sprostował, choć bez przekonania.
Natomiast Chargebolt nawet nie próbował kryć ekscytacji.
— Nie, na pewno nie! Wiedziałem, że on jest wspaniały i dobry, wiedziałem!
— Um, nie chcę przeszkadzać, ale skoro Chargebolt nas usłyszał, to może to zrobić każdy — wtrącił się Deku, po czym wymownie spojrzał na drzwi do pokoju Kurogiriego.
— Właśnie, kto idzie? — zapytał Cellophane.
— Tylko dajcie mi dziennik i szybko to załatwię — powiedział Red Riot.
Deku i Cellophane spojrzeli po sobie z wyczekiwaniem. Przez chwilę tylko tak na siebie patrzyli, właściwie bez żadnego widocznego powodu, gdy Red Riot nie wytrzymał:
— Na co czekacie?
— No, Cellophane, daj mu dziennik — również ponaglił Deku, a Cellophane zbladł.
— Jak to, ja? Przecież... przecież to ty go masz! — krzyknął, a Red Riot zmarszczył brwi, zrozumiawszy, co się dzieje.
— Wy... zgubiliście go?!
— N-nie! — zaprzeczył Deku, rozpaczliwie rozglądając się wokoło, jakby miał nadzieję, że dostrzeże dziennik gdzieś na licznych w pomieszczeniu szafkach. — Pewnie ma go Earphone Jack!
— Nie mam — wtrąciła kobieta, właśnie wchodząca po schodach. — I już żałuję, że wam go zostawiłam.
Red Riot wpatrywał się w nich w szoku. Czy oni naprawdę zgubili ich najważniejszy dowód i dodatkowo kartę przetargową w rozmowach z doktorem Dabim?! Przecież wiedzieli, jak ważny jest dziennik, a wszystko wskazywało na to, że oni, dorośli ludzie, zachowali się jak małe dzieci, skrajnie nieodpowiedzialnie!
— Wszyscy możemy tu umrzeć — powiedział wreszcie spokojnie, ale po tonie jego głosu słychać było, że z trudem się powstrzymuje przed kolejnym wybuchem. — A wy tak po prostu...?
— To nie tak! — wszedł mu w słowo Deku, łapiąc się za głowę. — Jestem pewny, przysięgam, że mieliśmy go w pokoju Kurogiriego! Pewnie nadal tam jest! — dodał, choć widać było, że nie jest przekonany co do swoich słów.
— W takim razie pójdę tam, a jeżeli nie będzie dziennika, równie dobrze mogę się z wami pożegnać — stwierdził Red Riot i wszedł do pomieszczenia, zanim jego przyjaciele zdołali zaprotestować.
Doktor Dabi siedział na łóżku Kurogiriego i opierał się o ścianę, a w ręku trzymał jakąś książkę, którą czytał przy nikłym świetle lampki, stojącej na szafce nocnej. Red Riot przez moment miał nadzieję, że owa książka jest zaginionym dziennikiem, ale zaraz ją stracił, gdy dojrzał, że okładka nie jest czarna, a czerwona.
— Siadaj, Red Riocie. Podjąłeś decyzję? — rzucił doktor, nawet nie unosząc głowy znad lektury. Zdawał się być zupełnie wyluzowany, czego z kolei brakowało coraz bardziej zdenerwowanemu Red Riotowi, który rozpaczliwie przeczesywał wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniach widocznie tam nieobecnego dziennika.
Co się z nim mogło stać? Chyba... chyba ktoś go nie ukradł?
— Ja... tak. Oddam dziennik — mruknął mężczyzna, starając się jak najdłużej przeciągnąć spotkanie i tym samym kupić sobie trochę czasu.
— W takim razie czekam. — Dabi wreszcie na niego spojrzał z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy. Równie dobrze mógłby być wściekły, jak i spokojny, choć Red Riot miał dziwne, nieodparte wrażenie, że bliżej mu do rozbawienia, co byłoby przecież absurdalne i absolutnie nie na miejscu.
— Sęk w tym, że nie mam pojęcia, gdzie jest — powiedział w końcu, postanawiając nie łżeć, bo każde przychodzące mu do głowy kłamstwo było jeszcze mniej wiarygodne, niż szczera prawda. — Chyba go zgubiliśmy.
Dabi uniósł brew, ale nie sprawiał wrażenia specjalnie zdumionego. Odłożył natomiast książkę i wstał, podchodząc bliżej rozmówcy.
— Mam rozumieć, że w takim razie z transakcji nici? No cóż, widocznie Ground Zero będzie musiał jeszcze poczekać na swojego rycerza na białym koniu — stwierdził, a złośliwy uśmieszek ukradkiem wkradł się na jego wargi. — Nie spodziewałem się tego po tobie, Red Riocie. Sądziłem, że on więcej dla ciebie... znaczy. — Pokręcił głową. — Żeby chwytać się tak niewiarygodnego kłamstwa... wystarczyło powiedzieć prawdę, efekt byłby ten sam.
— Nie! Nie, proszę, znajdę go! — krzyknął Red Riot, czując, jak zaczyna go obezwładniać panika. — Oddam ci go, ale daj mi jeszcze kilka dni!
Dabi zaśmiał się cicho, kręcąc głową i powoli kierując się w stronę wyjścia.
— Naprawdę myślisz, że jestem tak naiwny? Nie weźmiesz mnie na litość, a te próby są żałosne.
— Błagam! — jęknął Red Riot, łapiąc go za rękaw śnieżnobiałego kitla. Dabi stanął, ale nie odwrócił się w jego stronę.
— Masz czas do następnych badań. Jeśli do tego czasu nie dostanę dziennika, Ground Zero zginie z moich rąk — powiedział cicho, po czym bezceremonialnie wyszarpnął rękaw z uścisku mężczyzny i wyszedł.
Red Riot odetchnął z ulgą, zaraz jednak zdał sobie sprawę, że jeśli nie odnajdą dziennika, na opracowanie planu i ucieczkę będą mieli niecałe trzy dni.
Doktor Shinso był ich jedyną nadzieją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro