Musze ją odnaleść!
Perspektywa Steva
Po tym jak porwiali Sophie jestem załamany. Mało śpie, mało jem. Gdyby nie Natasha było by ze mną gorzej. Sophie... Porwali ją. Porwali moją kruszynke! Ona nic im nie zrobiła. Zaraz , zaraz. Jak ją nazwałem? Moja kruszynka. Nie ja nie moge do niej coś czuć... Znam ją pare dni i coś do niej czuje. Po pierwsze ona ma 16 lat a ja 95. Ona jest młoda ma całe życie przed sobą. Przez mnie ona sobie życie zmarnuje. Po drugie Sophie mnie nie zechce. Znajdzie sobie jakiegoś chłopaka w swoim wieku, który się nią zaopiekuje. Będzie ją gładził po włosach, patrzył w jej niesamowite szare oczy, przytulał się do jej pięknego ciała i całował jej miękie usta. STOP!! Steven! O czym ty myślisz! Ja nie moge się w niej zakochać!
-Kapitanie! Czy ty wogule mnie słuchasz?!-z moich rozmyślań wyrwała mnie Nat.
-Ach... Tak, tak.-powiedziałem.
-Tak? To co mówiłam?-spytała.
-Ech...-mówie.
-Nie słuchałeś... Mówiłam że musisz coś zjeść. Jesteś blady i masz wory pod oczami.-powiedziała i przygotowała mi kanapki.
-Dzięki Nat.-powiedziałem i wziełem od niej kanapki. Po skończonym posiłku poszedłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Myślałem o Sophie. Co teraz robi? Jak się czuje? Gdy tak myślałem nawet nie zauważyłem kiedy zmożył mnie sen.
Cześć. Oto kolejna część. Zrobiłam z perspektywy Steva. Podoba wam się. Dajcie znać w komentarzu. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro