Koszmary
Po udanym maratonie filmowym każdy poszedł do swojego pokoju. Gdy weszłam do swojego pokoju podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Spodziewałam się że będzie pusta a tam było dużo ciuchów. Wyciągnełam z niej piżame i ręcznik. Potem poszłam do toalety się umyć. Po skończonej czynności dokładnie wytarłam się ręcznikiem i ubrałam białą bluzke od piżamy i krótkie szare spodenki. Umyłam zęby , uczesałam mokre włosy i poszłam spać ale nie na długo...
Sen a raczej koszmar:
Byłam na misji a moją misją było zabicie Alexandra Blue. Chyba naraził się Hydrze. Mój cel znajdował się w swoim pokoju wraz z żoną i dwójką dzieci. Po chwili żona i dwójka dzieci opuściły pomieszczenie więc mogłam wkroczyć do akcji. Rozwaliłam szybe w dachu i weszłam po cichu. Weszłam do pokoju męszczyzny. Był z żoną. Cholera... Szybko wyciągnełam broń i sztrzeliłam jego żonie w serce. Zaś jemu sztrzeliłam w klatke piersiową. Po chwili umarli...
-Mamo co się dzieje?- spytał mały chłopiec. Miał około 11 lat.
-Chris co się stało?-spytała mała dziewczynka. Miała 6 lat.
Spanikowałam nie wiedziałam co zrobić. Rodzeństwo weszło do pokoju rodziców.
-Kim pani jest?!-pyta się jedynastolatek i patrzy na obraz za mną i szybko podbiega do martwych ciał rodziców.
-Zabiłaś ich!-krzyknął wściekły. A mi w głowie widniały tylko te słowa...:Żadnych świadków.
-Żadnych świadków.-powtórzyłam i wyjełam broń.
-Prosze dość już dość , przerażasz nas.-powiedziała mała dziewczynka. Musiałam ich zabić. Inaczej bym źle skończyła.
-Kiedy to silniejsze jest niż ja. Przepraszam...-powiedziałam i sztrzeliłam im w serca. Nigdy nie zapomne ich oczu. Były takie pełne nadziei. Nadziei że ich nie zabije.
Wracamy do teraźniejszości.
-Nie!!! Przepraszam ja nie chciałam!!!- krzyknełam. A do mojego pokoju wpadli Avengersi.
-Co się dzieje!?-krzyknął Stark. A ja usiadłam i zaczełam płakać.
-Ja nie chciałam ich zabić.-wychlipiałam przez płacz. A do mnie przytulił się Steve. Byłam troche zdziwiona ale odwzajemniłam przytulaska.
-Ci... Już dobrze... Już dobrze...-mówił i gładził mnie po włosach. A ja troche się uspokoiłam.
-Przepraszam nie chciałam was obudzić.-powiedziałam już spokojniej.
-Nie musisz przepraszać.-mówi Steven i dał znak innym żeby poszli spać. Nie posłuchał się tylko Stark.
-Co się stało?-spytał Steve.
-Sen...-odpowiedziałam.
-Co oni tobie zrobili z rękami?-spytał Stark a Steven popatrzył się na moje ręce z przerażeniem , troską i chęcią mordu aby zabić Hydre. Mocniej mnie przytulił
-Za kare że na jednej misji zostawiłam świadków. Jeden facet wpadł w furie , wzioł sztylet i zaciął mnie ciąć. A Zola po tym mnie zszył i mam takie ręce. Przepraszam...-powiedziałam i spojrzałam na swoje ręce.
-To nie twoja wina.-powiedział , usiadł na moim łóżku , wzioł moją jedną ręke i dotknął tam gdzie Zola mnie zszywał.
-Co za skurwys*n!-krzyknął Antony.
-Tony co to za słowa!-uniósł się Steve i mocniej mnie przytulił.
-Antony, Steven. Uspokoić się.-podniosłam troche głos i wyrwałam się z przytulaska.
-Mów mi Tony.-powiedział Stark.
-Okej.-powiedziałam.
-Jak można coś takiego zrobić 16-latce.-powiedział Steven i złapał mnie za drugą ręke bo pierwszą trzymał Tony.
-Spokojnie nic mi nie jest. Która godzina?-spytałam.
-Jest 2:42.-odpowiedział Stark.
-Idźcie spać.Jutro opowiem wam reszte.-powiedziałam.
-Okej to do zobaczenia później.-powiedział Tony i wyszedł.
-A co z tobą?-spytał z troską Steven.
-Ja nie ide spać. Będe znowu krzyczeć i was budzić.-odpowiadam.
-O nie. Masz iść spać. Każdy potrzebuje snu.-powiedział.
-Ale... ja nie wiem. Ciągle mam koszmary. Nawet nie mam nikogo kto by mógł mi pomuc.-mówie.
-To będziemy spać razem. Przesuń się troche.-powiedział. A ja wykonałam jego polecenie. Przesunełam się a on położył sie obok mnie. Przytulił mnie do siebie a ja odwzajemniłam przytulaska.
-Dobranoc.-rzekł , okrył nas kołdrą i pocałował mnie w czoło.
-Dobranoc.-powiedziałam i oddawałam się do krainy Morfeusza.
Hej. Przepraszam za błędy i przepraszam za tamte części które sie wam nie zbyt podobały. Mam takie pytanie. Ktoś to wogule czyta?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro