Rozdział 3
Kiedy usłyszałam co powiedziała Yachi dotarło do mnie, że nie ważne co zrobię to i tak spotkam tą dwójkę.
Razem z Yaku ruszyliśmy biegiem we wskazanym przez dziewczynę kierunku. Wiedziałam co się może stać, gdy tych dwoje się kłóciło. I nie było to nic dobrego.
- Morisuke... - powiedziałam, gdy byliśmy już niedaleko, w chłopak trochę zwolnił. - Skąd wiedziałeś, że to ja? - spytałam, bo przecież nie po to zmieniałam wygląd, żeby tak łatwo było mnie rozpoznać.
- No wiesz co. - odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie sceptycznie. - To że obciełaś włosy i zmieniłaś ich kolor wcale nie oznacza, że cię nie poznam. Po pierwsze jesteś moją kuzynką. - posłał mi szeroki uśmiech. - A po za tym to masz unikalne oczy i zawsze rozpoznam ten twój pieprzyk. Przecież kiedyś go tak strasznie nienawidziłaś. - na niego słowa uśmiechnęłam się sama do siebie, ale jednocześnie coś ukłuło mnie w klatce piersiowej, bo to oznaczało, że na darmo zmieniałam mój cały wygląd.
- Shittykawa! Uspokój się! - usłyszałam krzyk Iwaizumiego jak dobiegliśmy na miejsce. Dwóch chłopaków, jeden brunet z idealną fryzurą, drugi o czarnych włosach, które wyglądały, jakby dopiero co wstał z łóżka. Serce ścisnęło mi się na ich widok. Tak bardzo za nimi tęskniłam, ale jednicześnie tak bardzo chciałam o nich zapomnieć. Ale bolał mnie fakt, że widziałam ich kłócących się.
- Kuro! - Yaku stanął między nimi, za co byłam mu wdzięczna, bo jeszcze chwila i serio rzuciliby się sobie do gardeł. Wiedziałam do czego byli zdolni.
- Idź stąd. - warknął Kuro. - Muszę załatwić tego śmiecia.
- Chcesz załatwić mnie? - prychnął kapitan Aobajōsai. - Zaraz to ty będziesz gryzł ten beton. - widziałam, że już chciał zrobić krok do przodu, ale powstrzymał go Iwaizumi, który chwycił jego ramię. - Puszczaj, Iwa-chan!
Nie mogłam na to patrzeć. Za bardzo bolał mnie fakt, że dwie osoby, na których tak strasznie mi zależało, się nienawidziły do tego stopnia, że brali udział w bójkach. Wiedziałam, że robię błąd, ale musiałam coś zrobić. Kości zostały rzucone już w momencie, w którym pomogłam Yachi albo jak zgodziłam się jechać na ten cały obóz treningowy. W którymś momencie i tak będę musiała się z nimi spotkać, więc najlepiej zrobić to teraz i ich jednocześnie powstrzymać. Zrobiłam krok do przodu.
- Ogarnijcie się! - krzyknęłam i podeszłam jeszcze bliżej, jednak na nich nie patrzyłam. Zacisnęłam ręce w pięści i zamknęłam oczy. - Myślicie, że kolejna bójka coś zmieni? Nie! Będziecie nienawidzić się jeszcze bardziej, a po za tym... - jednak moja przemowa została przerwana przez trenerów, którzy nagle się pojawli i zaczęli ich rozdzielać.
- Chodź. - poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę jednej z sal. Byłam pewna, że to Morisuke, ale gdy podniosłam wzrok zobaczyłam chłopaka o czarnych włosach. Dopiero, gdy weszliśmy do pomieszczenia a on zamknął drzwi i się do mnie odwrócił to go rozpoznałam. Jego przymrużone ciemne oczy uważnie skanowały moją osobę. Przede mną stał wicekapitan siatkarskiej drużyny Akademii Fukorōdani, Keiji Akaashi. - Chodź tu? - dopiero teraz zauważyłam, że rozłożył ramiona w geście wskazującym na to, że chciał, abym się do niego przytuliła. Tak też zrobiłam. Poczułam jak mnie obejmuje. I jak kładzie brodę na mojej głowie. Uśmiechnęłam się lekko przez łzy. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam płakać. Keiji zawsze potrafił poprawić mi humor. Doskonale pamiętałam jak go poznałam i jak się zaprzyjaźniliśmy. Kiedyś się nawet spotykaliśmy, ale stwierdziliśmy, że to nie dla nas... - Dobrze, że wróciłaś...
- Keiji, ja... - lekko się od niego odsunęłam. - Nie wróciłam. - spojrzałam mu w oczy. - To przypadek, że tu teraz jestem. To...
- Nic się nie dzieje przypadkiem... - mruknął.
- Wiem, ale chodzi mi o to, że nie wróciłam, bo to za bardzo boli. Boli mnie to, że zostawiłam was wszystkich tak bez słowa. Boli mnie to, że gdy patrzę na wasze twarze mam przed oczami te chwile, kiedy wszystko było dobrze.
- Mineko - przyciągnął mnie ponownie do uścisku. - Wiesz, że nie jesteśmy w stanie twgo zmienić. - pogładził delikatnie moje plecy. - Ale nie odsuwaj się od ludzi, którym na tobie zależy.
- Dobrze...
- A teraz idź ich znaleźć. - lekko się do mnie uśmiechnął, co zdarzało mu się naprawdę rzadko. Chyba, że coś się zmieniło podczas mojej nieobecności...
- Ale że ich? - zdziwiłam się.
- Znajdź kogoś za kim tęskniłaś i kto tęsknił za tobą. - skinęłam głową i szybko go jeszcze przytuliłam zanim wyszłam na korytarz, żeby zacząć poszukiwania.
Nie trwało to długo, bo gdy tylko wyszłam zza pierwszego zakrętu zderzyłam się z kimś. Na szczęście udało mi się utrzymać równowagę i tym razem nie miałam bliskiego spotkania z podłogą.
- Yukino! - spojrzałam na uśmiechniętego Hinate, z którym się zderzyłam. - Szukałem cię. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle było możliwe.
- Mnie? Po co? - zdziwiłam się.
- Chciałem cię przedstawić mojemu przyjacielowi. - chwycił mnie za rękę i pociągnął w tylko sobie znanym kierunku. Chcąc nie chcąc musiałam się mu poddać. Może i nie wyglądał, ale był całkiem silny i naprawdę szybki... - Napewno go polubisz. - otworzył drzwi znajdujące się przed nami, a ja dostałam minizawału. Właśnie weszliśmy to pokoju, w którym byli zakwaterowani członkowie drużyny Nekomy. Przełknęłam ślinę i zrobiłam krok do przodu. Czułam się, jakbym właśnie wchodziła do jaskini lwa...
- Słuchajcie wszyscy! - usłyszałam krzyk rudzielca i spóściłam wzrok. - Dzięki tej dziewczynie udało się nam zorganizować ten obóz! Jest to nowa asystentka naszego trenera! Mineko Yukino-sempai. - i wtedy zapadła cisza. Wiedziałam, że oczy wszystkich były zwrócone na mojej osobie, więc powoli podniosłam wzrok. Ich miny wyrażały czysty szok. Szukałam jednej twarzy jednak na szczęście, a może niestety nie znalazłam jej. Był tam Inouka Sou, Fukunaga Shouhei, Kai Nabuyuki, Yamamoto Taketora i Kazume Kenma obok, którego stał teraz Hinata. - A to jest...
- Neko! - pierwszy odezwał się Yamamoto i rzucił się w moją stronę ze łzami w oczach, a do niego dołączyła się cała reszta. Płakałam i śmiałam się razem z nimi. Nie mogłam się powstrzymać.
- Skąd wy ją znacie? - spytał zszokowany Hinata.
- Neko-chan... - usłyszałam głos Kenmy i jakimś cudem udało się do niego przepchać. - To ty. - dojrzał na mnie, a ja dostrzegłam łzy w jego oczach, więc go do siebie przytuliłam.
- Tęskniłam. Tak bardzo tęskniłam. - poczułam jak zaciska dłonie na mojej koszulce na plecach.
- Ja też. On też. My też. - i po tych słowach znowu zrobiło się wokół mnie wielkie zbiegowisko. Wszyscy krzyczeli, jak bardzo za mną tęsknili. Jak dobrze, że jestem, a ja mówiłam im to samo. Tak strasznie za nimi wszystkimi tęskniłam. Pierwszy raz od dawna czułam się szczęśliwa. Czułam się jak w domu.
- Co to za zbiegowisko? - nagle usłyszałam ten głos. I ponownie zamarłam. - No co się tak patrzycie? Mam coś na twarzy? Co się dzieje?
Wszyscy zaczęli się powoli ode mnie odzywać, żeby nowoprzybyły mógł mnie zobaczyć. Najpierw zobaczyłam jego czarne sterczące włosy. Później jego lewe oko, bo prawe było przykryte przez grzywkę. Na samym końcu dostrzegłam szok widniejący na jego twarzy.
- Ty... - powiedział lekko słyszalnie.
- Cześć, Tetsu... Tęskniłam, wiesz?
I co myślicie?? Może być??
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro