Rozdział 6
Sobota 11 października 2009 roku. Wtedy właśnie po dwóch miesiącach pisania ze sobą postanowiliśmy się spotkać. Bo przecież ile można ze sobą pisać? Łukasz był naprawdę fajnym chłopakiem i chciałem, żeby został moim przyjacielem. Nasze spotkanie miało odbyć się w Gdańsku, dla niego było to pokonanie pewnie paru kroków. Ja za to musiałem przebyć trochę dłuższą podróż, ale cóż czego się nie robi żeby spotkać kogoś.
Jednak jak tylko trafiłem do nadmorskiej miejscowości, to zgubiłem się. Na moje szczęście złapałem jakąś taksówkę, która zawiozła mnie do wyznaczonego celu. Jak tylko tam dotarłem, to zacząłem zastanawiać się, co ja do cholery tutaj robię?
Przyjechałem kilkadziesiąt kilometrów tylko po to, żeby spotkać chłopaka, któremu wcześniej zabrałem walizkę. Nigdy żaden z nas nie wysłał swojego zdjęcia, po prostu nie czuliśmy takiej potrzeby. Wtedy doszedłem do wniosku, że był zły pomysł. Nigdy nie wiadomo, co mogło mnie tutaj czekać. Jestem w obcym dla mnie mieście i mam za niedługo zobaczyć osobę, z którą pisze dwa miesiące. Czy ja właśnie zwariowałem?
Około godziny 15 mój telefon zawibrował. Wyciągnąłem go z kieszeni i odblokowałem, zauważyłem nową wiadomość od Łukasza.
Ł: Szukaj chłopaka w czarnym płaszczu, czerwonej chuście pod szyją z włosami do uszu i głupim uśmiechem.
Wtedy westchnąłem, dostałem właśnie opis godny Oscara. Zacząłem skanować moje otoczenie, jednak jedyne co widziałem, to staruszki i jakieś pary. A przecież Łukasz nie pasował do żadnej z tych grup. Postanowiłem ruszyć się z miejsca i dokładnie rozejrzeć się po ludziach. Może wyglądałem teraz jak chodzący idiota, który chce kogoś złapać i nie wiadomo co jeszcze z tym kimś robić.
Nagle jak grom z jasnego nieba, zauważyłem wysokiego chłopaka w czarnym płaszczu i szalikiem po same uszy. Wiedziałem, że to Łukasz, bo jemu zawsze jest zimno. Szybszym krokiem podszedłem do niego i stanąłem przed chłopakiem.
- Łukasz? To ja Kamil.
Zastanowiło mnie jego zachowanie. Stał tam jak kołek i nie wydusił z siebie żadnego słowa. Pierwszej chwili myślałem, że jest głuchoniemy. Przecież nie rozmawialiśmy telefonicznie, może nauczył się pisać i nie powiedział mi o swojej wadzie. Jednak chwile później powiedział.
- Jezus Maria. Wyobrażałem sobie Ciebie inaczej.
Zaśmiałem się. Poczułem się jak na randce w ciemno. Kiedy to też nie wiesz kogo spotkasz, a potem dziewczyna Ci mówi ,,Myślałam, że jesteś przystojniejszy''.
Koniec końców zdecydowaliśmy się na pójście do jakieś kawiarni. Łukasz okazał się naprawdę gadatliwym chłopakiem, buzia mu się nie zamykała. Opowiadał dosłownie o wszystkim nawet, o jakiś mało ważnych szczegółach.
- Myślałem, że jesteś niższy Kamil
Wtedy obaj się zaśmialiśmy. Czułem jakby znał go od lat i spotykamy się po jakimś niekrótkim czasie. Rozmawialiśmy tak dobre parę godzin, aż okazało się , że spóźniłem się na pociąg i muszę jechać następnym, który był dopiero za dwie godziny. Jednak spędziłem je naprawdę dobrze, zaczęliśmy temat studiów. Dowiedziałem się, że Łukasz od zawsze chciał tłumaczyć teksty. Ja za to powiedziałem mu o mojej pasji do gotowania. Kiedy się rozstaliśmy, stwierdziliśmy, że zdecydowanie musimy to powtórzyć.
Kiedy wracałem pisaliśmy ze sobą. Śmiałem się jak idiota z jego tekstów, które były naprawdę głupie. Łukasz często próbuje być zabawny, jednak nie zawsze mu wychodzi.
*
Stres to zło. Nie lubię tego uczucia, które dominuje w moim organizmie, kiedy ma wydarzyć się coś ważnego, a ja mam w tym uczestniczyć. Po dwóch miesiącach intensywnego pisania ze sobą postanowiliśmy się spotkać. Od samego początku nie wydawało się to dobrym pomysłem. Po pierwsze nie widzieliśmy się nigdy na oczy, a po drugie Kamil mógł się okazać jakimś starym napalonym zboczeńcem. Wydawał się fajny, ale czy był tym za kogo się podawał? Nie miałem zielonego pojęcia. Jedną rzeczą, którą dobrze wiedziałem, to to, że obecnie pocą mi się dłonie, a żołądek chce wywinąć orła. Skóra swędziała mnie tak mocno, że już myślałem, że coś złapałem. Byłem prawie cały czerwony. Na dworze do tego było tak strasznie zimno, że miałem ochotę opatulić się jak na zimę.
Cały czas się zastanawiałem dlaczego Kamil zgodził się na spotkanie w Gdańsku. Mógł przecież zażądać czegoś bliżej siebie.
Prawie zniosłem jako, kiedy zdałem sobie sprawę jak te przeklęte godziny minęły. Śniadanie chciało mi wyjść gardłem. Byłem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Bo co będzie jeśli on odkryje, że jestem gejem i pośle mnie do wszystkich diabłów?! Często powtarzał, że wychowała go mocno wierząca osoba. Homoseksualizm to przecież zło.
Jednak największą przeszkodą okazał się być Bartek. Nie mogłem mu przecież powiedzieć w prost, że idę spotkać się z innym facetem. Zabiłby mnie za to. Należy do tych ludzi, którzy są strasznie zazdrośni. Nawet nie wiedział, że piszę z kimkolwiek. Pewnie rozpętałaby się wojna stulecia. Nieraz mam go dość, ale miłość nie wybiera. Kochałem go całym sercem, albo tak mi się przynajmniej wydawało.
Po długiej dyskusji i tłumaczeniu, że chciałbym się pouczyć (bo tak, dopiero zaczął się rok akademicki, a ja się już uczę), Bartek stwierdził, że pojedzie na weekend do mamy. To była chyba najlepsza decyzja jakąś mógł podjąć.
Im bliżej było spotkania, tym ja się coraz gorzej czułem. Każda komórka mojego ciała odczuwała, że ten dzień może zmienić moje życie.
Przed wyjściem ubrałem na siebie płaszcz i czerwoną chustę, którą dostałem od przyjaciółki na urodziny. Dobrze wie, że czerwień działa na mnie jak płachta na byka. Jednak ona musiała zrobić mi taką a nie inną niespodziankę. Jakby nie fakt, że to od niej, chusta leżałaby gdzieś na samym dnie szuflady. Tak czy inaczej nosiłem tą 'zacną' ozdobę pod szyją. Kiedy ją zakładałem po prostu zapominałem jakiego jest koloru.
Idąc w wyznaczone miejsce wysłałem wiadomość do Kamila. Napisałem kogo ma mniej więcej szukać. Nie wiem dlaczego wolałem, aby to on mnie znalazł a nie na odwrót.
Szedłem sobie przed siebie myśląc co mi strzeliło do głowy. Mądry człowiek nie idzie spotkać się z obcym człowiekiem tak podekscytowany, że aż kipi. Byłem tak pogrążony w wyobrażaniu sobie chłopaka, że nawet nie zauważymy jak ktoś przede mną stanął.
-Łukasz? To ja Kamil
I mnie zacięło. Przede mną stał kilka centymetrów ode mnie niższy chłopak. Poczułem się jakby ktoś walnął mnie w mordę. Kamil był strasznie przystojny. Ucieleśnienie moich najskrytszych marzeń. Jego oczy wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem, a ja nie mogłem nic z siebie wyrzucić. Na chwilę zapomniałem jak mam na imię i co tu robię. Dlaczego istnieją tacy mężczyźni?! Miałem ochotę wziąć go w ramiona i nie wypuścić do końca życia. To jednak byłoby dziwne.
Kamil patrzył się na mnie jakby czegoś oczekiwał i wtedy zdałem siebie sprawę z tego, że stoję jak idiota i wpatruję się w niego. Za nim myślę, mówię.
-Jezus Maria. Wyobrażałem sobie Ciebie inaczej.
Miałem ochotę strzelić sobie w pysk, albo pójść się utopić.
-Dzięki -chłopak się roześmiał -Poczułem się jak na pierwszej randce, kiedy to dziewczyna mówi. Koleś myślałam, że jesteś przystojniejszy.
Wtedy już oboje się śmieliśmy. Zapowiadało się miłe popołudnie. Zabrałem Kamila do kawiarni, gdzie często chodzę z Bartkiem. Podawali tam dobrą kawę i sernik. I tak przy kawie i herbacie przesiedzieliśmy kilka godzin opowiadając sobie o swoich rodzinach i życiu. Omijałem zręcznie temat tego z kim się obecnie spotykam. Kamil za to opowiadał o swojej dziewczynie. Słuchałem tego z miłą chęcią, choć nie byłbym sobą jakbym nie wtrącał swoich trzech groszy. Przez te kilka godzin nagadałem się jak nigdy w życiu. Czułem jakby ten mężczyzna siedzący przede mną był od zawsze moim przyjacielem i teraz po porostu po wielu latach spotkaliśmy się.
-Cholera! -podskoczyłem słysząc zdenerwowany głos chłopaka -Spóźniłem się na pociąg. Za dobrze mi się z tobą rozmawia.
-Zawsze możesz przenocować u mnie -dlaczego to powiedziałem?! Przecież nie wytrzymałbym z nim w domu ani sekundy nie dotykając go. Właśnie myślą zdradziłem mojego chłopaka!
-Spokojnie. Za dwie godziny mam kolejny
I tak spędziliśmy ze sobą kolejne godziny na rozmowie o głupotach. Naśmiałem się przy tym. Nigdy jeszcze nie spotkałem kogoś takiego z kim przy pierwszym spotkaniu rozmawiałem jakby zaraz miało skończyć się życie.
Odprowadzając go na pociąg czułem jakby w raz z nim odjechała jakaś cząstka mnie.
Wtedy pierwszy raz zadałem sobie pytanie, czy to co jest pomiędzy mną a Bartkiem można nazwać tą jedyną i prawdziwą miłością.
K: Jeszcze raz dziękuję Ci za tak miłe spotkanie :)
Ł: Ja również. Muszę Ci się przyznać, że się trochę stresowałem.
K: Nie jesteś sam. Ja stresowałem się jak przed maturą.
Ł: Czuję się jak egzamin dojrzałości:)
K: Wiesz, że nie jesteś zabawny?
Ł: Zraniłeś moje uczucia.
K: Pamiętaj. Przyjaciel zawsze Ci powie prawdę.
Uśmiechnąłem się szeroko widząc ten jeden wyraz 'przyjaciel'
A co do żartu, to niby był głupi, ale nikt nie podejrzewał, że może okazać się prawdziwy. Bo tak naprawdę byłem dla Kamila egzaminem dojrzałości
Troszkę z was chciało rozdział, bo polubiliście naszych bohaterów, dlatego proszę bardzo xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro