Rozdział 2
Poniedziałek, 6 marca 1989 rok, 17: 32. To wtedy przyszedłem na świat. Tak przynajmniej zawsze mówi moja mama. Zmieniłem bardzo mocno życie rodziców. Nie byłem jakiś planowanym dzieckiem. Jednak oczekiwanym. Moja mama bardzo się ucieszyła na wieść, że zostanie matką. Miała wtedy dopiero osiemnaście lat i trochę się temu dziwię, że chciała ponieść trud macierzyństwa w tak młodym wieku. Mój ojciec wtedy dwudziestotrzyletni student chyba nawet nie myślał o tym, aby założyć rodzinę. Był wolnym duchem. Później jednak przyszło życie i to nowe. Wzięli szybki ślub, bez żadnych wielkich ceremonii czy imprez.
Urodziłem się dość niespodziewanie. Dwa tygodnie przed terminem. Moja mama była dość przerażona tym faktem, ale byłem cały i zdrowy.
Mama uparła się, aby dać mi na imię Daniel. Tata tylko kiwnął głową na zgodę. Bo co on będzie się kłócił z żoną. Ona przecież wie wszystko lepiej. W urzędzie jednak zmienił zdanie i tak otrzymałem dwa imiona. Łukasz Gabriel.
W wieku 4 lat poszedłem pierwszy raz do przedszkola. Czułem się dziwnie. Dlaczego? Byłem inny od tych wszystkich dzieciaków biegających wokoło. Wszyscy chłopcy w mojej grupie lubili bawić się samochodzikami, a ja siedziałem i oglądałem książki. W wieku pięciu lat stwierdziłem, że będę strażakiem. Uwielbiałem książeczkę 'Jak Wojtek został strażakiem' . Chciałem być jak on, bohaterem. Wtedy też napomknąłem, że chcę mieć chłopaka. Jednak moja mama to szybko sprostowała.
Gdy miałem siedem lat na świat przyszedł mój brat, Tomasz. Wiecznie jęczący i pozostało mu to do dziś.
Byłem wychowywany w przeciętnej katolickiej rodzinie. Przyjąłem chrzest, Komunię Święta i bierzmowanie. Mama zawsze uczyła mnie tolerancji do innych ludzi. Ją nie obchodziło to jaki kolor skóry ma inny człowiek, jakiej jest narodowości, religii, orientacji. Dla niej wszyscy byli równi, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi.
W wieku czternastu lat chciałem pokazać jaki ze mnie 'kolo' i bez żadnego przygotowania wjechałem na lód na łyżwach. Wcześniej nigdy nie jeździłem. Skończyło się w szpitalu. Do tej pory mam wstręt do lodowisk.
Wraz z piętnastym rokiem życia zacząłem zastanawiać się nad swoją orientacją seksualną. Rozglądając się zauważyłem, że wielu moich kolegów podrywa dziewczyny. Ja jednak nie miałem takiej potrzeby. Wtedy pierwszy raz zadałem siebie pytanie: czy jestem gejem.
Do siedemnastego roku życia ciągle tkwiłem w odnalezieniu prawdziwego siebie. Przeszedłem przez fazę: Jestem hetero, bi a nawet aseksualny.
Ostateczna wersja. Jestem hetero.
Umawiałem się na randki, a raczej próbowałem. Jakoś nie byłem przekonany do tych wszystkich romantycznych wieczorów. Chciałem coś na spontanie lub z adrenaliną. Iść na mecz piłki nożnej czy nawet ręcznej. Miałem ochotę wskoczyć nago do morza. Śpiewać o północy na Sopockim Molo. Jednak jak coś takiego padało z moich ust, dziewczyny patrzały na mnie jak na głupka.
Dlatego nie miałem żadnej dziewczyny. Te jednorazowe randki to raczej się nie liczą.
Przełom przyszedł chwilę przed Świętami Bożego Narodzenia. Na imprezie Mikołajkowej pierwszy raz pocałował mnie facet. To było jak grom z jasnego nieba. I pytanie dlaczego wcześniej tego nie zrobiłem. Odpowiedź była prosta. Religia ci na to nie pozwala.
Zacząłem chodzić z Darkiem. Miły chłopak. Jednak nam nie wyszło.
W wieku osiemnastu lat, przyznałem się przed rodziną, że jestem gejem. Przyjęli to w miarę dobrze.
Skończyłem liceum, później rozpocząłem studia polonistyczne i przeprowadziłem się do Gdańska. Poznałem tam Bartka. Wtedy myślałem, że to miłość mojego życia. Zgadzaliśmy się we wszystkim. Mieliśmy wspólne zainteresowania, pasje. Kończyliśmy za siebie zdania.
Życie jednak bywa przewrotne.
Wracając z wycieczki spotkało mnie wielkie szczęście. Może to dziwne, że nazywam to co się stało na lotnisku szczęściem. Jednak nic piękniejszego nie mogło mi się zdarzyć.
Identyczne walizki, dwoje ludzi. Pierwsze spojrzenia.
Jednak los lubi płatać figle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro