Rozdział 11
Była sobota. Ją zapamiętam chyba bardzo dobrze, chociaż nie chciałbym tego. Od samego rana słyszałem głośne tuczenie się talerzami, potem ktoś naprawdę za głośno mówił. W dodatku kroki przy pokoju, w którym spałem też były niedoniesienia. Moja głowa nie mogła tego zdecydowanie znieść. To był istny horror. W pewnym momencie miałam ochotę wyjść z tego pokoju i nakrzyczeć na wszystkich, bo przecież ja tu próbuje spać! Ale nie byłem w swoim domu, więc nie mogłem nić z tym zrobić. Nakryłem głowę poduszką, jednak w duchu modliłem się, żeby to pomogło. Trochę dźwięków zgłuszyła, ale boże ja nadal słyszałem inne. Czy dzisiaj nie było mi dane spać. Nagle coś dotknęło mojej łydki, prawie spadłem z łóżka.
- Cholera jasna!
Byłem naprawdę zły, ale nagle zobaczyłem zdezorientowanego Łukasza. Stał tam z tacą nie wiedząc co zrobić.
- Przepraszam.
Przyjrzałem mu się dokładniej. Wyglądał jak przestraszony mały jelonek, taki bezbronny. Zacząłem się zastanawiać czy chłopak przypadkiem nie jest bipolarny. Bo był zmienny jak pogoda, raz potrafił być twardy i mieć wszystko gdzieś. Żeby po chwili pokazać tą miękką stronę i być naprawdę ciepłymi kluchami.
- Śniadanie. Zjedz.
Postawił tacę i po prostu wyszedł. Pachniało naprawdę dobrze. Dlatego pochyliłem się w stronę tacy. Zobaczyłem jajecznicę i stos kanapek , obok tego wszystkiego dumnie stała miętowa herbata. Uśmiechnąłem się, bo Łukasz zapamiętał co lubię. A ten fakt naprawdę mnie cieszył.
Jak tylko zjadłem naprawdę dobre śniadanie, ubrałem się i wyszedłem z pokoju żeby odnieść naczynia. Po drodze spotkałem brata Łukasza, ale on kompletnie mnie olał. Zacząłem się trochę obawiać, bo co jeszcze może się wydarzyć.
Łukasza znalazłem w kuchni. Siedział przy stole, a w jego dłoniach znajdował się kubek. Gdy mnie zobaczył wstał i spojrzał tymi swoimi czekoladowymi oczami.
- Jeśli chcesz skorzystać z łazienki, to ja Cię zaprowadzę.
Właśnie wtedy zaczął zachowywać się dziwnie. To nie był ten chłopak, którego poznałem. Wydawał się strasznie spięty, nawet kiedy prowadził mnie do łazienki. Nie miałem pojęcia, co było przyczyną jego zachowania.
Wieczorem po całym dniu dziwnego zachowania Łukasza i uciekania nawet przed moim dotykiem i nie odpowiadaniem na moje pytania (bardzo mnie to zdziwiło), wybraliśmy się na spotkanie z jego przyjaciółmi.
Okazało się, że klub do którego mamy się wybrać, znajduje się na obrzeżach miasta. Więc zanim tam dotarliśmy minęła godzina, a może nawet trochę dłużej.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg klubu, zacząłem się obawiać. W dodatku w tłumie ludzi zauważyłem Bartka. Przecież jak się chłopak dowie, że byłem w domu Łukasza, to może być naprawdę nie miło. Stał on przy wysokiej szatynce która wbijała mu palec w czoło. Można było zobaczyć, że ewidentnie się kłócą.
Łukasz zaciągnął mnie w ich stronę. Dziewczyna zaraz przeniosła wzrok na mnie, nie wiedziałem zbytnio co robić.
- To ty jesteś Kamil?
Szatynka uśmiechnęła się szeroko, a potem szepnęła coś na ucho Łukaszowi, który od razu się zaczerwienił. Poznałem Silvana, zwanego przez przyjaciół Sensejem, Agatę, na którą mówią Wera, Jaśke i Maksa, który wyglądał jakby miał depresje.
Później udaliśmy się do jednego z wielu stolików. Silvan przyniósł alkohol i tak po chwili zaczęła się dosyć ,,pijana'' zabawa. Nagle do moich uszów doszedł głos.
- Chcesz zapalić?
Pytanie Silvan'a mnie naprawdę zdziwiło. Kiedy chciałem już odpowiedzieć, wtrącił się Łukasz. Jakby był moim ojcem i musiał wszystkiego dopilnować.
- On nie pali.
- A może jednak?
- Nie!
Spojrzałem zdziwiony na Łukasza i Jaśkę, którzy w tym samym czasie dosyć głośno krzyknęli. Nikt nie drążył dalej tego tematu, więc i ja postanowiłem o nic nie pytać. Dalej impreza szła naprawdę gładko, alkohol trochę pomógł, przez co rozmowy szły naprawdę dobrze. Musiałem przyznać, że chłopak ma naprawdę spoko znajomych.
To co, że urwał mi się film i kompletnie nie pamiętam co się działo dalej. Przecież to już mało istotny szczegół.
*
Przez cały dzień zachowywałem się jak idiota w stosunku do Kamila. Ale jak uświadomiłem sobie, że to wszystko co teraz czuję do niego, nie jest tylko przyjaźnią, przestraszyłem się. Jeśli pokażę mu chodź odrobinę moich uczuć, to wszystko się skończy. Nie chciałem go tracić. Był najjaśniejszym promykiem w moim szarym świecie. To on czynił moje życie kolorowym. Nawet przez sekundę nie myślałem tak o Bartku. Kamil był wszystkim.
-Łukasz? -spojrzałem na siedzącego tuż obok mnie Kamila. Uśmiechnąłem się szeroko. Był teraz mój, na wyciągnięcie ręki. Prawie unosiłem dłoń, aby dotknąć jego policzka i poczuć dotyk delikatnej skóry. Czułem się jak w transie. I prawdopodobnie bym się zbłaźnił jakby nie kolejne jego słowa -Mówię do ciebie od jakiegoś czasu, a ty mnie olewasz.
-Przepraszam, zamyśliłem się.
W duchu podziękowałem mu za powstrzymanie mnie przed zrobieniem czegoś głupiego. Przez resztę drogi starałem skupiać się na jakiś szczegółach. Nie chciałem ponownie odpłynąć z moimi myślami, albo wpatrywać się w Kamila jak w obrazek. Był tak piękny, że mógłbym oddać za niego wszystko co mam. Nawet życie.
Najgorsza rzecz, jaka może ci się przytrafić, to utkniecie w przyjaźni.
Byłem gejem, a on hetero. On miał dziewczynę, ja chłopaka. Ja darzyłem go czymś więcej niż przyjaźnią, on mnie tylko lubił.
Wszystko takie popieprzone. Chciałem się położyć i umrzeć. Uświadomienie sobie, tego że czujesz coś więcej do przyjaciela, to jakby podpisać na siebie wyrok.
Cieszyłem się kiedy wreszcie dojechaliśmy i mogłem zaczerpnąć powietrza. Miałem wrażenie, że przez całą drogę nie oddychałem. Odpaliłem szybko papierosa i zaciągnąłem się okropnym dymem. To trochę mi pomogło opanować nerwy. Kamil tylko pokręcił głową, a ja posłałem mu szeroki uśmiech. Pamiętam jak kiedyś powiedział mi, że jakbyśmy byli w związku, to by mi te fajki do gardła wsadził. Wtedy się z tego śmiałem, teraz widzę to całkiem inaczej. Z tego miejsca, to już nie wydaje się być śmieszne. Ja naprawdę chciałem być jego.
W klubie jak zawsze było pełno ludzi. Ja jednak wypatrzyłem moich przyjaciół. Zawsze się odróżniali w tłumie. Jednak kiedy zobaczyłem minę Bartka, chciałem wracać do domu. Czekało mnie kolejne suszenie głowy. Temu chłopakowi nigdy to się nie nudzi.
-Kochanie...
Tyle mi przeszło przez gardło. Mój partner posłał mi mordercze spojrzenie. Czyli czekała mnie ciężka noc. Prawdopodobnie zginę.
-To ty jesteś Kamil?
O mało się zacisnąłem palców na nadgarstku Kamila, gdy usłyszałem głos mojej przyjaciółki. Stała tam i jarzyła się jak żarówka. Czułem, że zaraz coś wypali, dlatego szybko zacząłem przedstawiać moich znajomych brązowookiemu. Jaśka nachyliła się w moją stronę i wyszeptała.
-Jest idealnym kandydatem na męża. Twojego męża.
Spaliłem buraka i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Dlaczego ona mi to robi?! Przecież ja nie będę mógł teraz na niego spojrzeć nie wyobrażając sobie go w moich ramionach.
Zajęliśmy miejsce przy stoliku. Sensej przyniósł nam alkohol. Jako jedyny nie piłem. Nie miałem na to ochoty. Bartek przez cały czas jeździł dłonią po moim udzie. Trochę mnie to denerwowało, ale nie chciałem mu o tym mówić. Nie potrzebowałem kolejnego argumentu do kłótni.
Wszystko szło dobrze, dopóki Silvan nie zachciał poczęstować Kamila skrętem. Nie mogłem pozwolić na to.
- Chcesz zapalić?
- On nie pali.
Widziałem jak Kamil zaciska usta. Prawdopodobnie oburzył się za to jak się zachowuję, ale kiedyś mi za to podziękuje.
- A może jednak?
- Nie! -krzyknęliśmy razem z Jaska, co wywołało śmiech pośród reszty. Tylko Kamil patrzył na nas krzywo. Nagrabiłem sobie.
Po tym wszystkim jakoś się uspokoiło. Towarzystwo piło, paliło. Bawili się doskonale, tylko nie ja. Mój wzrok ciągle był skupiony na Kamilu, który przesadził z alkoholem. Pewnie będę musiał go zanieść do domu. Bartkowi to się nie spodoba.
-Pomarańczowa wazelina? -śmiech chłopaka odbił mi się w uszach -Daj spróbować! -patrzyłem jak Kamil delikatnie smaruje wargi. Nagle zrobiło mi się sucho w ustach. Chłopak pochylił się przed stół w moją stronę -Chcesz spróbować? -wszystko zaczęło we mnie krzyczeć. Chciałem spróbować jego ust. Chciałem go poczuć całego.
-Wolę truskawki -wypaliłem dużo nie myśląc. Chłopak tylko prychnął i usiadł z powrotem na krześle. Bartek zmierzył go wzrokiem i musiałem mu zatkać usta swoimi, aby czasem nie powiedział czegoś nie miłego.
Droga do domu okazała się być okropna. Kamil spał z głową na moim ramieniu, a Bartek ciągle marudził. Moja głowa była pełna ględzenia mojego chłopaka i myśli o przyjacielu, który był kimś więcej. Czułem się okropnie. Jakby coś mnie rozrywało.
Z zaciśniętymi zębami wyciągnąłem Kamila z taksówki. Bartek patrzył na to lekko lekceważąco. Myślałem, że mi pomoże, ale on nie. Zachowywał się jak jakaś księżniczka. Dobrze, że mu tiara z głowy nie spadła. Kiedy tylko otworzyłem drzwi do domu, on się wsunął pierwszy i pognał do mojej sypialni. Przewróciłem oczami i wciągnąłem brązowookiego do środka, a później do pokoju gościnnego. Rzuciłem na łóżko i próbowałem go rozebrać. Cienko mi szło.
-Łukasz -moje imię było zmieszane z lekkim chichotem. -Pocałuj mnie -przełknąłem silne i patrzyłem na niego z otwartymi ustami. Za nic nie wiedziałem co się dzieje. Co to wszystko miało znaczyć?! -Na dobranoc... taki maleńki buziak. -chłopak próbował na palcach pokazać jaki ma być ten maleńki buziak, ale coś mu nie wyszło i się roześmiał.
Wziąłem głęboki oddech. Powinienem tego nie robić, ale to było ode mnie silniejsze. Pochyliłem się nad nim i lekko go cmoknąłem w usta. Uniosłem głowę i zobaczyłem jak się uśmiecha. Chwilę później zorientowałem się, że usnął. Z mocno bojącym sercem rozebrałem go i wybiegłem. Czułem się jak napompowany. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Każda cząstka mnie kazała mi wrócić do Kamila i wtulić się w jego ciepłe ciało i zostać tam na zawsze.
Ledwo wszedłem do swojego pokoju. Na łóżku leżał Bartek. Jego mina mówiła, że mamy do pogadania. Ale dziś nie miałem ochoty na to. Szybko podszedłem do łóżka, złapałem go za kostki u nóg i mocno pociągnąłem. Jego nogi zwisały teraz luźno z łóżka. Pochyliłem się nad nim i wpiłem w jego usta. Musiałem pozbyć się uczucia ust Kamila na swoich. Chciałem, aby to co dzieje się w mojej głowie, zniknęło. Seks był na to najlepszym lekarstwem. Nie przejmowałem się tym, że rodzice są niedaleko i na pewno nas usłyszą. Potrzebowałem zapomnienia.
Poranna pobudka nie była taka straszna. Nie miałem kaca, więc czym tu się przejmować? Wstałem delikatnie z łóżka, aby nie obudzić Barka. Ubrałem się i upewniłem, czy mam na prawym nadgarstku opaskę. Naciągnąłem na siebie sweter i wyszedłem po cichu z pokoju. Zdziwiłem się, że w kuchni spotkałem Kamila. Wyglądał nawet normalnie. Jakby nie butelka wody i palce uciskające skroń, nie powiedziałbym, że ma kaca.
-Dzień dobry -miałem lekkie obawy do tego, że pamięta zrobiłem wczoraj.
-Dla kogo dobry, dla tego dobry.
Lekko się zaśmiałem. Wyciągnąłem z zamrażarki mrożony groszek i przyłożyłem mu do głowy. Wtedy on złapał mnie za nadgarstek i przytrzymał. Przejechał kciukiem po mojej skórze. Groszek upadł na stół a on wpatrywał się w moją rękę jak zakręty. Zrobiłem to samo. Silny elektryczny impuls uderzył we mnie, kiedy zdałem sobie sprawę z tego w co się tak wpatruje.
-Co to jest?!
Wyrwałem rękę. Czułem się sparaliżowany. Nie mam pojęcia jak udało mi się zebrać siły, aby wybiec z kuchni. Wpadłem do łazienki. Zakluczyłem drzwi i zjechałem po nich. Serce uderzało tak szybko, że nawet nie mogłem złapać oddechu. Spojrzałem na lewy nadgarstek. Ledwo widoczna blizna, teraz piła mnie w oczy.
-Łukasz?
Jego głos. Łzy naleciały mi do oczu. Miałem do cholery jasnej być silny!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro