Rozdział trzydziesty trzeci
Biel.
Nicość.
Oślepiająca jasność i nic poza nią.
- Nie przywykłaś do tego, prawda? - Calico usłyszała głos Damy, rozbrzmiewający w pustce.
Skinęła głową. W odpowiedzi Pani Światła zaczęła kreować wymiar, tak aby był lepiej dopasowany do umysłu śmiertelniczki. Niewielki pokoik z szarymi ścianami wyłonił się z otchłani. Bogini siedziała na fotelu, zwrócona twarzą w stronę płonącego kominka. Calico wpatrywała się w jej plecy.
- Usiądź obok - rzuciła Mevis.
Drugi fotel, tuż obok tego na którym siedziała bogini, pojawił się nagle. Nastolatka zajęła miejsce, uprzednio wyciągając zza pasa sztylet. Położyła go na kolanach i ze zwieszoną głową wpatrywała się w dziwaczne ostrze.
- Posłuchaj, ja... - zaczęła nastolatka.
Bogini pokręciła głową i przycisnęła palec do ust.
- Po prostu patrzmy. Jeszcze przez chwilę - szepnęła, nie odrywając wzroku od płomieni.
Calico posłuchała. Ogień zdawał się być namiastką bezpieczeństwa i spokoju. Nastolatka uśmiechnęła się do własnych myśli, a po kilku minutach odezwała:
- Moja matka zawsze mówiła, aby nie wpatrywać się zbyt długo w ogień, bo zabierze duszę.
Dama zmrużyła oczy.
- Słyszę twoje myśli. Czuję ten mętlik. Jeśli chcesz pytać, zacznij. Nie... - westchnęła Mevis, pocierając skronie. - Lozen wybrała. To już się dokonało. Ci, którzy zostają, często zmieniają się nie do poznania dla tych, którzy odeszli.
Bogini odchyliła się w siedzisku, nie przerywając monologu.
- Tak. Złe wspomnienia zawsze są silniejsze od dobrych. Pamiętasz wszelką krzywdę, rozpamiętujesz każdy błąd, a zapominasz, że istniały chwile, kiedy po prostu byłaś szczęśliwa. Lozen tkwiła w ciemności i stała się niezwykle podatna na wpływy tych, którzy obiecali jej światło.
Calico nerwowo bawiła się sztyletem w dłoniach.
- Chcę cię o coś prosić - mruknęła. Nie patrzyła na boginię. Jej spojrzenie znów utkwiło w płomieniach. - Pomóż mi. Pozbądźmy się Likurga, albo... albo ukryj mnie przed nim.
Dama machnęła dłonią, a cały pokoik zniknął. Pojawił się za to zimowy ogród. Iglaste drzewa przyprószone śniegiem. Nieznane nastolatce rośliny, które kwitły na błękitno, ozdobione szronem. Fontanna z zamarzniętą wodą. Przysypane białym puchem kamienne ścieżki, po których od lat nikt nie kroczył. Ruiny budynków wchłaniane przez okoliczne drzewa. Bogini przechadzała się nieopodal.
Calico ruszyła w jej stronę i skrzywiła się z bólu. Pieczęć na dłoni paliła żywym ogniem. Likurg już wiedział, gdzie jest. Mevis przystanęła. W milczeniu patrzyła na dziewczynę. Podeszła bliżej i wciąż z obojętnością zerkała, jak Calico kuliła się i zaciskała usta.
- Proszę żebyś... żebyś... - dukała nastolatka. - Mi pomogła. Ten... t-ten jeden raz.
Likurg próbował przejąć nad nią kontrolę. Ściskała w dłoniach niezwykły sztylet, kolejno unosząc go i opuszczając.
- Dlaczego? - zapytała Dama.
- Bo... bo jesteś p-patronką lu-ludzi... - Każde wypowiedziane słowo było okupione ogromnym bólem.
- To niczego nie zmienia - odparła chłodno rozmówczyni.
- A-ale...
Dama zmarszczyła brwi i przycisnęła własną dłoń do piersi, zupełnie jakby to jej kończyna płonęła niewidzialnym ogniem. Gdy po chwili bogini wyprostowała się, Calico poczuła nieprawdopodobną ulgę.
- Co zrobiłaś? - zapytała szeptem dziewczyna.
I zamarła zaskoczona, oglądając gładką skórę na ręce. Pieczęć Likurga zniknęła.
- Uznaj to za jeden z moich ostatnich darów dla ludzkości. Cokolwiek postanowisz, zrobisz to świadomie. - Dama uśmiechnęła się, choć w jej oczach nie było ani śladu wesołości.
- Mogłaś to tak po prostu zdjąć? - Calico wciąż nie mogła otrząsnąć się z szoku.
- Twój pan to tylko śmiertelnik, choć chce się łudzić, że pewnego dnia będzie inaczej - odparła bogini i znów ruszyła wzdłuż przysypanej śniegiem ścieżki. - Więc tak, mogłam - dodała, gdy nastolatka podeszła bliżej.
Zmierzyła wzrokiem broń Calico, a coś zdumiewająco ciemnego mignęło w jej oczach.
- Mogłam to zrobić od samego początku - dopowiedziała, uważnie przyglądając się dziewczynie. - Mogłam, choć nie chciałam.
- Co się zatem teraz zmieniło? - Calico starała się zachować spokój.
- To prezent pożegnalny. Więcej się nie spotkamy. Zresztą, każdy powinien ponosić konsekwencje swoich działań.
Dama stanęła przy obłupanej fontannie.
- Dlaczego więcej cię nie spotkam?
Bogini przez chwilę milczała.
- Czy to nie oczywiste? - szepnęła w końcu.
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie Calico.
Rzuciła sztylet przed siebie. Z głośnym brzdęknięciem odbił się od kamienia i zniknął w śniegu. Kąciki ust bogini drgnęły w kpiącym uśmiechu.
- Myślisz, że to coś zmieni?
- Oczywiście - fuknęła Calico. - Dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy?
- Bo ja chcę umrzeć - odparła Dama.
Spojrzała nastolatce prosto w oczy, a ta dostrzegła ogrom bólu, który przepełniał boginię. Pani Światła uniosła dłoń i wskazała za pozostałości rzeźby nieopodal.
- Wiesz, co to za miejsce?
Widząc przeczące kręcenie głową, bogini kontynuowała.
- Tu powstałam. Matka stworzyła mnie tylko po to, abym opiekowała się ludźmi. I odeszła, nigdy nie mówiąc, co to naprawdę oznacza.
Dama zesłała Calico wizję. Z nicości wyłoniła się istota. Początkowo bezkształtna, jeno echo ukrytej mocy, które nie wiedziało dokąd iść, ani po co. Nastolatka poczuła ogrom zagubienia i samotności. Świat był okrutnie obcym miejscem, przepełniony czymś, czego stworzenie nie było w stanie pojąć. Zaraz obraz rozmył się, a Dama patrzyła w niebo.
- Nigdy nie spotkałam kogoś, kto byłby do mnie podobny - szepnęła. - Póki jestem waszą patronką, póty nie mogę odejść. Muszę tkwić w tym, i jednocześnie we wszystkich innych światach, w których są ludzie. Oglądać to, co robią. Słyszeć to, co mówią. Miliardy osobników, biliony decyzji, ścieżki donikąd, drogi ku zatraceniu, iskry, które ledwo zapłoną i już gasną, a ja nie wiem, co się z nimi potem dzieje. - W jej oczach nie było śladu łez. Wyłącznie pustka i znużenie, zupełnie jakby tysiące lat takiej egzystencji wyparło z niej wszelkie uczucia. - Po prostu chcę, aby to się skończyło.
- Przecież... przecież to nie musi tak wyglądać - zaczęła Calico. - No i widziałam cię u Chaosa. On też jest bogiem, prawda? Jest taki jak ty! I... i... przecież w nas nie wszystko jest złe, prawda? Musiałaś oglądać i dobre rzeczy.
- To tylko kropla słodkiej wody w morzu obrzydliwości, którą wyczyniacie - odparła bogini. - A Chaos... - Potarła skronie i przymknęła oczy. - Dla niego wszystko jest zabawą. Nic nieznaczącą, bezmyślną i śmieszną. Nie rozumiem go. A on nie rozumie mnie. Poznałam tylko jego, ale... gdzie są inni? Gdzie są tacy jak ja? Czemu muszę tkwić w tej pustce i szaleństwo chaosu jest mi jedynym towarzystwem?
Dama usiadła na skraju fontanny. Calico opadła na kolana, tuż przy bogini i ścisnęła jej dłonie, pragnąc dodać otuchy.
- Przecież masz jeszcze nas... Mnie. Innych ludzi, swoich wyznawców!
Na ostatnie słowa, bogini zaśmiała się szyderczo. Policzki Calico pokryły się rumieńcem wstydu.
- Nie jesteśmy do cna źli - szepnęła nastolatka, kładąc głowę na kolanach Pani Światła.
- Może. Ale ja jestem już tak strasznie zmęczona - odparła bogini. - To wszystko nie ma końca. Chcę odejść. - Zamilkła i przez chwilę gładziła dziewczynę po włosach. - Oglądałam setki światów, w których umierałaś. Na targowisku. Z gorączki. Przypadkiem. Zabita przez potwora. I wiesz, co? Dzięki temu tysiące innych stworzeń miało swoją szansę. Bo nigdy nie otwierałaś wyrw, aby monstra mogły ich pozabijać. Twoje nieistnienie sprawiło, że istnieć mogło wielu innych. Jak mam to ocenić? - westchnęła, nie oczekując odpowiedzi. - Nie ma dobra ani zła. Jest tylko pustka i zimna obojętność wszechświata. Przepraszam, że cię rozczarowałam. Choć najbardziej rozczarowałam samą siebie.
Calico, z twarzą mokrą od łez, nie odrywała wzroku od Damy.
- Dlaczego więc sama tego nie zrobisz? - zapytała, próbując nieudolnie ukryć w głosie wyrzut. - Dlaczego sama się nie zabijesz?
Bogini przymknęła oczy.
- Bo tak będzie słuszniej. Ty już dostałaś coś ode mnie. Tym razem to cała ludzkość otrzyma ostatni dar. Przelałam w to ciało... - Dama uważniej przyjrzała się własnym dłoniom. - Ogrom mocy. Gdy je stracę, energia rozproszy się. Z korzyścią dla was.
- Niby jaką korzyścią? - parsknęła Calico, czując wzbierający w niej gniew. - Taką, że nas zostawisz?
- Dzięki temu Całun zostanie wzmocniony. - Dama bez trudu przerwała wyrzuty nastolatki. - Wszechświat istnieje tylko po to, by pożerać słabszych. Nieszczęśliwych, samotnych, mniej... udanych. W nieustannym wyścigu o przeżycie, ci, którzy pozostają w tyle są tratowani. Poświęcenie jednych jest konieczne, aby przetrwali drudzy. Oto największy sekret życia. Całun, który chroni wasze światy, jest stworzony z boskiej energii. Gdy moja rozproszy się, część zostanie wchłonięta przez niego i sprawi, że przez wiele set lat nie będą powstawać nowe wyrwy. Czy to nie wspaniałe? - zapytała obojętnie bogini.
- Ale ty umrzesz...
- I tak jestem martwa od dawna. Dzięki temu wrócę do domu. O ile jakiś istnieje. Może kiedyś odrodzę się jako coś innego. Może kiedyś będę szczęśliwa. Teraz... chcę po prostu zniknąć. A wy otrzymacie ochronę. Matka nie zarzuci mi, że nie spełniłam powinności. Będziecie bezpieczni. Ja zaznam spokoju. Czyż to nie brzmi cudownie? - Przerwała na chwilę. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała. - Pomyślałam, że dobrze będzie, jeśli ty to zrobisz. Mała, smutna i gniewna dziewczynka, krzycząca na słońce.
- Planowałaś to od dawna, prawda? - Calico odsunęła się od bogini.
- Od jakiegoś czasu szukam czempiona, który wyświadczy mi ostatnią przysługę. -
Machnęła dłonią, a sztylet wynurzył się ze śniegu i pomknął w stronę Pani Światła. Ta spróbowała podać go nastolatce. Widząc w jej twarzy strach, uśmiechnęła się pocieszająco.
- Jesteś wolna, Calico. Nie wiąże cię żaden pakt. A przed tobą jest tylko prośba nieszczęśliwej istoty. Pomóż temu światu, tak jak ja nigdy nie chciałam tego robić. To właśnie mi zarzucasz, prawda? Obojętność. Więc nie bądź obojętna wobec losów innych. Spraw, aby potwory przestały przybywać do waszego wymiaru.
- Jesteś chora - parsknęła dziewczyna, robiąc krok w tył.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo... - odparła bogini i wstała. Szła w stronę Calico, trzymając w wyciągniętej dłoni broń, zwróconą ostrzem we własne ciało. - Proszę...
Widząc, że rozmówczyni wciąż się wycofuje, westchnęła i znów usiadła na krawędzi fontanny.
- Zapytałaś mnie, czy widzę w ludziach coś dobrego - zaczęła, dotykając powierzchni wody. - Człowieczeństwo zawsze kojarzyło mi się z okrucieństwem, bezmyślnym podążaniem za tłumem i chciwością... Ale jest coś, co sprawia, że patrzę na was i zapominam, czym w istocie jesteście. - Dama uśmiechnęła się do własnych myśli. - Sztuka. W szczególności muzyka. Wiesz, że gdy dotkniesz klawiszu kalimby, ta wyda piękny dźwięk? Albo pianino. Bębny. Nawet jeśli się dopiero uczysz, i tak będziesz w stanie wydobyć z nich brzmienie, które nie rani innych. Ale skrzypce i inne instrumenty strunowe... - Bogini wciąż była pogrążona we wspomnieniach. - One wymagają poświęcenia. Niewłaściwy ruch, a nawet najwspanialsze będą wydawać z siebie obrzydliwe dźwięki. Muzyk, który da im cząstkę siebie, zapanuje nad nimi i zahipnotyzuje publiczność.
- Znałaś kogoś takiego, prawda? - Calico poczuła melancholię, która opanowała Panią Światła.
- Owszem. Mała skrzypaczka z ogniem w oczach. Płacząca, gdy ją odrzucano i gdy mówiono, że się nie nadaje. A jednak znajdująca w sobie siły, aby spróbować jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. Dlaczego? Skąd ta siła? Skąd ta moc w setkach jej podobnych, którzy wypełniani rozpaczą, podnoszą się i próbują jeszcze raz?
Spojrzenie Damy na chwilę stało się inne. Znacznie cieplejsze, żywe. Zaraz jednak znów przygasło.
- Kochałaś ją, prawda? - zapytała Calico. - Nieco... inaczej niż innych?
- Nie wiem, co masz na myśli - odparła bogini, wygładzając skraj sukni. - Ona była jedną z wielu płonących, którzy zgaśli w mgnieniu oka.
- Co się z nią stało? - Nastolatka usiadła obok rozmówczyni.
- Zmarła, jak i wszyscy śmiertelnicy przed nią i po niej. Nie wiem, co się z wami dzieje, gdy przechodzicie na drugą stronę - westchnęła Mevis. - Nigdy więcej was nie spotykam.
Calico przełknęła nerwowo ślinę.
- Chciałabym ją znów zobaczyć - szepnęła bogini. Wyciągnęła dłoń, w której trzymała sztylet. - Proszę.
- Nie wymagaj ode mnie czegoś, czego sama nie zrobisz - parsknęła gniewnie Calico, wstając gwałtownie.
Bogini chwyciła ją za rękę i pociągnęła lekko, zmuszając, aby znów usiadła obok.
- Proszę - powtórzyła. - Zróbmy to razem. Pozwól mi zaznać nieco szczęścia i ocal swój gatunek przed zagładą - szepnęła, przyciskając ostrze do własnej piersi. Wciąż trzymała drugą dłonią nastolatkę.
- Nie w ten sposób - szarpnęła Calico.
- Nie ma dla mnie innego. Proszę, nie chcę już cierpieć. Chcę odnaleźć swoją małą skrzypaczkę w innym świecie. Chcę wzmocnić Całun. Chcę uczynić cię wolną i silną na tyle, abyś mogła podążać własną ścieżką.
Już dwie ręce trzymały palce Calico. Ostrze sztyletu zaczęło ciąć skórę bogini.
- Jeszcze jedno. Twój były pan oszukał uzurpatora. Nie ma żadnej broni, zdolnej zabijać bogów. Umieramy, gdy przychodzi na nas kolei i... gdy chcemy się rozproszyć. Stać się na nowo jednością ze wszechświatem. - Dama uśmiechała się, wciskając ostrze coraz głębiej we własne ciało. - Ja nie chcę już być sama... Niech chociaż mała dziewczynka, krzycząca na słońce, mi potowarzyszy. Choć jeszcze przez chwilę.
- Przestań, ja... - Dziewczyna znów spróbowała się wyrwać. Sztylet na kilka milimetrów odsunął się od ciała bogini, by za chwilę znów się w nim zagłębić.
- Dziękuję... - szepnęła Dama.
I dźgnęła się głęboko w pierś, wciąż trzymając ręce Calico w swoich. Z rany wypływała srebrzysta gęsta, substancja. Krew bogini trysnęła na nastolatkę. Ta w końcu uwolniła się z uścisku. Upadła boleśnie na ziemię. Gwałtownie spróbowała wstać, potknęła się i runęła ponownie w dół. Ciało Mevis emanowało oślepiającą poświatą.
Białe linie, imitujące żyły, pokrywały całą skórę bogini. Nabrzmiewały i pulsowały, wijąc się. Jednocześnie twarz Mevis stawała się coraz bardziej bezkształtną bryłą. Zamknięte oczy zniknęły, pozostawiając pustą przestrzeń, nos spłaszczył się. Nie minęło kilka sekund, nim z jej ciała zniknęły wszelkie detale i pozostała gładka, świetlista poświata w kształcie człowieka.
Calico panicznymi ruchami próbowała zetrzeć z siebie jasną krew bogini. Ta jednak przywarła do niej. Krople zmieniały się w gęste grudki, które pełzały po przedramionach, aż w końcu zaczęły wnikać w kończyny nastolatki. Dziewczyna krzyknęła: z rozpaczy, zaskoczenia i strachu. Spojrzała na pozostałość po Pani Światła, a wtedy huknęło. Cała okolica pogrążyła się w oślepiającej bieli.
Nie było już zimowego ogrody, skąpanego w melancholii Damy.
Nie było zapomnianej przez ludzi fontanny, upamiętniającej dawno miniony świat.
Nie było też samej Calico, która zniknęła w ogłuszającej śmierci bogini.
Jasność. Niezwykła i na wskroś pozbawiona życia, rozproszyła się we wszechświecie.
* * *
Burza oklasków.
Dziesiątki rąk biły brawo.
- To było naprawdę niezłe! - krzyczał ktoś w oddali.
- Nie sądziłam, że to tak się skończy.
- Cholera, przegrałem zakład.
Calico otworzyła oczy. Przyszło jej to z wielkim trudem, ciało odmawiało posłuszeństwa. Leżała na podłużnym, drewnianym stole. Dookoła siedziało kilkanaście stworzeń. Część patrzyło na nią, inni wpatrywali się w niezwykłe kryształy, w których widać było poświatę minionych wydarzeń.
- Obstawiałam, że Mevis zabije Pierwszy Spustoszyciel - mruknął z zawodem damski głos.
- To byłoby nadzwyczaj symboliczne. I ironiczne - odparła nieznajoma rozmówczyni.
- Byłoby śmiesznie - dodał ktoś obok.
Calico jęknęła i spróbowała się podnieść. Ręce zadrżały, a dziewczyna opadła na łokcie, dysząc ciężko.
- Można ją jakoś przesunąć? Zasłania widok - sapnęła humanoidalna istota, przypominająca pół ptaka-pół człowieka.
- Nie wiem. Zresztą, jak tu spadła, to niech leży.
Nastolatka podjęła drugą próbę. Dźwignęła się ciężko i gruchnęła ze stołu.
- Ostrożnie! - warknął siedzący nieopodal demon, chwytając za pucharek z winem.
Calico czuła w gardle gulę. Żołądek skręcił się w supeł. Horda odgłosów i przekrzykujących się istot męczyła. Zapachy wyszukanych potraw oraz napitków wywoływały falę obrzydzenia.
Chaos, gwar i jedna wielka niewiadoma. Dziwaczne stwory pogrążone w wiecznym bankiecie, zakładach oraz zabawie. Calico westchnęła boleśnie, gdy zdała sobie sprawę, gdzie jest. Z trudem wstała i trzymając się blatu stołu, poszukała wzrokiem pana całego przybytku.
Chaos siedziało na podwyższeniu. Kobieta, będąca po prawicy istoty, wesoło szczebiotała coś do towarzysza. Calico zrobiła krok w tamtą stronę. Wiedziała, że została dostrzeżona przez stworzenie. Część licznych twarzy uśmiechnęła się do niej, inne ją ignorowały lub szczerzyły się w złowrogich grymasach. Iluzjonistyczne miraże mieszały w głowie.
Gdy dziewczyna podeszła bliżej, stworzenie znów zaczęło klaskać. Jak na rozkaz, zaczęli robić to pozostali.
- Świetnie, fantastycznie! - krzyczał Chaos. - W końcu zmieniono zasady gry!
Widząc, że pozostali nie przestają wiwatować, machnął lekceważąco dłonią. Wszyscy zniknęli. Samo pomieszczenie i suto zastawione stoły rozwiały się w powietrzu.
- Męczą mnie czasami - westchnęło bóstwo. - No, dobra, to jak zakłady? - Ze zdziwieniem rozejrzało się dookoła i widząc przy boku wyłącznie nastolatkę, jęknęło z zawodem.
- Nieważne, samo wybiorę wygranego - mruknęło. - Dobra, dobra, nie bądź taka cwana.
Calico zmarszczyła brwi, nie wiedząc do kogo zwraca się rozmówca, ale milczała, Miała pustkę w głowie. W jej sercu zdawała się istnieć ogromna dziura.
Ktoś zgasił we mnie światło - pomyślała, wpatrując się w liczne twarze Chaosu. Bóstwo śmiało się samo do siebie. Calico miała wrażenie, że czuje to, co czuła Mevis przed śmiercią. Rozczarowanie, samotność, gorycz. Wszystko gniło w niej środka, a mimo to stała w bezruchu i udawała, że wszystko jest w porządku.
Mój świat właśnie nie został rozerwany na strzępy - okłamywała samą siebie.
- Dobra, to zaczniemy jeszcze raz. Ale tym razem musi się udać! - zachichotała istota.
Nastolatka nie miała pojęcia, o czym mówiła. Usiadła na posadzce i obojętnie patrzyła na rozmówcę.
- Muszę znaleźć ci lepszy kąt, wiesz? - zapytał Chaos*.
Potrząsnął przy tym głową, zupełnie jakby kłócił się z własnymi myślami.
- Co...? - zapytała Calico.
- Przecież zostaniesz na wiecznej uczcie, prawda? Jesteś wolna! - zachichotało stworzenie. - Uznałom, że zasługujesz na błogosławieństwo. Moja obecność jest najwyższą formą uznania.
Nastolatka przymknęła oczy. Wszystko wydawało się zbyt głośne, zbyt jaskrawe, zbyt... istniejące.
- Nie chcę - mruknęła cicho.
Chaos udawało, że jej nie usłyszało.
- Ale znienawidzą cię magowie w twoim świecie - westchnęło teatralnie. - Nie sądzisz?
Calico posłała bóstwu półprzytomne spojrzenie.
- Zaciśnięty Całun oznacza nie tylko pozamykane wyrwy, ale i znacznie słabszy wpływ magii! Nieco szkoda, prawda?
- Nigdy nie byłam dobra w rzucaniu zaklęć - odparła obojętnie dziewczyna. - Zresztą, to i tak niewielka cena za zmniejszenie liczby potworów.
- Może. Może. Na pewno będzie inaczej... i nieco nudniej, nie sądzisz?
- Mam to gdzieś.
Calico wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Chaos ukucnęło przed nią. Ogromna, dziwaczna twarz zawisła przy nastolatce.
- Czuję się jak rozwleczone gówno - powiedziała dziewczyna, patrząc w nieustannie zmieniające się oczy bóstwa.
- Ani mnie ani wszechświata to nie obchodzi. - Chaos wciąż się uśmiechał. - Chodź, przyłączysz się do pozostałych.
- Chcę wrócić. - Calico wstała z posadzki.
Kąciki ust bóstwa opadły. Po chwili jednak uniosły się, a stworzenie klasnęło w dłonie.
- Pokażę ci coś niezłego. - Od niechcenia machnęło ręką, a sceneria znów się zmieniła.
Z ciemności wyłoniły się nagle setki luster. Przez chwilę Calico oglądała w nich własną, smutną i pobudzoną krwią oraz pyłem, twarz. Jednak widok w taflach szybko się zmienił. W niektórych zwierciadłach Calico odbijała się jako dziecko. W innych dostrzegała nieznajomą staruchę, zgarbioną od dźwiganych brzemień czasu. W kolejnych nie widziała siebie, lecz wyłącznie Lozen - zupełnie jakby istniały światy, w których Calico nie miała okazji się narodzić.
Setki żyć, tysiące możliwości. Pozornie nieistotne wybory, które zmieniały całą ścieżkę życiową.
Czy to... Doran? - pomyślała, wpatrzona w odbicie. W jednym ze światów przyjaciel z dzieciństwa został jej narzeczonym. W innym uciekła z domu i dołączyła do objazdowej trupy, wystawiającej kukiełkowe przedstawienia. Nastolatka uśmiechała się do niektórych wizji. Inne ją przerażały okrucieństwem i bezwzględnością świata. Jednak każda z nich pochłaniała ją. Obiecywała. Kusiła. Zapewniała o innych życiach i służyła jako przestroga. Chaos śmiało się cicho nieopodal. Dopiero to otrzeźwiło nastolatkę.
- Kilka minut w twoim świecie to tygodnie w moim, prawda? - zapytała chłodnym tonem.
Bóstwo entuzjastycznie skinęło głową.
- Choć to zależy ode mnie - doprecyzowało. - Mogę tak...
Pstryknęło palcami. Calico czuła, jak zaczęła się starzeć w ciągu kilku sekund. Patrzyła obojętnie na własne dłonie, które pokryły się plamami wątrobianymi. Skóra stała się cienka i przesuszona. Po chwili bóstwo odmłodziło nastolatkę.
- Dobrze się bawisz? - zapytała ze znużeniem.
Chaos potwierdził.
- Nie musisz bać się o czas. Zdążysz wrócić na wielki finał, zobaczysz. - Łobuzersko puścił oczko. - Jednak skoro znudziłaś się oglądaniem alternatywnych światów, pozwól, że pokażę ci coś innego.
Ruszył przed siebie. Calico szła obok. Z każdym kolejnym krokiem luster ubywało, aż w końcu zniknęły całkowicie. Pojawiły się drzwi. Wyjątkowo obskurne, obdrapane i brudne. Dziewczyna zmarszczyła brwi i przystanęła, niepewnie zerkając na Chaosa.
- Dalej, dalej, koniecznie musisz to zobaczyć! - Wymownie machnął dłonią. - Nie bój się. Tylko uchyl i zajrzyj. A potem wrócisz do swojego świata, skoro nie chcesz zostać na uczcie.
Calico zacisnęła wargi. Podeszła do oblepionej tłuszczem klamki i delikatnie ją nacisnęła. Drzwi otwierały się do wewnątrz. Ciemność: gęsta i nieprzenikniona niwelowała widoczność. Nastolatka spróbowała zamknąć wejście, jednak Chaos wymownie przytrzymała drzwi.
- Zobacz, co jest nieco głębiej.
- Absolutnie nie - odparła.
- Och, to zaświeć, do cholery.
Widząc zdziwienie na twarzy rozmówczyni, opryskliwie pacnął ją w rękę. Białe krople, pozostałości po krwi Damy, zalśniły pod skórą. Na dłoni dziewczyny zakwitła świetlista kula energii.
- Dostałaś od niej znacznie więcej, niż się należało, co? - parsknęło kpiąco Chaos. - No, już, zajrzyj. Teraz zobaczysz.
Calico ostrożnie podeszła bliżej drzwi, pilnując, aby stale być w progu. Nie miała pojęcia, czego chciało od niej bóstwo, ale wizja wepchnięcia w gęstą ciemność nie odstępowała na krok.
Chaos jednak nie planowało jej skrzywdzić. Podparte o framugę, uśmiechało się rezolutnie. Dziewczyna zmrużyła oczy, patrząc przed siebie. Z otchłani powoli dostrzegalne stały się kontury istoty. Najpierw niepewne, migotliwe. Potem coraz bardziej widoczne. Widok zmroził Calico.
W ciemności, nienawiści i zapomnieniu, siedział Pierwszy Spustoszyciel. Do ziemi przyciskał humanoidalne, rozerwane na pół stworzenie. Uniósł głowę, widząc nagłą falę światła. Zasłonił oczy i uderzył macką dogorywającego więźnia.
- Podglądaczka - szepnął wprost do jej głowy. - W końcu cię widzę. W końcu cię znajdę.
Calico zatrzasnęła szybko drzwi.
- No, tak. Pieczęć Likurga już mnie przed nim nie ukrywa - mruknęła cicho i obojętnie, trąc nadgarstek.
- Widzisz? Musisz tu zostać. Chodź, pozwolę ci dłużej patrzeć w zwierciadła. A potem zrobimy zakłady.
Dziewczyna przymknęła oczy.
- Wrócę do siebie. Dzięki za pokazanie swojego... krewnego.
- Zawsze do usług. - Chaos uśmiechała się kpiąco. - Propozycja wciąż pozostaje aktualna.
- Może kiedyś. Jest jednak coś, co chcę zrobić zanim... Po prostu muszę dokończyć własne sprawy.
- Ha! Czyli zabawa wciąż trwa. No, dobrze więc.
Chaos machnął dłonią i znów znaleźli się w gwarnej sali, wypełnionej towarzyszami bóstwa.
- Co zatem chcesz zrobić? - zapytało.
- Uwolnić się... i kogoś jeszcze.
- Przecież nie łączy cię już żaden pakt - odparł Chaos, krzyżując ramiona na piersi.
- To niewiele zmienia. Świat jest pełen potworów, które zechcą mnie dopaść. Z pieczęcią lub nie. Dlatego... muszę je wyprzedzić. - Powoli uniosła głowę i spojrzała rozmówcy prosto w oczy. - Teraz już wiem, że muszę zabić Likurga. Dzięki temu Illian będzie wolny, a potem... potem niech i cały świat spłonie.
Chaos zaśmiał się głośno i szczerze.
- Dobrze więc, dziecię. Wracaj do siebie. Zrobię kolejne zakłady. Nie zawiedź mnie.
* Zmienne zaimki to celowy zabieg przy postaci Chaosu. Nie wiem, czy do końca udany. Testuję na Was, drodzy Czytelnicy. Dajcie znać, co o tym sądzicie i czy wyłapaliście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro