Rozdział siedemnasty
– Tam, gdzie powstał świat, są już tylko popioły. Posyp nimi głowę i spójrz mi w oczy. Czy widzisz, że w nich nie ma już nic?
Subtelne dźwięki harfy przebudziły Calico. Dziewczyna była zdziwiona tylko przez chwilę. Szary, pustawy i spowity mgiełką pokój był nadzwyczaj charakterystyczny. Nastolatka wiedziała, gdzie się znalazła. Dama siedziała nieopodal, grając przenikliwą melodię.
– Wędruj po złote runo nicości. Idź po stosach poległych. Strzaskaj czaszki przodków, bo ci, co przyjdą po tobie, nie zawahają się.
– Uwielbiam pogodę ducha, która płynie z twoich piosenek – westchnęła Calico, siadając na podłodze, tuż przy kobiecie. – Znów tu jestem...
Dama tylko zerknęła na nią przelotnie i nie przestała grać. Zamilkła jednak.
– Nie mam ciała – powiedziała nagle Calico, przyglądając się dłoniom. Były przezroczyste, podobnie jak i cała reszta dziewczyny.
– On nie chce, żebyś tu się pojawiała – rzuciła Dama, muskając struny harfy.
Rozmówczyni zmarszczyła brwi.
– Więc dlaczego jestem tutaj?
– Nie wiem.
– Naprawdę nie wiesz? Przecież... to nigdy nie dzieje się, gdy chcę.
– Ale też nie dzieje się, gdy nie chcesz.
Calico westchnęła głośno.
– Pojawiam się tutaj, a ty zawsze grasz. Nie rozumiem, o co chodzi.
– Nie wszystko trzeba rozumieć.
– A kim ty jesteś?
– Już ci to mówiłam.
Rozmówczyni jęknęła z frustracji.
– Illian wspominał, że się za mną wstawiłaś – powiedziała nastolatka.
Dama wyglądała na całkowicie obojętną i niezainteresowaną rozmową.
– Dlaczego? – dopytywała Calico. – I skąd go znasz?
– Kogo?
– Illiana! – stęknęła dziewczyna.
Dama w końcu przestała grać i zerknęła na nowoprzybyłą.
– Nie znam nikogo takiego – orzekła po chwili zastanowienia się.
– Przecież to twój przyjaciel! – Widząc na jej twarzy całkowite niezrozumienie, Calico dodała. – Demon z domostwa Likurga!
Istota tylko pokręciła głową.
– Ach – westchnęła nagle, przypominając coś sobie. – Był ktoś taki. Choć nie wiedziałam, że on teraz każe nazywać się „Likurgiem".
– Był? Przecież Illian żyje.
– Tak... – westchnęła Dama. – Illian. Mały, zgubiony sługa.
– Nie jest twoim przyjacielem?
– Nie mam przyjaciół – odparła obojętnie kobieta.
– Illian mówił, że się za mną wstawiłaś. I mówiłaś, żeby dać mi szansę.
Dama przez chwilę patrzyła w przestrzeń przed sobą.
– Tobie...? Ach, dzieciom chaosu. Tak. Kiedyś tak było. Powinnaś mieć swoje szanse. Trzymać je w garści i nie pozwolić się im wyślizgiwać. – Kobieta parsknęła i znów zaczęła grać.
– On cię nie obchodzi? – zapytała zdumiona Calico. – Przecież... chyba powinno ci na nim zależeć.
– Powinno...? Nie, Illian nie jest w mojej domenie. Upadli i ich dzieci nigdy nie byli.
– A kto zatem jest?
Dama zerknęła na Calico i uśmiechnęła się smutno.
– Już nikt.
– Cholera, dowiedzieć się czegoś od ciebie... Chaos jest za drzwiami?
– Tu nie ma drzwi.
– Ale przecież... kiedyś do niego poszłam!
– I zapewne pójdziesz znowu. – Wzrok Damy przeszywał. Widziała coś w Calico. Coś, o czym nie wolno mówić na głos. – Lecz nie dzisiaj – dodała uprzejmie. – Powinnaś już wracać. Aby założyć najsłodszą obrożę, jaką kiedykolwiek stworzono.
Nastolatka zmarszczyła brwi.
– Ty też będziesz się czepiać o tę kolię? – fuknęła.
– Kolię...? Ach, więc taki ma kształt. Mhm, widzę ją. – Dama przymknęła oczy i po chwili je otworzyła. – Przypomina ci ojca, prawda?
– Kolia? Nie, jest dużo mniejsza od niego i mniej pije.
Kąciki ust Damy drgnęły lekko.
– Może to cię ocali. Odrobina światła i śmiechu w najgłębszej ciemności. – Istota pobieżnie zerknęła na rozmówczynię, po czym znowu utkwiła wzrok w ścianie naprzeciwko.
– Jednak chodziło mi o to, co nazywasz „kolią". Twój ojciec robił to samo, prawda? Krzyczał, bił, oskarżał, a potem przepraszał i dawał prezenty. Zaklęty krąg z którego nie ma wyjścia. Widzę kwiaty, które przyniósł twojej matce, gdy podbił jej oko. Widzę pluszową maskotkę, którą wręczył twojej siostrze, gdy z całej siły pchnął ją na podłogę. I paczkę cukierków, które później dał tobie, gdy nazwał cię śmieciem i uderzył. Widzę to wszystko... i więcej, coraz więcej.
– Przestań. – Głos Calico był nadzwyczaj zimny.
– Tak bardzo chcesz wierzyć, tak bardzo chcesz czekać na zmiany, ale one nie nadchodzą. I nie nadejdą... Wiesz, że to tylko fałsz i obłuda. Pusty gest, wymuszona pokuta i obietnica życia w świecie, którego nie ma. On się nigdy nie zmienia.
– Przestań!
– Chcesz coś znaczyć. Prosisz, skomlisz, piszczysz o jakikolwiek gest aprobaty. Ale on nigdy tego nie doceni. Tak, jak i nie doceniono jego, i tych, co byli przed nim. W tym sens, prawda? Sami zakładacie sobie pętle na szyje.
Calico zacisnęła powieki.
– Po co mówisz to wszystko?
Dama wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Widzę to, i widzę krąg przemocy, widzę ciemność, która pochłania i słyszę te same historie. Opowiadane wciąż na nowo, i na nowo, tylko innymi, choć równie skrwawionymi, ustami. Cierpicie i krzywdzicie. Chciwi, podli, złośliwi i zwyczajnie głupi. To się nigdy nie kończy. Wojna za wojną, podniosłe, nic nieznaczące hasła i gotowość do rozpalania stosów dla swoich sąsiadów. Okrucieństwo dla samego okrucieństwa i wrzaski zarzynanych istot – Istota zaśmiała się. Gwałtownie, histerycznie. Śmiechem pozbawionym wesołości. Maniakalny chichot przeszył pomieszczenie i niósł się pośród pustki. Po chwili istota zamilkła, równie nagle, jak zaczęła rechotać. Potrząsnęła głową, próbując odegnać od siebie nieprzyjemne myśli.
– Tak... – westchnęła. – Ale po prostu już tacy jesteście...
– Ty z kolei wydajesz się bardziej powalona niż ja. A nie sądziłam, że to możliwe. – Calico wciąż siedziała na podłodze. Objęła kolana ramionami i przez chwilę łypała w przestrzeń. – Damo...
– Tak?
– Mogłabym u ciebie zostać?
Kobieta przesunęła smukłymi palcami po strunach harfy.
– Przecież wiesz, że nie. Zresztą, tu jest tylko nicość i zatracenie.
– Brzmi jak wspaniała, rodzinna atmosfera.
Dama spojrzała na dziewczynę. Uśmiechnęła smutno, pozbawiona jakiejkolwiek radości. Następnie nachyliła się i pocałowała Calico w czoło. Nastolatka była nieprawdopodobnie zdumiona.
– Wracaj do tego, co wybrałaś – szepnęła istota.
Calico chciała zaprotestować. Lecz Dama zniknęła i znów było tylko twarde łóżko w domostwie Likurga.
* * *
Huera podała Calico kota. Przy okazji obdarzyła ją jednym ze swoich najokrutniejszych grymasów.
– Tylko uważaj na niego – fuknęła, siadając nieopodal. Nastolatka zerknęła na zdenerwowane zwierzę, boleśnie wyrwane z pełnienia najważniejszej czynności życia: drzemki.
Calico przymknęła oczy i zgromadziła moc. Pozwoliła, aby energia rozeszła się po całym ciele, a następnie nakryła nią kota. Mignęła, przenosząc się z pupilem kwatermistrzyni, najpierw kilka metrów w przód, potem dwukrotnie do krawędzi ogrodu i z powrotem.
– Ujdzie – mruknęła Huera. – Powtórz.
Dziewczyna wykonała polecenie, ignorując żałosne miauknięcie.
– Chyba w końcu... – Huera dobitnie podkreśliła ostatnie słowo. – Zrozumiałaś, o co chodzi. Teraz oddaj mi Baelotha, jeszcze go skrzywdzisz.
Kwatermistrzyni odebrała zwierzę, opuszkami głaszcząc jego łebek. Pstryknęła palcami na siedzącą nieopodal Seki i gestem nakazała podejść.
– Teraz będziesz ćwiczyć z człowiekiem.
Huera odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi, aby odnieść kota do swojego pokoju.
– W życiu bym nie powiedziała, że to kociara – mruknęła Calico, gdy tylko starsza kobieta zniknęła im z oczu. Seki nie odpowiedziała. Wyglądała na zaniepokojoną całą sytuacją.
– Wiesz, co robisz, prawda? – zapytała niepewnie.
– Co? Ja? Daj spokój, nigdy nie wiem. Ale to... nie boli. – Calico delikatnie chwyciła niewidomą za rękę. – Tylko tak umiem – dodała.
Spróbowała powtórzyć rozprowadzanie energii tak, jak robiła to najpierw ze szczurem, a potem z kotem. Było to znacznie trudniejsze. Moc wymykała się, najpierw skupiona wyłącznie na właścicielce, potem buchając koncentrycznym kręgiem i całkowicie ignorując obecność Seki. Niezręcznie stały naprzeciw siebie, nie ruszając się z miejsca nawet o centymetr.
– Masz nietypową aurę – mruknęła Seki.
– Mhm... – mruknęła Calico, próbując się skupić.
Rób tak, jak ćwiczyłaś i tak, jak czytałaś – powtarzała sobie. Poczuła, że uścisk na dłoni Seki maleje. Dziewczyna mignęła kilka metrów na bok, jednak w pojedynkę.
– Cholera. Przecież ludzie to tylko mniej sympatyczne koty – parsknęła, wracając do znajomej. – Powinno wyjść inaczej.
– Ciekawe porównanie – powiedziała cicho Seki.
– Dzięki. Odpuściłam sobie inne, o sraniu do pudełek, choć było lepsze... – Calico ponownie dotknęła niewidomej, kumulując moc. – Dobra, na trzy. Raz, dwa... Cholera, uciekło.
– Może powinnaś...
Mignęły. Seki zarzuciło tak, że aż opadła na kolana, a z nosa Calico buchnęła krew.
– To było... niemal w porządku – jęknęła boleśnie dziewczyna, pomagając niewidomej wstać. – Ale zróbmy sobie przerwę.
– Nie. Musisz ćwiczyć, póki mistrzyni Huera nie zdecyduje inaczej.
– Daj spokój, kilka minut.
– Wybacz, ale w przeciwnym razie zgłoszę, że nie wywiązujesz się prawidłowo ze swoich obowiązków.
– Chyba kpisz... – jęknęła Calico, ale posłusznie dotknęła Seki. Nie przeniosły się daleko. Nastolatka miała wrażenie, że zasięg jej mocy skurczył się, gdy migała z kimś. – Widzisz? Jak na pierwszy raz jest dobrze.
– Ale dojście do tego poziomu zajęło ci bardzo, bardzo dużo czasu. Masz braki nad którymi stale musisz pracować.
– Jeju... Ktoś raz mógłby mnie pochwalić - mruknęła, wycierając twarz rękawem.
Nic nie zapowiadało, aby tą osobą miała stać się znajoma.
– O, witaj, Margo – rzuciła nagle Seki, odwracając głowę w stronę krzewów. Calico drgnęła niespodziewanie, zdając sobie sprawę, że nieopodal, na kamiennej ławie, siedzi sukkuba.
– Miłego dnia – powiedziała demonica, lekko kiwając głową. Poprawiła złotą suknię z głębokim rozcięciem na biodrze, a bransolety na nadgarstkach stuknęły o siebie, gdy ich właścicielka przeczesała palcami długie, gęste włosy. Spośród wszystkich miejsc, dostępnych w domostwie Likurga, akurat usiadła nieopodal dziewcząt. Zignorowała malownicze kąciki przy sadzawkach i jeziorach, obojętnie minęła żywopłotowe kompozycje i leśne polanki.
Patrzyła na Calico, a gdy ich spojrzenia spotkały się, kąciki ust Margo drgnęły. Uśmiech zakwitł na uroczej twarzyczce, choć nie obejmował oczu. W nich tkwiły lodowe bryły i uważność drapieżnika, który w końcu wytropił swoją ofiarę. Sukkuba oglądała Calico. Jej wzrok przesuwał się po całym ciele nastolatki. Jednak nie patrzyła jak Likurg – złudnie obiecując namiastkę uwagi i pożądania. Spojrzenie miała niesamowicie krytycznie. Jej usteczka wydęły się, gdy dostrzegła okaleczoną dłoń dziewczyny, nijakie, szerokie ubranie oraz cienkie, nieco zaniedbane włosy. Zaraz wzdrygnęła, jakby istnienie takiej konkurentki poniżało ją samą.
Sukuba potrząsnęła głową i wyciągnęła niewielką książeczkę, pogrążając w lekturze. Calico nie zdołała ukryć westchnienia ulgi, gdy w końcu przestały się mierzyć wzrokiem. Ostrożnie dotknęła Seki i spróbowała mignąć. Zaraz przypomniała sobie rękę Likurga na karku, aż przeszedł ją dreszcz. Przegryzła wargi i skumulowała moc na nowo. Znów nic. Udało się dopiero za trzecim razem, a i to na niewielką odległość. Seki wyglądała na zaniepokojoną i zmęczoną jednocześnie.
Gdy wróciła Huera, było jeszcze gorzej. Kwatermistrzyni usiadła przy sukubie i westchnęła rozdrażniona.
– Odpuść sobie na dzisiaj – warknęła po kilkunastu, niezbyt udanych próbach. Margo parsknęła kpiąco.
– Albo mi się wydaje, albo ten migający jest o wiele gorszy od poprzedniego – mruknęła cicho. Calico poczerwieniała, czując na sobie spojrzenia kwatermistrzyni i demonicy. Obecność Seki również nie pomagała.
– Korzystamy z tego, z czego możemy – odparła Huera. – Mam nadzieję, że chociaż opanowałaś przenoszenie się w pojedynkę do konkretnych miejsc?
– Chyba tak...
– Chyba?
– Znaczy ten, ćwiczyłam i wychodziło mi. Choć nie wiem, czy wyjdzie też, gdy będę mogła migać poza domostwem.
Margo zachichotała.
– Wracaj do swoich obowiązków, Seki – burknęła Huera. – A ty... nawet nie wiesz, jak działasz mi na nerwy. Wracaj do biblioteki, niech Rodion coś ci zada. – Spojrzenie, którym obdarzyła Calico, mogło zabić. Kwatermistrzyni wstała, otrzepała suknię i ruszyła w kierunku południowego wyjścia.
– Będę cię obserwować – rzuciła Margo, gdy zostały same. Nastolatka zmarszczyła brwi, ale nic nie odpowiedziała.
– Każdy twój błąd, roztargnienie, nieodpowiednie zachowanie czy złamanie zasad, panujących w domostwie będzie miało swoje konsekwencje. Osobiście tego dopilnuję – kontynuowała spokojnie demonica.
– Więc zamienisz się w naczelną donosicielkę? – parsknęła Calico.
Z twarzy Margo nie schodził oziębły uśmieszek.
– Nie śmiej mnie obrażać, ludzki śmieciu. – Podeszła do niej. Była wyższa od rozmówczyni. Z pogardą pochyliła głowę, aby spojrzeć w oczy dziewczyny. – Umrzesz tutaj – rzuciła. – Mogę ci to zagwarantować.
Nim Calico zdążyła odpowiedzieć, Margo minęła ją i ruszyła w swoją stronę. Nastolatka przegryzła wargę i mignęła do biblioteki.
Przysłany przez Huerę nadzorca był potępieńcem o zaszytych ustach. Pustymi oczami bez powiek wpatrywał się w Calico, gdy ze znudzeniem czytała kolejny wolumin o czerpaniu, kumulowaniu i rozprowadzaniu mocy. Rodion wezwał wszystkich pomocników do inwentaryzacji zbiorów.
– Poczytać ci na głos? – mruknęła Calico, gdy znów natknęła się wzrokiem na okropne, wytrzeszczone gały, które stale na nią łypały.
Nie oczekiwała odpowiedzi. Przekartkowała książkę, aż trafiła na dobrze znaną ilustrację, przedstawiającą wyprostowanego człowieka, z którego wypływała energia. Wszystkie punkty wiodące magiczną esencję na jego ciele zostały starannie opisane.
– Widzisz? – zapytała dziewczyna, odwracając książkę w stronę stwora. – Pindol. – Dobitnie wskazała anatomiczną część. Zachichotała sama do siebie, aż łzy pociekły. Śmiech przeszedł w histeryczny, tłumiony rechot nad którym nie mogła zapanować. Ten z kolei w płacz. Nad sobą, światem, tym, co zrobiła i tego, czego nie była w stanie.
Istota drgnęła, gotowa donieść Huerze, że podopieczna nie wywiązuje się z obowiązków. Calico otarła dłonią policzki i wróciła do czytania.
Czy mogłabym poprosić Illiana, aby znów zabrał mnie do pokoju luter...? Czy Lozen wciąż żyje w tym cholernym, pełnym wyrw świecie? Co się z nią dzieje?
Przewróciła stronę.
Nie. To głupie. Likurg jest w domostwie, nie da się przemknąć przez skrzydło faworytów. Margo też nie żartowała.
* * *
– To będzie twoja pierwsza misja – powiedziała kilka dni później Huera, trzymając w dłoni czarną kopertę, naznaczoną krwistoczerwoną pieczęcią. – I obyś była w stanie ją wykonać.
Calico niepewnie zerknęła na list. Kwatermistrzyni podała go wraz z niewielkim pierścieniem ze szmaragdowym oczkiem, złocistym piórem oraz zwojem.
– Przeniesiesz się do miejsca, w którym znajdziesz pana domostwa. Osobiście wręczysz mu list i zażądasz podpisu na zwoju. Będzie to dowód na to, że wykonałaś zadanie.
– Jasne, mistrzyni – mruknęła niepewnie nastolatka. – To wszystko?
Huera skinęła głową.
– Będziesz mogła mignąć poza tą przestrzeń. Jednak pamiętaj. Nasz pan będzie wiedział, czy opuściłaś strefę infernalną i dokąd się udałaś. Chyba nie muszę mówić, że jeśli będziesz zwlekać, przemieszczać się po niewłaściwych miejscach lub złamiesz pieczęć z koperty, to będą czekać cię poważne konsekwencje?
– Nie, to jasne, mistrzyni...
– Świetnie. A jak się ma twoja siostra?
Calico drgnęła. Huera nachyliła się lekko.
– Pamiętaj, że nie ryzykujesz wyłącznie własną głową. Zrobisz to, co do ciebie należy, a nikomu nic się nie stanie.
Nastolatka ze złością patrzyła na kwatermistrzynię. Po chwili spuściła wzrok.
– A, jeszcze jedno. – Huera zmarszczyła brwi. – W przybytku w którym się znajdziesz, nie wolno ci nic jeść ani pić, zrozumiano? Masz tylko dostarczyć list.
Calico skinęła głową. Dotknęła pierścienia i poczuła stłumioną moc. Szukała węzła, który zaprowadzi ją do właściciela przedmiotu. Przymknęła oczy i mignęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro