Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty dziewiąty



- Doskonale się dzisiaj spisałaś, Calico - mruknął Likurg po przybyciu do domostwa. - Łowczy, możesz odejść.

Karnis's skinął łbem i zniknął za drzwiami. Nastolatka też chciała pójść w jego ślady, ale zdawała sobie sprawę, że nie otrzymała pozwolenia od demona.

- Wciąż ujmujące jest to, jak ogromne postępy uczyniłaś pod moim patronatem - westchnął, podchodząc bliżej. - Nie myśl, że tego nie dostrzegam.

Dziewczyna milczała. Spuściła głowę i przez chwilę podziwiała mozaikowe posadzki.

- Sądzę, że zasłużyłaś na nagrodę. Zgodnie z obietnicą, pozwolę ci zamieszkać w skrzydle na faworytów. Łączą się z tym... - Subtelnie zawiesił głos. - Szczególne przywileje. I wspólne upodobania.

Gdy Calico poczuła dotyk dłoni na policzku, nerwowo zacisnęła wargi. Likurg chwycił ją za podbródek i zmusił, aby spojrzała w złote, hipnotyzujące tęczówki.

- Kypris wypowiadał się o tobie nadzwyczaj pozytywnie. Myślę, że wieczór we troje będzie nagrodą dla wszystkich, nie sądzisz? Odrobina przyjemności i zatracenia. Szczypta pikanterii, rozkoszy i doznania, które zmieniają postrzeganie rzeczywistości.

Calico patrzyła, jak rozszerzają się mu źrenice, gdy upajał się własną opowieścią. Jak jedną dłonią założył jej niesforny kosmyk za ucho, a drugą błądził w okolicach talii. Czuła intensywny zapach żywicy, paczuli, igieł sosnowych i ambry. Likurg wyszczerzył zęby i musnął opuszkami gładką skórę na obojczyku dziewczyny. Następnie nachylił się, aby ją pocałować.

Dopiero wtedy Calico znalazła w sobie odwagę, aby zrobić krok w tył. Nadzwyczaj wymowny. Serce biło jej przy tym jak oszalałe. Nie spuściła głowy. Patrzyła w oczy Likurga i starannie wypowiadała każde słowo.

- Nie chcę tego. Nie chcę zamieszkiwać w skrzydle dla faworytów ani stawać się jedną z twoich ulubienic. Nie chcę nocy ani z tobą, ani z Kyprisem. Nie chcę nawet spędzać jakiegokolwiek dnia z tobą. Łączy nas tylko zawarty pakt. Wiem, że możesz mnie zmusić do wszystkiego i nie zawahasz się tej mocy użyć. Wiem to. I napawa mnie to obrzydzeniem.

Twarz Likurga wykrzywił okropny grymas. Demon absolutnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zacisnął dłoń, następnie rozłożył. Ręka mu drgnęła i Calico była pewna, że uderzy ją w twarz. Tak się jednak nie stało.

- Wynoś się. Zejdź mi z oczu, natychmiast - warknął cicho.

Skinęła głową i pospiesznie odwróciła się w stronę wyjścia. Bała się. Cholernie się bała, że za chwilę obroża się zaciśnie, odbierając oddech. Albo że Likurg wyśle Huerę, aby przystawiła do jej piersi wiadro z szamoczącym się szczurem i podpaliła. Albo że wydłubią oczy, zedrą skórę i połamią kości. Możliwości było zbyt wiele. A jednak... oprócz strachu czuła też satysfakcję. Zupełnie jakby żyła dla tej chwili. Narodziła się, przetrwała, powiedziała Likurgowi "nie" i mogła już umrzeć spełniona.

Calico dostrzegła ruch za marmurową kolumną, naprzeciw pomieszczenia, z którego wyszła. Otwarte drzwi, które pozostawił Łowczy, sprawiły, że każdy w korytarzu mógł mieć doskonały widok na rozgrywającą się scenę. Złota suknia i długie, czarne włosy.

Nastolatka wiedziała, kto podglądał. Margo próbowała nieudolnie się schować. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały, a Calico nie potrafiła niczego wyczytać z oczu sukkuby. Albo po prostu nie chciała. Przyspieszyła i zniknęła w teleporcie, prowadzącym do części dla służby.

* * *

- I na cholerę on kazał wszystkim tu przyjść? - jęknął Illian.

Stał tuż przy Calico, która nerwowo bawiła się pierścionkiem na palcu. Nieopodal była Seki wraz z Huerą. Dziewczyna szeptała, opowiadając coś mistrzyni. Do komnaty z teleportami wszedł Korink, medyk domostwa. Staruszek skinął inkubowi i nastolatce głową na powitanie. Potem ruszył w stronę kwatermistrzyni.

Łowczy przybył jako pierwszy, wspiął się do wnęki okiennej pod sufitem i zawisł, spoglądając na wszystkich z góry. Margo zawahała się przed wejściem. Przez kilka sekund po prostu stała, patrząc w przestrzeń, nim przekroczyła próg. Zerknęła na zebranych, a dostrzegając Calico, zrobiła krok w jej stronę. Dziewczyna spuściła głowę. Illian wyszczerzył się wesoło na widok sukkuby. Demonica parsknęła ze złością i podeszła do Korinka. Starzec czuł się zobowiązany zabawiać rozmową wszystkie towarzyszki. Tylko Seki wydawała się szczerze zaangażowana w pogawędkę. Nie minęło kilka sekund, nim Huera zawołała ją i odeszła nieco dalej. Korink zwrócił się do Margo, która tylko uprzejmie kiwała głową. Wszedł i Kypris, ale widząc, jak podzielone są osoby w sali, stanął na uboczu.

- Nasz nowy nabytek chyba się tu nie odnajduje - mruknął Illian, lustrując wzrokiem bladego demona.

- Zawsze może zacząć trzymać się z Łowczym. Może wspólne zwisanie z sufitu będzie fundamentem nowej przyjaźni - odparła Calico.

Chciała zawołać Kyprisa, ale widząc, jak w wesołym - i zarazem uszczypliwym - nastroju jest Illian, nie miała ochoty tego psuć. Sama pragnęła wisielczo naigrywać się z innych, póki jeszcze była w stanie.

- Bolą mnie zęby - szepnął inkub. Jakby na dowód, wymownie pomasował policzek.

- Bo żresz za dużo słodyczy - odparła.

Demon zmarszczył brwi i zaśmiał się.

- Wcale nie. Zresztą, odrobina cukru to nie zbrodnia.

- Widziałam, ile słodzisz. Jeśli odrobina cukru to nie zbrodnia, to ty cyklicznie popełniasz masowe mordy na światową skalę.

Illian wyglądał na szczerze uradowanego.

- Punkt dla ciebie. Serio dobre.

- Próbowałeś to czymś płukać? Ostatecznie, Korink mógłby wyrwać.

Illian pokręcił głową, a Calico uznała, że widocznie nie było z nim tak źle.

W końcu wszedł Likurg, a zebrani, niczym na rozkaz, zamilkli.

- Raduje mnie, że są już wszyscy - mruknął. - Mam dla was wspaniałą wiadomość.

Calico zacisnęła wargi, a inkub zrobił krok w tył. Próbował nonszalancko się uśmiechać, ale nastolatka bez trudu oceniła, że również zaczął się denerwować.

- Dzisiaj zobaczycie, jak dostąpię wzniesienia. Huero, czy wszystko gotowe?

Kwatermistrzyni podeszła bliżej i skinęła głową.

- Wszystko przygotowane jak trzeba. Sama nadzorowałam i widziałam ich końcowe działania.

Demon klasnął w dłonie.

- Zatem chodźmy! - rzucił entuzjastycznie.

Huera otworzyła portal. Tylko ona, Likurg i Łowczy śmiało ruszyli naprzód. Pozostali niepewnie zerknęli na siebie nawzajem.

- Nie ma innego wyjścia, co? - mruknął Illian, wychodząc naprzód. - No, to hop.

Wszedł w nieznane, Calico ruszyła zaraz za nim. Zamarła, widząc, co jest po drugiej stronie.

- O, kurwa... - zaklął inkub.

Likurg stał na podwyższeniu. Tuż obok niego był drobny, szczupły, młody mężczyzna. Nieznajomy na głowie miał prostą koronę. Nie zdobiły jej żadne kamienie szlachetne, a całość zdawała się być toporną, choć symboliczną, złotawą bryłą.

Jednak nie to sprawiło, że Illian szczerze zląkł się. Nawet kilkunastu arcymagów, ukrywających twarze za brunatnymi, złowrogimi maskami, nie byłoby w stanie sprawić, żeby demon zaczął się bać. Ogromny okrąg, na którym stał Likurg i nieznany król, oznaczony był licznymi symbolami runicznymi. Łączyły się one z mniejszymi półokręgami, na których wzniesiono specjalne klatki, łoża i haki.

To na nich zebrała się główna atrakcja dnia.

Calico bez trudu odczytała runiczny napis "Udręczeni". Dobrowolne ofiary, których tak pragnął Likurg. Obdarte ze skóry z pulsującymi, odsłoniętymi tkankami. Krwiste ochłapy, pozbawione kończyn i nabite na pale. Podpaleni żywcem. Głodzeni. I wciąż żywi.

Część z nich - ta, która posiadała oczy - od dawna przestała patrzeć. Pogrążeni w ekstatycznym transie, widzieli nowe światy i możliwości. Bowiem istniała granica, po której przekroczeniu, ból zanikał. Stawał się echem, odległym wspomnieniem makabry i pozostawał... spokój. Okrutny, przepełniony nicością oraz niemożliwy do przerwania.

Odór krwi, potu i zanieczyszczonych, ropiejących ran, wypełniał pomieszczenie. Arcymagowie nieustannie szeptali inkantacje. Calico zachwiała się i oparła o Illiana, przymykając oczy. Chwyciła za dłoń demona i mocno ścisnęła. Odwzajemnił gest.

Likurg dumnie uniósł głowę i rozglądał się dookoła. Dostrzegł splecione ręce swoich podwładnych. Zmierzył ich wzrokiem i uśmiechnął się. Nadzwyczaj podle. Calico bez słowa odsunęła się od inkuba.

- Dostąp wzniesienia, mój panie - rzucił król do demona.

Likurg subtelnie skinął głową. Wzniósł wysoko ramiona, rozłożył karmazynowe skrzydła. Dołączył do wypowiadania inkantacji. O ile czarodzieje powtarzali cyklicznie "Niechaj będzie wola jego", on nieustannie mówił: "Niechaj będzie wola moja".

Fiat voluntas mea.

Fiat voluntas mea.

FIAT VOLUNTAS MEA.

Makabryczne hasło, które Likurg szczerze pokochał, wypełniało pomieszczenie. Moc pradawnych, zakazanych rytuałów przenikała ciało demona. Ból, cierpienie i agonalna ekstaza ofiar na sam koniec. Najbardziej pierwotne siły zwiększały potęgę tego, który ośmielił się po nią sięgnąć. Życie za życie. Skradzione dni jednych wypełniały istnienie drugiego.

Tylko w ogniu hartuje się stal.

Tylko dobrowolna, świadoma ofiara ma znaczenie.

Zawsze istniały hordy bóstw, kochających makabrę i wynagradzających za nią.

Likurg dostał to, czego chciał i nikt nie ośmielił się go powstrzymać. Odetchnął głęboko. Rozejrzał się, jakby zaczął dostrzegać coś, co umykało innym i zaśmiał się.

- Dziękuję - mruknął do mężczyzny, stojącego przy jego boku.

Słowa wypowiedziane z przekąsem i ironicznie, zachwyciły nieznajomego. Istnienie takiego sojusznika wyraźnie mu schlebiało. Likurg pstryknął palcami, dając wymowny znak Huerze, aby podeszła. Kobieta zbliżyła się, a wraz z nią i Seki. Obie trzymały coś, co było owinięte płóciennymi tkaninami.

- Z tą bronią pokonasz samych bogów - mruknął Likurg. - Oprócz tego, zgodnie z umową, schematy i wytyczne, dotyczące produkcji. Moja służąca wdroży twoich magów w tajniki wyrw. Te ziemie w końcu będą wolne, a Yumir stanie przed tobą otworem. Stolica jest w ruinie. Mianuj się władcą zgliszczy, a zdobędziesz w pełni legalną władzę. - Ostatnie zdanie wypowiedział ze śmiechem.

Władca separatystów yumirskich nie zwrócił na to uwagi. Wciąż uśmiechał się naiwnie, niczym dziecko, każąc poddanym zabrać część oferowanych rzeczy.

- Czyń co zechcesz, demonie. Mój kraj przybędzie ci z pomocą - odparł, oglądając runiczny miecz. - Słyszeliście?! - rzucił w stronę magów. - Od dzisiaj w Yumirze, zapanuje nowa dynastia!

Odpowiedzieli zgodnie, chóralnymi okrzykami i synchronicznymi uderzeniami włóczni w posadzkę. Likurg z kolei machnął skrzydłami. Lewe złożył, prawe z kolei zawisło nad młodym władcą. Absurdalny symbol protekcji zachwycił króla.

- Bądź po mojej stronie, a nigdy tego nie pożałujesz - szepnął Likurg. - Burz mury znanego świata, a przyjdę ci z pomocą.

Calico nie mogła pozbyć się przeświadczenia, że słowa demona są kłamstwem. Podobnie jak farsą było wręczenie broni, zdolnej zabijać bogów czy zakładanie, że mogą istnieć miejsca, w których wyrwy nigdy się nie otworzą. Jednak Likurg i mężczyzna uśmiechali się, i nic nie było w stanie przerwać tej błogiej chwili.

* * *

Kilka dni później

Huera wyglądała na wymęczoną. Cienie pod oczami, podpuchnięta skóra i niechlujnie związane włosy kontrastowały z dotychczas utrzymywanym wizerunkiem zadbanej kobiety.

- Przestań się gapić i zajmij się czymś pożytecznym - fuknęła, widząc, że Calico wróciła.

Dziewczyna dostarczyła zaproszenia, które przygotowała kwatermistrzyni.

- Właśnie skończyłam - odparła nastolatka. - Wszyscy przyjęli i potwierdzili obecność.

- Więc nie możesz znaleźć sobie kolejnego zajęcia? Zawsze mam ci wszystko wskazywać palcem?

- Pomogę Illianowi... - mruknęła Calico i zniknęła.

Miała ochotę odpocząć po ciągłym miganiu, jednocześnie nie chciała dawać Huerze powodu do karania. Inkuba znalazła w sali głównej. Siedział rozparty na krześle i ze znudzeniem wertował książkę. Wokół krążyła horda potępieńców, które nosiły stoły, krzesła, przynosiły kwiaty i nowe świece.

- Praca wre, co? - powiedziała Calico na powitanie.

Demon uniósł głowę i wesoło wyszczerzył się.

- Ktoś przecież powinien ich pilnować. Muszą układać wszystko równo. E, ty tam! - wrzasnął nagle, wskazując na jedną z istot. - Przenieś ten stolik nieco w lewo. Widzisz? Bez nadzorcy wszystko by szlag trafił.

Nastolatka zerknęła, jak potępieniec minimalnie przesunął mebel i zaraz powrócił do noszenia kolejnych.

- A ty jak tam, dostarczyłaś wszystkie zaproszenia? Ile osób tak naprawdę może tu przybyć?

- Bo ja wiem... Kypris wypisał ich mnóstwo, jednak miałam dostarczyć tylko kilkanaście z nich. Pozostałe wysłano bardziej konwencjonalnie.

- Demoniczna poczta nigdy nie zawodzi - rzucił Illian. - Nigdy nie przypuszczałem, że dożyję czasów, kiedy Likurg zamierza urządzać bal.

- I to na własną cześć.

- Ma rozmach, skurwysyn.

Calico wytrzeszczyła oczy, słysząc tak jawną obelgę. Illian wciąż się uśmiechał rezolutnie.

- Ty się chyba niczego nie boisz? - zapytała cicho.

- Boję. Całe życie tkwię w strachu. - Wzruszył ramionami i kazał poprawić potępieńcowi ułożenie kwiatowego bukietu na stole.

Calico śledziła wzrokiem istotę.

- Myślisz, że on naprawdę stał się bogiem? - zapytała w końcu, siadając obok Illiana.

Demon lekceważąco machnął dłonią.

- Gdyby tak było, już byśmy to odczuli... Na pewno ma większą moc. O wiele większą. Zaczął podporządkowywać sobie inferno, a cała ta szopka z balem, to tylko demonstracja potęgi, ale zakładam, że to wszystko. Jest granica, której nawet on nie jest w stanie przekroczyć.

- Obyś miał rację - szepnęła.

Wielki bal Likurga. Coś, w czym obowiązek mieli wziąć udział wszyscy mieszkańcy domostwa. Calico miała złe przeczucia. A im więcej ozdób przynoszono, im potężniejsze iluzje tworzono w sali i im piękniejsze wydawało się wszystko dookoła, tym większy strach rósł w sercu nastolatki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro