W zdrowiu i w chorobie
Gdy Yuri otworzył oczy, od razu zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Było jeszcze ciemno. Zbyt ciemno jak na godzinę 7:00, na którą ustawił budzik. Już samo to, że obudził się o... 4:52, jak zobaczył na czerwonych, elektronicznych cyfrach budzika, było dość niespotykanym zjawiskiem. Ale przyczyna takiego stanu rzeczy zaraz się wyjaśniła: jego żołądek wydał z siebie podejrzane, niemające nic wspólnego z głodem burczenie. Rosjanin stęknął i wyskoczył z łóżka pod wpływem nagłych mdłości, ale szczęśliwie udało mu się w porę dobiec do toalety; wymiotowanie samo w sobie było nieprzyjemna czynnością, a na samą myśl o sprzątaniu efektów robiło mu się słabo. Cóż, w każdym razie słabiej, niż już było.
Nawet go nie dziwiło, że akurat w tak intensywnym okresie dopadła go jelitówka. Takie już miał zakichane szczęście... Ewentualnie faktycznie wczorajsza wizyta w podejrzanie wyglądającej budce z kebabami nie była najlepszym pomysłem. A Otabek go ostrzegał...
Chłopak z obrzydzeniem nacisnął spłuczkę i podniósł się, by przepłukać usta. Siłą rzeczy spojrzał przy tym w lustro; z bladą twarzą i sinymi cieniami pod oczami wyglądał dokładnie tak źle, jak się czuł. A jeśli coś mogło w tym momencie jeszcze bardziej pogorszyć jego samopoczucie, to szmer kołdry i plaśnięcia bosych stóp o podłogę.
Pięknie. Jego ucieczka i niezbyt przyjemne odgłosy obudziły Otabeka. Westchnął i skrzyżował w lustrze spojrzenie z Kazachem, który właśnie pokazał się w drzwiach z rozczochranymi włosami i miną człowieka, który nie do końca rozumie, co się wokół niego dzieje.
- Jura, wszystko w porządku? Wymiotowałeś?
- Tak. I tak - odparł, zdając sobie sprawę, jak głupio to brzmi.
Że też ludzie zawsze muszą się o to pytać, kiedy wyraźnie widać, że nie jest w porządku - pomyślał że złością i jęknął, bo znowu poczuł, że treść żołądka podchodzi mu do gardła.
- Wyjdź stąd - warknął, ponownie pochylając się nad muszlą. Nie chciał, by Otabek widział go w takim stanie. On jednak musiał zignorować jego słowa, bo poczuł, że ciepła dłoń odgarnia mu włosy z twarzy i przytrzymuje je przy karku.
- Już ci trochę lepiej? - zapytał po dłuższej chwili.
Jurij niemrawo pokiwał głową.
- Trochę, ale niewiele .
- Połóż się, a ja przyniosę ci jakąś miskę.
W pierwszej chwili chciał zaprotestować i powiedzieć, żeby nie zawracał sobie głowy, ale po namyśle uznał, że miska jednak nie zaszkodzi. Szczególnie, że na tę chwilę jego zaufanie do własnego żołądka plasowało gdzieś w okolicach dziesięciu procent.
Posłusznie wślizgnął się więc pod kołdrę, a Otabek zgodnie z obietnicą przyniósł naczynie i postawił je w zasięgu jego ręki razem z butelką wody. Yuri mruknął w podziękowaniu, ale nie powiedział nic więcej. Było mu zwyczajnie głupio, mimo że Beka nie okazywał obrzydzenia czy pretensji. Ba, nawet nie powiedział żadnego ,,A nie mówiłem?", choć miał do tego podstawy. Zwijając się w kłębek, Jura pomyślał, że na jego miejscu pewnie by to zrobił.
Przez następne dwie godziny na zmianę przysypiał i dostawał torsji, mimo że nie miał już czym wymiotować. W końcu Otabek przyniósł mu kubek miętowej herbaty, argumentując, że według internetu działa kojąco na żołądek. Rosjanin wmusił w siebie kilka łyków i odstawił kubek na stolik, akurat w momencie, w którym odezwał się budzik. Siódma. Godzina, o której zazwyczaj wstawali i szykowali się na trening.
- Nie dam dzisiaj rady. Idź sam, przy okazji możesz usprawiedliwić mnie przed Yakovem. Jakoś nie mam ochoty z nim rozmawiać - mruknął Jurij, zakopując się głębiej w pościeli.
- Już wie. Napisałem mu sms-a, że nas nie będzie.
Chłopak fuknął z niezadowoleniem.
- Dlaczego ,,nas"? Nie powinieneś opuszczać treningu. Zawody już niedługo, a ja jakoś wczoraj nie widziałem, żeby potrójny lutz ci wychodził - posłał Kazachowi wymuszony uśmiech, starając się go przekonać, że naprawdę lepiej się już czuje. W rzeczywistości jego uśmiech wyglądał, jakby dostał nagłego bólu brzucha i Otabek chyba właśnie tak go odebrał.
- Wolę cię nie zostawiać w takim stanie.
Jurij postanowił, że nie warto bawić się w pozory.
- A ja bym wolał, żebyś jednak sobie poszedł i dał mi pochorować w spokoju. Zobaczysz, za kilka godzin będę jak nowonarodzony.
Ostatecznie udało im się dojść do jako takiej ugody. Jak na prawdziwy kompromis przystało, obie strony skończyły niezupełnie zadowolone; Otabek opuścił mieszkanie z zastrzeżeniem, że skróci trening o połowę, a Jurij został w łóżku, trochę ciesząc się, że na razie miał go z głowy, a trochę żałując, że wróci tak szybko.
To nie tak, że nie doceniał jego pomocy. Samemu zapewne nie chciałoby mu się zwlec z łóżka nawet po głupią herbatę, więc był Bece wdzięczny za okazywaną troskę. Po prostu nie chciał go zarazić, jeśli to jednak była grypa żołądkowa. Już nie mówiąc o tym, że wstyd mu było w jego obecności biegać do toalety i wypuszczać z siebie symfonię mniej lub bardziej odrażających chlupnięć. Na co dzień wyznawał zasadę ,,człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce", ale w obliczu takiego dyskomfortu trochę zaczął wątpić we własne przekonania.
Beka wrócił po niecałych trzech godzinach z paczką sucharków i zaczerwienionym od zimna nosem.
- Jak się czujesz? - zapytał, wchodząc do sypialni.
- Już całkiem dobrze - skłamał Jurij, boleśnie świadom, że bladozielona twarz zdecydowanie nie pomaga mu w utrzymywaniu pozorów. - Nie musisz ze mną siedzieć, naprawdę. Może zdrzemnij się w salonie, czy coś. Przez tę pobudkę o piątej musisz być zmęczony.
Kazach westchnął ciężko usiadł na łóżku obok niego.
- Powiedz, Jura... Dlaczego tak bardzo próbujesz się mnie pozbyć?
- Wcale nie próbuję! - zaprzeczył trochę zbyt gorliwie.
Beka uniósł brwi.
- Nie udawaj niewiniątka.
- No, dobra... - spasował. - Tak, próbuję się ciebie pozbyć, i trudno mi się dziwić. Nie chcę, żebyś mnie takiego oglądał.
Otabek przysiadł się bliżej Yuriego, ujął jego dłoń i zaczął bawić się drobnymi palcami.
- Myślę, że źle do tego podchodzisz. Prezentowanie się przed swoją drugą połówką tylko z najlepszej strony nie ma sensu.
- Tak, tak, trzeba być sobą, miłość to akceptacja wad i takie tam... Ale i tak nie uśmiecha wyglądanie przy tobie jak siedem nieszczęść - speszony Jurij powiercił się w miejscu. - I nie próbuj mi wmawiać, że pilnowanie mnie przy rzyganiu nie jest obrzydliwe.
- Tego nie powiedziałem. Ale wiesz co? - kontynuował po dłuższej chwili - Obrzydliwe czy nie, chcę to robić z takim samym zaangażowaniem, jak wszystkie rzeczy, które na co dzień razem robimy. Pamiętasz pierwszy raz, kiedy powiedziałem, że cię kocham?
- Nie sądzę, by którykolwiek z nas prędko o tym zapomniał - mruknął Jurij. - Jak boga kocham, chyba nigdy wcześniej nie dostałem tak histerycznego ataku śmiechu.
- Wierzę. Przez chwilę myślałem, że się udusisz.
Na myśl o powodzie, dla którego jego słowa wywołały u Jurija akurat taką reakcję robiło mu się trochę przykro, ale jednocześnie ten dzień należał do jego najcenniejszych wspomnień i wracał do niego, ilekroć potrzebował poprawić sobie humor.
- Ale mniejsza z tym. Chodzi o to, że wyznając ci miłość nie miałem na myśli tylko twojej perfekcyjnej wersji i tej strony osobowości, którą tak usilnie próbujesz wepchnąć całemu otoczeniu. Trwanie przy tobie to tak trochę sprawdzian dla mnie, rozumiesz?
- Polegający wytrzymaniu moich humorów?
- To też. - Otabek zaśmiał się cicho i poczochrał go ręką po włosach, jak małe dziecko. - Ale chodziło mi przede wszystkim o to, że kiedy się z kimś wiążemy, to zobowiązujemy się kochać go i pomagać nie tylko wtedy, gdy jest nam to na rękę.
- Uhm... Jurij pod napływem czułości objął starszego chłopaka, wtulając nos w ulubione, znajome zagłębienie w jego szyi. - Dziękuję, że tak się starasz.
- Do usług. Mam tylko jedną prośbę. Nie wstydź się, gdy źle się czujesz i nie wyglądasz tak dobrze, jak na co dzień.
- Spróbuję... - chociaż Jurij nadal odczuwał mdłości, nie mógł darować sobie złośliwego uśmieszku. - Ale to samo tyczy się ciebie. I to może nawet szybciej, niż myślisz, zważywszy na to, że mogłem właśnie sprzedać ci bakcyla.
Otabek jedynie wzruszył ramionami, jakby chciał przekazać, że nie warto się tym przejmować.
- Nie ma co się martwić. Mamy siebie nawzajem i pokaźny zapas mięty w szafce.
Wedle życzenia wstawiam kolejnego shota :D Tym razem o niezbyt przyjemnej tematyce, ale uważam, że to ważne, żeby uświadamiać sobie, że związek nie składa się z samych cukierkowych rzeczy. Otayuri dobrze się nadaje jako przykład - zwłaszcza po wczorajszej konwersacji pod opowiadaniem autorstwa Mooramo ,,Truth Untold", które, swoją drogą, serdecznie polecam. Padło w niej stwierdzenie, że ten ship często widziany jest w trochę idealistyczny sposób. Powiem szczerze, że z satysfakcją trochę ten obraz zaburzyłam :p
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro