Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Razem [one-shot specjalny]

One-shot napisany dla Lesmet, dziękuję za podsunięcie pomysłu 💜
Co prawda trwało to parę miesięcy i nie jest idealny, ale mam nadzieję, że będzie się czytać przyjemnie!

Czasowo i tematycznie jest dość mocno oderwany od sielanki, którą sobie dotąd pisałam. Dlatego decyzję, czy jest on częścią przedstawianej dotąd historii czy osobnym bytem, pozostawiam Wam  😛

Zaczęło się od prostej myśli, że naprawdę dobrze żyje im się razem. Pięć lat wspólnego mieszkania minęło jak z bicza strzelił i Otabek na tę chwilę nie potrafił wyobrazić sobie, że miałby budzić się sam i spędzać dnie bez trajkotania Jurija, wspólnych treningów i czułości, które wymieniali ukradkiem, ilekroć byli narażeni na wścibskie oczy fanów czy kolegów z lodowiska. Te momenty dawały mu siłę i Jurijowi też, chociaż bardzo trudno było go zmusić, by wprost przyznał się do takich rzeczy. Ale Otabek o tym wiedział i już samo to naprawdę go cieszyło.

Jednak w pewnym momencie w jego umyśle pojawiła się myśl, że może to zbyt mało. Może to już odpowiedni czas, by zacząć myśleć o... małżeństwie. Bo dlaczego by nie? Nigdy nie należał do przesadnych romantyków i nie myślał nawet o ślubie, ale teraz, gdy spotkał osobę, którą prawdziwie pokochał, koncepcja oświadczyn wykiełkowała w głowie Otabeka niczym dobrze nawadniana roślina.

Przez parę dni zastanawiał się, jak, u licha, się do tego zabrać. Na pewno chciał oświadczyć się w tradycyjny sposób i włożyć na palec ukochanego zaręczynowy pierścionek. Ale to był typowo kobiecy atrybut i w klasycznej, ozdobnej wersji z diamentem na pewno by się Jurijowi nie spodobał.

W końcu Beka wybrał się kolejno do kilku sklepów jubilerskich, gdzie kręcił się niepewnie w poszukiwaniu inspiracji. Głupio mu było przyznawać się sprzedawcom, że zamierza oświadczyć się chłopakowi, więc tłumaczył im nerwowo, że szuka czegoś na kształt sygnetu dla przyjaciela.

I w końcu znalazł taki, który wydał mu się wystarczająco w Jurijowym stylu - dość dyskretny, utrzymany w stylu gotyckim pierścień w kolorze antycznego srebra. W jego środkowej części wyrzeźbiono czaszkę z maleńkimi szmaragdami w miejscu oczodołów, które doskonale współgrały z oczami Rosjanina.

Zdawałoby się, że zdobycie niezbędnego elementu oświadczyn go uspokoi, ale wcale tak nie było. Cóż, przynajmniej nie w tym momencie, bo Beka czuł, że coś jest nie tak. Nie potrafił tylko sprecyzować, o co chodzi, więc chodził po mieszkaniu, sprawdzając, czy nie zostawił niczego na włączonym palniku albo czy kran nie przecieka. Nie znalazł jednak nic oprócz Jurija, który z widoczną irytacją przekopywał się przez stertę prania.

- Nie wiesz, gdzie jest twoja bluza? Ta wielka, brązowa.

Nie zdziwiło go to pytanie, bo już dawno przyzwyczaił się i pogodził z tym, że ukochany podkrada jego co większe i cieplejsze ubrania.

- Jak tu jej nie ma, to pewnie będzie na najwyższej półce w szafie - odpowiedział bez zastanowienia. Kluczową rzecz uświadomił sobie dopiero po dłuższej chwili.

Cholera!

Przecież w kieszeni właśnie tej bluzy schował pierścionek!

- Jura, czekaj! Sam ci ją...

Za późno. Zdał sobie z tego sprawę, gdy Plisetsky wmaszerował do pokoju w jego bluzie, lisim uśmieszkiem na twarzy i niewielkim, granatowym pudełeczkiem w dłoni.

Otabek w jednej chwili poczuł się, jakby jego wszystkie wnętrzności fiknęły koziołka.

- Co to jest, Beka? Kupiłeś sobie sygnet?

- To nie jest sygnet. To... pierścionek zaręczynowy - wyszeptał, zbyt zawstydzony, by na niego spojrzeć.

Po chwili doszedł do niego śmiech Jurija - nie śmiech radości, ale niedowierzania, może nawet obrzydzenia.

- Planowałeś mi się oświadczyć? Chcesz, żebyśmy się pobrali?

- Ja... Tak, oczywiście, że tak. Przecież jesteśmy parą od kilku lat i...

- Zapytam inaczej. Myślisz, że JA CHCIAŁBYM się z tobą ożenić?

Jego szyderczy, zimny ton sprawił, że Otabek momentalnie się zaciął.

- A... Nie chcesz? Myślałem, że w głębi duszy też tego pragniesz...

Jurij westchnął ze zniecierpliwieniem i złożył ręce na klatce piersiowej, co zazwyczaj oznaczało o niego gotowość do zwyzywania kogoś, ewentualnie (dosłownie i w przenośni) wylania mu kubła wody na głowę.

- Posłuchaj, Beka. Naprawdę dobrze się bawię, spędzając z tobą czas. I, tak szczerze, mieszkanie razem jest po prostu bardziej wygodne i opłacalne dla nas obu. Ale... tylko tyle. Małżeństwo to za dużo. Nie teraz. Może nawet nie z tobą.

- Jak to nie ze mną? Ale przecież... - zawiesił głos. Nie, po prostu nie wiedział, co powiedzieć. Jurij często bywał okrutny i walił prawdę prosto w oczy, ale nie jemu. Jego zawsze traktował ulgowo, przez co czuł, że jest dla niego kimś wyjątkowym. Ale niechętna, cyniczna strona ukochanego dosięgnęła w końcu również Otabeka.

- Myślałeś, że wiecznie będziemy to ciągnąć? Dorośnij w końcu - warknął, a każde wypowiadane przez niego słowo Kazach odczuwał niczym dźgnięcie sztyletem prosto w serce.

Usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach, bo nie mógł w tej chwili na niego patrzeć. Echo poirytowanego głosu chłopaka wciąż do niego powracało, ale przytłumione, jakby znajdował się pod wodą. Coraz silniej odczuwał też oszołomienie, jakby zaraz miał stracić przytomność.

W następnej chwili, wyrwany ze snu, gwałtownie podniósł się do siadu. Wokół panowały spokój i ciemność. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że to jedynie kolejny zły sen, a pierścionek leży bezpiecznie schowany w odmętach jego szafy. Wziął parę głębokich oddechów na uspokojenie i przeczesał kosmyki, które przykleiły mu się do spoconego czoła. Zerknął na leżącego obok Jurija, który, najwyraźniej obudzony jego gwałtownym ruchem, wpatrywał się w niego półprzytomnie.

- Co jest? Miałeś koszmary?

- Taa... Przepraszam, że cię obudziłem - mruknął i westchnął głęboko. To tylko sen. Prawdziwy Jurij na pewno by tak nie zareagował. Jakby na potwierdzenie tej myśli, młodszy chłopak odchylił kołdrę i zachęcająco wyciągnął ramiona.

- Chodź tu.

Otabek bez dalszych zachęt przysunął się bliżej i poczuł, jak Rosjanin go obejmuje, opierając podbródek na czubku jego głowy, dokładnie tak, jak sam często robił. Ale podczas gdy Jura już po chwili z powrotem zasnął, on przez następne półtora godziny leżał sztywno, nie mogąc uwolnić się od natrętnych myśli. Musi się mu dzisiaj oświadczyć. Musi, bo inaczej napięcie i stres nie dadzą mu żyć. Poza tym pęd codziennego dnia nie sprzyjał tak poważnym decyzjom, a na kolejny wolny dzień w tym miesiącu raczej nie mieli co liczyć.

Z tą niezbyt pocieszającą myślą wstał i zaczął bezczynnie snuć się po mieszkaniu, próbując ocenić, który z wyobrażanych przez niego scenariuszy jest najbardziej prawdopodobny. W końcu, po zrobieniu kilkudziesięciu pompek, wzięciu prysznica, załadowaniu do zmywarki wczorajszych naczyń i nalaniu sobie kubka stanowczo zbyt mocnej kawy, doszedł do wniosku, że przygotuje wszystko według planu, który wcześniej nieśmiało sobie wyobrażał.

Kiedy więc Jurij się obudził, przywitał go zapach naleśników i dźwięk starego, masywnego radia, które trzymali w kuchni na parapecie. Beka patrzył z zamyśleniem na Rosjanina, który z rzadkim dla siebie entuzjazmem zabrał się za swoją porcję.

- A z jakiej to okazji?- zapytał między jednym kęsem a drugim.

- A, po prostu miałem ochotę.

Dokładnie w tej samej chwili zdał sobie sprawę z marności tej wymówki, bo przecież nigdy nie lubił słodyczy i Jurij dobrze o tym wiedział. Po kilku latach bycia razem znali się niemal na wylot. Cóż, przynajmniej Jura znał jego. W drugą stronę nie działało to już tak dobrze, bo reakcje jego chłopaka nadal bywały dla niego enigmą.

Ale w niezręcznych dla Beki momentach zwykle okazywał mu łaskę i starał się nie pogarszać sytuacji. Na szczęście i tym razem, choć ewidentnie nie dał się nabrać, postanowił nie naciskać i pozwolić mu działać w swoim tempie.

Zresztą, jak się wkrótce okazało, wcale nie musiał wykazywać się specjalną podejrzliwością, by pokrzyżować dokładnie obmyślone plany Otabeka. Kazach planował go bowiem zabrać za miasto, z dala od miejskiego zgiełku, wiecznego pędu i ludzi, którzy samą swoją obecnością działali mu na nerwy. Fakt, bliskość natury tworzyła całkiem romantyczną scenerię, ale chodziło mu przede wszystkim o to, by ten dzień był wyjątkowy i tylko dla nich, bez potencjalnych świadków - tu akurat miał stuprocentową pewność co do podejścia Jurija.

Plany planami, ale siąpający od rana deszcz i przyprawiający o gęsią skórkę chłód bynajmniej nie zachęcały do wyściubienia nosa z przytulnego mieszkania. Proponowanie pieszej wycieczki nie miało sensu i mężczyzna był tym faktem niepocieszony. Oczywiście Jurij prędko zauważył jego markotną minę, a gdy jego pytania zostały zbyte, westchnął ze zniecierpliwieniem i zaproponował obejrzenie filmu. Siedli więc na kanapie i Jura wtulił się w jego bok (zapierając się uparcie, że po prostu się o niego opiera).

Ale kiedy film dobiegł końca, rzucił znaczące spojrzenie Kazachowi, który już wiedział, co go czeka.

- Dobra, Beka. Jesteś beznadziejny w ukrywaniu uczuć, od razu widać, kiedy coś się dzieje. Na pewno nie chcesz o tym pogadać?

- To nic takiego... - Otabek zawahał się przez moment. - Po prostu... To nasz pierwszy wolny dzień od dawna i miałem nadzieję, że gdzieś wyskoczymy.

- Eee tam, grzanie tyłków w domu też nie jest złe. A jak koniecznie będziemy chcieli wyjść, to zawsze możemy urwać się z treningu - odparł chłopak, a w jego oczach zamigotały psotne ogniki.

- No wiesz co... Yakow nam pourywa głowy. A poza tym nie chodzi o samo wyjście.

- No to o co?

- No bo... - Beka czuł, że zabrnął zbyt daleko, by się teraz wycofać. Było mu trochę przykro, że nie zabiera się do tego w jakimś bardziej specjalnym miejscu niż ich niewielki salon, ale czuł w kościach, że następnym razem nie zbierze się już tak łatwo na odwagę. Poza tym, najważniejsze było to, co do siebie czuli. Na razie i tak musiał wybadać, jakie Jura będzie miał podejście. - Chodzi o to, że chciałem... stworzyć atmosferę.

- Atmosfera to już jest i zawdzięczamy ją grawitacji - burknął Rosjanin, a jego policzki poczerwieniały. - Do czego?

- By porozmawiać o naszym związku.

Zaniepokoił go; kocie oczy otworzyły się na tyle szeroko, że wyraźnie widział w nich swoje odbicie.

- A... Coś jest z nim nie tak? Zaraz... Nie mów, że chcesz zerwać?

- Wprost przeciwnie - Otabek sięgnął do kieszeni, w której bezpiecznie spoczywało pudełeczko z pierścieniem. Może to głupie, ale po tym śnie wolał na wszelki wypadek wyjąć je z bezpiecznej kryjówki i trzymać cały czas przy sobie. Przez pół dnia obawiał się go wyciągać, ale paradoksalnie, teraz jego dotyk go uspokoił i upewnił w swojej decyzji.

Wstał z kanapy i klęknął przed Jurijem. Złapał jego wiecznie zimne dłonie i spojrzał mu w oczy, próbując zachować jako taki spokój.

- Z każdym kolejnym dniem upewniam się, że przy tobie mam najlepsze życie, jakie tylko mógłbym mieć. I mam nadzieję, że ty również czujesz to samo. Dlatego chciałem zapytać... Wyjdziesz za mnie?

Zszokowany chłopak początkowo nawet nie zauważył pudełeczka w jego wyciągniętej dłoni; patrzył się na niego zaszkolonym wzrokiem, a usta rozdziawił w niemym zdziwieniu. A z każdą kolejną sekundą jego milczenia Beka coraz bardziej tracił nerwy.

- Jura?

- Nie żartujesz? - zapytał podejrzliwie, jakby nie bardzo wierzył w intencje Otabeka. Zakłuło go to.

- Jak mógłbym żartować z czegoś takiego? - odparł nieco urażonym tonem.

- Fakt. Na różne sposoby można cię określić, ale jako śmieszka to akurat nie bardzo - zaśmiał się złośliwie, ale widać było, że robi to, by ukryć zdenerwowanie. - Tylko że... Trudno mi to sobie nawet wyobrazić. Przemyślałeś to? Naprawdę chcesz, byśmy się pobrali?

- Oczywiście. Przecież gdybym nie chciał, to bym tego nie proponował.

- Ale... Wtedy będziesz musiał znosić moje humory już na dobre.

- Jestem tego świadom.

- I robić te pyszne naleśniki co miesiąc.

- Okej.

- A potem chodzić ze mną na lodowisko i biegać, żebyśmy nie zamienili się w grubasy.

- Umowa stoi.

- Nie wiesz, w co się pakujesz... - mruknął w końcu chłopak, nerwowo drapiąc się po karku. Nie chciał spojrzeć mu w oczy. Jego wyraźne zakłopotanie i przedłużająca się cisza sprawiły, że w skołatanej głowie Otabeka zaczęła narastać niepokojąca myśl, że Jurij nie tyle czuje się przytłoczony nagłą propozycją, ile gra na zwłokę, bo nie wie, jak odmówić.

Odetchnął głęboko, by się uspokoić.

- Posłuchaj. Jeśli wydaje ci się, że oświadczyłem ci się, bo taka jest naturalna kolej rzeczy w związkach, to wiedz, że tak nie jest. Znaczy, jest. Ale nie chcę, byś widział to jako... Nie wiem, działanie z przymusu czy przekonania, że tak należy. Ludzie czasami biorą ślub z takich pobudek, ale ja nie myślę w ten sposób. Chcę cię poślubić, bo bardzo cię kocham i pragnę okazywać ci tę miłość każdego dnia, tak długo, jak to możliwe.

Widząc, że Jurij otwiera usta - przypuszczalnie po to, by zalać go kolejną falą wątpliwości - prędko dodał:

- Nie analizuj za bardzo. Znasz zasady. Powiedz tylko ,,tak", lub ,,nie".

Jurij pochylił się lekko do przodu, tak, że blond kosmyki opadły na jego zaczerwienione policzki.

- Tak - powiedział cicho, niemal niedosłyszalnie. - Wyjdę za ciebie.

W następnej chwili został porwany przez Otabeka, który z westchnieniem ulgi spontanicznie chwycił go w ramiona i podrzucił w powietrze.

- Ou! Dobra już, wariacie! - parsknął, gdy Kazach opadł na kanapę i posadził go sobie na kolanach. Śmiejąc się, objął jego policzki, zetknął razem ich czoła i zamknął oczy, delektując się momentem szczęścia, bliskością i dotykiem ukochanej osoby. Jednak zaraz je otworzył, bo poczuł na twarzy coś mokrego; po policzkach Jurija spływało kilka samotnych łez. Płakał i śmiał się jednocześnie. Mężczyzna rzucił mu pytające spojrzenie, ale on jedynie potrząsnął głową i schował twarz w jego szyi, tak, by nie mógł go widzieć.

- Wiesz, ja... - odezwał się po chwili zduszonym głosem. - Nigdy nie zakładałem, że znajdę tę szczególną osobę, z którą będę chciał spędzić resztę życia... Która będzie chciała spędzić swoje ze mną.

Płaczący Jurij Plisetsky doprawdy nie należał do częstych widoków. Właściwie to Otabek widział go płaczącego tylko kilka razy, odkąd się poznali gdy wszystkie kłębiące się emocje gwałtownie znajdowały ujście - po wygraniu złota na Grand Prix i gdy nie mógł sobie poradzić z poczuciem odrzucenia przez matkę. Automatycznie wyciągnął dłoń i starł kciukiem słone krople z zaczerwienionych policzków ukochanego, a potem sięgnął po porzucone pudełko i wyjął z niego pierścionek. Z zadowoleniem zarejestrował podziw w spojrzeniu Jurija, gdy pogładził palcem malutką czaszkę.

- Niezły, Beka. Znasz mój gust - mruknął chłopak z uśmiechem, pozwalając go sobie nasunąć na palec. Zaraz jednak jednak duma Otabeka prysnęła jak przekłuty balon, gdy okazało się, że pierścień nie pasuje; był co najmniej o rozmiar za duży i przesuwał się żałośnie w te i wewte, jakby w każdej chwili miał spaść.

- No trudno, nie może być idealnie - powiedział Jurij, i, widząc niepocieszoną minę Otabeka ze śmiechem poczochrał go po ciemnych włosach. - Nie przejmuj się. Następna wyprawa na miasto będzie do jubilera na zmniejszenie! - teraz, gdy już minął szok związany z deklaracją Otabeka, a wraz z nim romantyczny nastrój, z powrotem wzięło go na swój zwyczajowy, zgryźliwo-śmieszkowy styl bycia.

- No dobrze... Ale na razie trzeba go zabezpieczyć, żeby się nie zgubił - odpowiedział Beka i ściągnął ze swojej szyi łańcuszek, który z przyzwyczajenia nosił. Zaczepił o niego pierścień i założył całość na rosyjską szyję. - Proszę. Możesz go tak nosić, póki go nie zmniejszymy. I tak, wiem, że złoty nie pasuje do srebrnego, ale na razie zignoruj tę niedogodność, hmm?

- Przecież nic nie mówię! - sarknął Plisetsky z miną urażonego niewiniątka, ale nie bardzo mu wyszło. Nie umiał, po prostu nie umiał powstrzymać radości na myśl, że jednak nie zostanie sam, zgorzkniały i wściekły na cały świat, kiedy jego sportowa kariera dobiegnie końca. Będzie miał przy sobie Otabeka, z którym czekało go jeszcze wiele lat wypełnionych wspólnymi treningami, oglądaniem filmów, rozmowami i dogryzaniem sobie, wyprawami na miasto oraz tymi wszystkimi dyrdymałami typowymi dla par, które czasami nawet lubił, ale ani myślał się do tego przyznawać. Już nie mógł się doczekać.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro