Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Podobieństwa i różnice

- Właściwie to jesteśmy żywym dowodem na to, że przeciwieństwa się przyciągają.

Uniosłem głowę znad przeglądanego instagrama, słysząc głos Otabeka. Mój chłopak raczej rzadko inicjował filozoficzno-romantyczne rozmowy.

- Co dokładnie masz na myśli?

- Różnimy się od siebie w zasadzie pod każdym względem.

- Teraz na to wpadłeś? - zakpiłem.

 O tym, że jesteśmy swoimi przeciwieństwami przypominało nam w zasadzie każde mijane lustro i prowadząca do kłótni rozbieżność zdań. Nie wspominając już o grupie fanów, regularnie wrzucających do sieci przesłodzone rysunki z tygryskiem  i niedźwiadkiem.

Otabek rzucił mi poważne spojrzenie, najwyraźniej nie wyczuwając z mojej strony sarkazmu.

- Oczywiście, że nie. Jak wtedy w Barcelonie powiedziałem, że uważam nas za podobnych, to miałem na myśli... Metaforyczne podobieństwo.

Coraz bardziej zdziwiony, zlustrowałem go wzrokiem. Czy to aby na pewno był mój Otabek?

- Co cię tak dzisiaj wzięło?

- Cóż, technicznie rzecz biorąc, wzięło mnie już wczoraj. Konkretnie wtedy, gdy wyszliśmy ze sklepu, a ty wlazłeś do wózka i kazałeś się pchać.

- No i co w tym złego? Było fajnie.

- Dla ciebie fajnie, bo użyłeś mojego ciała jako poduszki amortyzacyjnej.

Wzruszyłem ramionami, posyłając mu złośliwy uśmiech.

- Miłość wymaga poświęceń.

Było do przewidzenia, że jazda wózkiem po pustym parkingu skończy się malowniczą wywrotką i równie malowniczym rąbnięciem o asfalt. Chociaż twarde lądowanie spotkało tylko Bekę, bo ja, dziwnym trafem, wylądowałem wprost na nim. Narobiliśmy niezłego rumoru i nawet ochroniarz wyszedł ze sklepu, żeby dać nam reprymendę. Gdy nas spod niego przeganiał, Otabek, czerwony jak burak, wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię. Ale w moim odczuciu parę momentów wstydu stanowiło niewielką cenę. O ile nikt nie porobił nam kompromitujących fotek, powinno być okej. Tym bardziej, że Beka wbrew swoim groźbom po piętnastu minutach i tak z powrotem zaczął się do mnie odzywać.

- Ja tam uważam, że było warto. A tak poza tym to przed chwilą sam zasugerowałeś, że podobieństwa się przyciągają. Ktoś musi wprowadzać do tego związku odrobinę szaleństwa, bo inaczej skończylibyśmy zdziadziali jak Yakov.

- No no, widzę, że się nie patyczkuejsz - spojrzał na mnie z mieszaniną irytacji i rozbawienia, co skwitowałem wzruszeniem ramion.

- Te wszystkie akcje przynajmniej wprowadzają przynajmniej jakieś urozmaicenie, nie uważasz?

- Jeśli za to urozmaicenie uważasz tarzanie się po parkingu, to ja chyba podziękuję. Swoją drogą, raczej niewiele osób wie, że po zejściu z lodu wychodzi z ciebie taki dzieciak, co?

Trochę mnie zdenerwował. Nienawidziłem tego określenia, bo od samego początku łyżwiarskiej kariery musiałem na każdym kroku walczyć o to, by ludzie widzieli we mnie poważnego przeciwnika, a nie ledwo odstającego od ziemi krasnala. Częściowo dlatego stałem się tak zgryźliwy i nastawiony wrogo do całego świata. Otabek był poza dziadkiem pierwszą osobą, przed odważyłem się pokazać moją radosną stronę. I jak to się skończyło? Wyszło na to, że jestem dziecinny. 

- Ale ja przecież wcale nie powiedziałem, że nie lubię cię w takiej wersji! - zauważył Beka, gdy mu to wytknąłem, ale spotkał się jedynie z moimi plecami i zamkniętymi drzwiami od łazienki.

Nie chciałem tego po sobie pokazać, ale trochę wziąłem jego słowa do serca. Może naprawdę zachowywałem się zbyt niedojrzale? Co prawda nie narobiliśmy żadnych szkód w sklepie, ale zbagatelizowałem fakt, że przez mnie jednak trochę się potłukł.

Nie chodziło tylko o incydent z wózkiem, w ogóle często zachowywałem się w sposób, jaki starsi ode mnie zazwyczaj nazywali ,,okresem młodzieńczego buntu". Zastanawiałem się, czy drobne uszczypliwości ze strony Otabeka nie były w rzeczywistości sygnałem, że ma trochę dość moich humorów.

Dlatego, gdy ułożyliśmy się już do snu, z wahaniem odwróciłem się w jego stronę. On zrobił to samo,  najwyraźniej wyczuwając, że coś chodzi mi po głowie. Westchnąłem, zbierając się w garść.

- Beka... Myślalem o tym, co powiedziałeś i chyba... Chyba naprawdę jestem strasznym dzieciakiem.

- Czasami jesteś - przyznał, rzucając mi łagodny uśmiech.

- Przepraszam, że przeze nie bolą cię plecy. Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Naprawdę.

- Wiem - poczułem, że pod kołdrą chwyta moją dłoń w swoją, większą i cieplejszą. - Cieszę się, że nic ci się nie stało. I wiesz co? Tak naprawdę ja też wcale nie żałuję tych paru wariackich minut, bo spędziłem je z tobą. Uwielbiam to, że zawsze czymś mnie zaskakujesz.

- Do usług - uspokojony, ścisnąłem jego rękę, gdy powoli zaczęliśmy zapadać w sen. O tym, że zabawę z wózkiem zamierzam powtórzyć, powiem mu kiedy indziej.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Apropos motywu z niedźwiadkiem i tygryskiem...

...




...





...






Płaczę ze śmiechu za każdym razem, jak widzę te włosy :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro