Gusta i guściki
Lekki drabbelek +16 :) Warto wspomnieć, że akcja dzieje się gdzieś na początku związku, przed ,,Namiętnością", a chłopaki nie mają za sobą żadnych doświadczeń.
Jak to zwykle bywa z wolnym czasem, sobotnie popołudnie minęło w okamgnieniu, a wskazówki zegara nieubłaganie zbliżały się do godziny dwudziestej. Dla Jurija i Otabeka oznaczało to jedno - wybór i obejrzenie jednego z wielu kultowych filmów. Albo horrorów klasy B, bo, no cóż... Bywały całkiem zabawne.
Weekendowe posiedzenia przed telewizorem zaczęły stawać się tradycją, odkąd kilka miesięcy temu zamieszkali razem. Dotąd obywało się bez większych sprzeczek na polu kinematografii, ale było zupełnie jasne, że wcześniej czy później ich odmiennym gustom nie uda spotkać się pośrodku.
- Raczej wcześniej niż później - pomyślał Otabek, zerkając na kanapę, na której chwilę wcześniej umościł się Jurij. Podejrzanie radosna mina chłopaka wskazywała, że knuł coś, co - był tego dziwnie pewien - nie przypadnie mu do gustu.
Nawet nie musiał zagajać rozmowy, bo podekscytowany Jura odezwał się sam, z zapałem pokazując telefon z wyświetlonym programem telewizyjnym.
- Za niecałe dziesięć minut zaczyna się Król Lew!
Otabek zawahał się, widząc jego rumieńce i roziskrzone radością oczy, ale zaraz postanowił sobie, że musi być twardy.
- Uhm.
Chłopak rzucił mu zaskoczone spojrzenie, w którym zaraz pojawiła się nuta podejrzliwości.
- Co? Chyba nie chcesz powiedzieć, że go nie lubisz?
- Nie. Chcę powiedzieć, że ty wybierałeś ostatnio dwa razy. Teraz moja kolej.
- Ale... - Jurij przerwał, najwyraźniej desperacko szukając argumentów - Król Lew to co innego! Powinien być ponad wszelkimi wyborami!
- Daj spokój, widziałeś go pewnie z dziesięć razy.
- Dziesięć? Za kogo ty mnie masz? Ta bajka zasługuje, by być liczona w setkach!
- No to będziesz liczyć od jutra. Wybacz, ale nie bardzo mam ochotę na animację i nastawiłem się już na inny film. Zresztą, obiecałeś, że nie będziesz marudzić.
Serce trochę mu miękło na widok Jurija cieszącego się na bajkę jak małe dziecko, ale postanowił sobie, że musi być twardy; jego chłopak, obiektywnie patrząc, i tak już był dość mocno rozkapryszony, dlatego postanowił, że nie pójdzie dzisiaj na żadne ustępstwa i celowo przypomniał Jurze o jego obietnicy.
Podziałało; Rosjanin wydął usta, niezadowolony, ale pokornie spuścił głowę; mimo swoich licznych humorów, obietnice zawsze pozostawały dla niego sferą świętą i starał się ze wszystkich sił, ich dotrzymać. Otabek zauważył to, gdy chłopak opowiadał mu o swojej złości na Nikiforova, który zapomniał o przysiędze zostania jego trenerem i poleciał do odległej Japonii. Zanotował ten fakt w pamięci i wykorzystywał, by przekonywać upartego Jurija do swoich racji. Inna sprawa, że rzadko kiedy w ogóle udawało się wymusić na nim jakiś przyrzeczenie.
- No, dobra - przyznał niechętnie, zdmuchując z oczu blond grzywkę. - To co chcesz obejrzeć?
- ,,Śniadanie u Tiffany'ego".
Oho. Zdecydowanie brak aprobaty.
- Co? Ten staroć?
- Ten klasyk, chciałeś powiedzieć - odpowiedział, unosząc brwi.
- Nudny klasyk!
- Och, więc już oglądałeś?
- Nie, czytałem opis i brzmi strasznie przymulająco.
Otabek westchnął. Nie miał problemu z przyznaniem się do tego, że lubi stare filmy, natomiast Jurij z jakiegoś powodu traktował to jak ujmę na honorze. Ale żeby każdą kultową produkcję sprowadzać do określenia ,,staroć"? To wydawało się już trochę przesadą.
- Cóż, są gusta i guściki - mruknął pod nosem, co natychmiast wywołało reakcję w postaci oburzenia.
- Co to niby miało znaczyć?! - zapytał Jurij, a jego oczy zmrużyły się groźnie.
Kazach wzruszył ramionami, uznając, że powinien postawić sprawę jasno.
- Jak nie chcesz, to nie oglądaj, nie obrażę się. Ale tak czy siak, zajmuję telewizor. Od dawna mam to na liście.
- Cóż... A ja mam pilota - chłopak ze złośliwym uśmiechem podniósł urządzenie i pomachał nim triumfalnie; ich nienajnowszy telewizor nie miał żadnych przycisków, które umożliwiałyby zmienianie kanałów bez pilota i mały, złośliwy kotek najwyraźniej postanowił wykorzystać to, by jeszcze chwilę się z nim podroczyć.
Otabek podszedł bliżej i gwałtownie wyciągnął dłoń, opierając ją po prawej stronie jego głowy, co uniemożliwiło mu ucieczkę na drugi koniec kanapy. Drugą sięgnął po pilota, ale Jurij nie zamierzał się tak łatwo poddać i schował rękę za plecami. Wdawanie się w jego gierkę i szarpanina o dostęp do telewizora wydały się Bece bardzo dziecinne, dlatego postanowił załatwić sprawę w inny sposób.
- Lubisz się drażnić, co? - szepnął. Dłoń oparta o sofę przeniosła się na miękkie, jasne włosy, a druga unieruchomiła rękę w łokciu, gdy jeszcze bardziej zbliżył się do oniemiałego Jurija. W jego oczach błysnęło zaskoczenie, gdy zetknął razem ich wargi. Sekundę później zamknął oczy i przejechał językiem po jego dolnej wardze, wywołując pomruk aprobaty. Poczuł, że delikatnie rozchyla usta i potraktował to jako zaproszenie, wdzierając się głębiej. Gwałtowne westchnięcie i drobna dłoń, zaciśnięta na karku, poinformowały go o przyjemności, którą chłopak nieporadnie usiłował ukryć. Po chwili najwyraźniej odzyskał pewność siebie, bo zdecydował się podjąć walkę o dominację. Splątane języki zaczęły przepychać się w towarzystwie cichych mlaśnięć, każdy usiłując wywalczyć drogę do ust partnera. Jurę zgubił brak doświadczenia; z chwilą, w której zabrakło mu tlenu, gwałtownie odetchnął i wypadł z rytmu, wskutek czego prawie natychmiast przegrał. Kazach triumfalnie przejechał językiem jego podniebieniu i delikatnie przyszczypnął wargę.
Dobrze... Zrelaksuj się... - pomyślał i delikatnie zjechał ręką po jego boku, wyczuwając każde żebro. Zaczynał tracić koncentrację, bo ciepły język Jury, jego miękkie wargi i słodkie westchnięcia były naprawdę przyjemne. Ale nie mógł się zapomnieć.
Delikatnie zsunął dłoń jeszcze dalej, aż natrafił na podłużny, twardy kształt.
Tutaj jest...
Powstrzymał chęć jęknięcia, gdy młodszy chłopak wykorzystał chwilową utratę koncentracji i zaczął ssać jego język. Wykorzystując to, że zasypywany nadmiarem bodźców Jura przestał go przytrzymywać, cofnął się gwałtownie i prowokująco otarł ślinę z kącika ust, patrząc zdyszanemu Rosjaninowi prosto w oczy.
Cholera.
Jurij chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, jak pociągająco wyglądał z wypiekami na twarzy, zamglonymi oczami i ustami zaczerwienionymi i opuchniętymi od całowania. Otabek na krótką chwilę przymknął oczy, odpychając od siebie pożądanie; nie sądził, że aż tak się wciągnie, a obiecywał sobie, że przy Jurze będzie nad sobą panować. Zwłaszcza, że jeszcze nigdy nie całowali się tak długo i głęboko.
Udając opanowanego, podniósł do góry dopiero co zdobytego pilota i bezczelnie nim pomachał.
- To tyle, jeśli chodzi o twoją władzę nad telewizorem. A teraz idę do kuchni zalać nam herbatę. Pilota oczywiście zabieram ze sobą - uśmiechnął się wesoło do wciąż zszokowanego Jurija i skierował swoje kroki w stronę kuchni.
- Zielona, jak zwykle? - rzucił przez ramię. Nawet się nie zdziwił, gdy zamiast odpowiedzi dostał w plecy poduszką.
Nawet taka - a może właśnie taka - reakcja sprawiła, że do kuchni wmaszerował z głupim uśmieszkiem na ustach; przypominała mu, że miał do czynienia ze swoim Jurą, który pokazał mu dzisiaj zarówno swoją zadziorną, jak i wrażliwszą stronę, którą tak bardzo kochał i rzadko kiedy miał okazję zaobserwować. Tak, zdecydowanie wygrał dzisiaj na każdym polu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro