VII.6.
135. Anita
Takie tematy w środku nocy! Naprawdę nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Adam wyglądał na szczerego, ale jego podejście do sprawy mnie rozbiło. I jeszcze miał do mnie o to pretensje. Do mnie! A czemu ja byłam winna, że spałam, a on próbował mnie ciągnąć za język? A teraz jeszcze próbował podstępem wyciągnąć ze mnie stanowisko na temat małżeństwa. W moje urodziny! Stwierdziłam, że chyba jednak dobrze zrobiłam, że postanowiłam odpocząć od niego te kilka dni.
Ta rozmowa stanowczo zaszła za daleko. Zgodziłam się przez jakiś czas żyć w dziwnym układzie, to prawda, ale nigdy nie rozmawialiśmy o tym, co będzie „potem". Fakt, raz Adam w chwili szczerości oznajmił mi, że kiedyś zamierza się ze mną ożenić i mieć dzieci. Parę miesięcy temu nawet powtórzył tę kwestię z dzieckiem, kiedy okazało się, że Jumi jest w ciąży, a ja choruję. Ale to nie była poważna rozmowa na temat. Zaraz potem zastanowiłam się jednak czy ja aby znowu nie przesadzam...
Doszłam do wniosku, że moje poczucie zagrożenia przekłada się na relację z Adamem. Wszędzie widzę „wroga". Jednak, pokiereszowana przez przeszłość, nadal nie umiałam ufać bezgranicznie. Wiedziałam przecież, że Adam mnie kocha i nie zamierza skrzywdzić. Przed czym więc uciekałam? Kiedy zobaczyłam jego przerażoną minę i smutne oczy, zrozumiałam, że teraz to ja robiłam krzywdę jemu. Asekurując się przed formalnym zaangażowaniem, pokazuję mu, że nie jest godny, żeby mógł mnie nazwać „swoją". A przecież ja go kochałam. I nie chciałam, żeby był przeze mnie smutny ani czuł się odrzucony.
– Nie gniewam się już, Adasiu. Ja też cię przepraszam – powiedziałam. – Zareagowałam za ostro.
– Wrócisz do domu?
– Tak, oczywiście.
– I mam cię nie pytać już o tę sprawę? – spytał asekuracyjnie.
– To nie tak... – zaczęłam się tłumaczyć. – Daj mi trochę czasu na oswojenie się z szybko zmieniającą się sytuacją – poprosiłam. – Zróbmy najpierw wszystko, żeby Jumi, Jeon i ich dziecko mogli żyć tak, jak na to zasługują. Bezpiecznie, pewnie, bez strachu o przyszłość. Wtedy zajmiemy się nami. Nam się przecież nigdzie nie spieszy, prawda? – spytałam, a Adam patrzył przez chwilę na mnie, a potem powiedział z ulgą w głosie:
– Dobrze, kochanie.
***
Dwa tygodnie później Jumi dostała zawiadomienie o terminie pierwszej rozprawy rozwodowej, a Adam – odpis pozwu z takim samym zawiadomieniem. Ponieważ wszyscy znaliśmy treść pozwu, nie było żadnego zaskoczenia. Termin natomiast był dość odległy, ale jeszcze nie tragiczny – na koniec października.
W związku z tym postanowiłam zadzwonić do sądu rejonowego i zapytać o to, jak długo czeka się na sprawę w wydziale rodzinnym. Po informacji, że około trzech miesięcy, wywnioskowałam, że czas, żeby Jumi złożyła pozew o zaprzeczenie ojcostwa. Napisałam ten pozew razem z nią i zawiozłyśmy go razem do sądu we Lwówku w piątek, kiedy Jumi miała wolny dzień, a ja wróciłam wcześniej z pracy.
Do końca lipca nasze życie płynęło w spokojnym rytmie. Wszyscy pracowaliśmy, wieczory spędzaliśmy czasem wspólnie na tarasie przy grillu. Często jednak Jeon i Jumi woleli spędzać czas tylko ze sobą, a Adam nie nalegał na ich towarzystwo. Nalegał za to na moje. Wyglądało to tak, że przyklejał się do mnie na leżaku, a potem znajdował jakiś pretekst, żeby zabrać mnie na górę, do sypialni... Nie narzekałam na takie objawy zainteresowania z jego strony. Kto by narzekał?
Na początku sierpnia odwiedził nas brat Adama, Jakub. Tym razem, widząc bielską rejestrację, Adam już się nie zmartwił. Co więcej, Jakub wniósł w nasze codzienne życie trochę odmiany i sporo dobrej zabawy. Wieczory spędzaliśmy w ogrodzie. Byliśmy nawet razem w wesołym miasteczku. Kiedy dowiedział się o obywatelstwie Jumi, o jej ciąży i bliskim „rozwodzie" z Adamem, pogratulował nam wszystkim:
– Jeśli tego właśnie chcieliście, to gratuluję, że wszystko udaje wam się zgodnie z planem – powiedział.
– Dzięki, braciszku. – Adam był wdzięczny Jakubowi za tę okazaną przychylność.
– A co z wami? – spytał wtedy Kuba.
– Czyli z kim? – spytałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro