Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.4.

133. Anita

Czułam się jak tchórz. Dlaczego uciekłam i nie powiedziałam Adamowi, że nie wrócę na noc? Przecież miałam prawo się wkurzyć, wyjechać, spędzić trochę czasu u rodziców czy nawet się wyprowadzić, ale nie powinnam była uciekać bez słowa. Koło osiemnastej zadzwonił Adam. Nie odebrałam. Coraz bardziej jednak biłam się z myślami. Powinnam była mu powiedzieć...

Rodzice byli zdziwieni, że chcę nocować u nich, ale jakoś się wykręciłam. Coś, że muszę zaprowadzić jutro autko do naprawy przed pracą, a od nich mam bliżej... Nie nalegali, nie dopytywali. To mi jednak wcale nie pomagało. Powoli mijała mi złość na Adama. Skoro zachowywał się dziwnie, to znaczyło, że miał jakiś problem. Nie powinnam była go tak zostawiać...

W końcu zebrałam całą odwagę cywilną, jaką miałam i zadzwoniłam do niego.

– Halo? Gdzie jesteś skarbie? Martwię się – powiedział Adam, kiedy tylko odebrał telefon.

– Ja... jestem u rodziców. Nie wrócę dziś... ani jutro – wydukałam.

– Co się dzieje, Anitko? – Adam nie dowierzał. – Jak to nie wrócisz? – jego głos brzmiał coraz bardziej żałośnie. – Co ja ci zrobiłem?

– Naprawdę nie wiesz? – odpowiedziałam, przypominając sobie co on mi powiedział wczoraj. – Przypomnij sobie jak mnie wczoraj traktowałeś...

– A więc to na serio? Naprawdę nie wrócisz?

– Wrócę. W środę po pracy – odparłam.

– Anitko, przepraszam... – westchnął do słuchawki. – Zachowałem się jak kretyn. Wybacz, nie karz mnie tak dotkliwie.

– Nie karzę cię, Adasiu. Po prostu potrzebuję chwili na przemyślenie różnych spraw.

– Różnych? – Adam zabrzmiał, jakby się przestraszył. – Mogę do ciebie przyjechać? – spytał nagle.

– Dziś już nie. Może jutro – odparłam. – Dobranoc – powiedziałam jeszcze i rozłączyłam się. Obejrzałam z rodzicami film i położyłam się spać w moim młodzieńczym pokoju. Co dziwne, zasnęłam od razu.

W nocy jednak się przebudziłam i stwierdziłam, że tęsknię za Adamem. Nie pamiętam już kiedy ostatnio spałam bez niego. Brakowało mi jego ciepła, zapachu, głosu, dotyku... Czego ja właściwie szukałam bez niego? Co mnie tak zdenerwowało, że potrzebowałam się od niego odseparować? Spojrzałam na zegarek. Było po drugiej. A więc już były moje urodziny.

Skończyłam trzydzieści dwa lata i postanowiłam przenocować u rodziców. Dotarło do mnie, że zachowałam się jak kretynka, uciekając od mężczyzny mojego życia bez słowa wyjaśnienia tylko dlatego, że miał kiepski dzień i nie chciał mi nic o tym powiedzieć. Spojrzałam jeszcze raz na telefon. Dostałam wiadomość. Sprawdziłam. Od Adama. A więc też nie spał. Napisał: „Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Anitko. Kocham cię i tęsknię. Przepraszam, że nie chciałem ci nic wyjaśnić. Wszystko naprawię, obiecuję". Rozpłakałam się. – Ale ze mnie głupi babol... – pomyślałam. – Ja też za tobą tęsknię. – Ale nie odważyłam się mu odpisać. Co miałabym mu powiedzieć? Że żałuję tego, co zrobiłam? Wolałam już poczekać i powiedzieć mu o tym osobiście po południu. Spróbowałam zasnąć. W końcu się udało.

Budzik obudził mnie o szóstej. Byłam nieprzytomna ze zmęczenia, ale trzeba było się ogarnąć. Przygotowałam sobie śniadanie do pracy i pojechałam wcześniej. Musiałam zostawić autko w serwisie klimatyzacji. Świrowała mi od jakiegoś czasu i doszłam do wniosku, że trzeba to naprawić przed wyjazdem na wakacje.

Do biura doszłam na piechotę. Po drodze odebrałam z cukierni zamówione ciasto. Mieliśmy w pracy taki zwyczaj, że jak ktoś chciał świętować urodziny albo imieniny, musiał przynieść ciasto dla całego wydziału. A czasem nawet dla całego piętra... Wybrałam sernik, który dość dobrze znosi wysokie temperatury. Ciasto z kremem lub z galaretką w lipcu, to nie najlepszy pomysł. Zostawiłam blachę z ciastem w pokoju socjalnym, gdzie mieliśmy lodówkę. W przerwie śniadaniowej przebiegłam się po pokojach i zaprosiłam wszystkich na ciacho z okazji urodzin. Wszyscy zbiegli się w jednej chwili.

– Wszystkiego najlepszego, Anito! – krzyknęli chóralnie i wręczyli mi ładnie ozdobione pudełko, w którym było kolorowe pareo i ładna broszka z zielonym kamieniem.

– Dziękuję – byłam zaskoczona. – Skąd wiedzieliście?

– Krystyna się wygadała już w zeszłym tygodniu – zdradziła mi koleżanka z pokoju obok.

– Mmmmm.... Sernik – zamruczał mój kolega, który był strasznym łasuchem. – Nitka, jesteś boska. Tylko on mówił na mnie „nitka". To miał być śmieszny skrót od mojego imienia... – Ożeniłbym się z tobą.

– To sernik z cukierni, Rajmundo – odparłam ze śmiechem. – A poza tym ty już jesteś żonaty – przypomniałam mu. Romek miał ksywkę „Rajmundo" ze względu na jego szczerą nienawiść do latynoamerykańskich telenoweli, które zawsze komentował nam przy śniadaniu. Telenowele oczywiście uwielbiała jego żona i to była główna oś nieporozumienia między nimi. Ogólnie Romek był szczęśliwie żonaty od ponad dwudziestu lat, ale takie żarty były u niego na porządku dziennym. – Kurczę, jeden się nie chce ze mną rozwodzić, choć wcale nie jesteśmy małżeństwem, inny zaraz by się żenił... bo mu sernik posmakował. Co z tymi facetami? – zastanowiłam się głośno.

– Anitko, nie słuchaj facetów. To tępe i bezmyślne stworzenia. Chcą tylko dobrze zjeść, wyspać się i sobie pobzykać. – Ten pouczający monolog wypowiedział oczywiście mój przyjaciel, Arek, który właśnie wpadł do kuchni i słyszał moje ostatnie zdanie.

– Love you, Ari – powiedziałam, a on uścisnął mnie serdecznie, ku zgorszeniu naszych współpracowników.

– Wszystkiego najlepszego, mycha. – Arek (tak, to ten, który uratował mnie kiedyś przed psychozą Mariusza, wysyłając na terapię dla ofiar przemocy w rodzinie) oczywiście też był żonaty, ale nie przeszkadzało mu to się ze mną przyjaźnić, nawet jeśli jego piękna żona była wiecznie o to zazdrosna. Jego filozoficzne podejście do życia przysparzało mu w naszym biurze głównie wrogów, ale ponieważ był administratorem sieci informatycznej, mało kto odważyłby się mu podpaść.

– Dobra, koniec przerwy śniadaniowej, wracamy do pracy – zarządziła nasza szefowa.

– Taaa jest, szefowo – odpowiedział Romek i zniknął z pola widzenia. Arek przybił mi wysoką piątkę i też się oddalił, kończąc jeszcze swój kawałek sernika. Ja posprzątałam w „kuchni" i wróciłam do swojego biura, gdzie czekała już na mnie Krysia.

– To jeszcze coś tylko ode mnie – powiedziała, wręczając mi flakonik perfum z Oriflame. – Wszystkiego najlepszego, Anitko.

– Dziękuję, Krysiu. Jesteś kochana – też ją uścisnęłam. Dobry nastrój trwał jeszcze chwilę, ale szybko został wyparty przez nawał obowiązków.

Zaraz po pracy odebrałam autko z serwisu. Klima działała już bez zarzutu, ale kosztowało mnie to prawie cztery stówy... Trudno. Nie wyobrażałam sobie wyjazdu na wakacje w lecie bez klimatyzacji.

Wróciłam do domu rodziców, gdzie czekali na mnie mama i tata, moi dwaj młodsi bracia (obaj z dziewczynami) i Adam. Mój facet podszedł do mnie z wielkim, przeogromnym bukietem kwiatów i powiedział:

– Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, kochana. – Pocałował mnie w usta i dodał już ciszej: – Wybaczysz?

– No, nie gniewaj się na chłopaka, popatrz jak się stara – zauważył mój ojciec.

– Nie powinniście się wtrącać w nasze relacje – zwróciłam się do rodziców. A do Adama powiedziałam: – Pogadamy później. Teraz, jak rozumiem, mamy przyjęcie?

– Wszystkiego najlepszego, Anitko! – wykrzyknął wtedy chór złożony z moich rodziców i rodzeństwa.

– Dziękuję wam wszystkim. Bardzo mi miło – powiedziałam. Zjedliśmy najpierw obiad, a potem tort z galaretką i owocami, przygotowany przez moją mamę.

– Rzadko do nas przyjeżdżacie – zauważyła moja mama.

– Może i tak, ale Adam ma nielimitowany czas pracy. Nigdy nie wiadomo kiedy ktoś go wezwie do chorego zwierzaka. Ciężko jest coś zaplanować.

– My też u was nie byliśmy – stwierdził mój brat.

– Na pewno jeszcze będzie okazja. Może jak wrócimy z wakacji, zrobimy grilla? – zaproponowałam.

– A kiedy i gdzie się wybieracie?

– Mam urlop w sierpniu. A gdzie, to wiadomo, przecież nad morze – zaśmiałam się.

Posiedzieliśmy jeszcze chwilę z moją rodziną, a potem zabrałam Adama na spacer do lasu.

– Anitko... – zaczął, kiedy oddaliliśmy się trochę od domu moich rodziców.

– Tak?

– Bardzo, bardzo cię przepraszam, że byłem takim burakiem – powiedział. – Wybacz mi, proszę, i wróć do domu. – Miał minę zbitego psa. Zrobiło mi się go żal. W końcu ja też zareagowałam nieadekwatnie do sytuacji. Byłam jednak ciekawa o co chodziło i postanowiłam się tego dowiedzieć, żeby w przyszłości przeciwdziałać takim zdarzeniom.

– Adasiu, wyjaśnij mi najpierw, proszę, o co poszło. Co takiego ci zrobiłam, że miałeś zły humor przez całą niedzielę? Bo ja sobie niczego nie przypominam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro