VII.3.
132. Adam
Anita nie wiedziała o co mam do niej pretensje. Czyli Jumi musiała mieć rację. Ona pewnie wtedy spała i nie pamiętała naszej nocnej rozmowy. A jednak nie mogłem pozbyć się uczucia, że zostałem odrzucony. W związku z tym prawdopodobnie przez cały dzień zachowywałem się nieznośnie. Nie umiałem jednak przestać nawet wtedy, kiedy zaczęła się dopytywać o co mi chodzi. W końcu zasnęła wkurzona na mnie, obrócona do mnie tyłem, nie zaszczyciwszy mnie nawet słowem poza lakonicznym „dobranoc".
Rano Anita pojechała do pracy, a ja obudziłem się później, zrobiłem sobie śniadanie i wziąłem się do swoich zajęć. Po chwili dołączył do mnie Jeon. Nie zauważyłem nawet kiedy minęło południe. Ponieważ Jumi pojechała rano na dyżur, uznaliśmy z Jeonem, że nie gotujemy, tylko podgrzejemy pizzę. Wiedziałem, że Anita w poniedziałki pracuje dłużej i je obiad w biurze. Nie musiałem nic szczególnego przygotowywać.
Po jedzeniu wróciliśmy do pracy. I dobrze, bo akurat zadzwonił sąsiad, że trzeba zaszczepić jego owce. To było dobrych kilka godzin roboty. We dwóch trochę krócej, ale i tak strasznie... Na szczęście sąsiad zaopatrzył się w szczepionki już wcześniej, bo takiej ilości nigdzie bym nie zdobył w ciągu jednego dnia.
Skończyliśmy robotę dopiero przed osiemnastą. Wróciłem do domu zmęczony, spocony, marząc tylko o prysznicu. Jeona nawet nie pytałem. Ledwo szedł. Po cichu cieszyłem się, że Anita dziś zrobi kolację. Nie miałem ochoty spędzać ani chwili przy gotowaniu, w taki upalny wieczór. Przyszliśmy do domu i zajęliśmy obie łazienki. Każdy z nas chciał iść pod prysznic jak najszybciej.
Po kąpieli zszedłem do kuchni, ale Anity nie było. Zajrzałem do sypialni. Nie było jej laptopa. Dopiero teraz to zauważyłem. Gdzie zabrała komputer? Zszedłem do garażu. Jej auta nie było. I raczej nie było go od rana, bo przed garażem nadal stała taczka, którą porzuciłem tam przed południem – w tej samej pozycji. To znaczyło, że Anita jeszcze nie wróciła. Wybrałem jej numer. Nie odebrała. – Spokojnie, pewnie już jedzie. Może była na zakupach – pomyślałem. Byłem już jednak głodny i zaczynałem się trochę wkurzać na brak kolacji.
– Trudno, Jeonie, Anity jeszcze nie ma, musimy sami coś ogarnąć do jedzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro