Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI.5.

106. Anita

Dziewięć lat. Sąd uwolnił świat i mnie od obecności Mariusza na całe dziewięć lat. To było naprawdę długo. Liczyłam na to, że uwolniłam się od niego na zawsze. Byłam tego prawie pewna. W końcu wszystko w moim życiu było takie, jak być powinno. Byłam bezpieczna, miałam wspaniałego faceta, który troszczył się o mnie. Miałam dobrą pracę i niezłe relacje z rodziną, mimo tej skomplikowanej sytuacji. Zaczęłam traktować Jumi i Jeona jak członków rodziny, a nie tylko przyjaciół Adama. I moich. Bo przecież też nimi byli.

Od początku września Jumi zaczęła pracę jako lekarz rezydent w szpitalu wojewódzkim w Jeleniej Górze i jednocześnie rozpoczęła tam specjalizację z ginekologii i położnictwa. Wszyscy byliśmy z niej dumni.

Minęły cztery lata od kiedy Adam przywiózł do Polski Jumi i Jeona. Zaaklimatyzowali się tutaj. Czas działał na ich korzyść. Zaczęłam myśleć, że żadne z nich nie wyobraża sobie, żeby mogli żyć osobno, a Adam i Jeon, żeby nie pracować razem. Ja byłam trochę z boku, a jednocześnie miałam z tych relacji to, co najlepsze. Mojego mężczyznę i przyjaciół w jednym domu. Adam jednak ciągle wracał do tematu zmiany pracy. Wiedziałam, że ma trochę racji, ale ja absolutnie nie byłam gotowa na takie zmiany.

***

Kilka miesięcy później okazało się, że pracy zmieniać nie muszę, ale... naprawdę mamy problemy. Co gorsze, nie tylko ja i Adam. My wszyscy.

Przyszła wiosna. Minął rok, od kiedy poznałam Adama. Rok! A oboje mieliśmy wrażenie, jakbyśmy znali się całe życie. Przeżyliśmy przez te 12 miesięcy tyle, że można by obdarować wydarzeniami kilka lat. Pewnego kwietniowego dnia z samego rana pogoniłam do łazienki, bo czułam, że pęknie mi pęcherz. To była sobota. Jumi akurat miała dyżur, który zaczynał się o ósmej, więc minęłam się z nią w drzwiach łazienki na górze. Minę miała nietęgą. Kiedy zeszłam potem do kuchni, żeby się napić wody, Jumi nadal nie wyglądała najlepiej. Była... zielona.

– Czy ty jesteś chora, Jumi? – spytałam. – Wyglądasz kiepsko...

– Rzeczywiście, trochę źle się czuję... – westchnęła – ale muszę zaraz iść na dyżur dwudziestoczterogodzinny.

– Ależ was wykorzystują... – zauważyłam. – Na pewno dasz radę?

– Muszę dać. A ty co robisz tu tak wcześnie w sobotę? – spytała.

– Cóż, no... pęcherz mnie pogonił do łazienki z rana. A teraz zachciało mi się pić.

– Anito?

– Tak, Jumi?

– Ach, nic. Pogadamy jutro rano, jak wrócę z dyżuru. Okej?

– Jasne. To spokojnej pracy i trzymaj się – uścisnęłam ją. – A ja wracam do łóżka.

Jumi wyszła z domu i zobaczyłam jak wyjeżdża z garażu swoim małym autkiem. A ja powoli wróciłam do sypialni, gdzie ciągle jeszcze spał Adam. Wyglądał tak spokojnie. Zapragnęłam go pocałować, a kiedy to zrobiłam otworzył oczy:

– Nie śpisz, kochanie? – zdziwił się.

– Nie, chciało mi się siku – odparłam. – A ty czego nie śpisz?

– Obudziłaś mnie swoim słodkim pocałunkiem, moja wojownicza księżniczko – odparł.

– Bawisz się w śpiącego królewicza? – spytałam.

– A obudzisz mnie? – odparł z szelmowskim uśmiechem. Zdjęłam z niego kołdrę i stwierdziłam, że nie trzeba go już bardziej budzić. Usiadłam na nim i spojrzałam na niego zachęcająco. Złapał mnie za biodra i poruszył swoimi.

– Kręcisz mnie – powiedziałam do niego.

– A ty mnie – odpowiedział. Potem przewrócił mnie na plecy i zdjął mi piżamkę. Rozpłynęłam się pod jego pieszczotami. Jeszcze nigdy nie odczuwałam jego dotyku wszystkimi zmysłami, tak jak tego ranka. – Jesteś dziś bardzo wrażliwa, kochanie – zauważył. – Bardzo mi się to podoba. – Musiałam przyznać mu rację. I mi też się to podobało.

Godzinę później oboje uznaliśmy, że trzeba wstawać na śniadanie. Potem Adam poszedł zająć się swoimi zwierzakami, a ja wzięłam Maksa na spacer. Szybko jednak zmęczyłam się bieganiem i po powrocie do domu położyłam się na chwilę na kanapie. Adam obudził mnie jakiś czas później.

– Chyba się jednak dziś nie wyspałaś, kochana. Powinnaś w weekendy spać dłużej – stwierdził.

– To nie takie proste, kiedy ty jesteś z rana taki apetyczny – zaśmiałam się, zwlekając się z kanapy.

– W ten sposób nigdy nie odpoczniesz – odparł.

– Może nie jest mi to dane – uśmiechnęłam się do niego i przyciągnęłam go do siebie. Pocałował mnie. – No widzisz? Są lepsze rzeczy niż spanie.

– Masz absolutną rację, kochanie, ale ja jednak zacznę cię pilnować, żebyś spała więcej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro