VI.23.
124. Anita
Adam i Jumi wrócili z Wrocławia akurat na obiad. Tego dnia gotował Jeon, więc mieliśmy ryż na ostro. Kiedy dowiedzieliśmy się, że Jumi zdała, a w jej komisji zasiadał facet, któremu uratowała żonę i dziecko nad morzem, rzuciliśmy się na nią, ściskając ją jak szaleni. To była wspaniała wiadomość.
Dwa tygodnie później dostaliśmy dwie wiadomości. Dobrą i złą. Dobra była taka, że Jumi dostała polskie obywatelstwo. Z urzędu wojewódzkiego przyszedł do niej list z informacją o jego nadaniu. Zła wiadomość dotyczyła profesora Klassa. Zmarł nagle. Okazało się, że chorował na zaawansowanego chłoniaka. Nie wiedział o tym nikt ze szpitala, w którym pracował. Jumi też oczywiście nie wiedziała.
Profesor do ostatniego dnia zachował swoje specyficzne poczucie humoru i maksymę: „Ciesz się życiem". Płakałyśmy obie z Jumi. Nie dało się inaczej. Przypomniałam sobie ostatnie słowa, jakie do mnie powiedział: „Żyj długo i szczęśliwie" . Chyba tak trzeba. Nigdy nie wiemy kiedy przyjdzie się nam pożegnać z tym, co najważniejsze w życiu.
Było już piękne lato. Zbliżały się moje urodziny, a Jumi dostała w końcu zasłużone dwa tygodnie urlopu. Ustaliłam z nimi, że spędzę mój urodzinowy wieczór u moich rodziców z Adamem. Nie chciałam nikogo zapraszać do nas. Nie byłam gotowa na żaden „coming out". Jeszcze nie. Pewnego wieczora, kiedy siedzieliśmy wszyscy razem na tarasie, Jeon podjął temat, który leżał mu na sercu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro