VI.22.
123. Jumi.
Weszłam na egzamin i przywitałam się. Wylosowałam temat do rozmowy i się przestraszyłam. To nie była moja dziedzina. Zaczęłam coś mówić, przypominając sobie, że Anita mi przykazała mówić cokolwiek, a nie milczeć. Nie wiedziałam jednak o czym mam opowiadać. Literatura romantyczna, to nie był mój konik, a Mickiewicza znałam tylko z nazwiska... Wtedy zmieniłam temat:
– Proszę państwa, jestem lekarzem. Nie wiem zbyt wiele na temat literatury... – Wtedy jeden z członków komisji wstał i do mnie podszedł, mówiąc:
– W końcu znalazłem moją wybawczynię. – Zdziwiłam się i nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wtedy go sobie przypomniałam... – Proszę państwa, pani Jumi Lasocki w sierpniu zeszłego roku uratowała nad morzem moją żonę i córkę. Gdyby nie jej poświęcenie, nie wiem jak ta historia by się skończyła. Szukałem jej potem, ale nie pozwoliła sobie nawet podziękować...
– Robiłam to, co do mnie należało – odpowiedziałam. – Jestem przecież lekarzem. A pan nauczył się, że nie należy przesiadywać na ostrym słońcu z kobietą w zaawansowanej ciąży, prawda?
– Tak – przyznał mężczyzna. – Moja żona ma się dobrze, a córeczka niedawno skończyła dziesięć miesięcy. Jestem pani dozgonnie wdzięczny za ratunek.
– A co się stało? – spytał inny członek komisji.
– Żona tego pana była w dziewiątym miesiącu ciąży. Po pobycie na plaży zaczęła krwawić, bo odklejało się łożysko. Trzeba było schłodzić jej brzuch i natychmiast wysłać do szpitala – wyjaśniłam.
– Bardzo dobrze posługuje się pani językiem zawodowym – zauważyła kobieta z komisji. – A jak z codziennym?
– Nie mam z tym problemu. Już dawno nie muszę rozmawiać z mężem i znajomymi po angielsku.
– Dziękuję, moim zdaniem świetnie daje sobie pani radę – powiedziała kobieta.
– Ja już od dawna nie mam wątpliwości – uznał facet, którego poznałam nad morzem.
– Ani ja – wtrącił trzeci członek komisji. – Nie tylko dobrze mówi pani po polsku, ale przede wszystkim doskonale przysługuje się pani społeczeństwu.
Wyszłam z sali egzaminacyjnej sama nie wiedząc, co mam o tym myśleć. Dałam ten egzamin tylko przypadkiem... ale to był szczęśliwy zbieg okoliczności.
Nie chciało mi się nawet o tym opowiadać Adamowi, który wyglądał na zdziwionego. Wróciliśmy do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro